wtorek, 28 maja 2013

Przemawiam.

Przepraszam, ale nie wiem kiedy dodam następny rozdział. Postaram się jak najszybciej.
Aktualnie mam bardzo napiętą sytuację w domu i w szkole, więc nie bardzo mam nastrój na pisanie, naprawdę Was za to przepraszam.
xoxo

sobota, 25 maja 2013

Chapter 1

Przekręciłam się na drugi bok i wtuliłam twarz w poduszkę. Światło słoneczne wpadało przez okno nieprzyjemnie przenikając przez moje powieki i drażniąc moje wrażliwe oczy. Niefajne uczucie, zdecydowanie nie polecam.
Jęknęłam cicho i otworzyłam oczy, przeciągając się. Usiadłam i przeczesałam palcami skołtunione włosy. Pokręciłam głową, starając się wyzbyć resztek zaspania, jednak niewiele to dało.  Salonu dochodziły mnie głośne rozmowy i dźwięki włączonego telewizora, więc zakładałam, że chłopcy zostali wczoraj na noc. Nie, żebym im to proponowała.
Ziewnęłam, wchodząc do salonu i rzuciłam się na kanapę pomiędzy Louisem a Eleanor. Nie zrozumcie mnie źle, kochałam ich jako parę i gdybym była jedną z napalonych fanek One Direction (które nadal wierzyły, że zespół powstanie z popiołów), na pewno  byłabym Elouanor Shipper. Zresztą, byłam nią bez względu na wszystko inne.
- Co tam, moja mała marcheweczko?
Louis potargał mi włosy, sprawiając, że na mojej głowie była jeszcze większa szopa niż wcześniej. Uderzyłam go lekko w ramię, a chłopak wywrócił oczami i mruknął ciche „Ał!”, udając, że cokolwiek go to zabolało.
- Daj żyć, Tomlinson – Jęknęłam cicho, zamykając ponownie oczy. – Czemu nikt mi nie zasłonił rolet, kiedy poszłam spać?
- Może dlatego, że sama mogłaś to zrobić? – Prychnęła Iris, a ja posłałam jej mrożące krew w żyłach spojrzenie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i przerzuciła swoje ciemnoczerwone włosy na lewe ramię. Tak, stwierdziła, że tak jest modnie i oryginalnie. Zresztą, jedno jej trzeba było przyznać – wyglądała naprawdę pięknie w tym kolorze i wyróżniała się z tłumu.
- Zresztą, nie wpuszczasz do swojej sypialni nikogo poza mną, Lou i Zaynem, więc…
- Tak, bo ty nie mogłaś tego zrobić – ponownie ziewnęłam. – Bo przecież nie śpimy w jednym łóżku.
- Tak, właściwie, to… - dziewczyna zarumieniła się, spuszczając wzrok. Uniosłam brwi, zauważając, że w salonie nagle zapadła cisza. – Później ci powiem – mrugnęła do mnie, a Danielle jęknęła niezadowolona. – Okej, wam też – zachichotała, gdy El posłała jej porozumiewawcze spojrzenie.
Liam pokręcił głową, ponownie włączając dźwięk w telewizorze i mruknął coś pod nosem. Ja tylko uśmiechnęłam się delikatnie i wstałam z kanapy. Nikomu nic nie mówiąc, podreptałam do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz, bo niemalże mieszkając z ósemką innych osób nie da się zachować całkowitej prywatności, uwierzcie. Szczególnie, kiedy łazienkę dzieli się z gościem, który wrzeszczy na cały głos „KTÓRA Z WAS MA OKRES?! MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE TY, ELEANOR!”, kiedy tylko zobaczy podpaskę w koszu na śmieci.
Wzięłam szybki prysznic i owinęłam się ręcznikiem. Wtarłam kokosowy balsam w całe ciało i rozczesałam mokre włosy. Osuszyłam je delikatnie ręcznikiem i umyłam zęby. Cichaczem przeszłam z łazienki do sypialni i ubrałam się w luźne, szare dresy Zayna oraz swoją białą koszulkę z napisem „Zayn Malik is my Super-Hero”. Potargałam trochę włosy palcami i wróciłam do salonu.
Chłopcy, jak wcześniej, siedzieli na kanapie obżerając się chipsami, a dziewczyny udając zainteresowane siedziały na fotelach obok nich. Usiadłam obok Perrie i Iris, które żywo rozmawiały o najnowszych trendach w modzie. Wywróciłam oczami, kiedy usłyszałam ot jak się sprzeczają o to, czy koturny są wygodniejsze od szpilek. Dla mnie odpowiedź była oczywista – o niebo wygodniejsze.
- Hej, kochanie – powiedział Zayn nie odwracając wzroku od telewizora.
Uniosłam brwi i rozchyliłam usta, ale zrezygnowałam z jakichkolwiek sarkastycznych uwag. Nie miałam już do tego siły. Dla całej czwórki jakaś gala bokserska była ważniejsza od nas.
- Hej – mruknęłam tylko. – Dziewczyny, idziemy na zakupy? – Zapytałam. Uwielbiałam zakupy z nimi, zawsze bezbłędnie mi doradzały. – Muszę sobie kupić sukienkę, bo za tydzień jest przyjęcie Poli.
