- Skarbie, masz jeszcze jakieś pięć minut.
Skinęłam głową, patrząc w lustrze na postać
prezentera, który miał przeprowadzić ze mną wywiad.
Był dosyć szczupły i całkiem nieźle
umięśniony. Nie był starszy od moich rodziców, pewnie dopiero zbliżał się do
czterdziestki, jednak w jego ciemnobrązowych włosach widać już było pierwsze
siwe pasemka. Wyglądał na miłego faceta i miałam nadzieję, że nie będzie zbyt
wścibski.
- Sorki Steven, te pięć minut należy do mnie.
– Anna-Line zjawiła się w drzwiach do mojej garderoby i wypchnęła za nie
zdezorientowanego mężczyznę.
- Co się stało? – Odwróciłam się w jej stronę
przejęta, a niezadowolona fryzjerka ponownie stanęła za mną i ostatecznie
popryskała mi włosy lakierem. Podziękowałam jej cichutko i ponownie zwróciłam
się do menadżerki. – Bo wszystko już gotowe.
Zgrabnie zeskoczyłam z krzesełka i zdjęłam
szlafrok pokazując kobiecie swój strój na dzisiejszy występ.
Jasna,
luźna spódniczka do kolan składała się z wielu warstw materiału, co sprawiało
niesamowity efekt, gdy się obracałam. Biała koszulka, którą w nią wpuściłam,
była pokryta czarnymi napisami. Na to narzuciłam bladoróżową, skórzaną kurtkę.
Zerknęłam na zegarek i uzupełniłam strój
zakładając białe skarpetki, oraz półbuty z tym samym kolorze. Zawiązałam je
starannie, a potem chwyciłam okulary przeciwsłoneczne i zaczepiłam je o dekolt
bluzki.
Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się do
swojego odbicia. Potargałam lekko włosy i spojrzałam ponownie na rozradowaną
kobietę.
- Uwielbiam cię w takim wydaniu – cmoknęła
powietrze. – Grzeczna dziewczynka z nutką pikanterii – westchnęła. - Ten wywiad
powinien zapewnić ci trochę rozgłosu – powiedziała i poprowadziła mnie w
kierunku studia. – Nie chcę cię martwić słoneczko, ale twoja kariera ostatnio
marnieje. Od dzisiejszego występu zależy to, czy ostatecznie wystąpisz
gościnnie w X Faktorze, czy nie.
- To ja miałam w ogóle wystąpić? – Zdziwiłam,
się.
Ann nie miała jednak czasu mi odpowiedzieć,
bo podleciała do nas jakaś kobieta w kombinezonie i przypięła mi szybko
mikrofon do kurtki. Poinstruowała co i jak, a potem z rozbawieniem
poinformowała o trzech sekundach jakie mi pozostały.
Zanim jeszcze skończyła mówić światła z
studiu się porozpalały na chwilę mnie oślepiając. Widzowie zaczęli głośno
klaskać, gdy Steven pojawił się na scenie i usiadł na kanapie.
Przedstawił się z szerokim uśmiechem i
powiedział, kto będzie jego dzisiejszym gościem.
- W naszym studiu gościmy dzisiaj
niesamowicie utalentowaną i oszałamiającą Christie Haimitch! – Wykrzyknął i
wstając wskazał dłonią w naszą stronę.
Uśmiechnęłam się szeroko i pewnym krokiem
podeszłam do sceny. Uściskałam mężczyznę, który od naszego spotkania w
garderobie zdążył wylać na siebie butelkę perfum.
Usiadłam w wyznaczonym dla mnie fotelu i
odwróciłam się do publiczności. Pomachałam fanom i zagryzłam wargę, ponieważ w
jakiejś gazecie napisali, że to „urocze i do przesady dziewczęce”. Mój
wizerunek właśnie taki miał być, dlatego robiłam wszystko, żeby go podtrzymać.
- Od naszego ostatniego wywiadu, kiedy to
dopiero rozpoczynałaś swoją karierę – zaczął prowadzący, a ja automatycznie
przeniosłam na niego wzrok – minął już ponad rok – zakończył, a ja skinęłam
głową. – Wydoroślałaś od tamtego czasu.
- Oj tak, show biznes to nie przelewki –
potwierdziłam. – Z dziewczyny, która nagrywała prowizoryczne covery znanych
zespołów, nagle stałam się kimś rozpoznawalnym na ulicy. Ludzie zatrzymywali
się i prosili o autograf albo zdjęcie. W gazetach i internecie aż huczało od
plotek na mój temat. W większości były to zmyślone historyjki, ale jednak
musiałam szybciej niż inni skończyć szkołę i pożegnać się z anonimowością. To
powoduje, że człowiek robi się ostrożniejszy i uważa na to co robi i mówi –
wytłumaczyłam z delikatnym uśmiechem.
