piątek, 8 lutego 2013

Chapter 2

- Skarbie, masz jeszcze jakieś pięć minut.
Skinęłam głową, patrząc w lustrze na postać prezentera, który miał przeprowadzić ze mną wywiad.
Był dosyć szczupły i całkiem nieźle umięśniony. Nie był starszy od moich rodziców, pewnie dopiero zbliżał się do czterdziestki, jednak w jego ciemnobrązowych włosach widać już było pierwsze siwe pasemka. Wyglądał na miłego faceta i miałam nadzieję, że nie będzie zbyt wścibski.
- Sorki Steven, te pięć minut należy do mnie. – Anna-Line zjawiła się w drzwiach do mojej garderoby i wypchnęła za nie zdezorientowanego mężczyznę.
- Co się stało? – Odwróciłam się w jej stronę przejęta, a niezadowolona fryzjerka ponownie stanęła za mną i ostatecznie popryskała mi włosy lakierem. Podziękowałam jej cichutko i ponownie zwróciłam się do menadżerki. – Bo wszystko już gotowe.
Zgrabnie zeskoczyłam z krzesełka i zdjęłam szlafrok pokazując kobiecie swój strój na dzisiejszy występ.
 Jasna, luźna spódniczka do kolan składała się z wielu warstw materiału, co sprawiało niesamowity efekt, gdy się obracałam. Biała koszulka, którą w nią wpuściłam, była pokryta czarnymi napisami. Na to narzuciłam bladoróżową, skórzaną kurtkę.
Zerknęłam na zegarek i uzupełniłam strój zakładając białe skarpetki, oraz półbuty z tym samym kolorze. Zawiązałam je starannie, a potem chwyciłam okulary przeciwsłoneczne i zaczepiłam je o dekolt bluzki.
Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Potargałam lekko włosy i spojrzałam ponownie na rozradowaną kobietę.
- Uwielbiam cię w takim wydaniu – cmoknęła powietrze. – Grzeczna dziewczynka z nutką pikanterii – westchnęła. - Ten wywiad powinien zapewnić ci trochę rozgłosu – powiedziała i poprowadziła mnie w kierunku studia. – Nie chcę cię martwić słoneczko, ale twoja kariera ostatnio marnieje. Od dzisiejszego występu zależy to, czy ostatecznie wystąpisz gościnnie w X Faktorze, czy nie.
- To ja miałam w ogóle wystąpić? – Zdziwiłam, się.
Ann nie miała jednak czasu mi odpowiedzieć, bo podleciała do nas jakaś kobieta w kombinezonie i przypięła mi szybko mikrofon do kurtki. Poinstruowała co i jak, a potem z rozbawieniem poinformowała o trzech sekundach jakie mi pozostały.
Zanim jeszcze skończyła mówić światła z studiu się porozpalały na chwilę mnie oślepiając. Widzowie zaczęli głośno klaskać, gdy Steven pojawił się na scenie i usiadł na kanapie.
Przedstawił się z szerokim uśmiechem i powiedział, kto będzie jego dzisiejszym gościem.
- W naszym studiu gościmy dzisiaj niesamowicie utalentowaną i oszałamiającą Christie Haimitch! – Wykrzyknął i wstając wskazał dłonią w naszą stronę.
Uśmiechnęłam się szeroko i pewnym krokiem podeszłam do sceny. Uściskałam mężczyznę, który od naszego spotkania w garderobie zdążył wylać na siebie butelkę perfum.
Usiadłam w wyznaczonym dla mnie fotelu i odwróciłam się do publiczności. Pomachałam fanom i zagryzłam wargę, ponieważ w jakiejś gazecie napisali, że to „urocze i do przesady dziewczęce”. Mój wizerunek właśnie taki miał być, dlatego robiłam wszystko, żeby go podtrzymać.
- Od naszego ostatniego wywiadu, kiedy to dopiero rozpoczynałaś swoją karierę – zaczął prowadzący, a ja automatycznie przeniosłam na niego wzrok – minął już ponad rok – zakończył, a ja skinęłam głową. – Wydoroślałaś od tamtego czasu.
- Oj tak, show biznes to nie przelewki – potwierdziłam. – Z dziewczyny, która nagrywała prowizoryczne covery znanych zespołów, nagle stałam się kimś rozpoznawalnym na ulicy. Ludzie zatrzymywali się i prosili o autograf albo zdjęcie. W gazetach i internecie aż huczało od plotek na mój temat. W większości były to zmyślone historyjki, ale jednak musiałam szybciej niż inni skończyć szkołę i pożegnać się z anonimowością. To powoduje, że człowiek robi się ostrożniejszy i uważa na to co robi i mówi – wytłumaczyłam z delikatnym uśmiechem.