- Zupełnie zapomniałam! – Eleanor zakryła usta dłońmi, a ja zachichotałam, bo wyglądała na zupełnie przerażoną. – Trzeba im coś kupić, nie? – wydęła usta, zastanawiając się przez chwilę. – Myślisz, że bardzo się skompromituję, kiedy kupię im sukienkę dla małej?
Spojrzałam na brunetkę jakby miała pięć głów. Czy ona oszalała? Nie miałam zielonego pojęcia, co oprócz ubranek można kupić niemowlakowi. A już szczególnie niemowlakowi, który miał zapewnione wszystkie zabawki, o których nawet nie zdąży pomyśleć, że chciałby je mieć.
- Ona ma tylko dwa tygodnie, Elle – zachichotała Danielle. – Podejrzewam, że wszyscy kupią jej sukienki.
Ja, Perrie i Iris zgodnie pokiwałyśmy głowami, a Eleanor prychnęła zarzucając włosami. Czasami wydawałoby się, że to ona jest z nas najmłodsza, ponieważ zachowywała się momentami jak mała dziewczynka. Ale nie dziwiłam jej się – przy takim chłopaku jak Louis trzeba mieć pewien dystans do świata.
- Zayn – zagruchałam cicho, siadając chłopakowi na kolanach i obejmując go czule w pasie. Mulat spojrzał na mnie zdziwiony i uniósł brwi. – Wiesz, że…
- Nie dam ci swojego samochodu, Cands – powiedział stanowczo, a ja zrobiłam smutną minkę małej dziewczynki. – I nie patrz tak na mnie – zakrył oczy dłońmi.
- Ale, skarbie – jęknęłam cicho. – Wiesz, że nic się nie stanie, bo będę o niego dbała. Obiecuję, że nawet go nie zarysuję, no prooooszę.
- Zgoda, ale dzisiaj śpimy razem – wskazał na mnie palcem, a ja ochoczo pokiwałam głową, zeskakując z kolan chłopaka. – A tak w ogóle, to gdzie jest Niall? – zapytał rozglądając się dookoła.
- Śpi jeszcze. Nie ma nawet południa, nie oczekujmy od niego zbyt wiele – powiedział Liam zerkając na zegarek.
- Nieważne – machnęłam ręką. – Zbierajcie swoje seksi dupki, bo nam sklepy pozamykają.
*
Iris POV
Byłam wykończona. Dosłownie mówiąc. Ledwo chodziłam, a ramiona paliły mnie żywym ogniem od dźwigania tych wszystkich toreb z ubraniami. W tej chwili myślałam jedynie o tym, aby dotrzeć do samochodu, który Candy pożyczyła od Zayna i zamknąć oczy, odpoczywając.
- A ty co taka cicha, Black? – Zagadnęła mnie Perrie, siadając obok mnie na kanapie.
Właśnie siedziałyśmy w przymierzalni jakiegoś niebotycznie drogiego sklepu i czekałyśmy aż Danielle i Cands przebiorą się w sukienki. Nie żeby nie kupiły wcześniej piętnastu innych.
- Jestem wykończona – potarłam dłońmi oczy. – A ty? Też dzisiaj jakoś nie buchasz entuzjazmem – popatrzyłam na blondynkę unosząc brwi, ale ona tylko wzruszyła ramionami.
Szturchnęłam ją lekko w ramię, a dziewczyna zachichotała cicho.
- Muszę ci coś powiedzieć – szepnęła.
Zerknęła nerwowo na przymierzalnię, w której siedziała Candy. Zmarszczyłam brwi i skinęłam głową, zachęcając ją do mówienia. Pezz nigdy nie miała przed nikim żadnych sekretów, więc musiało to być coś naprawdę poważnego.
- Widziałam dzisiaj Harry’ego – wypaliła.
Otworzyłam szeroko oczy, a moje usta mimowolnie się rozchyliły. Owszem, ja, Danielle i Pezz widywałyśmy się czasami ze Stylesem (w tajemnicy przed Candy, naturalnie) żeby zdać mu relacje z tego co tam u Cands, ale jeszcze nigdy nie odbywało się to w Londynie. Zawsze uważałyśmy, aby nasza przyjaciółka przypadkiem na niego nie wpadła, bo zrobiłaby mu z życia piekło. Z tego co wiedziałam, on też starał się uważać, chodząc po Londynie… raz na miesiąc.
- Jeszcze raz. Masz na myśli, że pokazali go na którymś telewizorze, tak? – Upewniłam się, bo nie chciałam ochoty uwierzyć w to, że Styles może gdzieś tu być.
- Mam na myśli, że był w tym centrum handlowym z jakąś dziewczyną. Blondynka, niewysoka, a przynajmniej nie przy nim, wiesz on jest… Łuuu – pokazała ręką w górę. – A my wszyscy jesteśmy… Łuuu - pokazała ręką w dół, robiąc przy tym smutną minę.
Pokręciłam głową, nie mogąc w to uwierzyć.
- I dodam, że to zdecydowanie nie była Taylor.
Przymknęłam oczy, odchylając głowę do tyłu. Nie, nie i nie. Styles nie byłby tak głupi, żeby pojawić się w Londynie z nową panną w sobotnie popołudnie. Nie byłby, prawda?
- Hej, laski! – Candy otworzyła szeroko drzwi do przebieralni, a ja momentalnie otworzyłam oczy i popatrzyłam na nią.
Wyglądała prześlicznie w jasnoróżowej sukience. Kreacja miała obcisły gorset i rozkloszowany dół z półprzezroczystego tiulu. Byłam pewna, że ja nigdy nie wyglądałabym w niej tak… bajkowo.
