sobota, 23 lutego 2013

Chapter 4


  Trzymałam jego ciepłą dłoń i wpatrywałam się w swoje stopy.
  Szliśmy powoli brzegiem morza, a ja rozmyślałam. On powoli szedł tuż obok mnie, ale nie naciskał. Chyba chciał, żebym była gotowa, ale ja nie byłam pewna, czy do tego typu rzeczy można się w ogóle przygotować. Miałam nadzieję, że tak, bo czas powoli nam się kończył.
  - Okej, to co chciałeś mi powiedzieć? – Oblizałam usta i odwróciłam się w jego stronę tym samym przerywając nasz stosunkowo krótki spacer.
  Odchrząknął, a ja wytarłam spocone dłonie o swoje krótkie, dżinsowe spodenki. Zdjęłam okulary i zaczepiłam je o szlufkę, wpatrując się uważnie w jego niezaprzeczalnie przystojną twarz.
  - Wiem, że nie znamy się od dziecka, ale ja tak właśnie się czuję. – Pogładził mnie zimną dłonią po rozgrzanym policzku, a ja zmrużyłam oczy, czując przyjemne dreszcze rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa. – Dzisiaj bawiłem się cudownie i chciałbym czuć się tak każdego dnia. – Pokręcił głową roztrzepując włosy. Zagryzłam wargę i odgarnęłam w twarzy kilka niesfornych kosmyków włosów. – Nie jestem dobry w układaniu przemówień – westchnął z delikatnym uśmiechem, a ja pokiwałam głową rozbawiona.
  - Zauważyłam – szepnęłam i dyskretnie rozejrzałam się dookoła.
  - Przejdę do konkretów – podążył za moim spojrzeniem, które jednak po chwili skierował na mnie. – Chcesz zostać moją dziewczyną?
  - Już myślałam, że tego nie wydusisz! – Wyrzuciłam ręce w powietrze. – No pewnie, że tak! – Przytuliłam go mocno, a on nachylił się i zupełnie bez ostrzeżenia wpił się w moje usta.
  Na początku znieruchomiałam nie wiedząc co się dzieje, ale już po chwili stanęłam na palcach i splotłam dłonie na jego karku zamykając oczy. On objął mnie w pasie, a ja poczułam jak się uśmiecha. Miałam ochotę prychnąć pod nosem, ale byłam zbyt pochłonięta pocałunkiem. Rozchyliłam wargi, a jego język natychmiast spotkał się z moim. Westchnęłam cicho z rozkoszy, gdy pieścił moje podniebienie, wywołując przyjemne mrowienie w moim podbrzuszu.
  Nie żeby to był mój pierwszy pocałunek. Co to, to nie. Miałam za sobą dziesiątki pocałunków, część z nich nawet z zupełnie przypadkowymi chłopakami poznanymi na dyskotekach. Jednak ten był zdecydowanie najbardziej namiętny.
  Delikatnie, aczkolwiek stanowczo, wyplątałam się z jego objęć i odchrząknęłam, spuszczając głowę by ukryć uśmiech.
  - A więc… - zaczął Harry, który był chyba równie zadowolony co ja.
  - Wracamy? – Dokończyłam za niego.
  - Tak, możemy – przytaknął ujmując moją dłoń i splatając swoje palce z moimi. – Chociaż ja bym mógł tutaj zostać – oblizał sugestywnie usta, a ja aż zachłysnęłam się powietrzem z oburzenia. – Żartuję przecież. – Pokręcił głową.
  Wcale na to nie wyglądało, ale nic nie powiedziałam. Podążyłam za nim w stronę naszych menadżerów, nadal uśmiechając się pod nosem.
  - Co się tak szczerzysz, hmm? – Zagadnęła mnie Ann, kiedy już rozsiedliśmy się wygodnie na piasku obok jej leżaka.
  - Jezu, to już w tym kraju nie wolno być szczęśliwym?! – Pokręciłam głową, udając oburzenie.
  - A więc ci się podobało – Styles spojrzał na mnie z tryumfalnym uśmiechem, a ja schowałam twarz w dłoniach załamując się całkowicie. – Wiedziałem, od początku to wiedziałem.
  - Jasne. – Poklepałam go pocieszająco po ramieniu i szepnęłam konspiracyjnie do przyglądającego się nam ciekawsko Paula: - Mama zawsze mi powtarzała, że jak rozmawiasz z czubkiem, to zgadzaj się z nim, cokolwiek nie powie.
  - Ej! – Oburzył się Harry. – Nie jestem czubkiem!
  - Oczywiście, że nie jesteś słońce. – Pogłaskałam go po policzku.
  - Christine, powinnaś się już zbierać – Anna-Line zerknęła za zegarek w telefonie i postukała w ekran pokazując mi godzinę. – Za dwie godziny masz sesję dla Victoria Secret.
  - Podwiozę cię! – Wykrzyknął Harry zrywając się na równe nogi, a ja drgnęłam przestraszona. – No co? – Zapytał widząc nasze zdziwione spojrzenia. – Powiedziałem chłopakom, że będę wieczorem. – Wywrócił oczami zrezygnowany.
  - To wiele wyjaśnia. – Jego menadżer pokiwał głową, jakby właśnie rozwiązał wielką zagadkę.
  - Tak właściwie, to nic nie wyjaśnia – poinformowałam ich. – Ale nie chcę się spóźnić, więc nie będę drążyć tematu. Styles, jedziemy – zakomenderowałam podnosząc się i biorąc do ręki swoją torbę plażową.
  - Powinnaś mi wymyślić jakąś słodką ksywkę – powiedział, kiedy wsiadaliśmy do jego czarnego audi.
  - Nie, nie powinnam.
  - Owszem, powinnaś – spierał się ze mną, a moje ciśnienie niebezpiecznie się podnosiło.
  - Czy twoje nazwisko nie jest samo w sobie słodką ksywką? - Podpuściłam go zapinając pasy.
  - Jest, ale i tak powinnaś coś dla mnie wymyślić.
~*~
  - Where my bitches?! – Usłyszałam głośny wrzask i zamarłam z ręką tuż przy klamce. Rozchyliłam delikatnie wargi i zamrugałam kilkakrotnie. Oblizałam wargi i z uśmiechem otworzyłam drzwi.
  - I’m home! – Wrzasnęłam i zaśmiałam się, widząc Harry’ego stojącego w holu w samych bokserkach z bardzo, ale to bardzo zagubioną miną, wpatrującego się we mnie w szoku.
  - Okeej, to było dziwne… – Jakiś blondynek wychylił głowę z kuchni, a ja pomachałam mu koniuszkami palców unosząc brwi i momentalnie poważniejąc.
  - Harry kochanie, wyjaśnij mi proszę, czemu w moim domu jest pełno ludzi? Bo chyba zapomniałam… – Podeszłam do chłopaka i założyłam dłonie na piersi.
  - Znam ten ton. - Z salonu wyszedł mój tata z kubkiem kawy w ręku i poklepał Stylesa po ramieniu. – Strzeż się synu, bo on nie wróży nic dobrego.
  - Tatuś! – Zawołałam uradowana i uśmiechnęłam się szeroko. Przytuliłam mocno mężczyznę, a on tylko pocałował mnie w policzek. – Kiedy wróciłeś?
  - Wczoraj wieczorem. Mama powiedziała mi, że jedziesz na weekend do Iris, dlatego postanowiłem zrobić ci niespodziankę.
  - I zrobiłeś! Tak się cieszę, że przyjechałeś – ponownie go uściskałam.
  - A ty jak się czujesz? – Odwróciłam się i przyłożyłam dłoń do czoła kędzierzawego, chcąc sprawdzić, czy nie ma gorączki.
  Okej, może zacznę od początku.
  Kiedy w gazetach zaczęło huczeć od informacji o moim nowych chłopaku, moi rodzice postanowili przebadać grunt. Zaprosili więc nas na tydzień do naszego domu w Doncaster. Wzbraniałam się przed tym jak mogłam, jednak od nieuniknionego nie uciekniesz. Tak więc trzy dni po naszym oficjalnym zejściu się wsiedliśmy w samolot i przylecieliśmy.
  Okazało się, że tata musiał pojechać do Londynu, bo miał jakąś niezwykle ważną operację do przeprowadzenia i nie mógł przyjechać. Za to mama była moim nowym chłopakiem zachwycona, co dodatkowo potęgował fakt, że Styles umiał gotować. Kiedy więc test został zdany zostawiłam go sam na sam z moją mamą i pojechałam na weekend odwiedzić Iris, za którą niemożliwie się stęskniłam.
