poniedziałek, 20 maja 2013

Chapter 12


Odsunął się ode mnie, a ja pospiesznie zeskoczyłam z blatu. Przełknęłam ślinę, starając się zniwelować przyjemne ciepło w dole mojego brzucha.
- Otworzysz? – Zapytałam podchodząc do zlewu.
Harry mruknął coś w odpowiedzi i wyszedł z kuchni. Odkręciłam korek z zimną wodą i opłukałam twarz, za wszelką cenę chcąc doprowadzić się do porządku. Przecież nie przywitam gości, podniecona jak cholera. Odetchnęłam kilka razy i wymusiłam uśmiech, mimo że byłam naprawdę zdenerwowana tą niezapowiedzianą wizytą.
Naszym gościem okazali się, a jakże, nikt inny jak chłopaki. Pomachałam do nich, poprawiając koszulkę i przeczesałam włosy palcami.
- Co tam? – wykrztusiłam.
Mój głos był zachrypnięty, jakbym od miesięcy nie miała wody w ustach.
- Na stole jest woda, kochanie – powiedział miękko Hazz, a jego głos zabrzmiał niespodziewanie łagodnie.
Zagryzłam wargę i skinęłam głową. Przeszłam do przestronnej jadalni, w której, prawdę mówiąc, stał jedynie wielki stół, osiemnaście krzeseł, barek i jakiś typowo egzotyczny kwiatek, którego nazwy nie potrafiłam wymówić, ale był łudząco podobny do miniaturki palmy. Sięgnęłam po butelkę z wodą, która faktycznie stała na stole i upiłam niewielki łyk. Nie chciało mi się pić, ale musiałam pozbyć się tej chrypki z mojego głosu.
Odstawiłam butelkę i skierowałam się do salonu. Chłopcy siedzieli na kanapie, która była tak wielka, że zmieścili się na niej wszyscy, a jeszcze zostało sporo miejsca. Każdy z nich, bez wyjątku, uporczywie wpatrywał się w telewizor i z wielkim przejęciem komentował mecz. Co rusz któryś z nich podjadał żelki w ogromnej miski stojącej na stole. Zapewne wsypali do niej wszystkie opakowania żelek jakie znaleźli w kuchni.
Nie żebym była za to zła… No skądże.
- Hej – powiedziałam głośno i wyraźnie, starając się aby mój głos przebił się przez wrzeszczącego przekleństwa Hazzę i jęczącego z rozczarowaniem Nialla. – Hej! – Wrzasnęłam w końcu, po kolejnej nieudanej próbie.
- O, hej Candy – Lou uśmiechnął się do mnie szeroko i pomachał mi garścią żelek. – Dobrze, że jesteś – zawołał, a ja na moment się rozczuliłam. No nareszcie ktoś mnie docenia. – Pójdziesz do sklepu? Kupiłabyś piwo – dodał, a ja zmrużyłam groźnie oczy. Świetnie. Po prostu świetnie. – Ale jak nie chcesz, to wiesz… - dodał widząc moje spojrzenie.
- Ubiorę się i pójdę – syknęłam, odwracając się na pięcie. – Bo przecież jestem waszą służącą – dodałam ciszej, gdy już wyszłam z salonu.
*
Wrzucałam do koszyka najpotrzebniejsze rzeczy. Okej, miałam kupić piwo, ale dlaczego nie uzupełnić przy okazji zapasów? Przecież przy Louisie zapasy marchewki schodzą jak ciepłe bułeczki, albo lody w wafelku w upalny, letni dzień.
Sapnęłam, czując jak ktoś na mnie wpadł, przez co rączka od wózka boleśnie wbiła mi się w brzuch.
- Przepraszam – powiedział sprawca, a ja zdębiałam, natychmiast rozpoznając głos. Odwróciłam się, unosząc wysoko brwi, a blondynka otworzyła usta ze zdziwienia. – Och – szepnęła. – Nie poznałam cię… - dodała, spuszczając głowę, a na jej idealnych policzkach pojawiły się rumieńce.
- Nie szkodzi.
Mój ostrożny ton głosu najwyraźniej nie uszedł jej uwadze, bo skinęła tylko głową. Przez chwilę stałyśmy naprzeciwko siebie w zupełnym milczeniu. Nie miałam pojęcia jak zachować się w takiej sytuacji bo, prawdę mówiąc, nigdy się w niej nie znajdowałam.
Ze zdziwieniem zauważyłam, że Taylor nie ubrała się jak rasowa dziwka, a wręcz przeciwnie – zwykłe, sprane dżinsy i bluza ze Spongebob’em zdecydowanie ją odmładzały. Gdybym nie znała jej prawdziwego wieku nie dałabym jej więcej niż dwadzieścia lat, szczególnie, że upięła włosy w niechlujnego koka. Wyglądała całkiem normalnie, jak zwykła nastolatka i w życiu nie powiedziałabym, że to ta sama osoba, która obściskiwała się z moim niby-chłopakiem w korytarzu mojego mieszkania.
- Ja… Chciałam cię przeprosić – powiedziała w końcu. – W gazetach huczało na temat waszego rozstania, a Harry powiedział mi, że już nie jesteście razem. Gdybym znała prawdę na pewno nie pozwoliłabym mu się pocałować – ponownie się zarumieniła, a ja ponownie się zdziwiłam, gdy uświadomiłam sobie, że na jej twarzy nie ma nawet grama makijażu, a i tak wygląda perfekcyjnie.