Skinęłam głową, uśmiechając się do przyjaciółki, a ta okręciła się radośnie wokół własnej osi i z powrotem wróciła do swojego boksu. O chwili wyszła do nas Dan, niosąc w rękach swoją sukienkę i usiadła obok nas.
- Co jest? Nie wyglądacie na zbyt szczęśliwe – odgarnęła za ucho swoje ciemnoblond włosy i przyjrzała się nam uważnie.
- Alarm H, alarm H – syknęła cicho Perrie, a ja momentalnie spojrzałam w stronę wejścia do sklepu.
Styles stał przy jednym z wieszaków blisko witryn, a obok niego kręciła się radośnie blondynka z burzą loków na głowie. Była filigranowa, wyglądała jak porcelanowa laleczka z lekko zarumienionymi policzkami, dużymi oczami, małym, zgrabnym noskiem i niewielkim wzrostem.
- Zgadnijcie, kogo mi ona przypomina? – Wyszeptałam.
- Czyżby Candice? – Danielle uniosła brwi, patrząc na parę z lekkim zwątpieniem. – Nie macie przypadkiem takiego wrażenia, że on próbuje sobie znaleźć jej wierną kopię?
- Nie macie przypadkiem wrażenia, że trzeba go stąd zabrać, zanim Cands go zobaczy? – Przekrzywiłam głowę. – Pezz, zajmij się tym. Powiem, że poszłaś do toalety – popchnęłam blondynkę w stronę wyjścia ze sklepu, gdzie kręcił się Ten-Idiota-Styles i odwróciłam się w stronę Dan. – Jezu, dlaczego on tutaj jest? Mówiłam mu, że w weekendy zawsze chodzimy z Candice na zakupy – przeczesałam włosy palcami, rozsiadając się wygodniej na kanapie.
- A ja uważam, że o to mu właśnie chodzi – Danielle wbiła wzrok w drzwi do przebieralni, w której blondynka właśnie przebierała się w kolejną sukienkę. – Wydaje mi się, że on właśnie chce na nią wpaść.
Zmarszczyłam brwi, niepewna co to miało oznaczać. Owszem, Styles czasami powtarzał, że chciałby spotkać się z Candy. Jednak zawsze wybijałyśmy mu ten pomysł z głowy. On doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ona zmieszałaby go z błotem w tej samej sekundzie, w której by go ujrzała.
Candy wyszła z przymierzalni i okręciła się dookoła własnej osi z delikatnym uśmiechem. Jej długie blond włosy zawirowały wokół jej głowy, przez co wyglądały jak aureola. Od zawsze zazdrościłam swojej przyjaciółce urody i nie ważne, czy miała ciemne, czy jasne włosy. Zawsze wyglądała olśniewająco.
- Nie – powiedziałyśmy z Danielle prawie równocześnie.
- Odstaje ci na tyłku – dodała brunetka wskazując na blondynkę palcem. – I spłaszcza ci cycki.
Pokiwałam głową i zerknęłam w stronę wejścia, kiedy dziewczyna zniknęła znowu w przebieralni. Pezz żarliwie kłóciła się z Harry’m, który aż poczerwieniał z wściekłości. Nerwowo poprawiał ręką włosy, a drugą obejmował w pasie swoją towarzyszkę, która wodziła zdezorientowanym wzrokiem między Perrie a Stylesem. Nie wyglądało to za ciekawie.
- Mamy co najwyżej trzy minuty, zanim Cands się przebierze. A to była już ostatnia sukienka – szepnęłam do Dan.
*
Candy POV
Zmarszczyłam brwi, dotykając drzwiczek opuszkami palców. Od kilku minut moje przyjaciółki prowadziły żarliwą dyskusję i wcale nie robiły tego tak cicho, jak im się prawdopodobnie wydawało.
Chwyciłam za wieszak jednej z sukienek, które przymierzałam (i jedynej, która spodobała się dziewczynom) i wyszłam z przebieralni. Danielle i Iris pochylały się do siebie i żywo o czymś dyskutowały. Najprawdopodobniej nawet mnie nie zauważyły co było mi na rękę, bo przez chwilę mogłam podsłuchać o czym rozmawiają.
Nie to, że nie ufam moim przyjaciółkom, czy coś.
- To się nie może stać, nie możemy do tego dop…
- Myślisz, że nie wiem, Iris? Rozszarpałaby go na kawałki!
Danielle była wyraźnie poruszona, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło, bo była ona osobą, która starała się wszystko robić na spokojnie.
- No tak, ale… - Black spojrzała w moją stronę i otworzyła szeroko oczy, widząc mnie stojącą z założonymi rękami. – Candy!
- Candy? – Powtórzyła za nią Dan i spojrzała na mnie z przerażeniem. – Candy!
- Tak właśnie mam na imię – skinęłam głową. – I teraz idę zapłacić za tą kieckę, po czym wyjaśnicie mi, o czym rozmawiałyście.