  A potem wracam, zmachana po podróży i zastaję to…
  - Już mi lepiej, gorączka przeszła wczoraj – powiedział. – Właściwie, sam nie wiem jak to się stało, że jest tak pełno ludzi. Wstaję rano i widzę to… - wskazał ręką w stronę kuchni.
  Obejrzałam się i zamarłam. Czwórka nierozgarniętych, nie do końca ubranych chłopaków kłóci się przy stole o ostatni kawałek mandarynki. A wśród tej czwórki jest on.
  Momentalnie brakuje mi tlenu, nogi się pode mną uginają. Przed upadkiem ratują mnie tylko silne ręce Harry’ego, które przytrzymują mnie w talii. Obraz zupełnie mi się rozmazuje i nie wiem gdzie jest góra, a gdzie dół. Myśli kotłują mi się w głowie, nie wiem co się dzieje.
  Słyszę krzyk. Ktoś z przerażeniem wykrzykuje moje imię, a ja nie potrafię odpowiedzieć, bo gardło jakby zupełnie mi wyschło. Ale kto krzyczy? To chyba tata… a może mama? Słyszę Stylesa? Chyba tak… Już sama nie wiem. Wszystko zupełnie mi się miesza.
~*~
  Przecierając oczy poczułam coś zimnego i wilgotnego na swoim czole. Przeniosłam tam rękę i wyczułam zdrętwiałymi palcami ręcznik. Zamrugałam siadając i rozejrzałam się dookoła. Odłożyłam okład na szafkę nocną, do miski, którą ktoś tam postawił.
  Byłam w swoim pokoju, przebrana w piżamę. Uśmiechnęłam się widząc, że ktoś do połowy zasłonił roletę, aby słońce nie raziło mnie w oczy gdy wstanę.
  Odgarnęłam kołdrę i postawiłam nogi na chłodnej podłodze. Niemal natychmiast chłód przeniknął wszystkie moje kości, a na ramionach pojawiła się gęsia skórka. Chwyciłam brązowy, luźny sweter wiszący na fotelu i zarzuciłam go na siebie. Przeczesałam włosy dłońmi wychodząc z pokoju i ziewnęłam szeroko.
  Spojrzałam na zegarek wiszący w przedpokoju i w tym momencie poczułam zapach jajecznicy. Uśmiechnęłam się na myśl o śniadaniu i jakby troszeczkę się ożywiłam.
  Skierowałam się do kuchni, skąd wydobywał się przyjemny zapach i ujrzałam swoją mamę stojącą przy kuchni. Talerze i sztućce już były rozstawione na stole, ale nie mogłam pojąc dlaczego przyszykowanych jest aż osiem miejsc. Zmarszczyłam brwi i przekrzywiłam głowę. Postanowiłam jednak nie zaprzątać sobie tym myśli i ucałowałam policzek rodzicielki na powitanie.
  - Hej skarbie, jak się czujesz? – Zapytała.
  - Bardzo dobrze, ale dlaczego ty robisz śniadanie? Myślałam, że to już tradycja, że to Harry dla nas gotuje – zaśmiałam się siadając na swoim miejscu u szczytu stołu.
  Kobieta tylko wywróciła oczami na nałożyła mi na talerz porcję śniadania. Ja natomiast nalałam sobie soku pomarańczowego z dzbanka i czekałam aż mama się do mnie dosiądzie. Kiedy już to zrobiła kontynuowałyśmy rozmowę.
  - Niezłego nam stracha wczoraj napędziłaś, kiedy tak zemdlałaś. Tata myślał, że miałaś atak astmy. – Położyła swoją ciepłą dłoń na mojej, a ja posłałam jej ostrzegawcze spojrzenie.
  - Mamo! – Skarciłam ją. – Wiesz, że nie lubię o tym rozmawiać! To czysty przypadek, że mi wtedy przeszło! – Zakończyłam rozmowę. – Smacznego – dodałam jeszcze i zabrałam się za śniadanie.
  Akurat wtedy do kuchni wszedł tata, jeszcze lekko zaspany i nieogolony. Potarł poszarzałą twarz dłonią i uśmiechnął się na widok jajecznicy. Nałożył sobie na talerz i usiadł naprzeciwko swojej żony.
  - Jak samopoczucie, moje drogie panie? – Zagadnął.
  - Dobrze, tatusiu. – Posłałam mu szeroki uśmiech.
  - Cieszę się aniołku. – Pogłaskał mnie po policzku, a ja zrobiłam oburzoną minę małej dziewczynki.
  - Tato!
  - Przepraszam, przepraszam. – Wzniósł oczy do nieba. – Po prostu dawno się nie widzieliśmy, a ja bardzo się za tobą stęskniłem.
  - Ja też. – Spuściłam wzrok na talerz oblewając się rumieńcem.
  - Hej, hej! – Skarciła nas mama. – Jak pies je, to nie szczeka, bo…
  - Bo nie może? – Zapytał ktoś w progu, a ja momentalnie ścisnęłam mocniej widelec.
  To zawsze była nasza zabawa w dzieciństwie. Przedrzeźnialiśmy moją mamę, której ulubionym powiedzeniem było „Jak pies je to nie szczeka, bo mu miska ucieka! Więc zamknąć jadaczki, wy moje urwisy!”. Uwielbiała tak mówić, szczególnie gdy przyszła do nas jej przyjaciółka Jey ze swoim synem, a jednocześnie moim najlepszym przyjacielem. My za to kochaliśmy ja przedrzeźniać.
  - Witaj, skarbie! – Zawołała kobieta radośnie. – Jak ci się spało? Nikt nic nie ruszał w twoim pokoju, odkąd wyjechałeś. Nawet Candy tam nie wchodziła.
  Tak… Możecie się śmiać, ale miał u nas nawet swój pokój. Tak często zostawał u nas na noc, że mojej mamie znudziło się wieczne ścielenie mu łóżka w pokoju gościnnym i po prostu przerobiła go na pokój dla niego. Oczywiście, pozostało u nas jeszcze pięć innych, które wykorzystywaliśmy kiedy, na przykład, przyjechała ciocia Maggi.
  - Świetnie ciociu, dziękuję – powiedział i usiadł obok niej nawet na mnie nie patrząc.
  Mama niemal natychmiast poderwała się z krzesła i z szerokim uśmiechem nałożyła mu solidną porcję śniadania na talerz. Kątem oka obserwowałam jak niemal służalczym gestem nalewa mu sok do szklanki. Odwróciłam wzrok i skończyłam jedzenie, czując gorące łzy zbierające mi się w kącikach oczu.
  - Pójdę do siebie – wyszeptałam przez ściśnięte gardło i omal nie przewracając krzesła pobiegłam do swojego pokoju tłumiąc szloch.
  Oczywiście, to nie byłoby moje życie gdybym w przedpokoju nie minęła się ze zszokowanym Niallem, który próbował złapać mnie za nadgarstek i torturami wyciągnąć ze mnie informacje. Ale ja, geniusz intryg, wymknęłam się mu korzystając ze swoich chudych rąk i wieloletnich lekcji baletu oraz sztuk walki. W skrócie, zrobiłam zgrabny piruet i wykręciłam mu nadgarstek wyrywając przy tym swój. Biegnąc na górę po schodach słyszałam jeszcze jego ciche jęki i ciut głośniejsze przekleństwa.
  Naturalnie, jak to  bywa w nudnych romansidłach, zamknęłam się w pokoju i cicho płakałam w poduszkę przytulając przy tym ulubionego misia. Tyle że niestety mój misio pachniał jego perfumami i absolutnie nie przynosił mi ulgi w cierpieniu.
  Sięgnęłam po czystą kartkę papieru i długopis i trzęsącymi się dłońmi napisałam:
Doncaster, 10.07.12
Kochany L!
  Jesteś tutaj i zadajesz mi ból… Dlaczego tu jesteś?!
  Przerwałam. Łkając głośno i plamiąc przy tym kartkę oraz rozmazując tusz sprawiając, że wszystko co napisałam po prostu się rozmazywało.
  Schowałam twarz w poduszkę i krzyknęłam głośno z rozpaczy. To było dla mnie zdecydowanie za trudne.