- No dobrze, wydoroślałaś psychicznie. Ale twój styl chyba się ta nie zmienił, prawda? Ostatnim razem też miałaś na sobie sukienkę, mylę się?
- Spódnicę – poprawiłam go śmiejąc się. – Ale nie, mój styl nie zmienił się aż tak bardzo. Teraz, naturalnie, mogę kupować ubrania od znanych projektantów i o wiele droższe niż te, które zakładałam będąc jeszcze „dziewczynką od coverów” – poruszyłam palcami naśladując cudzysłów.
- No dobrze, przypomnijmy sobie, jak wyglądałaś ostatnim razem – powiedział Stevie pokazując na ekran za nami, na którym już pojawiało się moje zdjęcie w stroju z poprzedniej wizyty w tym studiu.
- Nie wierzę! – Zaśmiałam się głośno. – Skąd masz to zdjęcie?!
- Zrobiliśmy je, gdy pozowałaś dla fanów na korytarzu. Wyszła bosko, nie uważacie? – Zwrócił się do publiczności, wśród której rozległy się pomruki zadowolenia i aprobaty.
- Okej, zmieńmy temat – powiedziałam dalej szczerze rozbawiona i zasłoniłam dłońmi policzki, bo czułam, że się rumienię. – Widzisz? – Udałam oburzenie wskazując na swoją twarz. – Przez ciebie się zawstydziłam.
- Przepraszam, przepraszam… - usłyszałam. Westchnęłam ciężko na znak przebaczenia i kontynuowaliśmy. – A więc, jak ci idzie nagrywanie swojej pierwszej płyty? Podobno sama napisałaś wszystkie piosenki.
- Owszem, chociaż bez pomocy mojej ekipy, rodziny i przyjaciół nigdy by mi się to nie udało. A co do płyty, to sądzę, że uda nam się wszystko skończyć do czasu premiery.
- A kiedy ona jest, przypomnij nam?
- Jak to, nie pamiętasz? – Złapałam się za serce w udawanej rozpaczy. – Za równiusieńko miesiąc. Z całego serca wszystkich zapraszam – za chwilę spojrzałam prosto w kamerę z łobuzerskim uśmiechem.
- Jestem pewien, że zjawi się naprawdę dużo twoich fanów.
- Mam nadzieję.
- Powiedz nam jeszcze Christie, jak tam sprawy sercowe?
Zdębiałam na sekundę, ale po chwili roześmiałam się perliście patrząc z lekką paniką na Ann. Nie ćwiczyłyśmy odpowiedzi na to pytanie, bo nie sądziłyśmy, że takowe padnie. Przed poprzednie dwa tygodnie w każdym wywiadzie podkreślałam, że nikogo nie mam i na razie nie zamierzam mieć.
Mam jeszcze czas…” bla, bla, bla. „Jestem zajęta płytą…” bla, bla, bla. „Raczej nikogo nie szukam…” bla, bla, bla. „Sądzę, że to oczywiste pytanie, nikogo nie mam…” bla, bla, bla. Bzdury, które tylko zniechęcały ludzi do mojej osoby.
Ale skoro od tego wywiadu ma zależeć moja kariera, to chyba wypadałoby jakoś wzbudzić ciekawość ludzi, a nie tylko zbywać wszystkich półsłówkami.
- Może mam kogoś na oku – palnęłam bez namysłu z figlarnym uśmieszkiem.
Anna-Line posłała w moim kierunku przerażone spojrzenie. Obie wiedziałyśmy, że nikogo na oku nie mam, oraz że raczej przez kolejne miesiące mieć nie będę.
Związek z zasady wymaga, aby poświęcać mu czas, którego ja zdecydowanie nie miałam. Byłam całkowicie pochłonięta promocją płyty, nagrywaniem jej i udzielaniem wywiadów, więc ostatnio ledwo miałam czas, żeby spędzić tydzień z rodziną i Iris w Holmes Chapel.
- Naprawdę? – Steven poruszył się niespokojnie na swojej kanapie nachylając się w moją stronę, a na widowni zapanowało poruszenie.