- Nie ma sprawy – skinęłam głową, nagle nabierając do niej większego szacunku, mimo że na wspomnienie poprzedniej nocy miałam ochotę zwinąć się w kłębek i płakać. – Nic nie kupujesz? – zapytałam nie dostrzegając w jej pobliżu ani wózka z zakupami ani koszyka.
- Och, nie. Przyszłam tutaj, bo paparazzi mnie ścigali – zaśmiała się, a ja po chwili zrobiłam to samo.
Wiedziałam, jak upierdliwi potrafią być fotoreporterzy. Sama uciekałam przed nimi do różnych dziwnych miejsc, więc doskonale rozumiałam Taylor. Sława czasami miała też złe strony, a ja miałam akurat tak wspaniałych fanów, że naprawdę to rozumieli.
- To może w takim razie wpadniesz do nas? Jestem pewna, że Hazz się zdziwi na twój widok – uśmiechnęłam się do niej nieco nieśmiało.
- Z chęcią – pokiwała głową i odgarnęła za ucho zbłąkany kosmyk włosów.
- Okej. To ja tylko zapłacę za te zakupy i możemy iść.
*
- Chłopaki! Wyłączcie ten pieprzony mecz! Mam gościa!
Wrzeszczałam od progu, bo nie byłam do końca pewna, co mogę zastać w salonie. Nie chciałam widzieć nagich striptizerek, które z zapałem kibicowałyby chłopakom wymachując pomponami. I to nie koniecznie tymi, którymi zwykle posługują się czirliderki.
W holu słychać było radosne krzyki chłopaków dochodzące z salonu oraz ochrypły głos komentatora meczu.
- Przepraszam cię za to – mruknęłam do Taylor, która z zaciekawieniem rozglądała się dookoła. – Nie sądziłam, że rozprzestrzeni się to do tego stopnia – dodałam, mając na myśli popcorn walający się po podłodze i szaliki Lakersów porozwieszane po, zapewne, całym domu. Nie zdziwiłabym się, gdyby w salonie latały piłki i koszulki.
- Och, nie ma sprawy. Taylor zachowywał się prawie tak samo jak oni – zachichotała cicho. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, nie bardzo wiedząc o kogo jej chodzi. – Taylor Lautner, chodziłam z nim – wyjaśniła, pomagając mi zanieść zakupy do kuchni.
- Och, nie wiedziałam – uśmiechnęłam się przepraszająco do blondynki. – Raczej nie interesuję się takimi sprawami, Anna-Line robi to wszystko za mnie.
Pokiwała głową ze zrozumieniem, po czym zaczęłyśmy rozpakowywać zakupy. Akurat wkładałam pudełka z lodami do zamrażalnika, kiedy do kuchni wpadł zapłakany Niall.
- Co się stało, blondasku? – zapytałam i przytuliłam go, wywracając oczami ponad jego ramieniem, na co Taylor zachichotała cicho. – Znowu zjedli wszystkie żelki?
Irlandczyk pokiwał głową pociągając nosem, a ja westchnęłam ze zniecierpliwieniem. Zrobili to już milionowy raz, a ja miałam serdecznie dosyć rozwiązywania ich kłótni. Potem mieli do mnie jakieś pretensje, czego nie znosiłam.
Czasami naprawdę brakowało mi Iris, aby mi z nimi pomagała. Robiła to czasem przez telefon, ale to nie było to samo.
- To idź im powiedz, żeby tego nie robili – powiedziałam w końcu w końcu się od niego odsuwając i zabierając się za pomaganie Taylor.
- A ty nie możesz? – Jęknął rozpaczliwie, ale pokręciłam głową, chowając do szafki kilka czekolad. – Ale czeeeemu?
- Bo to twoje żelki, nie moje – wzruszyłam ramionami. – A teraz wybacz, mam gościa – wskazałam na blondynkę, która wpatrywała się z otwartymi ustami w szufladę wypełnioną niezliczoną ilością marchewek.
Blondyn odciągnął mnie za rękę w stronę wejścia do kuchni i nachylił się mi nad uchem. Zaczął coś cicho mruczeć, ale nie bardzo mogłam go zrozumieć przez jego dziwaczny akcent i pociąganie nosem, dlatego walnęłam go lekko w ramię. Westchnął zniecierpliwiony i wywrócił oczami. Dokładnie tak jak ja wcześniej…
- Zaprosiłaś ją tutaj, mimo że wiesz, jakie chodzą plotki o niej i Harry’m?
- Owszem, zaprosiłam ją tutaj, bo coś mi wyjaśniła. A ja chciałabym pogadać z nią i Hazzą. Razem. We trójkę – zagryzłam wargę. – Więc, jakbyś mógł go zawołać… - zasugerowałam nieśmiało.
Niall skinął niechętnie głową i otarł mokre od łez policzki. Ciekałam cierpliwie, kiedy doprowadzał się do porządku, a kiedy wyszedł do salonu podeszłam do blatu i zrobiłam trzy kawy z ekspresu. Taylor usiadła do stołu i przyglądała mi się z zaciekawieniem.
- Nie wyglądasz jakby zdrada Harry’ego zrobiła na tobie duże wrażenie – zauważyła nieśmiało.