Odwróciłam się w stronę kas i odrobinę zła na swoje przyjaciółki ruszyłam w tamtą stronę. Kasjer, przystojny blondyn o nieziemskich brązowych oczach, puścił mi oczko, gdy do niego podeszłam i uśmiechnął się delikatnie w moją stronę. Zapakował sukienkę do niewielkiej, papierowej torby i wręczył mi ją, muskając przy tym moją dłoń. Pozostałam niewzruszona, chociaż na moich ustach błąkał się uśmiech. Zapłaciłam i wyszłam ze sklepu licząc na to, że Danielle i Iris zrobią to samo.
Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na dziewczyny.
- Okej, albo mówicie mi o co chodzi, albo wracacie na pieszo.
- Chodzi o to, że… Emm – Dan spuściła głowę, nerwowo przeczesując palcami swoje włosy.
- Harry gdzieś tu jest – wypaliła Iris, a Danielle spojrzała na nią zaskoczona.
Otworzyłam szeroko oczy, a moje usta rozchyliły się jakby same z siebie. To… No cóż, tego się nie spodziewałam. Nie widziałam się z nim od prawie roku i, prawdę mówiąc, nie miałam ochoty tego dzisiaj robić.
Po chwili zacisnęłam mocno szczękę i zazgrzytałam zębami z wściekłości, a moje oczy wypełniły się niechcianymi łzami. Zacisnęłam powieki i odetchnęłam głęboko. Po chwili otworzyłam oczy i spojrzałam na dziewczyny.
- Idziemy do auta i wracamy do domu – powiedziałam stanowczo i ruszyłam w stronę wyjścia z centrum handlowego.
- Ale Perrie…
- Więcej do niej zadzwońcie – przerwałam Iris, i w tej samej chwili tego pożałowałam. Byłam wściekła, to prawda, ale nie powinnam wyżywać się na przyjaciołach. – Przepraszam – westchnęłam.
- Nie ma sprawy – dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i wyciągnęła telefon z kieszeni. – Zadzwonię do Pezz, poczekajcie przy aucie, okej?
Skinęłam głową i wzięłam Danielle pod ramię. Brunetka wyszczerzyła zęby w uśmiechu, ale widziałam, że się martwi.
- Wszystko w porządku – uspokoiłam ją.
*
- Hej, kochanie.
Chłopak czule musnął moje usta, a ja mimowolnie przymknęłam powieki, przywierając do niego mocniej. Zayn uśmiechnął się przez pocałunek i objął mnie w pasie. Wtuliłam się w niego, muskając ustami jego wrażliwą szyję, a on zamruczał cicho, wprost do mojego ucha.
- Jak było na zakupach? – Zapytał.
Wziął w ręce wszystkie moje torby z ubraniami i zaniósł je do sypialni, a ja poszłam za nim mimowolnie krzywiąc się, gdy zdałam sobie sprawę z tego, jak blisko mnie znajdował się mój ex chłopak. Rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszce. Chłopak usiadł obok mnie i wsunął rękę pod moją bluzkę. Zaczął delikatnie gładzi mnie po plecach, a ja uśmiechnęłam się, czując jak wszystkie moje mięśnie rozluźniają się pod jego dotykiem.
- Co tam się stało, skarbie? – Wyszeptał mi do ucha, a ja zadrżałam, czując jego przyjemnie ciepły oddech na swojej skórze.
- Długa historia.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i pokręciłam głową, dając mu znać, że to nic takiego. Chłopak uniósł brwi i przechylił lekko głowę, a jego gest mówił „Serio? Jakoś mi się nie wydaje, a pamiętaj, że ja nadal jestem twoim chłopakiem.” Westchnęłam i wywróciłam oczami. Był mistrzem w komunikacji niewerbalnej.
Wzięłam głęboki wdech.
- Dziewczyny mówią, że widziały go, kiedy byłyśmy na zakupach a ja się wkurzyłam, bo naprawdę nie jestem jeszcze gotowa na konfrontację z nim i nie wiem co mam teraz robić, bo nie chcę się zamykać w domu tylko po to aby go unikać – wyrzuciłam z siebie, a Zayn skinął powoli głową.
Widziałam jak jego mięśnie napinają się, kiedy przetworzył wszystkie informacje i uświadomił sobie, kogo miałam na myśli. Jego oczy odrobinę pociemniały, a ja przysunęłam się do niego i położyłam mu dłoń na policzku. Przymknął powieki, kiedy zaczęłam uspokajająco głaskać jego skórę kciukiem. Nie wiem czemu zawsze go to uspokajało.
- Ale wszystko w porządku, prawda? – Spojrzał na mnie badawczo, a na jego ustach pojawił się zadziorny uśmieszek. – Nie zabiłaś nikogo, kiedy o tym usłyszałaś?
- Oczywiście, że nie – zachichotałam, ale po chwili spoważniałam. – No, może poza kilkoma ochroniarzami, którzy chcieli mnie powstrzymać przed zamordowaniem Iris, nic wielkiego – machnęłam ręką.
- Moja dziewczynka – musnął moje usta i wstał. – Nie wiem czy wiesz, ale jesteśmy sami w domu – puścił mi oczko.
Spojrzałam na niego z rozbawieniem i prychnęłam pod nosem.
- Nawet o tym nie myśl – wskazałam na niego palcem i wyszłam z sypialni. – Oglądamy dzisiaj „Last Song” i nawet nie waż się mi sprzeciwiać – zawołałam z salonu. 