  Przyznaję, kiedy go nie było codziennie rano budziłam się z nadzieją, że mój kochany LouLou zaraz wparuje do mojego pokoju w swojej piżamie w renifery i zacznie głośno śpiewać piosenki o miłości, a potem położy się obok mnie i przytuli mnie z całych sił i powie, że tak mocno się za mną stęsknił. Wtedy ja głośno się zaśmieję i powiem, że przecież był w pokoju obok i mógł do mnie przyjść. On uśmiechnie się tak specyficznie, jak to tylko on potrafi i powie, że nie wypada przeszkadzać damą podczas snu, bo to przynosi koszmary. Potem wspólnie zejdziemy na śniadanie przygotowane przez mamę – gofry z bitą śmietaną i czekoladą.
  Marzyłam, że będzie jak dawniej.
  A teraz on tu jest. Tutaj, w moim domu. I nawet spał w swoim pokoju, który przecież był przez ścianę z moim.
  Tak strasznie bolało mnie to, że przy śniadaniu nawet nie spojrzał w moją stronę, nie posłał ani jednego uśmiechu, nie wypowiedział żadnego słowa. Czy problemem jest powiedzieć krótkie „dzień dobry”? Oh, co tam „dzień dobry”! Nie powiedział nawet zwykłego „nie chcę cię więcej widzieć, spierdalaj z mojego życia”…
  Ktoś usiadł obok mnie i przytulił mnie mocno. Poczułam znajome perfumy taty i wtuliłam się w jego ciepłe ciało.
  - Już cichutko aniołku, wszystko się ułoży – wyszeptał i pocałował mnie w czubek głowy.
  - Już nic nie będzie tak jak dawniej. Tatusiu, ja cierpię – zaszlochałam. – Tak bardzo cierpię… i tak samo cierpiałam gdy odszedł, dlaczego on wtedy odszedł?!
  Mężczyzna posadził mnie sobie na kolanach. Zaczął kołysać tak jak dawniej, gdy byłam małą dziewczynką i miałam koszmary, a on przychodził do mnie w środku nocy i usypiał.
  Oczywiście, tylko wtedy gdy LouLou nie nocował u nas. Wtedy do Lou przychodził, przytulał mnie mocno i zaczynał nucić kołysanki, aż w końcu zasypiałam. A on zostawał ze mną do rana…
  - Nie wiem aniołku, nie jestem wstanie ci tego powiedzieć. – Gładził mnie po włosach opierając brodę na czubku mojej głowy. A ja wtulałam się w niego drżąc, sama nawet nie wiem dlaczego. – Ale teraz wrócił, Candy. Teraz wszystko się ułoży.
  - Wcale nie. – Pokręciłam głową z przekonaniem. – On już nie jest tylko mój, już nie chce mojej przyjaźni. Widziałeś co dzisiaj zrobił!
  Po policzkach spływał mi potok łez, których nawet nie potrafiłam powstrzymać. Nie płakałam od jego wyjazdu. Kiedyś musiałam się pozbyć hektolitrów łez, które się we mnie nagromadziły.
  - Aniołku, musisz nauczyć się nim dzielić. – Tata uśmiechnął się, wyraźnie rozbawiony. – Troszeczkę się pozmieniało córeczko, ale to nie znaczy, że to co było kiedyś już nie wróci – pogłaskał mnie po policzku. Zresztą, ty też już nie jesteś tylko jego, prawda? – Zauważył unosząc brwi.
  - Oh, to tylko gra tatku, na pewno zauważyłeś. – Spuściłam głowę.
  - Owszem, ale chciałem żebyś sama mi o tym powiedziała. Ufam ci, moja maleńka. Wiem, że zawsze podejmujesz słuszne decyzje. – Uścisnął mnie po raz ostatni. – Masz gościa – dodał i wyszedł z mojego pokoju.
  Spojrzałam w stronę drzwi i pociągnęłam żałośnie nosem. O futrynę nonszalancko opierał się Styles. Na jego ustach igrał się kpiący uśmieszek, jednak wzrok miał zatroskany i nawet gdyby był najlepszym aktorem nie potrafił by tego przede mną ukryć. Wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi i przekręcił kluczyk. Nie wiem czemu, ale to był jego nawyk.
  - Nie wiem co się stało, ale Niall powiedział mi, że płakałaś – usiadł na łóżku i odgarnął mi potargane włosy z twarzy – oraz, że boleśnie wykręciłaś mu nadgarstek, jednak nie chcę cię dołować i nie powiem, jak bardzo potem płakał.
  - Potem go przeproszę. – Sięgnęłam po chusteczki i wysmarkałam nos.
  - Okej, o co chodzi? – Zapytał. – Wyglądasz jakbyś wypłakała morze łez.
  - Było blisko – szepnęłam. – Ale to nic takiego, już mi przeszło. Po prostu ja i mama mamy odmienny stosunek do pewnych spraw. Jeszcze się o to nie pokłóciłyśmy, ale pewnie niedługo do tego dojdzie. – Wzruszyłam ramionami.
  - Zawsze masz mnie po swojej stronie. Wiesz o tym, prawda? – Upewnił się przytulając mnie lekko, jakby bał się, że mnie uszkodzi.
  - Obawiam się, że tym razem jednak nie – szepnęłam. 


Doncaster, 10.07.12
Kochany L!
  Jesteś tutaj i zadajesz mi ból… Dlaczego tu jesteś?!
  Oh, tak strasznie mnie rani Twoja obecność. Może nie tyle Twoja obecność, co brak Ciebie w moim życiu. Bo właściwie, mimo że jesteś tak blisko, to czuję jakby wcale Cię nie było. Ignorujesz mnie, chociaż z moją mamą rozmawiasz jakbyś nigdy nas nie zostawił. A przecież zostawiłeś! Opuściłeś nas zupełnie bez słowa! Opuściłeś mnie, jakbym nic dla Ciebie nie znaczyła…
 Czy ona tego nie widzi? Nie widzi, jak wiele szkód wyrządziłeś w naszym życiu? jak wiele niedokończonych spraw zostawiłeś, odchodząc bez żadnego pożegnania? Jak bardzo skrzywdziłeś jej jedyną córkę? Zachowuje się jakby była ślepa na otoczenie, a chyba nawet tata zauważył, że coś jest nie w porządku. Kiedy wszedłeś dzisiaj do kuchni zamilkł i już nie powiedział ani słowa dopóki nie wyszłam. I chyba nawet potem nie rozmawialiście, mylę się?
  Już nie wiem co mam robić. Mama widzi w Tobie ideał, a ja nie wiem jak mam jej pokazać, że nim nie jesteś, skoro nawet Twoje odejście jej tego nie uświadomiło. Nie wiem co jest z nią nie tak bo nawet ja, która tak bardzo Cię kochałam (w końcu, tylko Ty go końca akceptowałeś moje dziwactwa) zobaczyłam rysę w twojej idealnej duszy.
 Chyba jednak nie jesteś doskonały... szkoda tylko, że uświadomienie sobie tego tak wiele mnie kosztowało.
I mimo tego wszystkiego, na zawsze Twoja – C.C.H.

sobota, 16 lutego 2013

Chapter 3

  Pokój był naprawdę duży. Tak właściwie, to był raczej salon, a wielkością dorównywał mojemu pokojowi w Holmes Chapel. Co prawda, inaczej zagospodarowano przestrzeń, jednak raczej mnie to nie zmyliło. Zresztą, nie miało to większego znaczenia.
  Anna-Line podeszła do kanapy i przywitała się szybko z siedzącymi na niej osobami – mężczyzną, mniej więcej w jej wieku i nastolatkiem, który wiekiem był bardziej zbliżony do mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie i stanęłam obok mniej.
  Starszy z mężczyzn ujął moją dłoń i przyciągnął do siebie, całując w oba policzki.
  - Paul – przedstawił się, a ja lekko zmieszana przytaknęłam.
  Młodszy po prostu spojrzał na mnie, a ja jego ustach zawitał łobuzerski uśmiech. W policzkach zrobiły mu się dołeczki, a ja momentalnie się rozczuliłam. Wyglądał tak uroczo, mimo że najwyraźniej próbował ze mną flirtować.
  Stanął obok mnie i pokręcił głową roztrzepując swoje bujne loki. Nachylił się i delikatnie musnął mój policzek, a ja zagryzłam wargę, żeby się nie zaśmiać, widząc zaskoczoną minę Ann. Po chwili ona zrobiła dokładnie to samo co ja, wyraźnie rozbawiona staraniami chłopaka.
