środa, 17 kwietnia 2013

Chapter 9


- Musicie sobie kupić mieszkanie, Cands – powiedziała stanowczo Ann, a ja złączyłam usta w wąską linię i wbiłam wzrok w swoje kolana.
Wiedziałam, że w końcu ten temat wypłynie. W końcu, nie bez powodu poruszyła go, gdy ostatnio nas odwiedziła
- Ann ja… - potarłam twarz dłonią, starając się jakoś skupić. – Nie mogę teraz o tym myśleć. Nasze relacje są teraz bardzo napięte i nie mam...
Kobieta przerwała mi, posyłając w moim kierunku ostre spojrzenie. Zamilkłam, ale skrzywiłam się, okazując swoje niezadowolenie.
- Nie obchodzi mnie to, Christine – pokręciła głową. – W umowie nic nie było o tym, że macie się dogadywać. Ważne, żebyście dobrze odgrywali swoją rolę przed światem.
Podsunęła mi pod nos plik spiętych zszywaczem kartek. Zerknęłam na nie, a potem jeszcze raz na swoją menadżerkę. Ruchem głowy zachęciła mnie, abym wzięła je do ręki.
Przymknęłam oczy i wyrównałam oddech. Przysunęłam bliżej siebie dokumenty i pobieżnie je przejrzałam. Jak się okazało, była to umowa na kupno mieszkania na obrzeżach Londynu. Zmrużyłam oczy, ale sięgnęłam po długopis. Nawet nie przeglądając tego, co tam napisali, złożyłam podpis w wyznaczonym miejscu i zwróciłam dokumenty mojej menadżerce.
Kobieta posłała mi karcące spojrzenie i uniosła brwi. Wzruszyłam ramionami i wbiłam wzrok w widok za oknem. Ann westchnęła, ale zignorowałam to. Ostatnio naprawdę ciężko nam się było dogadać i bardzo mnie to martwiło.
- Słuchaj skarbie, w tym biznesie nie ma miejsca na wrażliwość, czułość, emocje – wymieniała na palcach. – A ty? Ty jesteś ich uosobieniem.
Spięłam się, zaciskając dłonie w pięści. Wiedziałam do czego prowadzi ta rozmowa i ani trochę mi się to nie podobało.
- Candy, kiedyś musisz wybrać, rodzina albo kariera. Może jeszcze nie dzisiaj, może nie jutro, czy za dwa tygodnie. Ale kiedyś na pewno – spojrzała mi prosto w oczy. – Show biznes jest bezlitosny i wiedziałaś o tym, kiedy podpisywałyśmy umowę, pamiętasz?
Wstałam z fotela i najzwyczajniej w świecie wyszłam z gabinetu. Wiedziałam, że kiedyś wybór stanie się koniecznością. Miałam jednak nadzieję, że będę w stanie odwlec go w czasie jak najbardziej. Jak na razie, zbliżał się on nieubłaganie, ale ja nie byłam gotowa. Zupełnie…
*
Siedziałam właśnie w swoim nowym mieszkaniu w Londynie. Znaczy, nie tylko moim – Harry też miał w nim mieszkać, ale czy tak będzie, to nie wiem, bo przez ostatnie dwie noce nie zagościł z naszym łóżku. Nie wiem też czy się z tego cieszył, czy nie, bo od dnia w którym bardzo namiętnie się kochaliśmy stał się jakiś taki… dziwny.
Niby traktuje mnie tak samo, ale inaczej. Nie potrafię tego dokładnie wytłumaczyć.
Przede mną pojawił się znikąd kubek z parującą herbatą. Uśmiechnęłam się przyjaźnie w stronę chłopaka i czekałam aż usiądzie w fotelu naprzeciwko mnie. Kiedy już to zrobił, rozstawił szeroko nogi i oparł łokcie na kolanach, po czym złączył dłonie.
Tak, wreszcie postanowiłam bardzo poważnie z nim porozmawiać. Po prawie dwóch tygodniach, ale przecież czas akurat nie jest teraz najważniejszy. A przynajmniej według mnie.
- Candy, ja… - zaczął w tym samym momencie, w którym ja powiedziałam „Hazz, chyba…”.  Zagryzłam wargę, aby powstrzymać cisnący mi się na usta uśmiech i poczułam metaliczny smak krwi w ustach. – To może zacznij – zaproponował, a ja nieśmiało skinęłam głową.
Nie mam pojęcia, skąd nagle pojawił się ten dystans między nami. Miałam wrażenie, że muszę uważać na słowa, bo powiedzenie czegoś głupiego mogłoby spowodować, że zacznie się ze mnie śmiać. A przecież nie jest miło, kiedy ktoś, kto jest dla ciebie ważny się z ciebie śmieje, prawda?
- Chyba powinniśmy sobie coś wyjaśnić, Hazz – szepnęłam wpatrując się w ciemny napój, który trzymałam w dłoniach. – Nie wiem co się z tobą stało po tamtej nocy, ale bardzo chciałabym wiedzieć – podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy, starając się coś z nich wyczytać. Niestety były dla mnie równie nieprzeniknione, jak przez ostatnie dwa tygodnie.
Chłopak zamyślił się, a ja nie spuszczałam wzroku z jego skupionej twarzy. Zmarszczył brwi i nos, zmrużył oczy, po czym westchnął i odchylając się do tyłu potarł dłońmi twarz.
- Przepraszam, Christie – powiedział i wstał. Zaczął krążyć po pokoju, a ja ponownie skupiłam całą swoją uwagę na kubku z herbatą. – Chciałbym ci to wyjaśnić, ale… - zawahał się. Potem zaczął wyrzucać z siebie nieskładne zdania z prędkością karabinu maszynowego, a ja musiałam się porządnie skoncentrować, żeby cokolwiek zrozumieć. – Widzisz… Tamta noc była bardzo ważna. Było wprost cudownie, ale nie mogłem się pozbyć wrażenia, że trochę się pospieszyliśmy, że ty wcale tego nie chciałaś. Nie myśl, że nie zauważyłem, że to był twój pierwszy raz – spojrzał na mnie przelotnie, a ja spłonęłam rumieńcem. – Zauważyłem. Potem nie spałem prawie całą noc, widziałem, że ty też. Ale nic nie mówiłem, nie chciałem, żebyś poczuła się, jakbym na ciebie naciskał. Potem w ogóle o tym nie wspominałaś, a ja zupełnie nie wiedziałem co myśleć. No bo, dla mnie to naprawdę dużo znaczyło i po prostu zastanawiałem się, czy dla ciebie też – zakończył, a potem odetchnął głęboko i spojrzał mi w oczy.
Siedziałam z lekko rozchylonymi ustami, zupełnie nie wiedząc jak zareagować.
Jezu! Jaką ja byłam idiotką, że tamtej nocy nic nie powiedziałam! Poza tym, że nie wiedziałam nic o tym, że zauważył, że byłam dziewicą. Było mi tak strasznie wstyd, że mogłam w ogóle pomyśleć, że mu się nie podobało i dlatego nic nie mówił.
Odstawiłam kubek na stolik i podeszłam do chłopaka. Spojrzał na mnie zdziwiony, a ja po prostu go przytuliłam i westchnęłam cicho, wdychając jego znajomy zapach. Tak mi tego brakowało. Tego poczucia bezpieczeństwa jakie mi dawał samą swoją obecnością. Uśmiechnęłam się nieznacznie w jego tors.