- No dobrze, wydoroślałaś psychicznie. Ale
twój styl chyba się ta nie zmienił, prawda? Ostatnim razem też miałaś na sobie
sukienkę, mylę się?
- Spódnicę – poprawiłam go śmiejąc się. – Ale
nie, mój styl nie zmienił się aż tak bardzo. Teraz, naturalnie, mogę kupować
ubrania od znanych projektantów i o wiele droższe niż te, które zakładałam
będąc jeszcze „dziewczynką od coverów” – poruszyłam palcami naśladując
cudzysłów.
- No dobrze, przypomnijmy sobie, jak
wyglądałaś ostatnim razem – powiedział Stevie pokazując na ekran za nami, na
którym już pojawiało się moje zdjęcie w stroju z poprzedniej wizyty w tym
studiu.
- Nie wierzę! – Zaśmiałam się głośno. – Skąd
masz to zdjęcie?!
- Zrobiliśmy je, gdy pozowałaś dla fanów na
korytarzu. Wyszła bosko, nie uważacie? – Zwrócił się do publiczności, wśród
której rozległy się pomruki zadowolenia i aprobaty.
- Okej, zmieńmy temat – powiedziałam dalej
szczerze rozbawiona i zasłoniłam dłońmi policzki, bo czułam, że się rumienię. –
Widzisz? – Udałam oburzenie wskazując na swoją twarz. – Przez ciebie się
zawstydziłam.
- Przepraszam, przepraszam… - usłyszałam.
Westchnęłam ciężko na znak przebaczenia i kontynuowaliśmy. – A więc, jak ci
idzie nagrywanie swojej pierwszej płyty? Podobno sama napisałaś wszystkie
piosenki.
- Owszem, chociaż bez pomocy mojej ekipy,
rodziny i przyjaciół nigdy by mi się to nie udało. A co do płyty, to sądzę, że
uda nam się wszystko skończyć do czasu premiery.
- A kiedy ona jest, przypomnij nam?
- Jak to, nie pamiętasz? – Złapałam się za
serce w udawanej rozpaczy. – Za równiusieńko miesiąc. Z całego serca wszystkich
zapraszam – za chwilę spojrzałam prosto w kamerę z łobuzerskim uśmiechem.
- Jestem pewien, że zjawi się naprawdę dużo
twoich fanów.
- Mam nadzieję.
- Powiedz nam jeszcze Christie, jak tam
sprawy sercowe?
Zdębiałam na sekundę, ale po chwili
roześmiałam się perliście patrząc z lekką paniką na Ann. Nie ćwiczyłyśmy
odpowiedzi na to pytanie, bo nie sądziłyśmy, że takowe padnie. Przed poprzednie
dwa tygodnie w każdym wywiadzie podkreślałam, że nikogo nie mam i na razie nie
zamierzam mieć.
„Mam
jeszcze czas…” bla, bla, bla. „Jestem
zajęta płytą…” bla, bla, bla. „Raczej
nikogo nie szukam…” bla, bla, bla. „Sądzę,
że to oczywiste pytanie, nikogo nie mam…” bla, bla, bla. Bzdury, które
tylko zniechęcały ludzi do mojej osoby.
Ale skoro od tego wywiadu ma zależeć moja
kariera, to chyba wypadałoby jakoś wzbudzić ciekawość ludzi, a nie tylko zbywać
wszystkich półsłówkami.
- Może mam kogoś na oku – palnęłam bez
namysłu z figlarnym uśmieszkiem.
Anna-Line posłała w moim kierunku przerażone
spojrzenie. Obie wiedziałyśmy, że nikogo na oku nie mam, oraz że raczej przez
kolejne miesiące mieć nie będę.
Związek z zasady wymaga, aby poświęcać mu
czas, którego ja zdecydowanie nie miałam. Byłam całkowicie pochłonięta promocją
płyty, nagrywaniem jej i udzielaniem wywiadów, więc ostatnio ledwo miałam czas,
żeby spędzić tydzień z rodziną i Iris w Holmes Chapel.
- Naprawdę? – Steven poruszył się
niespokojnie na swojej kanapie nachylając się w moją stronę, a na widowni
zapanowało poruszenie.