czwartek, 23 maja 2013

"Channeling angels in, the new age now"


20.06.2013, Manchester
Kochana Christie!
Bycie tak cholernie blisko Ciebie jest… dosyć przerażające, bo nie wiem co byś za mną zrobiła, gdybyśmy przez przypadek na siebie wpadli. Ale jednocześnie napełnia mnie poczuciem ciepła i tęsknoty. O tak, cholernie za Tobą tęsknię. Możesz sobie uważać, że jestem bezdusznym draniem – i ja wiem, że poniekąd jest to prawda, ale powinnaś wiedzieć, że nie było w moim życiu cięższych dziesięciu miesięcy niż te ostatnie.
Taylor.
Taylor była chyba największą pomyłką mojego życia, jeśli tylko pominąć zostawienie Cię wtedy. Ale Ona naprawdę zafascynowała mnie swoją osobą. Teraz już wiem, co widzieli w niej ci wszyscy faceci, którym złamała serca i których rzuciła. Nie, nie kochałem jej, ale fakt, że patrzyła na mnie dodawał mi skrzydeł. Uwierz mi, przy Taylor zapominasz o wszystkim, co trzyma Cię na tym świecie. Nie chcę się usprawiedliwiać, naprawdę.
Wiem. Wiem, że zachowałem się jak chuj i masz pełne prawo tak uważać. Ale musisz wiedzieć, że gdybym tylko miał pewność, że mnie od siebie nie odsuniesz, wróciłbym już teraz, rzucając to wszystko co tutaj mam.
A nie mam takiej pewności. Nie wiem nawet, czy nadal mieszkasz tam, gdzie mieszkaliśmy. Na Boga, nie wiem nawet czy jeszcze żyjesz! Ale chyba powiedzieliby, gdybyś umarła, prawda? Może i Twoja sława zgasła, ale świeciłaś kiedyś nawet jaśniej niż my… Poza tym, chyba poczułbym, gdyby coś ci się stało. Za bardzo Cię kocham, by tego nie odczuć.
Tak – kocham Cię najbardziej na świecie, mimo że wiem, że ten tekst jest już oklepany.
Harry.