- Owszem, ale powiedziałam ci to tylko przez wzgląd na naszą znajomość – zaznaczyłam. – Nic więcej ci dzisiaj nie ujawnię, chociaż sądzę, że ludzie sami w końcu dojdą do tego, kto to jest – wzruszyłam ramionami.
- Hmm – Steve udał zamyślonego. – Czekaj, pozwól mi to zrobić – uniósł do góry palec wskazujący. – Bogini seksu i bożyszcze nastolatek… Powiedz, że to nie Robert Pattinson!
- Oczywiście, że nie! – Zaśmiałam się głośno. – Czytałeś w ogóle ten artykuł, który napisałam dla Bravo?
- Mówisz o tym? – Sięgnął ze stolika gazetę i otworzył na odpowiedniej stronie. Podniósł ją do góry pokazując widowni, a na ekranie za nami momentalnie pojawiło się powiększenie. Na górze strony widniał wielki napis: „10 największych ciasteczek Show Biznesu według Christie Haimitch”. Prezenter przeczytał go na głos, a ja skinęłam głową z pobłażliwym uśmiechem. – Fakt, jest tu coś o Robie. A konkretniej mówiąc o Taylorze Lautnerze… Twierdzisz, że – zawahał się przez chwilę i odczytał: - „…że Taylor przebija Roba i nie wiem, czemu Kristen nie wybrała jego”.
- Owszem – podniosłam ręce na wysokość klatki piersiowej. – I przyznałabym to publicznie. Dlaczego Kristen nie wybrała Taylora?! – Wyrzuciłam ręce w powietrze.
- I tym optymistycznym akcentem kończymy dzisiejszy wywiad z Christie Haimitch – prowadzący odwrócił się do publiczności, a ja uczyniłam to samo. – Mamy szczerą nadzieję, że jeszcze zagości u nas w studiu. A przez najbliższą godzinę to wy możecie zadawać jej pytania. Powodzenia – zwrócił się do mnie i zniknął ze sceny.
Natomiast ja wstałam i zaczęłam odpowiadać na pytania widzów w studio starannie omijając te, dotyczące mojego domniemanego związku.
~*~
- Coś ty sobie myślała! – Wrzasnęła po raz kolejny Ann, a ja przymknęłam oczy zaciskając szczękę.
Nie miałam ochoty tłumaczyć jej tego po raz setny. W każdym bądź razie, osiągnęłam zamierzony skutek – wszędzie huczało od tego, kim jest mój ukochany (którego nawet nie było, ludzie!) i spekulowano. Łączono mnie już chyba z każdym, nawet Justinem Bieberem, mimo że jakoś nigdy nie łączyło nas nic oprócz koleżaństwa.
Owszem, czasem gdzieś razem wyszliśmy, kiedy akurat przebywaliśmy w jednym mieście, albo dzwoniliśmy do siebie, ale nic więcej.
- Okej, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem – postanowiła w końcu.
Mówiłam już, jak bardzo moja menadżerka jest szalona? Pewnie nie.
Anna-Line ma specyficzny charakter. Humor zmienia jej się kilkadziesiąt razy dziennie, ale mi przestało to już przeszkadzać. Jest jednak zaradna i nie wyobrażam sobie posiadania bardziej skutecznej osoby w tym zawodzie. Żaden plan nie ma prawa spalić na panewce albo w ogóle nie wypalić. A jeśli coś nie idzie po jej myśli natychmiast zostaje naprostowane na właściwy tor.
Kocham ją za to, że nigdy nie kazała mi się zmieniać. Zaakceptowała mnie taką jaka jestem razem z moim oryginalnym stylem bycia, który był lekko… niekonwencjonalny. Poza tym, obie byłyśmy szczere do bólu i nigdy nie owijałyśmy w bawełnę jeśli coś nam się nie podobało.
- Więc co proponujesz? – Westchnęłam potulnie.
- Znajdziemy ci kogoś, kto poudaje tego twojego sekretnego kochanka – wzruszyła ramionami. – Przecież nie wyznasz publicznie, że skłamałaś i chłopak, który tak „zawrócił ci w głowie” – zacytowała jedną z gazet wywracając oczami – nigdy nie istniał.
- To kogo wymyśliłaś? -  Rozłożyłam bezradnie ręce i zgodziłam się na jej szalony plan nie chcąc jeszcze bardziej mieszać w całej sprawie.
- Jeszcze nikogo – pokręciła głową.