  - Harry.
  Chłopak wyszeptał mi do ucha swoje imię, a w jego głosie zabrzmiała seksowna chrypka. Zamruczałam w odpowiedzi i uśmiechnęłam się, udając lekkie zażenowanie.
  - Skarbie, ale ja mam na imię Christie – oblizałam wargi. – Jeśli jesteś innej orientacji, rozumiem – podniosłam ręce na wysokość klatki piersiowej i zrobiłam krok w tył i odsuwając się od niego.
  Kędzierzawy zrobił zaskoczoną minę, a Ann zaśmiała się głośno. Menadżer chłopaka poklepał go po ramieniu i ze śmiechem szepnął mu coś na ucho, na co tamten udał oburzonego i walnął go lekko w brzuch.
  Paul wywrócił oczami i usiadł na kanapie obok Anna-Line, która nadal starała się opanować.
  Ja zajęłam wolne miejsce na fotelu, a Harry przysiadł na oparciu. Spojrzał na naszych menadżerów, którzy zaciekle coś omawiali przeglądając stosy papierów, a potem zaczął mi szeptać do ucha.
  - Sądzę, że twój komentarz był odrobinę nie na miejscu, zważywszy na to, że mam udawać twojego chłopaka przez co najmniej pół roku.
  Spojrzałam na niego uważnie, analizując to co mi powiedział. Był wyraźnie rozbawiony, co (nie wiedzieć czemu…) troszeczkę mnie zirytowało. Nie, nie byłam zła, ale… Ten chłopak perfidnie mnie wyśmiewał!
  Prychnęłam pod nosem i odwróciłam wzrok, patrząc na swoją menadżerkę. Odchrząknęłam, a oboje – i Paul, i Ann – spojrzeli na nas lekko zaskoczeni.
  - Nie wiem, czy zauważyliście, ale chciałam was uświadomić, że to, co tak zawzięcie omawiacie dotyczy też nas. Nie wiem jak ten tutaj – wskazałam dłonią, na swojego potencjalnego chłopaka, który spojrzał na mnie wyraźnie urażony – ale ja chciałabym wiedzieć, co tam knujecie.
  - Okej, a więc – mężczyzna odchrząknął, a ja usiadłam wygodniej bardzo usatysfakcjonowana – jak już pewnie wiecie, wasza współpraca – zaakcentował ostatnie słowo, patrząc mi w oczy, a ja uniosłam brwi.
  - Tak Christie – przerwała mu Anna-Line – współpraca. Co oznacza, że też będziesz musiała się postarać – wytłumaczyła mi jak małemu dziecku, na co na zrobiłam minę w stylu „no co ty nie powiesz?”, która wyraźnie ją rozzłościła. – Sądzę, że nawet bardziej niż Harry. W końcu, to ty nas wszystkich wciągnęłaś w to bagno.
  - Gdybyś nie nagadała mi przed wywiadem o mojej podupadającej karierze, nie próbowałabym jej tak histerycznie ratować – uśmiechnęłam się sztucznie, nawet tego nie kryjąc.
  - To ja zajmuję się twoją karierą – syknęła, już wyraźnie wściekła i wstała.
  Zrobiłam to samo zaciskając wargi w wąską linię.
  - Serio? Ale to ja jestem gwiazdą i to mnie ludzie słuchają, a nie ciebie – usilnie starałam się nie podnosić na nią głosu, jak na razie, z marnym skutkiem. – Uwielbiam cię, ale jakoś ostatnio nie zapanowałaś nad tym, że informacje o moim miejscu zamieszkania wyciekły do internetu! Przez to moi rodzice wrócili do Doncaster! Wiesz dobrze, jak nienawidzę tego miejsca!
  - Że co? – Zapytała wyraźnie zaskoczona.
  - Tak, nienawidzę Doncaster i chętnie wykrzyczę to całemu światu, byle tylko tam nie wracać. – Rozłożyłam szeroko ręce.
  - Jak to masz wracać do Doncaster? Dlaczego ja nic o tym nie wiem?!
  - Ekhem – ktoś odchrząknął głośno, przerywając naszą gwałtowną wymianę zdań. Spojrzałam na chłopaka lekko zamroczona, a on pociągnął mnie z powrotem na fotel. – Później się pokłócicie, teraz omawiamy naszą umowę – spojrzał mi w oczy, jakby szukając potwierdzenia, ja zmarszczyłam brwi i skierowałam swoją pełną uwagę na Paula.
  - Okej – przeciągnął mężczyzna lekko zszokowany naszym wybuchem.
  Prawdę mówiąc, ja i Anna-Line kłóciłyśmy się stosunkowo często. Miałyśmy bardzo różne charaktery, które w krytycznych sytuacjach sprowadzały nas do bardzo poważnych sprzeczek. Ann już kilkanaście razy została zwolniona a po godzinie z powrotem zatrudniona. Oczywiście, potem nas to bawiło i wspólnie się śmiałyśmy, ale moją mamę nasze kłótnie przerażały i zawsze w takich momentach szła do sypialni i włączała głośno muzykę. Zazwyczaj były to moje piosenki, bo uważała, że mój śpiew ma na nas kojący wpływ.
  - Zaczynając od początku – westchnął Paul. – Wasza współpraca będzie trwała… ja wiem? Pół roku? – Zerknął w notatki. – Tak, co najmniej pół roku, dopóki cała sprawa z waszym związkiem nie ucichnie.  Za dwa dni zorganizujemy wam spotkanie, na którym oficjalnie zostaniecie parą. Zadbamy, aby w tym czasie pojawili się paparazzi i na pewno uwiecznili tę magiczną chwilę – uśmiechnął się zadziornie.
  - Ta, cieszę się niezmiernie – prychnęłam, a Harry zachichotał.
  Potem zerknął na zegarek i oficjalnie przemówił:
  - Trzeba się streszczać Haggins. Za jakieś pół godziny przyjdą chłopcy – postukał w zegarek na swoim nadgarstku.
  - Chłopcy? – Zmarszczyłam brwi przekrzywiając głowę. – Ann – zmrużyłam gniewnie oczy – czego mi nie mówisz?
  - To ty nie wiesz? – Kędzierzawy zaśmiał się cicho. – Wiesz… - udał zamyślonego. – Harry Styles – wskazał na siebie palcem, a ja momentalnie znieruchomiałam – i jeszcze…
  - O matko – zasłoniłam sobie usta dłonią. – No przecież… Jak ja mogłam cię nie poznać? – W oczach pojawiły mi się łzy, więc zamrugałam szybko pozbywając się ich.
  - Nie mów, że jesteś Directionerką – jęknął Paul załamując ręce.
  - Anna-Line Parker – warknęłam zaciskając dłonie w pięści – jeśli myślałaś, że się nie dowiem, to się pomyliłaś! – Wstałam gwałtownie, a kobieta złapała mnie za nadgarstek i spojrzała błagalnie w moje oczy.
  - Proszę się Candy, to wszystko dla twojego dobra. Obiecuję, że nawet nie będziesz się musiała z nim spotykać, przysięgam! – Złożyła dłonie jak do modlitwy.
  - Nie chcę nic mówić, ale ma udawać moją dziewczynę, więc to będzie troszeczkę trudne – mruknął Harry, gdy ja bardzo uważnie analizowałam słowa swojej menadżerki.
  - Zamknij się, Styles! – Krzyknęłyśmy równocześnie odwracając się w jego stronę. – Obiecujesz Ann? – Upewniłam się, łamiącym się głosem. – Przysięgasz?
  - Pewnie – uśmiechnęła się czule i przytuliła mnie, w najbardziej matczynym geście na jaki było ją stać.
  - Dwa lata, to masa czasu Ann… Już się prawie przyzwyczaiłam i to by było straszne, a wiesz, że… - zaczęłam mówić, ale przerwał mi Paul, który westchnął zniecierpliwiony. – Okej, potem o tym pogadamy – odchrząknęłam siadając na swoim miejscu.
  - Powracając do tematu – powiedziała Ann patrząc ostrzegawczo na swojego kolegę. – To nic trudnego, naprawdę. Na wasze e-maile wysłaliśmy już wiadomości, które zawierają najważniejsze informacje o waszym partnerze, jak to, że Christie jest uczulona na kurz, a Harry uwielbia koty. No wiecie, rzeczy, których nie dowiecie się o sobie z internetu.