9.07.2013, Londyn
Harry.
Nie wiem, czemu to piszę. Nie mam tyle odwagi, aby wsadzić to do skrzynki na listy, więc bez sensu marnuję tusz w długopisie. Ale wszyscy powtarzają, że kiedy wyrzucę z siebie wszystkie uczucia to mi ulży. A przecież Louis już wie, jak bardzo wściekła na Ciebie jestem.
Nie wiem, jak mogłeś tak po prostu wyjść zupełnie nie przejmując się mną. Ja przez cały czas, kiedy szlajałeś się po klubach z dziwkami myślałam o tym, czy na pewno nic Ci nie jest i czy jesteś bezpieczny. A ty? Po prostu wyszedłeś i… no cóż, nie wróciłeś, a ja płakałam. Płakałam, zastanawiając się, czy wszystko u Ciebie w porządku. A tydzień później okazało się, że jesteś z Taylor Swift i rozpoczynasz solową karierę bez chłopaków. Wiesz, jak oni się zdenerwowali? Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo zraniłeś Lou!
Nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo skrzywdziłabym Cię, gdybyś przekroczył próg naszego mieszkania. Tak, naszego, bo, o dziwo, nadal płacisz rachunki. Chociaż czułabym się lepiej, gdybym ja to robiła i mogła swobodnie wywalić Cię na ulicę. A tak to Twoje rzeczy nadal leżą nietknięte w szafie. To strasznie frustrujące, że płacisz za coś, co nie powinno Cię w ogóle interesować.
Jezu, powinnam pisać co mi leży na sercu, a nie rozmyślać nad tym, że płacisz moje rachunki.
No cóż, sądzę, że moje denne zauroczenie Tobą w końcu mi przeszło. Myślę, że spory wpływ na to miał fakt, że tak bezdusznie zostawiłeś mnie samą kilka godzin po tym, jak niemal pieprzyliśmy się w kuchni, ale mogę się mylić. Wyczuj tu sarkazm, bo (och, nie!) tym razem się nie mylę.
C.C.H.

wtorek, 21 maja 2013

Yey!