- My… przez ostatni czas nie układało nam się najlepiej i… chyba zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Po prostu nigdy nie przyprowadził żadnej dziewczyny do mieszkania, kiedy ja tam byłam – uśmiechnęłam się smutno i postawiłam nasze kubki na stoliku. – Zresztą, wydaje mi się, że już jest w porządku – dodałam nieśmiało.
- Hej, Cands, chcia…
Podniosłam wzrok znad kubka i wbiłam go w Hazzę, który jak oniemiały wpatrywał się w blondynkę siedzącą obok mnie. Jego usta co chwilę otwierały się i zamykały, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Przełknął ślinę i przymknął na chwilę oczy.
- Co ona tu robi? – Zapytał tak cicho, że przez chwilę musiałam wytężyć słuch, aby go usłyszeć.
- Taylor jest moim gościem, Harreh – powiedziałam spokojnie, ale moje ręce drżały. – I tak, chciałam z tobą porozmawiać – skinęłam głową. – Zrobiłam ci kawy.
Wskazałam na czarny kubek, stojący na blacie. Chłopak niepewnie zerknął na Tay i usiadł przy stoliku naprzeciwko mnie. Spojrzał mi w oczy, jakby szukając w nich odpowiedzi, ale mam nadzieję, że nic w nich nie odnalazł.
- Spotkałam dzisiaj Taylor w sklepie, kiedy robiłam zakupy – zaczęłam. – Wpadłyśmy na siebie całkiem przypadkiem – dodałam z uśmiechem błąkającym się na ustach.
- Jeszcze raz… - zaczęła niebieskooka pokrywając się rumieńcem, ale uderzyłam ją lekko w ramię, żeby nie kończyła.
- W każdym bądź razie, powiedziała mi kilka rzeczy, które mnie zainteresowały.
Wstałam od stołu i podeszłam do blatu. Oparłam się o niego, próbując pozbyć się łez, które chciały wypłynąć na moje policzki zupełnie bez powodu. Okej, może trochę bolało mnie to, co podobno powiedział Taylor, ale właśnie po to go tu sprowadziłam. Chciałam dowiedzieć się prawdy, a najłatwiej ją zdobyć w obecności obu stron, które osobno mogą przecież kłamać.
- Powiedz mi prawdę, Harry – odwróciłam się do niego i spojrzałam prosto w jego przerażone oczy.
Zupełnie nie wiedział gdzie podziać wzrok, co spowodowało mocne ukłucie w mojej klatce piersiowej. Zagubiony wzrok to pierwsza oznaka kłamstwa lub poczucia winy. Tak mówili na kursie psychologicznym, który ukończyłam dawno, dawno, dawno temu  w liceum.
- Chcę usłyszeć, że to powiedziałeś.
Plułam sobie w twarz, że mój głos tak mocno drżał. Zupełnie jakbym miała się zaraz rozpłakać, co nie do końca mijało się z prawdą, bo czułam łzy zbierające się znowu w kącikach oczu.
Nie lubiłam płakać przy ludziach, ale odkąd odzyskałam Lou i poznałam jego nowych przyjaciół robiłam to coraz częściej. Nienawidziłam tego uczucia słabości, które pojawiało się, gdy ktoś widział moje łzy, lub zapuchniętą od płaczu twarz i zaczerwienione oczy. Tak, nie wyglądałam zbyt perfekcyjnie w takich sytuacjach.
- Cands… - zaczął, ale przerwałam mu, wiedząc, że prędko się do tego nie przyzna. No cóż, ja poznałam już odpowiedź w jego oczach.
- Po prostu to powiedz – wzruszyłam ramionami. – Doskonale znam odpowiedź, ale chcę to usłyszeć od ciebie. Wiedzieć, że jesteś dokładnie takim skurwysynem jakim się wydajesz – spojrzałam mu w oczy i wiedziałam, że go to uraziło.
Ale akurat teraz nie robiło to na mnie wrażenia. Zbyt dużo razy mnie zranił w ciągu ostatniego miesiąca, abym miała jakieś wyrzuty sumienia w tym momencie. Styles, oprócz Louisa i mojej zdradzieckiej matki, był osobą, która zraniła mnie naprawdę bardzo boleśnie w bardzo krótkim czasie. A dobrze przy tym wiedzieć, że jestem osobą odporną na ból.
- Okej, powiedziałem to, jesteś zadowolona! – Wykrzyknął, wstając na równe nogi, a jego oczy wyrażały tylko i wyłącznie wściekłość. I on jest jeszcze na mnie zły? O, to już przegięcie, jak dla mnie. – Mam nadzieję, bo właśnie zachowałaś się jak pieprzona, zazdrosna suka! – Syknął, a ja poczułam się, jakby uderzył mnie w twarz.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni. Po chwili usłyszałam głośny trzask drzwi. Wpatrywałam się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał Harry. Nie chciałam wierzyć w to, że nazwał mnie pieprzoną suką. Wolałam mieć w pamięci obraz jego olśniewającego uśmiechu i momentów, w których mnie pociesza, niż tą chorą furię w jego oczach i te chwile, kiedy na mnie wrzeszczy.
Przełknęłam łzy, które spłynęły mi po policzkach. Nie wierzyłam…