- Owszem, ale powiedziałam ci to tylko przez
wzgląd na naszą znajomość – zaznaczyłam. – Nic więcej ci dzisiaj nie ujawnię,
chociaż sądzę, że ludzie sami w końcu dojdą do tego, kto to jest – wzruszyłam
ramionami.
- Hmm – Steve udał zamyślonego. – Czekaj,
pozwól mi to zrobić – uniósł do góry palec wskazujący. – Bogini seksu i
bożyszcze nastolatek… Powiedz, że to nie Robert Pattinson!
- Oczywiście, że nie! – Zaśmiałam się głośno.
– Czytałeś w ogóle ten artykuł, który napisałam dla Bravo?
- Mówisz o tym? – Sięgnął ze stolika gazetę i
otworzył na odpowiedniej stronie. Podniósł ją do góry pokazując widowni, a na
ekranie za nami momentalnie pojawiło się powiększenie. Na górze strony widniał
wielki napis: „10 największych ciasteczek
Show Biznesu według Christie Haimitch”. Prezenter przeczytał go na głos, a
ja skinęłam głową z pobłażliwym uśmiechem. – Fakt, jest tu coś o Robie. A
konkretniej mówiąc o Taylorze Lautnerze… Twierdzisz, że – zawahał się przez
chwilę i odczytał: - „…że Taylor przebija Roba i nie wiem, czemu Kristen nie
wybrała jego”.
- Owszem – podniosłam ręce na wysokość klatki
piersiowej. – I przyznałabym to publicznie. Dlaczego Kristen nie wybrała
Taylora?! – Wyrzuciłam ręce w powietrze.
- I tym optymistycznym akcentem kończymy
dzisiejszy wywiad z Christie Haimitch – prowadzący odwrócił się do
publiczności, a ja uczyniłam to samo. – Mamy szczerą nadzieję, że jeszcze
zagości u nas w studiu. A przez najbliższą godzinę to wy możecie zadawać jej
pytania. Powodzenia – zwrócił się do mnie i zniknął ze sceny.
Natomiast ja wstałam i zaczęłam odpowiadać na
pytania widzów w studio starannie omijając te, dotyczące mojego domniemanego
związku.
~*~
- Coś ty sobie myślała! – Wrzasnęła po raz
kolejny Ann, a ja przymknęłam oczy zaciskając szczękę.
Nie miałam ochoty tłumaczyć jej tego po raz
setny. W każdym bądź razie, osiągnęłam zamierzony skutek – wszędzie huczało od
tego, kim jest mój ukochany (którego nawet nie było, ludzie!) i spekulowano.
Łączono mnie już chyba z każdym, nawet Justinem Bieberem, mimo że jakoś nigdy
nie łączyło nas nic oprócz koleżaństwa.
Owszem, czasem gdzieś razem wyszliśmy, kiedy
akurat przebywaliśmy w jednym mieście, albo dzwoniliśmy do siebie, ale nic
więcej.
- Okej, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem
– postanowiła w końcu.
Mówiłam już, jak bardzo moja menadżerka jest
szalona? Pewnie nie.
Anna-Line ma specyficzny charakter. Humor
zmienia jej się kilkadziesiąt razy dziennie, ale mi przestało to już
przeszkadzać. Jest jednak zaradna i nie wyobrażam sobie posiadania bardziej
skutecznej osoby w tym zawodzie. Żaden plan nie ma prawa spalić na panewce albo
w ogóle nie wypalić. A jeśli coś nie idzie po jej myśli natychmiast zostaje
naprostowane na właściwy tor.
Kocham ją za to, że nigdy nie kazała mi się
zmieniać. Zaakceptowała mnie taką jaka jestem razem z moim oryginalnym stylem
bycia, który był lekko… niekonwencjonalny. Poza tym, obie byłyśmy szczere do
bólu i nigdy nie owijałyśmy w bawełnę jeśli coś nam się nie podobało.
- Więc co proponujesz? – Westchnęłam
potulnie.
- Znajdziemy ci kogoś, kto poudaje tego
twojego sekretnego kochanka – wzruszyła ramionami. – Przecież nie wyznasz
publicznie, że skłamałaś i chłopak, który tak „zawrócił ci w głowie” –
zacytowała jedną z gazet wywracając oczami – nigdy nie istniał.
- To kogo wymyśliłaś? - Rozłożyłam bezradnie ręce i zgodziłam się na
jej szalony plan nie chcąc jeszcze bardziej mieszać w całej sprawie.
- Jeszcze nikogo – pokręciła głową.