Kocham Was baaaaardzo, bardzo, bardzo <3

poniedziałek, 20 maja 2013

Chapter 12


Odsunął się ode mnie, a ja pospiesznie zeskoczyłam z blatu. Przełknęłam ślinę, starając się zniwelować przyjemne ciepło w dole mojego brzucha.
- Otworzysz? – Zapytałam podchodząc do zlewu.
Harry mruknął coś w odpowiedzi i wyszedł z kuchni. Odkręciłam korek z zimną wodą i opłukałam twarz, za wszelką cenę chcąc doprowadzić się do porządku. Przecież nie przywitam gości, podniecona jak cholera. Odetchnęłam kilka razy i wymusiłam uśmiech, mimo że byłam naprawdę zdenerwowana tą niezapowiedzianą wizytą.
Naszym gościem okazali się, a jakże, nikt inny jak chłopaki. Pomachałam do nich, poprawiając koszulkę i przeczesałam włosy palcami.
- Co tam? – wykrztusiłam.
Mój głos był zachrypnięty, jakbym od miesięcy nie miała wody w ustach.
- Na stole jest woda, kochanie – powiedział miękko Hazz, a jego głos zabrzmiał niespodziewanie łagodnie.
Zagryzłam wargę i skinęłam głową. Przeszłam do przestronnej jadalni, w której, prawdę mówiąc, stał jedynie wielki stół, osiemnaście krzeseł, barek i jakiś typowo egzotyczny kwiatek, którego nazwy nie potrafiłam wymówić, ale był łudząco podobny do miniaturki palmy. Sięgnęłam po butelkę z wodą, która faktycznie stała na stole i upiłam niewielki łyk. Nie chciało mi się pić, ale musiałam pozbyć się tej chrypki z mojego głosu.
Odstawiłam butelkę i skierowałam się do salonu. Chłopcy siedzieli na kanapie, która była tak wielka, że zmieścili się na niej wszyscy, a jeszcze zostało sporo miejsca. Każdy z nich, bez wyjątku, uporczywie wpatrywał się w telewizor i z wielkim przejęciem komentował mecz. Co rusz któryś z nich podjadał żelki w ogromnej miski stojącej na stole. Zapewne wsypali do niej wszystkie opakowania żelek jakie znaleźli w kuchni.
Nie żebym była za to zła… No skądże.
- Hej – powiedziałam głośno i wyraźnie, starając się aby mój głos przebił się przez wrzeszczącego przekleństwa Hazzę i jęczącego z rozczarowaniem Nialla. – Hej! – Wrzasnęłam w końcu, po kolejnej nieudanej próbie.
- O, hej Candy – Lou uśmiechnął się do mnie szeroko i pomachał mi garścią żelek. – Dobrze, że jesteś – zawołał, a ja na moment się rozczuliłam. No nareszcie ktoś mnie docenia. – Pójdziesz do sklepu? Kupiłabyś piwo – dodał, a ja zmrużyłam groźnie oczy. Świetnie. Po prostu świetnie. – Ale jak nie chcesz, to wiesz… - dodał widząc moje spojrzenie.
- Ubiorę się i pójdę – syknęłam, odwracając się na pięcie. – Bo przecież jestem waszą służącą – dodałam ciszej, gdy już wyszłam z salonu.
*
Wrzucałam do koszyka najpotrzebniejsze rzeczy. Okej, miałam kupić piwo, ale dlaczego nie uzupełnić przy okazji zapasów? Przecież przy Louisie zapasy marchewki schodzą jak ciepłe bułeczki, albo lody w wafelku w upalny, letni dzień.
Sapnęłam, czując jak ktoś na mnie wpadł, przez co rączka od wózka boleśnie wbiła mi się w brzuch.
- Przepraszam – powiedział sprawca, a ja zdębiałam, natychmiast rozpoznając głos. Odwróciłam się, unosząc wysoko brwi, a blondynka otworzyła usta ze zdziwienia. – Och – szepnęła. – Nie poznałam cię… - dodała, spuszczając głowę, a na jej idealnych policzkach pojawiły się rumieńce.
- Nie szkodzi.
Mój ostrożny ton głosu najwyraźniej nie uszedł jej uwadze, bo skinęła tylko głową. Przez chwilę stałyśmy naprzeciwko siebie w zupełnym milczeniu. Nie miałam pojęcia jak zachować się w takiej sytuacji bo, prawdę mówiąc, nigdy się w niej nie znajdowałam.
Ze zdziwieniem zauważyłam, że Taylor nie ubrała się jak rasowa dziwka, a wręcz przeciwnie – zwykłe, sprane dżinsy i bluza ze Spongebob’em zdecydowanie ją odmładzały. Gdybym nie znała jej prawdziwego wieku nie dałabym jej więcej niż dwadzieścia lat, szczególnie, że upięła włosy w niechlujnego koka. Wyglądała całkiem normalnie, jak zwykła nastolatka i w życiu nie powiedziałabym, że to ta sama osoba, która obściskiwała się z moim niby-chłopakiem w korytarzu mojego mieszkania.
- Ja… Chciałam cię przeprosić – powiedziała w końcu. – W gazetach huczało na temat waszego rozstania, a Harry powiedział mi, że już nie jesteście razem. Gdybym znała prawdę na pewno nie pozwoliłabym mu się pocałować – ponownie się zarumieniła, a ja ponownie się zdziwiłam, gdy uświadomiłam sobie, że na jej twarzy nie ma nawet grama makijażu, a i tak wygląda perfekcyjnie.
- Nie ma sprawy – skinęłam głową, nagle nabierając do niej większego szacunku, mimo że na wspomnienie poprzedniej nocy miałam ochotę zwinąć się w kłębek i płakać. – Nic nie kupujesz? – zapytałam nie dostrzegając w jej pobliżu ani wózka z zakupami ani koszyka.
- Och, nie. Przyszłam tutaj, bo paparazzi mnie ścigali – zaśmiała się, a ja po chwili zrobiłam to samo.
Wiedziałam, jak upierdliwi potrafią być fotoreporterzy. Sama uciekałam przed nimi do różnych dziwnych miejsc, więc doskonale rozumiałam Taylor. Sława czasami miała też złe strony, a ja miałam akurat tak wspaniałych fanów, że naprawdę to rozumieli.
- To może w takim razie wpadniesz do nas? Jestem pewna, że Hazz się zdziwi na twój widok – uśmiechnęłam się do niej nieco nieśmiało.
- Z chęcią – pokiwała głową i odgarnęła za ucho zbłąkany kosmyk włosów.
- Okej. To ja tylko zapłacę za te zakupy i możemy iść.
*
- Chłopaki! Wyłączcie ten pieprzony mecz! Mam gościa!