- Mogę teraz ja coś ci powiedzieć?
Odchyliłam się do tyłu, spoglądając na jego zarumienioną twarz. Zdziwiłam się, widząc świecące się, zielone oczy. To znaczy, zawsze wiedziałam, że są zielone, ale nigdy jeszcze nie widziałam w nich tyle radości i strachu jednocześnie. Skinęłam głową, zachęcając chłopaka do mówienia, a on wziął głęboki wdech i odsunął się ode mnie o dwa kroki.
- Cands, ja chyba…
Drzwi mieszkania otworzyły się z hukiem i po całym mieszkaniu rozniósł się radosny śmiech chłopaków. Westchnęłam i wywróciłam oczami.
Nie mieszkali tutaj, ale wiedziałam, że będą bardzo częstymi gośćmi.
- Później dokończymy – pokręciłam głową i uśmiechnęłam się do wyraźnie przygnębionego Stylesa. Pokiwał głową, a ja stanęłam na palcach i szybko musnęłam jego usta, a jego twarz natychmiast się rozpogodziła. – Chcecie coś do picia? – Zapytałam, zanim chłopaki zdążyli chociażby zdjąć buty.
- I jedzenie! – Wykrzyknął Niall, wpadając do kuchni z szerokim uśmiechem
- Właśnie – mruknęłam, kiwając głową. – I jedzenie. Ciasteczka mogą być? – Uśmiechnęłam się, wskazując na stojący na stole talerz.
*
Stałam na środku salonu nie mogąc zrobić nawet najdrobniejszego ruchu. Moje oczy były szeroko otwarte, łzy ściekały mi po policzkach. Z trudem łapałam powietrze.
Na kanapie siedział Zayn. Miał nieprzeniknioną minę i wpatrywał się we mnie z wyraźnym zaciekawieniem. Obok niego stało ogromne, czerwone pudełko, wypełnione po brzegi papierami. Niektóre z nich walały się na szklanym stoliku i podłodze.
Zakryłam usta dłonią, nie wiedząc do końca co to oznacza. Jednak nasuwał mi się tylko jeden wniosek – Zayn przeczytał wszystkie moje listy do Louisa.
- To jak, Christine? Powiesz mi, co to wszystko ma znaczyć?

Doncaster, 27.08.2010
Kochany L!
Dzisiaj po raz pierwszy sama zadałam sobie ból. Doszłam do wniosku, że on jest dużo lepszy niż ten psychiczny. Przynajmniej go zagłusza…
Ale Ty tego nie rozumiesz. I nigdy Ci się to nie uda. Bo Ty mas teraz swoich niepowtarzalnych przyjaciół, sławę i fanów. Już nie istnieje dla Ciebie ktoś taki jak Christine Candice Haimitch. Bo teraz jesteś WIELKĄ PIEPRZONĄ GWIAZDĄ POP!
Doncaster, 19.03.2011
Kochany L!
Przeprowadzamy się. Nie wiem czy się cieszyć, czy nie, ale rodzice mówią, że tak będzie dla mnie lepiej. Nie wiem co się teraz stanie. Podobno w Holmes Chapel nie ma żadnych klubów, blisko mojego domu. Jak ja przeżyję tyle bez alkoholu?
Mam nadzieję, że dam radę. Twoja mama bardzo mnie wspiera. Jej też brakuje syna.
Holmes Chapel, 4.04.2011
Kochany L!
Iris jest naprawdę cudowna, ale nie wie co to znaczy stracić najważniejszą osobę w swoim życiu. Nie rozumie, dlaczego się tnę i dlaczego proszę ją, aby podkradała alkohol z barku swoich rodziców. Moi już zamykają go na klucz.
Są strasznymi egoistami. Gdybyś tu był, na pewno byś mnie poparł. Ale w sumie, gdybyś tu był, nie musiałabym tego robić. Dlaczego Cię tu nie ma?!
Holmes Chapel, 10.05.2011
Kochany L!
Dostałam niepowtarzalną szansę, ale muszę z tym wszystkim skończyć. Myślisz, że dam radę? Iris mówi, że na pewno, ale ja nie jestem pewna. Strasznie się boję, LouLou. Tak potwornie się boję…
Los Angeles, 30.06.12
Kochany L!
Jutro spotykam się na plaży z Harry’m. To tam oficjalnie staniemy się parą. Mam co do tego wszystkiego mieszane uczucia. Wiem, że on nie może Wam nic powiedzieć, bo stalibyśmy się mniej wiarygodni w udawaniu tego całego związku. Mam cichą nadzieję, że sam się dowiesz… oraz, że nas zrozumiesz.

Przed oczami przelatywały mi najgorsze listy. Te, w których obrażałam Lou, w których mówiłam o swoich uczuciach, w których mówiłam o swoich problemach… W których mówiłam o tym, że ja i Harry nie jesteśmy tak naprawdę parą.
- Ja… - powiedziałam cicho, a mój głos brzmiał jak pocieranie łyżką o tarkę. – Zayn, ja wszystko mogę wytłumaczyć – szepnęłam.
- W to nie wątpię – pokręcił głową. – Może na początek – podniósł kilka kartek z pudełka i pobieżnie je przekartkował. Miałam ochotę odgryźć mu rękę za to, że w ogóle ich dotyka, ale pewnie pogorszyło by to moją, i tak beznadziejną, sytuację. – Co to w ogóle jest? – wrzucił listy z powrotem do pudełka.
Przełknęłam ślinę i przetarłam mokre od łez policzki. Pociągnęłam nosem i mocniej naciągnęłam na dłonie rękawy swetra.
- To coś w rodzaju mojego pamiętnika. Tylko że ja zwierzam się Lou. Wiesz, kiedyś był moim przyjacielem i…
- Zrozumiałem – warknął nawet na mnie nie patrząc. – Naprawdę cię lubiłem, Candy. Perrie uważała, że jesteś bardzo szczerą – zerknął na mnie przelotnie, przeglądając kolejne strony – uczynną i miłą osobą. Prawdę mówiąc, ja też tak sądziłem. Ale potem znalazłem to. I zwątpiłem we wszystko co wiem o ludziach. „Nie wierzę w miłość. Ona nie istnieje. Jest tylko ból i cierpienie. Nawet przyjaźń wydaje mi się w tej  chwili czymś ulotnym i całkowicie odległym” – przeczytał. – Niezłe.
- To nie tak Zayn, byliśmy całkowicie szcze…
- Szczerzy? – Uniósł brwi, a potem roześmiał się ironicznie. – Nie wątpię – położył nogi na stoliku. – Skłamaliście nam w żywe oczy, Christine. Mówiliście o tym, jak bardzo się kochacie, że znacie się już od paru lat i byliście naprawdę dobrymi przyjaciółmi, a tu co? Dowiaduje się, że poznaliście się całkiem niedawno.
Po moich policzkach spłynęło jeszcze więcej łez. Nie miałam pojęcia co powiedzieć, jak się bronić. Owszem, to co powiedział mulat było prawdą, ale miałam wrażenie, że przed tym jak uprawialiśmy z Hazzą seks coś w naszych relacjach stało się… prawdziwsze. Że to nie były tylko sztuczne pocałunki.