Oblizałam usta i wystukałam na klawiaturze telefonu wiadomość do Iris. „Trochę się namieszało, nie wiem czy wrócę w tym tygodniu/miesiącu do domu. Ucałujesz ode mnie rodziców?”. Wysłałam i ponownie spojrzałam na swoją menadżerkę. Przyciszonym głosem rozmawiała z  kimś przez telefon, stojąc przy oknie i wybijając nerwowy rytm nogą. Komórka na moich kolanach zawibrowała, więc szybko odblokowałam ekran i przeczytałam wiadomość. „Chyba żartujesz, przecież oni od tygodnia są już tam. Zapomniałaś? Co się stało?”. Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się widząc, że dziewczyna z rozmysłem nie napisała nazwy mojego rodzinnego miasta, jakby to było zakazane miejsce, w którym pomieszkuje sobie Lord Voldemort.
Niestety nie dane mi było odpisać, bo Ann odchrząknęła znacząco tym samym zwracając na siebie moją pełną uwagę.
- Już chowam – mruknęłam podnosząc ręce w obronnym geście i wrzuciłam telefon do wielkiej torebki.
- A więc tak – zaczęła kobieta odkładając swoją komórkę na biurko i układając ją symetrycznie do stosu teczek. Pedantka. – Do wieczora znajdziemy ci odpowiedniego chłopaka. W miarę możliwości umówimy cię z nim na jutro, ewentualnie pojutrze. Jeszcze nie wiemy czy tutaj, czy u niego, ale dam ci znać.
- Zgoda – pokiwałam głową. – Kto ci pomaga?
- Mój dobry kolega z czasów młodości – machnęła ręką. – Też jest menadżerem, więc ma już doświadczenie. Powiedział, że chętnie mi pomoże w zamian za kawę, więc się zgodziłam – wzruszyła ramionami.
- Mam nadzieję, że nie będziesz wypominała mi tej kawy do końca mojego marnego życia – uśmiechnęłam się.
- Osz, ty małpo! – Zaśmiała się, a ja wiedziałam już, że coś jest na rzeczy i powinnam się bać, bo to kolejny z jej szalonych pomysłów.
~*~
- CHRISTINE CANDICE HAIMITCH! Złaź tutaj szybko!
- No już idę, idę – zaśmiałam się zbiegając ze schodów i cmoknęłam zaczerwieniony policzek menadżerki mijając ją. Pospiesznie włożyłam na nogi brązowe szpilki i poprawiłam jasny sweter, strzepując z niego niewidzialne pyłki. – Świetnie wyglądam, prawda? – Zapytałam patrząc w dół na  obcisłe spodnie w kwiaty, które założyłam.
- Tak, tak. – Ann machnęła ręką zupełnie mnie ignorując. Prychnęłam cicho pod nosem i zapakowałam do torebki klucze od samochodu. – A teraz się pospiesz, bo mamy niecałe pięć minut do spotkania.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem i pokręciłam głową.
Mam iść na spotkanie z moim potencjalnym chłopakiem nie wiedząc, czy dobrze wyglądam? Przecież mam „zupełnie i niezaprzeczalnie wszystkich olśnić swoją osobowością i niepowtarzalnym stylem”. A jak mam to zrobić, skoro nawet nie wiem, czy wszystko w moim stroju dobrze wygląda i do siebie pasuje?
Jednak poganiana przez Anna-Line nie miałam już czasu na ostatnie poprawki. Kobieta niemal wypchnęła mnie z mieszkania i wsadziła do swojego auta. Czarnego mercedesa z przyciemnianymi szybami, jakich mnóstwo jest w tym mieście.
Miałam szczerą nadzieję, że mimo śledzących każdy mój ruch paparazzich, uda nam się bezpiecznie i szybko dostać do hotelu, w którym mieliśmy się spotkać z tym chłopakiem i jego menadżerem. Naprawdę nie chciałam żadnych nieprzyjemności dzisiejszego dnia.
Wbrew mojemu pesymistycznemu nastawieniu podróż przebiegła bez zbędnych  scen i pod hotel dojechałyśmy prawie o czasie. Dziesięć minut spóźnienia nie jest tragedią i mieści się w dopuszczalnym zakresie.
Pod budynkiem stało co prawda mnóstwo fanek (nie wiem czy moich, czy jego), jednak nie przyjęłam się tym zbytnio i starałam się je ignorować. Jednak mimo tego rozdałam kilka(naście) autografów i zrobiłam sobie kilka(dziesiąt) zdjęć. Chyba nikt nie zauważył mojego rozdrażnienia, co jeszcze bardziej mnie irytowało, więc w pewnym momencie po prostu odwróciłam się od piszczącego tłumu i zupełnie się nim nie przejmując weszłam do hotelu.