Oblizałam usta i wystukałam na klawiaturze
telefonu wiadomość do Iris. „Trochę się
namieszało, nie wiem czy wrócę w tym tygodniu/miesiącu do domu. Ucałujesz ode
mnie rodziców?”. Wysłałam i ponownie spojrzałam na swoją menadżerkę.
Przyciszonym głosem rozmawiała z kimś
przez telefon, stojąc przy oknie i wybijając nerwowy rytm nogą. Komórka na
moich kolanach zawibrowała, więc szybko odblokowałam ekran i przeczytałam
wiadomość. „Chyba żartujesz, przecież oni
od tygodnia są już tam. Zapomniałaś?
Co się stało?”. Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się widząc, że dziewczyna
z rozmysłem nie napisała nazwy mojego rodzinnego miasta, jakby to było zakazane
miejsce, w którym pomieszkuje sobie Lord Voldemort.
Niestety nie dane mi było odpisać, bo Ann
odchrząknęła znacząco tym samym zwracając na siebie moją pełną uwagę.
- Już chowam – mruknęłam podnosząc ręce w
obronnym geście i wrzuciłam telefon do wielkiej torebki.
- A więc tak – zaczęła kobieta odkładając
swoją komórkę na biurko i układając ją symetrycznie do stosu teczek. Pedantka. – Do wieczora znajdziemy ci
odpowiedniego chłopaka. W miarę możliwości umówimy cię z nim na jutro,
ewentualnie pojutrze. Jeszcze nie wiemy czy tutaj, czy u niego, ale dam ci
znać.
- Zgoda – pokiwałam głową. – Kto ci pomaga?
- Mój dobry kolega z czasów młodości –
machnęła ręką. – Też jest menadżerem, więc ma już doświadczenie. Powiedział, że
chętnie mi pomoże w zamian za kawę, więc się zgodziłam – wzruszyła ramionami.
- Mam nadzieję, że nie będziesz wypominała mi
tej kawy do końca mojego marnego życia – uśmiechnęłam się.
- Osz, ty małpo! – Zaśmiała się, a ja
wiedziałam już, że coś jest na rzeczy i powinnam się bać, bo to kolejny z jej
szalonych pomysłów.
~*~
-
CHRISTINE CANDICE HAIMITCH! Złaź tutaj szybko!
- No już idę, idę – zaśmiałam się zbiegając
ze schodów i cmoknęłam zaczerwieniony policzek menadżerki mijając ją. Pospiesznie
włożyłam na nogi brązowe szpilki i poprawiłam jasny sweter, strzepując z niego
niewidzialne pyłki. – Świetnie wyglądam, prawda? – Zapytałam patrząc w dół
na obcisłe spodnie w kwiaty, które
założyłam.
- Tak, tak. – Ann machnęła ręką zupełnie mnie
ignorując. Prychnęłam cicho pod nosem i zapakowałam do torebki klucze od
samochodu. – A teraz się pospiesz, bo mamy niecałe pięć minut do spotkania.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem i
pokręciłam głową.
Mam iść na spotkanie z moim potencjalnym
chłopakiem nie wiedząc, czy dobrze wyglądam? Przecież mam „zupełnie i
niezaprzeczalnie wszystkich olśnić swoją osobowością i niepowtarzalnym stylem”.
A jak mam to zrobić, skoro nawet nie wiem, czy wszystko w moim stroju dobrze
wygląda i do siebie pasuje?
Jednak poganiana przez Anna-Line nie miałam
już czasu na ostatnie poprawki. Kobieta niemal wypchnęła mnie z mieszkania i
wsadziła do swojego auta. Czarnego mercedesa z przyciemnianymi szybami, jakich
mnóstwo jest w tym mieście.
Miałam szczerą nadzieję, że mimo śledzących
każdy mój ruch paparazzich, uda nam się bezpiecznie i szybko dostać do hotelu,
w którym mieliśmy się spotkać z tym
chłopakiem i jego menadżerem. Naprawdę nie chciałam żadnych nieprzyjemności
dzisiejszego dnia.
Wbrew mojemu pesymistycznemu nastawieniu
podróż przebiegła bez zbędnych scen i
pod hotel dojechałyśmy prawie o czasie. Dziesięć minut spóźnienia nie jest
tragedią i mieści się w dopuszczalnym zakresie.
Pod budynkiem stało co prawda mnóstwo fanek
(nie wiem czy moich, czy jego), jednak nie przyjęłam się tym zbytnio i starałam
się je ignorować. Jednak mimo tego rozdałam kilka(naście) autografów i zrobiłam
sobie kilka(dziesiąt) zdjęć. Chyba nikt nie zauważył mojego rozdrażnienia, co
jeszcze bardziej mnie irytowało, więc w pewnym momencie po prostu odwróciłam
się od piszczącego tłumu i zupełnie się nim nie przejmując weszłam do hotelu.