Usłyszałam trzask otwieranych zamykanych drzwi i otarłam policzki z łez, co i tak nic nie dało.
W salonie pojawił się Styles. Miał nieciekawą minę, ale nie wydawał się jakoś bardzo przygnębiony. Kiedy zobaczył cały bałagan, Zayna, który uśmiechał się do mnie sarkastycznie i moją zapłakaną twarz – całkowicie zdębiał.
- Co się stało? – Zapytał i musnął od niechcenia mój policzek. Natychmiast odsunęłam się od niego na kilka kroków i odwróciłam wzrok. – Candy?
- Nie musisz udawać, że się nią przejmujesz stary – mruknął Malik. – Doskonale wiem, że wasz związek to fake, mnie nie oszukasz.
- Co?!
- Twoja ukochana – Zayn podkreślił ostatni wyraz – prowadziła coś w rodzaju pamiętnika. Wszystko w nim opisała – wzruszył ramionami, a z moich ust wydostał się głośny szloch, który od dłuższego czasu próbowałam zdusić, zakrywając usta dłonią.
- Przepraszam, Harry – wyszlochałam patrząc na chłopaka. – To nie miało tak być, nikt miał się o tym nie dowiedzieć.
Kędzierzawy tylko skinął głową, po czym zdecydowanym krokiem podszedł to swojego przyjaciela. Ten wstał i posłał mi ironiczny uśmieszek. Mina Stylesa pozostała jednak nieprzenikniona, a po chwili uniósł zaciśniętą pięść i z całej siły uderzył nią Malika w twarz. Otworzyła szeroko usta i cofnęłam się o krok do tyłu, nie mogąc uwierzyć w to co zobaczyłam i usłyszałam. Zayn przeklął głośno i skulił się, łapiąc za zraniony policzek.
- Nie wiesz wszystkiego, Malik – syknął Harry. – I nigdy więcej nie dotykaj rzeczy mojej dziewczyny, jasne?
Odwrócił się w moją stronę i zlustrował mnie wzrokiem. Jego oczy były zupełnie puste. Nic nie mogłam z nich wyczytać. Po chwili zacisnął usta w wąska linię i wybiegł z domu trzaskając drzwiami. Zagryzłam wargę i spojrzałam na Zayna, który siedział skulony na podłodze i trzymał się za rozcięty policzek, po którym ściekała cienka strużka krwi. 

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Chapter 8


- Annie! – zawołałam, gdy tylko kobieta przekroczyła próg domu. 
Wymusiłam uśmiech i przytuliłam kobietę. Chłopcy powtórzyli mój gest, ale jakby trochę mniej entuzjastycznie. Kiepscy z nich jednak by byli aktorzy. 
Kiedy powiedziałam im dzisiaj rano, że około dziesiątej zjawią się u nas nasi menadżerowie, po całym domu rozległ się zbiorowy jęk. Jedynie Danielle się ucieszyła, bo stwierdziła, że chce poznać moją menadżerkę. Perrie nie była szczególnie zachwycona spotkaniem z Paulem, z którym podobno zawsze się kłóci, ale potem zaczęła się śmiać i wyciągnęła Zayna na zakupy. Nawet nie zjedli śniadania, tak jej się spieszyło. 
Zaprosiłam naszych gości do salonu i wysłałam Harry’ego żeby zrobił im herbaty i przyniósł ciasteczka, które wczoraj wspaniałomyślnie upiekł. Oczywiście na początku śmiałam się z niego i zagroziłam, że będzie sprzątał kuchnie jak nabrudzi. No, a potem zjadłam jedno i umarłam. 
Tak, to były najpyszniejsze ciastka jakie kiedykolwiek jadłam. 
- Skarbie, powiedz mi – menadżerka nachyliła się w moją stronę, a ja wywróciłam oczami i udałam zaciekawienie tym co do mnie mówi – kiedy planujecie ze swoim chłopakiem kupno jakiegoś mieszkania w Londynie? 
Moje brwi automatycznie podniosły się do góry, a usta rozchyliły w zdziwieniu. 
Powoli analizowałam z głowie słowa Anna-Line, ale mój mózg jakby je odrzucał. Zupełnie nie rozumiałam, o co jej chodziło. Jakie znowu mieszkanie w Londynie?
Do tej pory zazwyczaj nigdzie się nie zatrzymywałam na dłużej niż półtora miesiąca, przez moje liczne wywiady, koncerty i trasy. Zwyczajnie nie miałam takiej szansy, chociażby nie wiem jak mi się podobało w danym mieście – nie miałam jak zostać. A tu nagle moja menadżerka wyjeżdża mi z mieszkaniem w Londynie. 
- Jeszcze tego nie omawialiśmy, prawda Hazz? – Zapytałam chłopaka, który akurat wszedł do pokoju z tacką pełną ciasteczek oraz trzema kubkami parującej herbaty. 
- Ale co? – Styles zmarszczył brwi siadając obok mnie i wyłączając telewizor, bo Louis jak zwykle miał w nosie nasze rozmowy biznesowe i ważniejszy był dla niego nowy odcinek iCarly. 
- Ej! – oburzył się Tommo, a ja uśmiechnęłam się i pokręciłam z politowaniem głową. Chłopcy naprawdę czasem zachowywali się gorzej niż dzieci. Ale potrafiłam im to wybaczyć, chyba żeby rzucali mi w twarz budyniem. 
No przepraszam, ale budyniem się w ludzi nie rzuca… 
- Annie pytała Cands, kiedy zamierzacie kupić sobie jakieś wspólne mieszkanie w Londynie – poinformował swojego przyjaciela Niall, naturalnie już zaczynając wyjadać wszystkie ciastka. 
Westchnęłam i podsunęłam po pod nos swój kubek z herbatą wiedząc, że pewnie zaraz by nas błagał o coś do picia. Kiedy się do mnie uśmiechnął zrobiłam z dłoni serduszko i cmoknęłam do niego, śmiejąc się cicho. Blondynek natychmiast pokrył się uroczym rumieńcem i odwrócił wzrok. 
- No to faktycznie – kędzierzawy skinął głową, roztrzepując przy tym swoje loczki – nawet chyba o tym nie myśleliśmy. 
Moja menadżerka skarciła nas wzrokiem, chociaż ja nawet nie wiem za co. Paul mruknął jakieś ciche przeprosiny i wymknął się do łazienki. Ja jednak sądziłam, że po prostu chciał uniknąć dalszej części tej niezręcznej rozmowy. Oparłam się o oparcie kanapy wyciągając nogi do przodu i krzyżując je w kostkach. Harry nerwowo splatał i rozplatał palce u rąk, co chwila zerkając na Annie, która uważnie lustrowała nas wzrokiem. 
- A co tam u was? – zwróciła się po chwili do Nialla i Louisa. 
Zacisnęłam zęby zastanawiając się gdzie, do jasnej cholery, podziewają się Liam i Danielle. Podczas gdy chłopaki żywo rozprawiali o nieuchronnie zbliżającym się powrocie do Londynu, ja nerwowo stukałam palcami lewej dłoni o udo, prawą natomiast zaciskając w pieść. 
- Pójdę do kuchni po coś do picia – westchnęłam i wstałam z kanapy, po czym udałam się do wspomnianego pomieszczenia, w celu nawilżenia mojego zaschniętego ze stresu gardła.