20.10.2012r, Londyn
Kochany Lou!
Drugi miesiąc.
Drugi miesiąc bólu. Drugi miesiąc rozpaczy. Drugi miesiąc niewiedzy. Drugi miesiąc zagubienia. Drugi miesiąc oczekiwania
W skrócie – drugi miesiąc zupełnej depresji.
Nie pisałam wcześniej – to prawda. Ale nie miałam kiedy, bo odkąd ostatnio wróciłam do cięcia się i picia nikt nie chce zostawić mnie samej choćby na minutę.
Już nawet nie chcę wiedzieć co z nim się dzieje. Bo, znając życie, zupełnie nie obchodzą go moje uczucia, skoro przez tyle czasu nie dał żadnego znaku życia.
Żałuję. Cholernie żałuję, że wtedy przyprowadziłam tę sukę do swojego mieszkania i pozwoliłam się im zobaczyć. Teraz chodzą o nich jakieś plotki, że znowu się spotykają. Ale ja w to nie wierzę… a może po prostu nie chcę wierzyć?
Ale są też plusy, bo wspierasz mnie jak nigdy. Sądzę, że zabiłbyś go, gdyby tylko znowu pojawił się w drzwiach. Jeszcze nigdy tak bardzo nie ceniłam sobie ciebie i Zayna. Tak, o dziwo Zayn jest cholernie dobrym przyjacielem. I mimo tego co przeczytał poprzednio, wierzy że kocham Hazzę. Bo właśnie o to w tym wszystkim chodzi – niepotrzebnie go pokochałam.
I Perrie też jest kochana. Bo, chociaż niedawno ona i Zayn się rozstali, bardzo mi pomaga. Czasem siadamy sobie przed telewizorem i jemy popcorn oglądając smutne filmy i płacząc. Wiesz, że ona też kiedyś pisała pamiętnik? Dałam jej do przeczytania wszystkie listy, bo sądzę, że ona zasługuje na prawdę. Bardzo mi pomaga i rozumie całą tą chorą sytuację.
Liam jest najcudowniejszy. Od początku wierzył w to wszystko i teraz naprawdę mnie wspiera. Danielle tak samo, chociaż ona wiecznie krzyczy, że mam się ogarnąć, bo przystojni chłopcy czekają na takie dziewczyny jak ja. Ale ja nie chcę nikogo innego. Liczy się jedynie ten cholerny dupek, który tak bardzo mnie zranił.
Zraniona, ale wciąż kochająca – C.C.H.