W holu dopadła mnie zdyszana, ale
uśmiechnięta menadżerka i złapała mnie za rękę. Bezceremonialnie pociągnęła
mnie do windy i wcisnęła odpowiedni numer piętra. Wpatrywałam się beznamiętnie
w drzwi windy i palcami wybijałam nerwowy rytm na lustrze, zostawiając przy
okazji odciski palców. Trudno się mówi.
- Jestem pewna, że go polubisz – zapewniła
mnie Ann uśmiechając się do mnie i próbując w jakikolwiek sposób poprawić mi
humor.
- Mam nadzieję, bo jeśli będzie rozkapryszoną
gwiazdką, to zabiję go własnymi rękoma nie patrząc na śliczną, mam nadzieję,
buźkę. – Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech, gdy to mówiłam.
W gruncie rzeczy nie bardzo przejmowałam się
urodą, mojego potencjalnego chłopaka. Jeśli będzie mnie szanował, to może być
to nawet ten nieszczęsny Robert Pattinson, którego ja osobiście szczerze nie
lubiłam. Ale jak mus to mus… Chociaż nie, on na szczęście ma tą swoją pannę
Stewart, z którą podobno ostatnio przechodzą kryzys. A to pech…
- Gdyby nie to, że jestem dla niego za stara,
sama bym go zgarnęła – Ann poklepała mnie po ramieniu i akurat wtedy rozległ
się ten irytujący dzwonek sygnalizujący, że jesteśmy na odpowiednim piętrze.
Drzwi się otworzyły, a ja z niemałą ulgą
wyszłam na korytarz. Rozejrzałam się i dostrzegłam, że hotel urządzono z
chłodną elegancją. A przynajmniej korytarz.
Podłoga była wyłożona czerwoną wykładziną, a
ściany pomalowano na delikatny, beżowy kolor. Światło wydobywało się ze
stojących na niskich stoliczkach świeczników, a dookoła nas czuć było subtelny
zapach wanilii i cynamonu. Gustownie…
-
Chodź, nie będą na nas czekać do jutra – szepnęła kobieta stojąca obok mnie, a
ja uśmiechnęłam się ciepło i podążyłam z nią do pokoju. Zaśmiałam się cicho
widząc numer pokoju i momentalnie zakryłam usta dłonią, widząc karcące
spojrzenie menadżerki. – No tak – wywróciła oczami – sześćdziesiąt dziewięć.
Mogłam się tego spodziewać – powiedziała bardziej do siebie niż do mnie.
Los Angeles, 29.06.12
Kochany L!
Powiedz mi, w co ja się wpakowałam? Powinnam się wtedy opanować i powiedzieć Stevenowi to co wszystkim innym przed nim. Przynajmniej miałabym spokój. Ale chciałam ratować karierę, rozumiesz?
Gdyby nie moja głupota siedziałabym już w samolocie do Doncaster i nie byłoby żadnego problemu. A tak utknęłam w LA skazana na łaskę i niełaskę Ann, która chyba znowu ma jakiś diaboliczny plan, bo jest jakaś podejrzanie miła i spokojna. Nawet nie powiedziała nic gdy miłosiernie poinformowałam ją, że idę do siebie napisał kolejny list. A wiesz przecież, że ona nie lubi jak do Ciebie piszę i uważa, że to głupota.
Ale ja wierzę, że tak nie jest… Sam mnie tego nauczyłeś.
Mam tylko nadzieję, że plan Ann się powiedzie i w końcu to wszystko ucichnie. Nie chciałabym jej rozczarować. Oboje wiemy, że już tak mam i zawsze chcę wszystkich zadowolić. Nie zniosłabym, gdyby coś poszło nie tak i to z mojej winy. Znowu bym namieszała, a Ann mówi, że teraz potrzeba nam spokoju, to może zapomną. Raczej w to wątpię, ale jest w niej tyle entuzjazmu, że nie mam serca jej tego powiedzieć.
Wiesz, że tęsknię – C.C.H.
świetny :) Bardzo mi się podoba ;p
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział po prostu świetny, zadziwia mnie twój styl pisania. Jest taki luźny sama nie wiem jak to określić taki prosty zero stresu. Świetnie, po prostu świetne, zaraz pędzę czytać następne rozdziały. :*****
OdpowiedzUsuń