  - W wiadomości zawarty jest też szczegółowy plan waszego pierwszego spotkania. Wasze wypowiedzi, które oczywiście możecie troszeczkę pozmieniać, żeby bardziej do was pasowały. - Skinęłam głową i zerknęłam nerwowo na zegarek Stylesa. Piętnaście minut. – Jeszcze dzisiaj powiadomimy was o dokładnym miejscu i godzinie spotkania, żebyście mieli chociaż jeden dzień na przygotowanie się i zapoznanie z materiałem, który wam przesłaliśmy. – Trzynaście minut.
  - Zgoda. – Spanikowana poderwałam się z fotela, przez co Harry, który opierał się o mnie, o mały włos nie spadł na podłogę. – Ann, idziemy już? – Złapałam z podłogi torbę i zarzuciłam ją na ramię.
  - Spokojnie skarbie – spojrzała na mnie z uspakajającym uśmiechem. – Jeszcze musisz tu podpisać. – Wskazała mi odpowiednie miejsce, a ja niemal odruchowo złożyłam swój podpis. Moja menadżerka zerknęła na niego i wywróciła oczami. Zerknęłam tam gdzie ona i zakryłam usta dłonią. Tam, gdzie powinien być mój „autograf”, widniało starannie napisane nazwisko osoby, o której tak uparcie nie chciałam myśleć.
  - Przepraszam – szepnęłam, a Ann tylko skinęła głową i wyjęła drugi, czysty egzemplarz umowy.
  - Nic się nie stało – powiedziała, gdy spostrzegła, że zauważyłam zaniepokojone i zdziwione spojrzenia Paula i Harry’ego.
~*~
  Kiedy zadzwonił budzik, niemal odruchowo go wyłączyłam i ponownie zanurzyłam się pod ciepłą kołdrą. Po chwili jednak zerwałam się z łóżka jak oparzona i zabierając z kanapy przygotowane wczoraj rzeczy pognałam do łazienki.
  Wzięłam szybki, letni prysznic i związałam włosy z niechlujnego koka na czubku głowy. Po umyciu zębów założyłam nowy, czarny kostium kąpielowy, a na to krótkie, dżinsowe spodenki i białą, męską koszulę, którą wpuściłam w szorty. Była o numer za duża, dlatego podwinęłam rękawy do łokci i zadowolona wyszłam z powrotem do pokoju. Z walizki wyjęłam czarne japonki na koturnie i wsunęłam w nie stopy. Do torby plażowej, którą zarzuciłam na ramię, włożyłam między innymi telefon, kartę hotelową, paczkę chusteczek, gumy do żucia i inne, niezbędne do plażowania, rzeczy. Założyłam na nos okulary przeciwsłoneczne i wyszłam z hotelu.
  Na zegarze w holu sprawdziłam godzinę i spanikowana szybko zamówiłam taksówkę na plażę. W trakcie jazdy wysłałam do swojej menadżerki wiadomość, żeby się nie martwiła, bo już jadę. Ann niemal od razu do mnie oddzwoniła, dlatego westchnęłam zdenerwowana i odebrałam.
  - Gdzie ty jesteś?
  - Aktualnie w taksówce. Spokojnie, będę na czas.
  - Mam nadzieję. – Usłyszałam jak mówi coś do kogoś rozdrażniona, ale nie rozumiałam dokładnie co, bo najprawdopodobniej zasłoniła mikrofon ręką. – Paula i Harry’ego jeszcze nie ma. Powiedzieli, że się spóźnioną, bo są straszne korki przy plaży.
  Zmarszczyłam brwi zdziwiona i śmiejąc się zapytałam: - Jak to korki przy plaży? To co, Madonna promuje nowe bikini?
  - Nie do końca, jednak coś w tym stylu… Rozpuściłam plotkę, że Miley Cyrus i jej chłopak Liam się tam wybrali, bo on zamierza się jej oświadczyć.
  - Ale wiesz, że ona już z nim nie jest, prawda? – Upewniłam się, kręcąc z politowaniem głową.
  - Dlatego ta plotka jest jeszcze bardziej pikantna – głos Anna-Line brzmiał jakby chciała powiedzieć „no przecież to oczywiste, nie?”.
  - Dobra, ja już dojeżdżam, będę za trzy minuty. - Rozłączyłam się i schowałam komórkę do torby.
  Bardzo miły kierowca wysadził mnie przy samym wejściu, za co szczerze mu podziękowałam i uraczyłam sporym napiwkiem. On tylko mrugnął i polecił się na przyszłość, a ja pokiwałam głową i skierowałam się w stronę leżącej na jednym z leżaków Ann.
  Dotknęłam delikatnie jej rozgrzanego ramienia, a ona leniwie uchyliła jedną powiekę i zmierzyła mnie spojrzeniem.
  - Całkiem nieźle wyglądasz. Zupełnie jakbyś szła na randkę, o czymś nie wiem? – Uniosła kpiąco jeden kącik ust.
  Nienawidziłam tego gestu, jednak przez nasze częste kontakty sama zaczęłam go przejmować.
  - Nie bądź taka ironiczna, bo Paul cię nie zechce – prychnęłam rozglądając się dookoła. Dostrzegłam dwie męskie sylwetki, które powoli się do nas zbliżały żywo o czymś dyskutując. – O proszę – klasnęłam w dłonie z szerokim uśmiechem – o wilku mowa, a wilk tu!
  - Przestań Christine – zganiła mnie kobieta zsuwając swoje okulary przeciwsłoneczne na czubek nosa i uważnie zlustrowała okolicę jednym ze swoich groźnych spojrzeń. – No nareszcie – powiedziała, gdy chłopcy przysiedli się na piasku obok nas. – Ile można czekać? Myślałam, że tu korzenie zapuszczę…
  - Nie przejmujcie się – przerwałam jej ze śmiechem. – Ja też dopiero przyjechałam. Ta skwarka pewnie siedzi tu od rana i zabiera wszystkim słońce – machnęłam ręką, a Harry wyszczerzył w uśmiechu swoje białe zęby.
  Usiadłam obok niego, widząc jak paparazzi  powoli zaczynają dostrzegać naszą czwórkę.
  - Czy oni na pewno powinni was tu widzieć? – Zapytał chłopak naszych menadżerów.
  - Ja tam się stąd nie ruszam – oznajmiła wszystkim Ann i rozsmarowała na odsłoniętych nogach kolejną warstwę kremu do opalania.
  - Co nam szkodzi pospędzać razem trochę czasu. – Paul wzruszył ramionami i położył się na leżaku obok swojej koleżanki wsuwając na nos okulary przeciwsłoneczne.
  Popatrzyliśmy na siebie ze Stylesem i niemal w tej samej chwili pokręciliśmy głowami. Chyba żadne z nas nie miało ochoty na towarzystwo naszych menadżerów.
  - To co najpierw Haroldzie? – Przekrzywiłam głowę wpatrując się w niego.
  - Ja tam bym skorzystał ze słońca, dlatego proponuję kąpiel – jeszcze nie skończył mówić, a już ściągał z siebie biały podkoszulek zostając w samych hawajkach.
  Podał mi rękę pomagając wstać, a ja rozebrałam się do samego bikini i schowałam ubrania do torby plażowej żeby nie zastać w nich kilograma piasku jak wrócimy.
  - Mam nadzieję, że wziąłeś jakiś ręcznik – mruknęłam będąc w wodzie już po kolana.
  - No co ty – roześmiał się – zdam się na słońce.
  Uniosłam kpiąco brwi delikatnie się uśmiechając i zanurzyłam się w ciepłej, morskiej wodzie aż do ramion. Po chwili stanęłam prosto i przymknęłam oczy rozkładając ręce na boki. Poczułam na brzuchu czyjeś zimne ręce, więc pisnęłam głośno otwierając szeroko oczy z przerażenia.
  Ujrzałam przed sobą wyraźnie rozbawionego Harry’ego, który zagryzał wargę powstrzymując śmiech.
  - Bardzo śmieszne – burknęłam krzyżując ramiona na piersiach. – Tak bardzo, że aż wcale.
  Chłopak wywrócił oczami i przytulił mnie mocno. Zadrżałam, czując jak jego zimne ciało ociera się o moje.
  - Aleś ty gorąca – szepnął mi na ucho, a ja zachichotałam. Ten tekst był tak głupi, że aż śmieszny. – No co? Ja próbuję cię podrywać, a ty nic.