- Przynieś mi coli! – zawołał za mną Lou błagalnym tonem małego chłopczyka. 
- Pieprz się Tomlinson, nie jestem niczyją służącą – poinformowałam go równie przesłodzonym tonem i sięgnęłam na górną półkę po mały kartonik z soczkiem o smaku multiwitaminy. Wbiłam rurkę w odpowiednie miejsce i pociągnęłam łyczek. Wróciłam do salonu i uśmiechnęłam się uroczo do Tommo, który gdy mnie ujrzał zrobił obrażoną minę i odwrócił się do mnie tyłem, opierając się plecami o szklany stolik. – Też cię kocham LouLou – mruknęłam cicho siadając na kanapie. 
Szatyn natychmiast odwrócił się twarzą w moją stronę, a ja dostrzegłam w jego oczach łzy, które po chwili spłynęły po policzkach. Spanikowana, że powiedziałam coś co go uraziło ścisnęłam mocniej kartonik z sokiem, a napój wytrysnął przez słomkę zalewając mi całą bluzkę i spodnie. 
- Fuck – syknęłam i odstawiłam opakowanie na podłogę.
- Christine! – skarciła mnie natychmiast Ann, ale zignorowałam ją, dalej uparcie wpatrując się w Louisa. 
Wstałam i podeszłam do niego. Uklękłam na podłodze i objęłam go, co on, oczywiście, odwzajemnił, zupełnie nie przejmując się moim mokrym ubraniem. 
- Już dawno nikt nie powiedział do mnie LouLou – szepnął, a mi ze wzruszenia po policzkach pociekły gorące, słone łzy. Mocniej wtuliłam się w Tomlinsona, szlochając głośno.
- Matko, ogarnijcie się trochę, co? – Anna-Line, jak zwykle w takich sytuacjach, wykazała się całkowitym brakiem empatii. 
Oczywiście, nie ma to nic wspólnego z tym, że jest ona zimna jak ze stali i nie ma żadnych uczuć. Powiedzenie tego było prawdziwym grzechem, bo kiedy tylko obcy jej ludzie znikali za zakrętem moja menadżerka stawała się ciepłą kluchą. Kiedy miała wokół siebie zaufane osoby potrafiła wzruszyć się na najgłupszej komedii romantycznej. 
Odsunęłam się od Lou i oblizałam usta. Na języku natychmiast poczułam słony smak swoich łez. Pociągnęłam nosem i z powrotem usiadłam na kanapie obok Hazzy, który niemal błyskawicznie objął mnie ramieniem i przygarnął do siebie. 
- Ann – powiedział, a kobieta natychmiast na niego spojrzała – chyba na was już czas…
- Niewychowany bachor – mruknęła w jego stronę moja menadżerka, a ja zachichotałam cicho. 
~(Ten fragment jest sceną erotyczną. Nie odpowiadam za zmiany w psychice po przeczytaniu go)~
Leżałam bokiem na łóżku przytulając się do chłodnej poduszki i rozmyślając nad dzisiejszym dniem. 
Było już dobrze po drugiej nad ranem i wszyscy oprócz mnie smacznie spali. Zaczynam się zmieniać w jakąś istotę nocy i wcale nie żartuję.
Okazało się, że Danielle i Liam towarzyszyli Perrie i Zaynowi w dzisiejszym buszowaniu po sklepach i zupełnie wyleciało im z głowy, że nasi menadżerowie mają złożyć nam wizytę. Kiedy wrócili około piętnastej, Ann i Paula już nie było. 
Poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu i składa delikatne pocałunki na moim odkrytym ramieniu. Wstrzymałam oddech, a po chwili zmrużyłam oczy z rozkoszy. 
- Mam nadzieję, że tym razem nikt nam nie przeszkodzi – wyszeptał Harry zachrypniętym głosem.
- Myślałam, że śpisz – uśmiechnęłam się i odwróciłam twarzą do niego. 
- Bo spałem – mrugnął do mnie, a ja wywróciłam oczami i nachyliłam się, aby go pocałować. 
Jego usta zetknęły się z moimi, a ja jak zawsze miałam wrażenie, że między naszymi ciałami przeskakują iskry. Położyłam mu dłoń na policzku i pogłębiłam pocałunek, siadając okrakiem na jego biodrach. Rozchyliłam usta, a jego język natychmiast zetknął się z moim. Usłyszałam jęk rozkoszy i uśmiechnęłam się delikatnie. Przeniosłam się z pocałunkami na jego szyję oraz umięśniony tors i z satysfakcją zaobserwowałam, jak klatka piersiowa Stylesa zaczyna pracować w dużo szybszym rytmie niż poprzednio. Kiedy dotarłam do linii jego bokserek zawahałam się, jednak tylko przez chwilę. 
Mimo wszystko Hazz to zauważył. Uniósł się na łokciach patrząc na mnie uważnie spod rzęs. 
- Na pe… Och mój Boże – jęknął, gdy wsunęłam dłoń w jego bokserki przerywając mu. Uśmiechnęłam się i ściągnęłam z niego bieliznę, zostawiając go zupełnie nagiego. Musnęłam opuszkami palców jego członka, a chłopak zadrżał z rozkoszy. – Christine, błagam – wyszeptał zaciskając dłonie na prześcieradle. 
- O co mnie błagasz, Harry? – Zapytałam składając delikatne pocałunki na jego przyrodzeniu, które było już w stanie erekcji. Kędzierzawy zagryzł mocno wargę spinając wszystkie mięśnie, a ja kontynuowałam pieszczotę. – O co  mnie błagasz? – Powtórzyłam.
Nie było mi dane się dowiedzieć, ponieważ chłopak pociągnął mnie do góry za ramiona i zachłannie wpił się w moje usta. Westchnęłam mimowolnie, kiedy włożył rękę pod moją bluzkę, a po chwili ściągnął ją, dotykając wrażliwej skóry na piersiach. Wplotłam dłonie w jego włosy, pogłębiając pocałunek, a po chwili moja lewa dłoń rozpoczęła wędrówkę po umięśnionym torsie mojego niby-chłopaka. Harry włożył palce w moje majtki, a po chwili pieszczenia mnie, delikatnie, aczkolwiek stanowczo wsunął się we mnie dwoma palcami. Poczułam jak uśmiecha się z satysfakcją, kiedy mój oddech przyspieszył, a z ust wydostały się ciche przekleństwa. 
Zdjął ze mnie bieliznę i odrzucił ją chyba w najdalszy kąt pokoju. Przełknęłam głośno ślinę, gdy poczułam jak twardy penis Stylesa ociera się o mnie w równym tempie. 
- Hazz – westchnęłam błagalnie wiedząc, że chłopak najzwyczajniej w świecie się ze mną droczy. 
Wbiłam mocno paznokcie w jego plecy, kiedy powoli we mnie wszedł. Jęknęłam cicho tuż przy jego uchu, a kędzierzawy zadrżał. Ruchy jego bioder z każdą chwilą stawały się coraz bardziej stanowcze. Co chwila złączałam swoje usta z jego, by po chwili przerywać pocałunek, aby zaczerpnąć powietrza. 
Moje ciało lepiło się od potu, a wilgotne włosy przyklejały się do czoła i policzków.