W holu dopadła mnie zdyszana, ale uśmiechnięta menadżerka i złapała mnie za rękę. Bezceremonialnie pociągnęła mnie do windy i wcisnęła odpowiedni numer piętra. Wpatrywałam się beznamiętnie w drzwi windy i palcami wybijałam nerwowy rytm na lustrze, zostawiając przy okazji odciski palców. Trudno się mówi.
- Jestem pewna, że go polubisz – zapewniła mnie Ann uśmiechając się do mnie i próbując w jakikolwiek sposób poprawić mi humor.
- Mam nadzieję, bo jeśli będzie rozkapryszoną gwiazdką, to zabiję go własnymi rękoma nie patrząc na śliczną, mam nadzieję, buźkę. – Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech, gdy to mówiłam.
W gruncie rzeczy nie bardzo przejmowałam się urodą, mojego potencjalnego chłopaka. Jeśli będzie mnie szanował, to może być to nawet ten nieszczęsny Robert Pattinson, którego ja osobiście szczerze nie lubiłam. Ale jak mus to mus… Chociaż nie, on na szczęście ma tą swoją pannę Stewart, z którą podobno ostatnio przechodzą kryzys. A to pech…
- Gdyby nie to, że jestem dla niego za stara, sama bym go zgarnęła – Ann poklepała mnie po ramieniu i akurat wtedy rozległ się ten irytujący dzwonek sygnalizujący, że jesteśmy na odpowiednim piętrze.
Drzwi się otworzyły, a ja z niemałą ulgą wyszłam na korytarz. Rozejrzałam się i dostrzegłam, że hotel urządzono z chłodną elegancją. A przynajmniej korytarz.
Podłoga była wyłożona czerwoną wykładziną, a ściany pomalowano na delikatny, beżowy kolor. Światło wydobywało się ze stojących na niskich stoliczkach świeczników, a dookoła nas czuć było subtelny zapach wanilii i cynamonu.  Gustownie…
 - Chodź, nie będą na nas czekać do jutra – szepnęła kobieta stojąca obok mnie, a ja uśmiechnęłam się ciepło i podążyłam z nią do pokoju. Zaśmiałam się cicho widząc numer pokoju i momentalnie zakryłam usta dłonią, widząc karcące spojrzenie menadżerki. – No tak – wywróciła oczami – sześćdziesiąt dziewięć. Mogłam się tego spodziewać – powiedziała bardziej do siebie niż do mnie. 


Los Angeles, 29.06.12
Kochany L!
  Powiedz mi, w co ja się wpakowałam? Powinnam się wtedy opanować i powiedzieć Stevenowi to co wszystkim innym przed nim. Przynajmniej miałabym spokój. Ale chciałam ratować karierę, rozumiesz?
  Gdyby nie moja głupota siedziałabym już w samolocie do Doncaster i nie byłoby żadnego problemu. A tak utknęłam w LA skazana na łaskę i niełaskę Ann, która chyba znowu ma jakiś diaboliczny plan, bo jest jakaś podejrzanie miła i spokojna. Nawet nie powiedziała nic gdy miłosiernie poinformowałam ją, że idę do siebie napisał kolejny list. A wiesz przecież, że ona nie lubi jak do Ciebie piszę i uważa, że to głupota.
  Ale ja wierzę, że tak nie jest… Sam mnie tego nauczyłeś.
  Mam tylko nadzieję, że plan Ann się powiedzie i w końcu to wszystko ucichnie. Nie chciałabym jej rozczarować. Oboje wiemy, że już tak mam i zawsze chcę wszystkich zadowolić. Nie zniosłabym, gdyby coś poszło nie tak i to z mojej winy. Znowu bym namieszała, a Ann mówi, że teraz potrzeba nam spokoju, to może zapomną. Raczej w to wątpię, ale jest w niej tyle entuzjazmu, że nie mam serca jej tego powiedzieć.
Wiesz, że tęsknię – C.C.H.

2 komentarze:

  1. świetny :) Bardzo mi się podoba ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział po prostu świetny, zadziwia mnie twój styl pisania. Jest taki luźny sama nie wiem jak to określić taki prosty zero stresu. Świetnie, po prostu świetne, zaraz pędzę czytać następne rozdziały. :*****

    OdpowiedzUsuń