  Oderwałam się od niego i zerknęłam do góry – w jego zielone, duże oczy.
  - Ale wiesz, że nie musisz mnie podrywać, nie? – Przekrzywiłam głowę. – I tak już prawie jestem twoją dziewczyną.
  - Tak – prychnął i ponownie wywrócił oczami. Jakby był od tego uzależniony. – Ale co z tego, skoro nawet cię nie znam? – Jego smutny wzrok mnie rozczulił.
  Wtuliłam się w niego mocno, chcąc go w jakikolwiek sposób pocieszyć. Chyba trochę podziałało, bo kiedy się ode mnie oderwał był już całkiem normalnym Stylesem. Poklepałam go po włosach usatysfakcjonowana, a potem potargałam je delikatnie. Chłopak otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, a ja zaśmiałam się i uciekłam z wody. Harry sarknął i pokręcił głową, na powrót układając swoją idealną fryzurkę i zaczął mnie gonić, jakbyśmy byli małymi dziećmi.
  Opadłam na jeden w wolnych leżaków śmiejąc się głośno. Zaraz obok mnie wepchnął się kędzierzawy, niemal zwalając mnie na gorący piasek.
  - Zaraz idziemy na spacer – mruknęłam. – Tylko trochę się wysuszymy, okej?
  Usłyszałam niemrawy pomruk zgody, dlatego odgarnęłam z oczu kilka kosmyków włosów i przymknęłam oczy.
  - Nasmarować cię kremikiem?
  Zaśmiałam się cicho i pokręciłam przecząco głową. Chłopak objął mnie ramieniem, a ja uchyliłam jedno oko, patrząc na niego podejrzliwie.
  - No przecież cię nie zgwałcę – powiedział, jakby się bronił. – A przynajmniej nie tutaj, wiesz – poruszył brwiami – za dużo ludzi i w ogóle.
  - Jesteś zboczony. Zupełnie zboczony – podsumowałam z powrotem zamykając oczy i przytulając się do niego.
Coś błysnęło, więc otworzyłam szybko oczy i zdążyłam zauważyć, jak jeden z paparazzi chowa się za drzewem trzymając w rękach aparat. 


Los Angeles, 30.06.12
Kochany L!
  Co ja Ci mogę powiedzieć? Jutro spotykam się na plaży z Harry’m. To tam oficjalnie staniemy się parą. Mam co do tego wszystkiego mieszane uczucia. Wiem, że on nie może Wam nic powiedzieć, bo stalibyśmy się mniej wiarygodni w udawaniu tego całego związku. Mam cichą nadzieję, że sam się dowiesz… oraz, że nas zrozumiesz.
  Oh, jestem tak strasznie zagubiona! Nie wiem zupełnie co robić. Nie chcę Cię teraz spotykać, nie po tylu latach. To by było straszne, chyba pękłoby mi serce. Widzieć cię takiego szczęśliwego z nimi i wiedzieć, że zapewne przez te dwa lata ani razu w Twojej głowie nie pojawiło się moje imię.
Wiesz, że straszliwie tęsknię, prawda? I mam nadzieję, że rozumiesz, że nie umiałabym znowu być Twoją najlepszą przyjaciółką. Czuję, że Ty postąpiłbyś tak samo, że Twoje serce płakałoby po moim odejściu równie mocno, jak moje gdy mnie zostawiłeś.
  Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś byłaby możliwość zobaczenia Cię na żywo. Wiedziałam, że szanse wzrosną, gdy wrócę z rodzicami do Doncaster, ale nie sądziłam, że stanie się to tak szybko.
  Muszę to wszystko jeszcze raz przemyśleć, rozumiesz?
Na zawsze Twoja – C.C.H.

piątek, 8 lutego 2013

Chapter 2

- Skarbie, masz jeszcze jakieś pięć minut.
Skinęłam głową, patrząc w lustrze na postać prezentera, który miał przeprowadzić ze mną wywiad.
Był dosyć szczupły i całkiem nieźle umięśniony. Nie był starszy od moich rodziców, pewnie dopiero zbliżał się do czterdziestki, jednak w jego ciemnobrązowych włosach widać już było pierwsze siwe pasemka. Wyglądał na miłego faceta i miałam nadzieję, że nie będzie zbyt wścibski.
- Sorki Steven, te pięć minut należy do mnie. – Anna-Line zjawiła się w drzwiach do mojej garderoby i wypchnęła za nie zdezorientowanego mężczyznę.
- Co się stało? – Odwróciłam się w jej stronę przejęta, a niezadowolona fryzjerka ponownie stanęła za mną i ostatecznie popryskała mi włosy lakierem. Podziękowałam jej cichutko i ponownie zwróciłam się do menadżerki. – Bo wszystko już gotowe.
Zgrabnie zeskoczyłam z krzesełka i zdjęłam szlafrok pokazując kobiecie swój strój na dzisiejszy występ.
 Jasna, luźna spódniczka do kolan składała się z wielu warstw materiału, co sprawiało niesamowity efekt, gdy się obracałam. Biała koszulka, którą w nią wpuściłam, była pokryta czarnymi napisami. Na to narzuciłam bladoróżową, skórzaną kurtkę.
Zerknęłam na zegarek i uzupełniłam strój zakładając białe skarpetki, oraz półbuty z tym samym kolorze. Zawiązałam je starannie, a potem chwyciłam okulary przeciwsłoneczne i zaczepiłam je o dekolt bluzki.
Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Potargałam lekko włosy i spojrzałam ponownie na rozradowaną kobietę.
- Uwielbiam cię w takim wydaniu – cmoknęła powietrze. – Grzeczna dziewczynka z nutką pikanterii – westchnęła. - Ten wywiad powinien zapewnić ci trochę rozgłosu – powiedziała i poprowadziła mnie w kierunku studia. – Nie chcę cię martwić słoneczko, ale twoja kariera ostatnio marnieje. Od dzisiejszego występu zależy to, czy ostatecznie wystąpisz gościnnie w X Faktorze, czy nie.
- To ja miałam w ogóle wystąpić? – Zdziwiłam, się.
Ann nie miała jednak czasu mi odpowiedzieć, bo podleciała do nas jakaś kobieta w kombinezonie i przypięła mi szybko mikrofon do kurtki. Poinstruowała co i jak, a potem z rozbawieniem poinformowała o trzech sekundach jakie mi pozostały.
Zanim jeszcze skończyła mówić światła z studiu się porozpalały na chwilę mnie oślepiając. Widzowie zaczęli głośno klaskać, gdy Steven pojawił się na scenie i usiadł na kanapie.
Przedstawił się z szerokim uśmiechem i powiedział, kto będzie jego dzisiejszym gościem.
- W naszym studiu gościmy dzisiaj niesamowicie utalentowaną i oszałamiającą Christie Haimitch! – Wykrzyknął i wstając wskazał dłonią w naszą stronę.
Uśmiechnęłam się szeroko i pewnym krokiem podeszłam do sceny. Uściskałam mężczyznę, który od naszego spotkania w garderobie zdążył wylać na siebie butelkę perfum.
Usiadłam w wyznaczonym dla mnie fotelu i odwróciłam się do publiczności. Pomachałam fanom i zagryzłam wargę, ponieważ w jakiejś gazecie napisali, że to „urocze i do przesady dziewczęce”. Mój wizerunek właśnie taki miał być, dlatego robiłam wszystko, żeby go podtrzymać.
- Od naszego ostatniego wywiadu, kiedy to dopiero rozpoczynałaś swoją karierę – zaczął prowadzący, a ja automatycznie przeniosłam na niego wzrok – minął już ponad rok – zakończył, a ja skinęłam głową. – Wydoroślałaś od tamtego czasu.
- Oj tak, show biznes to nie przelewki – potwierdziłam. – Z dziewczyny, która nagrywała prowizoryczne covery znanych zespołów, nagle stałam się kimś rozpoznawalnym na ulicy. Ludzie zatrzymywali się i prosili o autograf albo zdjęcie. W gazetach i internecie aż huczało od plotek na mój temat. W większości były to zmyślone historyjki, ale jednak musiałam szybciej niż inni skończyć szkołę i pożegnać się z anonimowością. To powoduje, że człowiek robi się ostrożniejszy i uważa na to co robi i mówi – wytłumaczyłam z delikatnym uśmiechem.
- No dobrze, wydoroślałaś psychicznie. Ale twój styl chyba się ta nie zmienił, prawda? Ostatnim razem też miałaś na sobie sukienkę, mylę się?