Ponownie złączyliśmy wargi w namiętnym, pełnym pasji i pożądania pocałunku. Widziałam jak za mgłą, a wszystko co nie było Harry’m, w tej chwili wydawało mi się zupełnie bez znaczenia. Byliśmy tylko my i sposób, w jaki idealnie do siebie pasowaliśmy, jednocześnie będąc zupełnie różni. 
Moim ciałem wstrząsnął dreszcz, a w brzuchu rozlało się przyjemne ciepło. Wydałam z siebie głośny krzyk, a moje plecy zapewne wygięłyby się w łuk, gdybym nie była przygniatana przez swojego kochanka. 
Styles jeszcze przez chwile poruszał się w mnie szybko i pewnie, a po chwili jego ciepła, lepka sperma znalazła się we mnie. Dopiero wtedy chłopak opadł, zmęczony, obok mnie.
~*~
Kiedy rano siedziałam na blacie w kuchni w domu było nienaturalnie cicho. Upiłam łuk kawy bezmyślnie wpatrując się w ścianę przed sobą. Nie miałam nic do roboty. 
Talerze z kanapkami i szklanki z sokami stały na stole już od dobrych dwudziestu minut. Była siódma rano, żaden z członków zespołu nie wstawał tak wcześnie i tyczyło się to również ich dziewczyn. Ja najzwyczajniej w świecie nie mogłam spać. 
Hazz usnął po niecałych dziesięciu minutach, a ja niespokojnie kręciłam się z boku na bok, co chwila odkrywając się i nakrywając kołdrą. Około szóstej poddałam się i wstałam po cichu, nie chcąc nikogo obudzić. Ubrałam się w czystą bieliznę oraz satynowy szlafrok i zeszłam na dół przygotować śniadanie. 
Usłyszałam kroki na schodach i zmarszczyłam brwi, po czym zerknęłam na zegarek stojący obok kuchenki. Za piętnaście ósma. Chyba trochę się zamyśliłam. 
Do kuchni wszedł potargany Styles, w zupełnym nieładzie i Louis, który wyglądał jakby coś go zmieliło, przeżuło, napoiło alkoholem i wyrzuciło do rowu. Miał na sobie pogniecione wczorajsze ubrania i najwyraźniej nawet się nie wykąpał, bo troszeczkę od niego zalatywało. 
Ten pierwszy podszedł do mnie i lekko zaspany złożył krótki pocałunek na moim policzku, po czym usiadł przy stole i położył na nim głowę. 
- Jak się spało? – Zapytałam beznamiętnie zeskakując z blatu. 
Wylałam do zlewu zimną już kawę i odwróciłam się w stronę chłopców. 
Tommo usiadł na podłodze i odchylił głowę do tyłu, opierając ją o szafki. Uniosłam brwi i przekrzywiłam głowę. 
- Okej BooBear, dosyć tego – powiedziałam wylewając na niego szklankę wody. Chłopak poderwał się na nogi jak oparzony i spojrzał na mnie jak na kosmitkę. – Gadaj co się stało, bo nie zamierzam sama zgadywać. 
- Eleanor powiedziała mi, że to koniec. Koniec wszystkiego – szepnął, a jego otwarte szeroko oczy wypełniły się łzami. 
Zamrugałam kilkakrotnie wpatrując się w niego i nie do końca łapiąc o co chodzi. Po chwili zagryzłam wargę i przytuliłam go mocno wiedząc, że to będzie chyba najtrudniejszy okres w jego życiu. Elle była dla niego wszystkim i wiedziałam to, nawet nie będąc przy nim. 
Kiedy Louis kogoś kochał można to było zobaczyć od razu. Jego usta rozjaśniał uśmiech, a oczy iskrzyły się radośnie całą dobę. Nawijał jak katarynka nawet  jeśli nikt go nie słuchał. 
- Stary, ale jak to? – Zająknął się Harry podchodząc do nas, już całkowicie przytomny. 
- Styles, zamknij się – mruknęłam, gładząc szatyna po plechach. – Już jest dobrze LouLou, wszystko się wyjaśni. 
- Ale ja nie rozumiem – jęknął żałośnie kędzierzawy, a ja zganiłam go tylko spojrzeniem, nie chcąc na niego naskakiwać w obecności płaczącego Lou. – Przecież ona go kochała. 
- Styles zamknij ryj! – krzyknęłam, gdy po raz kolejny powiedział jakiś głupi komentarz, po którym Tomlinson zaczął jeszcze bardziej szlochać. 
- Ładnie to tak do swojego chłopaka? 
Odwróciłam głowę w stronę wejścia do kuchni, w którym stała pozostała trójka One Direction ze swoimi dziewczynami oraz, w jednym wypadku, paczką chipsów paprykowych. 
- Może i nieładnie Dan, ale facetów trzeba trzyma krótko – wzruszyłam ramionami, wypuszczając Tommo ze swoich objęć, a chłopak natychmiast wtulił się w swojego przyjaciela, który objął go niezdarnie i zaczął mruczeć do niego jakieś pocieszające gadki. Danielle podeszła do mnie i oparła się o blat tuż obok mojej osoby. 
Popatrzyłam na nią i natychmiast zrozumiałam, że już wiedziała. Nie raz słyszałam o tym, że Perrie, Eleanor i Dan są przyjaciółkami, ale nigdy nie wiedziałam do końca co o tym sadzić. Teraz już wiedziałam. 
Pezz podeszła do nas i stanęła po mojej drugiej stronie. Wymieniła z Zaynem porozumiewawcze spojrzenie, a mulat zabrał swój talerz ze śniadaniem i wyszedł do salonu, a po chwili włączył telewizor. Liam spojrzał na swoją dziewczynę i podążył za swoim przyjacielem, niemal ciągnąc ze sobą Nialla, który nawet nie bardo się opierał. 
- Lou – powiedziała Danielle łagodnym, delikatnym głosem – oboje wiemy, że Eleanor była wyjątkowa i nawet nie ma co zaprzeczać – szatyn spojrzał na nią w miarę spokojnie, ale po jego bladych policzkach nadal ściekały łzy. – Ale może ona nie była tą, z którą spędzisz resztę życia. Była niesamowita, fakt, ale.. 
- Zostawiła cię – dokończyła Pezz, widząc, że jej przyjaciółka się zawiesiła. – Pomyśl, która normalna dziewczyna zostawiłaby tak fantastycznego chłopaka? – uniosła brwi z lekkim uśmiechem.
- Fakt, nie da mi się oprzeć – Louis pociągnął nosem i przeczesał włosy palcami. 
- Widzisz? – uśmiechnęłam się. – A teraz idź się umyj, bo trochę śmierdzisz – dodałam i klepnęłam go w tyłek. – Tylko szybko, Niall jest głody a chlebek się skończył.

Holmes Chapel, 29.07.2012
Kochany L!
Wszystko staje na głowie. Zastanawiam się, jaki to wszystko ma sens, ale jak na razie, nie widzę żadnego. Boję się. Tak strasznie się boję, chociaż nawet nie wiem do końca czego. Potrzebuję przyjaciela. Potrzebuję Ciebie.