15 komentarzy:

  1. Ryczę...
    Yyyyyyyy...
    Nie wiem dlaczego, ale Tay zawsze jest czarnym harakterem w opowiadaniach :3
    Już myślałam, że będą razem,a tu... Grrr....
    Ona ma być z Hazz!
    Problem w tym, że nie mogę wymyśleć słodkiej ksywki łączącej Hazz i Cands.
    No bo co... Hands?
    Ooooo..... nawet dobre :D
    Cuuuuuuuuuuudnie!
    Właśnie łamię mój szlaban, ale muszę to skomentować <3
    http://youaremydefinitionofhappinesss.blogspot.com/
    Ps. : Gdy zobaczyłam ten list to myślałam, że napiszesz o tym incydencie +16... Hahahah..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Handy! Hahahah, dołączam się do komentarza wyżej. Bo cóż innego miałabym powiedzieć? Powtórzyć, że doprowadziło mnie to do łez? Że czytałam końcówkę ze ściśniętym gardłem? Że gdy skończyłam czytać, tępo wpatrywałam się w tekst, przetrawiając każdą pojedynczą emocję?
      Dobra, i tak to powiedziałam!

      lots of love, xxx
      Cinna

      Usuń
    2. Och! Autorka zdecydowanie jest Handy Shipper <3
      Dużo bardziej mi się to podoba niż "Carry" ;)

      Usuń
  2. Mi również chciało się płakać i chcę, żeby pomiędzy Harrym i Candy w końcu było dobrze:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo... to poczekasz, kochana :D Teraz długo Harry się nie pojawi, a przynajmniej nie we własnej osobie. Chociaż zdradzę, że ja tam jestem "Handy" Shipper <3

      Usuń
  3. O rany, rany, rany! Powiedz, że następny rozdział będzie dużo szybciej, bo ja zdechne z tej niewiedzy!
    Rozdział fantastyczny! Uwieeeeeeeeelbiaaaaaaaaaaam ♥


    http://walk-away-and-stay.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się dodać pod koniec tygodnia, ale może mi coś wypaść, więc nie wiem jak to będzie. Własnie zaczynam próby do poloneza, więc będzie mega rozpierdziel w szkole, a jaszcze piszę scenariusz na zakończenie roku o.o

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. No, co ja mam tu napisać ?
    Zawsze jak wszystko się układa to coś się psuję, to normalne.
    Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział Harry. Wydłubałabym mu oczy. Może by się nauczył, że do dziewczyn się nie przeklina.
    Rozdział cuuuudowny <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      No cóż... z tym Jego przeklinaniem będzie trochę zamętu ;p

      Usuń
  6. Ja też jestem zdecydowanie za Handy Shipper *.* mam nadzieję że oni się pogodzą i ba prawdę będą razem.
    Jak czytałam końcówkę to zaczął mnie brzuch boleć. To wszystko dlatego że tak cudownie piszesz i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału<3
    Proszę napisz go jak najszybciej! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już mówiłam, mam nadzieję, że uda mi się go dodać pod koniec tygodnia.

      Usuń
  7. ja ryczę. ryczę i kwiczę, bo nie mogę zrozumieć postępowania Harrego. Co za gnojek!!!! no jak on w ogóle może!!!! najpierw zdradził ją z Tylorką, a potem jeszcze jakieś wonty do niej ma! jaaa, Boziuu, nieee.
    On ma teraz przyjść do niej i błagać ją na kolanach o przebaczenie, bo go killnę!
    no, i niech będą razem.
    oczywiście Carry/Handy Shipper jestem <33
    czekam na kolejny, dodaj szybko bo zwariuję!
    Pozdrawiam bardzo ciepło,
    Roddie x.x

    zapraszam:
    http://you-laughing-with-snowmen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :D Nie, nie ma tak dobrze ;p
      Rozdział będzie zanim się zorientujesz. A przynajmniej prolog części II

      Usuń