- Spódnicę – poprawiłam go śmiejąc się. – Ale nie, mój styl nie zmienił się aż tak bardzo. Teraz, naturalnie, mogę kupować ubrania od znanych projektantów i o wiele droższe niż te, które zakładałam będąc jeszcze „dziewczynką od coverów” – poruszyłam palcami naśladując cudzysłów.
- No dobrze, przypomnijmy sobie, jak wyglądałaś ostatnim razem – powiedział Stevie pokazując na ekran za nami, na którym już pojawiało się moje zdjęcie w stroju z poprzedniej wizyty w tym studiu.
- Nie wierzę! – Zaśmiałam się głośno. – Skąd masz to zdjęcie?!
- Zrobiliśmy je, gdy pozowałaś dla fanów na korytarzu. Wyszła bosko, nie uważacie? – Zwrócił się do publiczności, wśród której rozległy się pomruki zadowolenia i aprobaty.
- Okej, zmieńmy temat – powiedziałam dalej szczerze rozbawiona i zasłoniłam dłońmi policzki, bo czułam, że się rumienię. – Widzisz? – Udałam oburzenie wskazując na swoją twarz. – Przez ciebie się zawstydziłam.
- Przepraszam, przepraszam… - usłyszałam. Westchnęłam ciężko na znak przebaczenia i kontynuowaliśmy. – A więc, jak ci idzie nagrywanie swojej pierwszej płyty? Podobno sama napisałaś wszystkie piosenki.
- Owszem, chociaż bez pomocy mojej ekipy, rodziny i przyjaciół nigdy by mi się to nie udało. A co do płyty, to sądzę, że uda nam się wszystko skończyć do czasu premiery.
- A kiedy ona jest, przypomnij nam?
- Jak to, nie pamiętasz? – Złapałam się za serce w udawanej rozpaczy. – Za równiusieńko miesiąc. Z całego serca wszystkich zapraszam – za chwilę spojrzałam prosto w kamerę z łobuzerskim uśmiechem.
- Jestem pewien, że zjawi się naprawdę dużo twoich fanów.
- Mam nadzieję.
- Powiedz nam jeszcze Christie, jak tam sprawy sercowe?
Zdębiałam na sekundę, ale po chwili roześmiałam się perliście patrząc z lekką paniką na Ann. Nie ćwiczyłyśmy odpowiedzi na to pytanie, bo nie sądziłyśmy, że takowe padnie. Przed poprzednie dwa tygodnie w każdym wywiadzie podkreślałam, że nikogo nie mam i na razie nie zamierzam mieć.
Mam jeszcze czas…” bla, bla, bla. „Jestem zajęta płytą…” bla, bla, bla. „Raczej nikogo nie szukam…” bla, bla, bla. „Sądzę, że to oczywiste pytanie, nikogo nie mam…” bla, bla, bla. Bzdury, które tylko zniechęcały ludzi do mojej osoby.
Ale skoro od tego wywiadu ma zależeć moja kariera, to chyba wypadałoby jakoś wzbudzić ciekawość ludzi, a nie tylko zbywać wszystkich półsłówkami.
- Może mam kogoś na oku – palnęłam bez namysłu z figlarnym uśmieszkiem.
Anna-Line posłała w moim kierunku przerażone spojrzenie. Obie wiedziałyśmy, że nikogo na oku nie mam, oraz że raczej przez kolejne miesiące mieć nie będę.
Związek z zasady wymaga, aby poświęcać mu czas, którego ja zdecydowanie nie miałam. Byłam całkowicie pochłonięta promocją płyty, nagrywaniem jej i udzielaniem wywiadów, więc ostatnio ledwo miałam czas, żeby spędzić tydzień z rodziną i Iris w Holmes Chapel.
- Naprawdę? – Steven poruszył się niespokojnie na swojej kanapie nachylając się w moją stronę, a na widowni zapanowało poruszenie.
- Owszem, ale powiedziałam ci to tylko przez wzgląd na naszą znajomość – zaznaczyłam. – Nic więcej ci dzisiaj nie ujawnię, chociaż sądzę, że ludzie sami w końcu dojdą do tego, kto to jest – wzruszyłam ramionami.
- Hmm – Steve udał zamyślonego. – Czekaj, pozwól mi to zrobić – uniósł do góry palec wskazujący. – Bogini seksu i bożyszcze nastolatek… Powiedz, że to nie Robert Pattinson!
- Oczywiście, że nie! – Zaśmiałam się głośno. – Czytałeś w ogóle ten artykuł, który napisałam dla Bravo?
- Mówisz o tym? – Sięgnął ze stolika gazetę i otworzył na odpowiedniej stronie. Podniósł ją do góry pokazując widowni, a na ekranie za nami momentalnie pojawiło się powiększenie. Na górze strony widniał wielki napis: „10 największych ciasteczek Show Biznesu według Christie Haimitch”. Prezenter przeczytał go na głos, a ja skinęłam głową z pobłażliwym uśmiechem. – Fakt, jest tu coś o Robie. A konkretniej mówiąc o Taylorze Lautnerze… Twierdzisz, że – zawahał się przez chwilę i odczytał: - „…że Taylor przebija Roba i nie wiem, czemu Kristen nie wybrała jego”.
- Owszem – podniosłam ręce na wysokość klatki piersiowej. – I przyznałabym to publicznie. Dlaczego Kristen nie wybrała Taylora?! – Wyrzuciłam ręce w powietrze.
- I tym optymistycznym akcentem kończymy dzisiejszy wywiad z Christie Haimitch – prowadzący odwrócił się do publiczności, a ja uczyniłam to samo. – Mamy szczerą nadzieję, że jeszcze zagości u nas w studiu. A przez najbliższą godzinę to wy możecie zadawać jej pytania. Powodzenia – zwrócił się do mnie i zniknął ze sceny.
Natomiast ja wstałam i zaczęłam odpowiadać na pytania widzów w studio starannie omijając te, dotyczące mojego domniemanego związku.
~*~
- Coś ty sobie myślała! – Wrzasnęła po raz kolejny Ann, a ja przymknęłam oczy zaciskając szczękę.
Nie miałam ochoty tłumaczyć jej tego po raz setny. W każdym bądź razie, osiągnęłam zamierzony skutek – wszędzie huczało od tego, kim jest mój ukochany (którego nawet nie było, ludzie!) i spekulowano. Łączono mnie już chyba z każdym, nawet Justinem Bieberem, mimo że jakoś nigdy nie łączyło nas nic oprócz koleżaństwa.
Owszem, czasem gdzieś razem wyszliśmy, kiedy akurat przebywaliśmy w jednym mieście, albo dzwoniliśmy do siebie, ale nic więcej.
- Okej, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem – postanowiła w końcu.
Mówiłam już, jak bardzo moja menadżerka jest szalona? Pewnie nie.
Anna-Line ma specyficzny charakter. Humor zmienia jej się kilkadziesiąt razy dziennie, ale mi przestało to już przeszkadzać. Jest jednak zaradna i nie wyobrażam sobie posiadania bardziej skutecznej osoby w tym zawodzie. Żaden plan nie ma prawa spalić na panewce albo w ogóle nie wypalić. A jeśli coś nie idzie po jej myśli natychmiast zostaje naprostowane na właściwy tor.
Kocham ją za to, że nigdy nie kazała mi się zmieniać. Zaakceptowała mnie taką jaka jestem razem z moim oryginalnym stylem bycia, który był lekko… niekonwencjonalny. Poza tym, obie byłyśmy szczere do bólu i nigdy nie owijałyśmy w bawełnę jeśli coś nam się nie podobało.
- Więc co proponujesz? – Westchnęłam potulnie.
- Znajdziemy ci kogoś, kto poudaje tego twojego sekretnego kochanka – wzruszyła ramionami. – Przecież nie wyznasz publicznie, że skłamałaś i chłopak, który tak „zawrócił ci w głowie” – zacytowała jedną z gazet wywracając oczami – nigdy nie istniał.
- To kogo wymyśliłaś? -  Rozłożyłam bezradnie ręce i zgodziłam się na jej szalony plan nie chcąc jeszcze bardziej mieszać w całej sprawie.
- Jeszcze nikogo – pokręciła głową.