Ale wszystko robi się coraz bardziej pogmatwane. Ty i Eleanor (najlepsza para pod słońcem, zaraz za Liamem i Danielle) to zamknięty rozdział. Może jest jeszcze cień szansy, że do siebie wrócicie, ale osobiście raczej bym na to nie liczyła. W końcu przespałam się z Harry’m i nie wiem jak nasz związek będzie dalej wyglądał, bo nie czuję się z tym dobrze. Mam wrażenie, że…
Okej, nie zaprzeczam – bardzo mi się podobało i może to dziwne, że Ci o tym piszę, bo w końcu jesteś chłopakiem, ale jakieś dziesięć minut później byłam gotowa powtórzyć to jeszcze raz… i jeszcze, i jeszcze, i jeszcze raz. Ale potem poczułam się brudna. 
Na wszystkich filmach to jest bardzo romantyczne, wiesz, namiętny seks, najlepszy orgazm w życiu i te magiczne słowa – „kocham cię”, bla, bla, bla „ja ciebie też” i żyli długo i szczęśliwie. U nas tego nie było. Do cholery, on nawet nie powiedział mi, czy mu się podobało czy nie! Po prostu odwrócił się i zasnął. Nawet mnie nie przytulił. 
Tak, masz racje – dupek. 
Ale nie mów tak, bo się obrazi, a niedawno się pogodziliście. 
Jezu, co ja wyprawiam – przecież nawet tego nie przeczytasz, a ja jak głupia pisze te listy licząc na nieszczęśliwy wypadek, podczas którego znajdziesz je i dowiesz się całej prawdy, której nie mam odwagi powiedzieć Ci w twarz. Jestem najgorszą przyjaciółką pod słońcem Lou, nienawidzę się za to…
Kocham Cię - C.C.H.

środa, 3 kwietnia 2013

Chapter 7


Siedziałam jak ta sierota na fotelu, podkulając nogi i obejmując je ramionami, aby zatrzymać przy sobie chociaż trochę ciepła. Jak na lipiec dzisiejszej nocy było wyjątkowo zimno, a wszystkie grzejniki były pozakręcane. 
Wpatrywałam się w śpiącego Harry’ego i rozmyślałam, co rusz pocierając łydki dłońmi aby się rozgrzać, bo trzęsłam się z zimna jak galaretka. 
Po raz pierwszy naszły mnie wątpliwości, co do słuszności moich wyborów. Widziałam, że źle robię, okłamując wszystkich dookoła, że mój związek z Hazzą jest prawdziwy. Mimo tego, nie mogłabym tego przerwać, sama nie wiedziałam czemu. W głowie cały czas huczały mi słowa Liam'a, że Harry naprawdę mnie kocha. 
Oparłam czoło o kolana i westchnęłam. Mój ciepły oddech musnął odsłonięty dekolt, powodując przyjemne ciarki i ogrzewając na kilka sekund moje wyziębione ciało. 
Drugą sprawą, która dzisiejszej nocy nie dawała mi spać był Louis. Kochałam go, był dla mnie jak brat, zastępował mi tatę, kiedy ten wyjeżdżał oraz mamę, gdy nie mogłam się jej zwierzyć bo, na przykład, chodziło o jakiegoś chłopaka. 
Nie no, to chyba był zły przykład, bo każdy chłopak, który się do mnie zbliżył lądował potem z opatrunkiem. Ale to tylko szczegół, bo wiedziałam, ze mój przyjaciel po prostu się o mnie martwi, a nigdy nie miałam nic przeciwko odrobinie czułości ze strony innych ludzi. 
Lou aktualnie wywoływał we mnie zbyt wiele sprzecznych emocji. Kochałam go, ale jednocześnie nienawidziłam za to, że tak perfidnie mnie zostawił. Byłam przekonana, że gdyby nie to, że związałam się z jego najlepszym przyjacielem i praktycznie zwaliłam mu się na głowę, to nigdy sam by się do mnie nie odezwał. A świadomość tego, naprawdę mnie bolała. 
Zwróciłam głowę w stronę okna i obserwowałam ciemność na zewnątrz. Nie żartuję. Przez okno nie było widać dosłownie nic. Nagle usłyszałam potężny grzmot, a niebo przecięła błyskawice, rozświetlając na moment całą okolicę. 
Już od samego rana zbierało się na deszcz, ale nie sądziłam, że rozpęta się burza.
- Candy? Skarbie, gdzie jesteś? – usłyszałam zaspany i zachrypnięty głos Stylesa. Trochę mnie to rozczuliło, że kiedy obudził się w środku nocy kompletnie zaspany nazwał mnie swoim skarbem. Zresztą, zawsze mnie to zmiękczało. Chłopak zapalił lampkę nocną, a pokój zalało przytłumione światło. – Nie wygłupiaj się Christie i wskakuj do łóżka – mruknął odsuwając dla mnie kołdrę. – Jest cholernie zimno, a ty cała się trzęsiesz, zaraz się rozchorujesz – powiedział przecierając twarz dłońmi. 
- Zgoda – westchnęłam niechętnie i zgasiłam światło. 
Wślizgnęłam się pod ciepłą kołdrę. Przez przypadek dotknęłam stopami łydek chłopaka. Usłyszałam cichy syk  i zmarszczyłam brwi.
- Ale jesteś zimna, chodź tutaj – szepnął i mocno przytulił się do mnie swoim gorącym ciałem. 
Zaczął delikatnie pieścić moje odsłonięte udo opuszkami palców wywołując przyjemne dreszcze. Zagryzłam wargę, dziwiąc się, że mi to nie przeszkadza i odwróciłam się twarzą w jego stronę.
Spojrzałam mu w oczy i dostrzegłam w nich błysk rozbawienia. Pogładziłam go po policzku i uśmiechnęłam się delikatnie. Chłopak zmrużył oczy pod wpływem pieszczoty i musnął moje usta swoimi. Przylgnęłam do niego jak niewyżyta seksualnie nastolatka, a ona przewrócił się na plecy ciągnąc mnie za sobą tak, że teraz siedziałam na nim okrakiem. Wplótł palce w moje włosy pogłębiając pocałunek, a lewą dłoń położył na moim pośladku, okrytym jedynie skąpymi figami. 
Po chwili wsunął ją pod moją koszulkę, pieszcząc wrażliwą skórę na brzuchu. Jęknęłam cicho w jego usta, gdy ścisnął moją pierś. Kiedy już zabierał się za zdejmowanie mojej koszulki w pokoju rozległo się pukanie do drzwi. 
Odsunęłam się od Harry’ego i przekrzywiłam głowę. 
- Co jest nie tak z tymi ludźmi? – warknął cicho, a ja zachichotałam. Chłopak wstał, aby otworzyć drzwi. – Co się stało? – zapytał, kiedy do pokoju jak burza wpadł Louis. 
Usiadłam gwałtownie na łóżku i naciągnęłam kołdrę na swoje wyziębione ciało. Harry zaraz usiadł obok mnie i objął, pocierając ręką moje ramie. Czułam, że jego mięśnie są napięte i zauważyłam, że mocno zaciska szczęki. 
Uśmiechnęłam się do niego i splotłam palce z jego w uspokajającym geście. 
- Chodzi o to, że ja już nie mogę – powiedział Lou siadając na fotelu, w którym niedawno rozmyślałam. Po chwili jednak podniósł się i zaczął krążyć po pokoju. – Wiem, że cię zraniłem – spojrzał na mnie, ale odwróciłam wzrok, starając się nie pokazywać emocji, które mną targały. – Ciebie też, kiedy, mimo że jesteś moim najlepszym przyjacielem, nawet słowem nie wspomniałem o Ca… Christie – zreflektował się, wiedząc, że zaraz bym go poprawiła. 
Widziałam w oczach Hazzy, że chciałby wybaczyć swojemu przyjacielowi. Ewentualnie, że już to zrobił, nie znałam się aż tak na odczytywaniu emocji. 
- Hazz – szepnęłam mu na ucho – jeśli mu wybaczyłeś, ja nie mam nic przeciwko, wręcz przeciwnie – uśmiechnęłam się. – Jest twoim najlepszym przyjacielem to normalne, że nie możesz się na niego długo gniewać. 
Tomlinson uważnie nas obserwował stojąc na środku pokoju i przestępując z nogi na nogę. 
Oblizałam usta i odchrząknęłam. 
- Cóż Lou… - zaczęłam. – Już dawno ci wybaczyłam to, że mnie zostawiłeś, co nie zmienia faktu, że cię za to nienawidzę – powiedziałam i z rozpaczą obserwowałam, jak po twarzy chłopaka spływają łzy. – Oczywiście, jakaś część mnie nadal uważa cię za mojego najlepszego przyjaciela i cię kocha – uśmiechnęłam się delikatnie. – Nie sądzę, żebym na razie mogła utrzymywać z tobą jakieś… bliższe kontakty Lou – oblizałam wargi, czując jak moje serce ponownie pęka na pół. Poczułam jak Harry mocno mnie przytula. – Z mojej strony to tyle – przełknęłam ślinę. 
Louis skinął głową, a ja resztami sił powstrzymywałam się od wybuchnięcia płaczem. Po chwili chłopak wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. 
- Idź za nim – powiedziałam do Stylesa i położyłam się pod kołdrę.
- Christie…
- Idź Hazz – powtórzyłam. – Poradzę sobie. 
~*~
Kolejne dwa dni przepełnione były wiecznymi kłótniami, nieodzywaniem się do siebie i nerwami. Nie wiedziałam, skąd się wzięła ta atmosfera, ale przeczuwałam, że jeśli za trzy godziny chłopcy się nie uspokoją Danielle nie będzie zachwycona. 
Tak, Danielle Peazer za trzy godziny postawi swoją boską stopę w moim domu. Przez cały dzień siedziałam jak na szpilkach uśmiechając się szeroko. Już dawno nie byłam tak podekscytowana i zestresowana jednocześnie. 
Oczywiście z Danielle przyjedzie też dziewczyna Zayn'a – Peggy. Ona wywoływała we mnie trochę mniejsze emocje, bo nie widziałam żadnego jej występu, a taniec Dan oglądałam bardzo często. 
- Hej! – obok mnie pojawił się roześmiany Niall.
- Cześć Niallerku – pomachałam do niego. – Widzę, że jeszcze nikt nie zdążyłam na ciebie nawrzeszczeć. Co się stało? – udałam oburzoną – Przecież już po jedenastej – ostentacyjnie zerknęłam na zegarek.
- Wiesz, Zayn na nikogo nie krzyczy bo stoi przed lustrem strojąc się dla Pezzy, a Liam od rana jest cały w skowronkach bo Danielle – blondynek przysiadł obok mnie na kanapie i włączył telewizor. 
Usłyszawszy rozmowę dochodzącą z telewizji do salonu wbiegli Harry i Louis, którzy chyba jako jedynie nie kłócili się w tym całym zamieszaniu. Chyba każdy mieszkaniec tego domu zauważył, że chłopcy się pogodzili. Ja od czasu do czasu wymieniłam z Tommo kilka zdań, ale raczej nic ważnego. Naszą poprawę relacji podejrzał Hazz, który oczywiście wieczorami paplał mi radośnie jak się z tego cieszy. 
- A ty co się tak cieszysz? Harry coś ci zrobił? – zapytał Louis poruszając śmiesznie brwiami i uśmiechając się szeroko. 
Styles usiadł obok mnie i spojrzał na przyjaciela z politowaniem. Ja tylko wywróciłam oczami i oparłam się o chłopaka, starając się skupić swoją uwagę na serialu, z którego, tak czy siak, nic nie rozumiałam. Nigdy nie byłam wielką zwolenniczką telenowel. 
- Tak Tommo – pokiwałam głową – śniadanie do łóżka – dodałam prychając. 
- Też bym tak chciał… - mruknął Niall. 
- Powiedziałaś, że ci smakowało – oburzył się chłopak patrząc na mnie z wyrzutem. 
- Bo smakowało – uśmiechnęłam się i mocniej się w niego wtuliłam. 
Usłyszałam pukanie do drzwi i zmarszczyłam brwi. Wyprostowałam się, patrząc pytająco na chłopaków. Oni tylko wzruszyli ramionami, ale żaden nawet się nie ruszył, żeby otworzyć drzwi. Westchnęłam i wstałam, po czym odprowadzana pytającymi spojrzeniami chłopaków podeszłam do schodów. Nabrałam dużo powietrza do ust. 
- Zayn! – Wrzasnęłam głośno. – Otwórz drzwi, bo nam się nie chce! 
Uśmiechnęłam się usatysfakcjonowana i powróciłam na swoje miejsce obok Harry’ego, który przytulił mnie delikatnie i musnął ustami czubek mojej głowy. Po chwili po schodach zbiegł Malik z obrażoną miną i posyłając mi oburzone spojrzenie podszedł do drzwi. Mruknęłam ciche „dzięki”, licząc na to, że usłyszy i oparłam się o tors swojego niby-chłopaka. 
Po chwili po całym domu rozniósł się głośny pisk. Drgnęłam przestraszona i oblizałam usta wzdychając ciężko. Posłałam chłopakom wymowne spojrzenie, ale oni, jak to już maja w zwyczaju, tylko wzruszyli ramionami. Wywróciłam na nich oczami i stwierdziłam, że Malik jest twardy i poradzi sobie z rozwrzeszczanymi fankami. Miałam tylko cichą nadzieję, że żadna z nich nie właduje mi się do domu z aparatem, bo nie miałam ochoty na żadne sensacje typu „Candy Haimitch bez makijażu! Zobacz jak wygląda wielka gwiazda w zaciszu domowym”, albo coś w tym stylu. 
- Ej, ludzie! Danielle i Pezz przyjechały! – krzyknął Malik, a ja znieruchomiałam. Wiedziałam, że wysyłanie go do tych drzwi nie było dobrym pomysłem. 
Zerknęłam w dół, na swoje znoszone czerwone rurki, oraz granatowy T-shirt. Wiedziałam, że nie wyglądam powalająco, a moje włosy na sto procent były w zupełnym nieładzie. W dodatku nie miałam na twarzy nawet grama makijażu. I powiedzcie mi, jak ja mam robić wrażenie w takim stanie?! 
Zagryzłam wargę spanikowana, a Styles zaśmiał się cicho i pogłaskał mnie uspakajająco po plechach. Wstałam z kanapy, żeby przywitać gości w kulturalny sposób i wymusiłam przyjacielski uśmiech, mimo że w środku trzęsłam się jak osika. 