Oblizałam usta i wystukałam na klawiaturze telefonu wiadomość do Iris. „Trochę się namieszało, nie wiem czy wrócę w tym tygodniu/miesiącu do domu. Ucałujesz ode mnie rodziców?”. Wysłałam i ponownie spojrzałam na swoją menadżerkę. Przyciszonym głosem rozmawiała z  kimś przez telefon, stojąc przy oknie i wybijając nerwowy rytm nogą. Komórka na moich kolanach zawibrowała, więc szybko odblokowałam ekran i przeczytałam wiadomość. „Chyba żartujesz, przecież oni od tygodnia są już tam. Zapomniałaś? Co się stało?”. Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się widząc, że dziewczyna z rozmysłem nie napisała nazwy mojego rodzinnego miasta, jakby to było zakazane miejsce, w którym pomieszkuje sobie Lord Voldemort.
Niestety nie dane mi było odpisać, bo Ann odchrząknęła znacząco tym samym zwracając na siebie moją pełną uwagę.
- Już chowam – mruknęłam podnosząc ręce w obronnym geście i wrzuciłam telefon do wielkiej torebki.
- A więc tak – zaczęła kobieta odkładając swoją komórkę na biurko i układając ją symetrycznie do stosu teczek. Pedantka. – Do wieczora znajdziemy ci odpowiedniego chłopaka. W miarę możliwości umówimy cię z nim na jutro, ewentualnie pojutrze. Jeszcze nie wiemy czy tutaj, czy u niego, ale dam ci znać.
- Zgoda – pokiwałam głową. – Kto ci pomaga?
- Mój dobry kolega z czasów młodości – machnęła ręką. – Też jest menadżerem, więc ma już doświadczenie. Powiedział, że chętnie mi pomoże w zamian za kawę, więc się zgodziłam – wzruszyła ramionami.
- Mam nadzieję, że nie będziesz wypominała mi tej kawy do końca mojego marnego życia – uśmiechnęłam się.
- Osz, ty małpo! – Zaśmiała się, a ja wiedziałam już, że coś jest na rzeczy i powinnam się bać, bo to kolejny z jej szalonych pomysłów.
~*~
- CHRISTINE CANDICE HAIMITCH! Złaź tutaj szybko!
- No już idę, idę – zaśmiałam się zbiegając ze schodów i cmoknęłam zaczerwieniony policzek menadżerki mijając ją. Pospiesznie włożyłam na nogi brązowe szpilki i poprawiłam jasny sweter, strzepując z niego niewidzialne pyłki. – Świetnie wyglądam, prawda? – Zapytałam patrząc w dół na  obcisłe spodnie w kwiaty, które założyłam.
- Tak, tak. – Ann machnęła ręką zupełnie mnie ignorując. Prychnęłam cicho pod nosem i zapakowałam do torebki klucze od samochodu. – A teraz się pospiesz, bo mamy niecałe pięć minut do spotkania.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem i pokręciłam głową.
Mam iść na spotkanie z moim potencjalnym chłopakiem nie wiedząc, czy dobrze wyglądam? Przecież mam „zupełnie i niezaprzeczalnie wszystkich olśnić swoją osobowością i niepowtarzalnym stylem”. A jak mam to zrobić, skoro nawet nie wiem, czy wszystko w moim stroju dobrze wygląda i do siebie pasuje?
Jednak poganiana przez Anna-Line nie miałam już czasu na ostatnie poprawki. Kobieta niemal wypchnęła mnie z mieszkania i wsadziła do swojego auta. Czarnego mercedesa z przyciemnianymi szybami, jakich mnóstwo jest w tym mieście.
Miałam szczerą nadzieję, że mimo śledzących każdy mój ruch paparazzich, uda nam się bezpiecznie i szybko dostać do hotelu, w którym mieliśmy się spotkać z tym chłopakiem i jego menadżerem. Naprawdę nie chciałam żadnych nieprzyjemności dzisiejszego dnia.
Wbrew mojemu pesymistycznemu nastawieniu podróż przebiegła bez zbędnych  scen i pod hotel dojechałyśmy prawie o czasie. Dziesięć minut spóźnienia nie jest tragedią i mieści się w dopuszczalnym zakresie.
Pod budynkiem stało co prawda mnóstwo fanek (nie wiem czy moich, czy jego), jednak nie przyjęłam się tym zbytnio i starałam się je ignorować. Jednak mimo tego rozdałam kilka(naście) autografów i zrobiłam sobie kilka(dziesiąt) zdjęć. Chyba nikt nie zauważył mojego rozdrażnienia, co jeszcze bardziej mnie irytowało, więc w pewnym momencie po prostu odwróciłam się od piszczącego tłumu i zupełnie się nim nie przejmując weszłam do hotelu.
W holu dopadła mnie zdyszana, ale uśmiechnięta menadżerka i złapała mnie za rękę. Bezceremonialnie pociągnęła mnie do windy i wcisnęła odpowiedni numer piętra. Wpatrywałam się beznamiętnie w drzwi windy i palcami wybijałam nerwowy rytm na lustrze, zostawiając przy okazji odciski palców. Trudno się mówi.
- Jestem pewna, że go polubisz – zapewniła mnie Ann uśmiechając się do mnie i próbując w jakikolwiek sposób poprawić mi humor.
- Mam nadzieję, bo jeśli będzie rozkapryszoną gwiazdką, to zabiję go własnymi rękoma nie patrząc na śliczną, mam nadzieję, buźkę. – Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech, gdy to mówiłam.
W gruncie rzeczy nie bardzo przejmowałam się urodą, mojego potencjalnego chłopaka. Jeśli będzie mnie szanował, to może być to nawet ten nieszczęsny Robert Pattinson, którego ja osobiście szczerze nie lubiłam. Ale jak mus to mus… Chociaż nie, on na szczęście ma tą swoją pannę Stewart, z którą podobno ostatnio przechodzą kryzys. A to pech…
- Gdyby nie to, że jestem dla niego za stara, sama bym go zgarnęła – Ann poklepała mnie po ramieniu i akurat wtedy rozległ się ten irytujący dzwonek sygnalizujący, że jesteśmy na odpowiednim piętrze.
Drzwi się otworzyły, a ja z niemałą ulgą wyszłam na korytarz. Rozejrzałam się i dostrzegłam, że hotel urządzono z chłodną elegancją. A przynajmniej korytarz.
Podłoga była wyłożona czerwoną wykładziną, a ściany pomalowano na delikatny, beżowy kolor. Światło wydobywało się ze stojących na niskich stoliczkach świeczników, a dookoła nas czuć było subtelny zapach wanilii i cynamonu.  Gustownie…
 - Chodź, nie będą na nas czekać do jutra – szepnęła kobieta stojąca obok mnie, a ja uśmiechnęłam się ciepło i podążyłam z nią do pokoju. Zaśmiałam się cicho widząc numer pokoju i momentalnie zakryłam usta dłonią, widząc karcące spojrzenie menadżerki. – No tak – wywróciła oczami – sześćdziesiąt dziewięć. Mogłam się tego spodziewać – powiedziała bardziej do siebie niż do mnie. 


Los Angeles, 29.06.12
Kochany L!
  Powiedz mi, w co ja się wpakowałam? Powinnam się wtedy opanować i powiedzieć Stevenowi to co wszystkim innym przed nim. Przynajmniej miałabym spokój. Ale chciałam ratować karierę, rozumiesz?
  Gdyby nie moja głupota siedziałabym już w samolocie do Doncaster i nie byłoby żadnego problemu. A tak utknęłam w LA skazana na łaskę i niełaskę Ann, która chyba znowu ma jakiś diaboliczny plan, bo jest jakaś podejrzanie miła i spokojna. Nawet nie powiedziała nic gdy miłosiernie poinformowałam ją, że idę do siebie napisał kolejny list. A wiesz przecież, że ona nie lubi jak do Ciebie piszę i uważa, że to głupota.
  Ale ja wierzę, że tak nie jest… Sam mnie tego nauczyłeś.
  Mam tylko nadzieję, że plan Ann się powiedzie i w końcu to wszystko ucichnie. Nie chciałabym jej rozczarować. Oboje wiemy, że już tak mam i zawsze chcę wszystkich zadowolić. Nie zniosłabym, gdyby coś poszło nie tak i to z mojej winy. Znowu bym namieszała, a Ann mówi, że teraz potrzeba nam spokoju, to może zapomną. Raczej w to wątpię, ale jest w niej tyle entuzjazmu, że nie mam serca jej tego powiedzieć.
Wiesz, że tęsknię – C.C.H.