Kiedy Danielle (i Perrie z Zaynem za nią, ale oni już nie są tacy ważni) weszła do salonu, dosłownie odebrało mi dech w piersiach.
- Wdech, wydech. Pamiętaj o mruganiu – szepnął mi Louis na ucho, po czym uśmiechnął się szeroko i objął obie dziewczyny na przywitanie. – Jak wam minęła podróż?
- Całkiem nieźle – Perrie uśmiechnęła się delikatnie do mojego przyjaciela. Potem podeszła do mnie i przytuliła mnie delikatnie. – Perrie jestem. Możesz mi mówić Pezz, jak wolisz
- Christie, ale mówią na mnie Candy – podałam jej dłoń, a ona uścisnęła ją delikatnie. 
Kiedy Dan podeszła do mnie i mnie uścisnęła, miałam wrażenie, że śnię. Nie chodzi o to, że Peazer mi się podoba i na jej widok dostaję orgazmu, co to, to nie. Po prostu jestem jej wielką fanką i nigdy nie wyobrażałam sobie, że ją spotkam i będziemy rozmawiały. A już szczególnie, że przyjedzie kiedyś do mojego domu. 
- Jestem…
- Wiem – pokiwałam głową, przerywając jej z uśmiechem. – Jestem ogromną, mega fanką. 
Dziewczyna zaśmiała cicho i pokiwała głową ze zrozumieniem. 
- Candy, tak? – upewniła się, a ja potwierdziłam. – Pasujecie do siebie z Harry’m. 
Troszeczkę mnie zatkało, ale na szczęście Styles uratował mnie od odpowiedzi przytulając mnie od tyłu i witając się z Danielle. Zagryzłam wargę, nie bardo wiedząc co powinnam teraz zrobić, jako gospodarz domu. 
Przydzielaniem pokoi nie musiałam się martwić, bo dziewczyny zapewne będą z chłopakami, aczkolwiek nie byłam pewna co do Dan i Liama. Zdawałam sobie sprawę, że dopiero są w trakcie naprawiania wszystkiego i miałam wątpliwości, czy chcą spać w jednym łóżku.
Na wszelki wypadek postanowiłam się podpytać, ale kiedy tylko zaczęłam ten temat Payne posłał mi groźne spojrzenie i rozpoczął gadkę, że u mnie w domu nie ma już wolnych pokoi. 
Pokręciłam głową rozbawiona i zaśmiałam się cicho.
Kiedy już miałam się włączyć do rozmowy Nialla i Perrie o chipsach w salonie rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Dyskretnie wysunęłam się  objęć Hazzy i podeszłam do stolika, aby odebrać telefon. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha. 
- Hej Cands, co u was? Dawno się nigdzie nie pokazywałaś z Harry’m, może byście gdzieś wyskoczyli? W sobotę o piętnastej wam pasuje? Zadzwonię po jakichś pismaków, więc ubierz się ładnie. 
- Annie! – przerwałam menadżerce jej wywód, odrobinę zirytowana. Rozumiałam, że zależy jej na rozgłosie, ale w moim domu mieszka całe One Direction, więc chyba nikt jeszcze nie spekuluje, że ze sobą zerwaliśmy. Miałam nadzieję. – Nie, nie pasuje mi w sobotę. Umówiłam się, że pójdę z Iris na zakupy. Nie musisz się tak stresować wszystko idzie dobrze. Poza tym, dawno cię u nas nie było, kiedy wpadniesz? – zapytałam. 
Anna-Line jak zwykle rozpoczęła piętnastominutowy monolog, podczas którego niemal całkowicie się wyłączyłam. Opierałam się biodrami o oparcie kanapy i co jakiś czas potakiwałam, wpatrując się w obraz wiszący na ścianie. 
Dookoła mnie zrobiło się niezłe zamieszanie, bo Liam zszedł wreszcie na dół i porwał Danielle w ramiona, a Zayn i Perrie wyszli na jakiś romantyczny spacer. Niall jak zwykle przywlekł z kuchni stos kanapek i zaległ przed telewizorem, a Lou i Harry wygrzebali skądś album ze zdjęciami i naśmiewali się z moich kompromitujących zdjęć, ukazujących mnie jako pulpeta z szopą na głowie. 
- To ja i Paul będziemy jutro około dziesiątej, zgoda? 
- Pewnie Ann, wpadajcie kiedy chcecie – zakończyłam rozmowę i wkładając telefon do kieszeni, wskoczyłam na kanapę obok chłopaków. 
Akurat dorwali się do zdjęcia, na którym jej spaghetti cała umazana sosem pomidorowym. Zakryłam twarz rękoma, czując jak moje policzki przybierają kolor dojrzałych pomidorów. 
- Nie mogę uwierzyć, że to ty – zaśmiał się Harry i przyłożył mi owo zdjęcie do twarzy, jakby porównując mnie teraz i mnie z lat dziecięcych. – Przecież ta mała jest zupełnie do ciebie nie podobna. Dlaczego nie pokazywałaś mi wcześniej tych zdjęć? 
- A dlaczego ja nie oglądam twoich zdjęć z lat dziecinnych? – Zapytałam retorycznie, a twarz chłopaka natychmiast pokryła się rumieńcem. Domyślałam się, ze i on skrywa jakieś mroczne tajemnice z młodości. – Tak właśnie myślałam – pokiwałam głową i zaśmiałam się. 
Oparłam się o Hazzę i westchnęłam. Nudziło mi się, a moja przyjaciółka, akurat pojechała odwiedzić rodziców w Londynie. Zapowiada się ciekawy, samotny dzień. 

Holmes Chapel, 27.07.2012
Kochany L!
Nie wiem co się dzieje w tym domu. Wszyscy się kłócą, wyzywają i obrażają. Jedynie Ty i Hazz staracie się nie ulegać otoczeniu i wbrew wszystkim się pogodziliście. Cieszę się, bo w końcu się rozchmurzyliście. A ja lubię patrzeć na wasze uśmiechy. Nie wiem czemu. 
W każdym razie, jak już wiesz, odwiedziła nas Danielle. Wiem, wiem, nie lubisz kiedy świruję na jej punkcie, no ale co ja mam na to poradzić? Jestem jej fanką, a fanki już tak mają. Wystarczy spojrzeć na Nialla i Justina Biebera. Jemu też odwala, szczególnie jak w telewizji puszczają jakiś wywiad, albo teledysk. 
Chciałabym Ci powiedzieć, że Harry i ja tylko udajemy parę. Moje ostatnie nocne rozmyślania nie przyniosły pożądanego rezultatu i tylko bardziej pogubiłam się w swoich myślach. Nie chcę nikogo oszukiwać. Przecież nie o to mi chodziło, kiedy postanowiłam podpisać kontrakt z wytwórnią i nagrywać piosenki. 
Ty na pewno umiałbyś mi doradzić. Zawsze umiałeś, tylko ja nigdy Cię nie słuchałam. Teraz żałuję, bo pewnie nie podjęłabym później tych wszystkich złych decyzji. Ale człowiek uczy się na błędach, a ja, kiedy ostatnio sprawdzałam, byłam człowiekiem. 
Tęsknię za tymi czasami, kiedy wszystko było proste, a ty naprawdę byłeś przy mnie. 
Jak zawsze twoja – C.C.H.