Wrzeszczałam od progu, bo nie byłam do końca pewna, co mogę zastać w salonie. Nie chciałam widzieć nagich striptizerek, które z zapałem kibicowałyby chłopakom wymachując pomponami. I to nie koniecznie tymi, którymi zwykle posługują się czirliderki.
W holu słychać było radosne krzyki chłopaków dochodzące z salonu oraz ochrypły głos komentatora meczu.
- Przepraszam cię za to – mruknęłam do Taylor, która z zaciekawieniem rozglądała się dookoła. – Nie sądziłam, że rozprzestrzeni się to do tego stopnia – dodałam, mając na myśli popcorn walający się po podłodze i szaliki Lakersów porozwieszane po, zapewne, całym domu. Nie zdziwiłabym się, gdyby w salonie latały piłki i koszulki.
- Och, nie ma sprawy. Taylor zachowywał się prawie tak samo jak oni – zachichotała cicho. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, nie bardzo wiedząc o kogo jej chodzi. – Taylor Lautner, chodziłam z nim – wyjaśniła, pomagając mi zanieść zakupy do kuchni.
- Och, nie wiedziałam – uśmiechnęłam się przepraszająco do blondynki. – Raczej nie interesuję się takimi sprawami, Anna-Line robi to wszystko za mnie.
Pokiwała głową ze zrozumieniem, po czym zaczęłyśmy rozpakowywać zakupy. Akurat wkładałam pudełka z lodami do zamrażalnika, kiedy do kuchni wpadł zapłakany Niall.
- Co się stało, blondasku? – zapytałam i przytuliłam go, wywracając oczami ponad jego ramieniem, na co Taylor zachichotała cicho. – Znowu zjedli wszystkie żelki?
Irlandczyk pokiwał głową pociągając nosem, a ja westchnęłam ze zniecierpliwieniem. Zrobili to już milionowy raz, a ja miałam serdecznie dosyć rozwiązywania ich kłótni. Potem mieli do mnie jakieś pretensje, czego nie znosiłam.
Czasami naprawdę brakowało mi Iris, aby mi z nimi pomagała. Robiła to czasem przez telefon, ale to nie było to samo.
- To idź im powiedz, żeby tego nie robili – powiedziałam w końcu w końcu się od niego odsuwając i zabierając się za pomaganie Taylor.
- A ty nie możesz? – Jęknął rozpaczliwie, ale pokręciłam głową, chowając do szafki kilka czekolad. – Ale czeeeemu?
- Bo to twoje żelki, nie moje – wzruszyłam ramionami. – A teraz wybacz, mam gościa – wskazałam na blondynkę, która wpatrywała się z otwartymi ustami w szufladę wypełnioną niezliczoną ilością marchewek.
Blondyn odciągnął mnie za rękę w stronę wejścia do kuchni i nachylił się mi nad uchem. Zaczął coś cicho mruczeć, ale nie bardzo mogłam go zrozumieć przez jego dziwaczny akcent i pociąganie nosem, dlatego walnęłam go lekko w ramię. Westchnął zniecierpliwiony i wywrócił oczami. Dokładnie tak jak ja wcześniej…
- Zaprosiłaś ją tutaj, mimo że wiesz, jakie chodzą plotki o niej i Harry’m?
- Owszem, zaprosiłam ją tutaj, bo coś mi wyjaśniła. A ja chciałabym pogadać z nią i Hazzą. Razem. We trójkę – zagryzłam wargę. – Więc, jakbyś mógł go zawołać… - zasugerowałam nieśmiało.
Niall skinął niechętnie głową i otarł mokre od łez policzki. Ciekałam cierpliwie, kiedy doprowadzał się do porządku, a kiedy wyszedł do salonu podeszłam do blatu i zrobiłam trzy kawy z ekspresu. Taylor usiadła do stołu i przyglądała mi się z zaciekawieniem.
- Nie wyglądasz jakby zdrada Harry’ego zrobiła na tobie duże wrażenie – zauważyła nieśmiało.
- My… przez ostatni czas nie układało nam się najlepiej i… chyba zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Po prostu nigdy nie przyprowadził żadnej dziewczyny do mieszkania, kiedy ja tam byłam – uśmiechnęłam się smutno i postawiłam nasze kubki na stoliku. – Zresztą, wydaje mi się, że już jest w porządku – dodałam nieśmiało.
- Hej, Cands, chcia…
Podniosłam wzrok znad kubka i wbiłam go w Hazzę, który jak oniemiały wpatrywał się w blondynkę siedzącą obok mnie. Jego usta co chwilę otwierały się i zamykały, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Przełknął ślinę i przymknął na chwilę oczy.
- Co ona tu robi? – Zapytał tak cicho, że przez chwilę musiałam wytężyć słuch, aby go usłyszeć.
- Taylor jest moim gościem, Harreh – powiedziałam spokojnie, ale moje ręce drżały. – I tak, chciałam z tobą porozmawiać – skinęłam głową. – Zrobiłam ci kawy.
Wskazałam na czarny kubek, stojący na blacie. Chłopak niepewnie zerknął na Tay i usiadł przy stoliku naprzeciwko mnie. Spojrzał mi w oczy, jakby szukając w nich odpowiedzi, ale mam nadzieję, że nic w nich nie odnalazł.
- Spotkałam dzisiaj Taylor w sklepie, kiedy robiłam zakupy – zaczęłam. – Wpadłyśmy na siebie całkiem przypadkiem – dodałam z uśmiechem błąkającym się na ustach.
- Jeszcze raz… - zaczęła niebieskooka pokrywając się rumieńcem, ale uderzyłam ją lekko w ramię, żeby nie kończyła.
- W każdym bądź razie, powiedziała mi kilka rzeczy, które mnie zainteresowały.
Wstałam od stołu i podeszłam do blatu. Oparłam się o niego, próbując pozbyć się łez, które chciały wypłynąć na moje policzki zupełnie bez powodu. Okej, może trochę bolało mnie to, co podobno powiedział Taylor, ale właśnie po to go tu sprowadziłam. Chciałam dowiedzieć się prawdy, a najłatwiej ją zdobyć w obecności obu stron, które osobno mogą przecież kłamać.
- Powiedz mi prawdę, Harry – odwróciłam się do niego i spojrzałam prosto w jego przerażone oczy.
Zupełnie nie wiedział gdzie podziać wzrok, co spowodowało mocne ukłucie w mojej klatce piersiowej. Zagubiony wzrok to pierwsza oznaka kłamstwa lub poczucia winy. Tak mówili na kursie psychologicznym, który ukończyłam dawno, dawno, dawno temu  w liceum.
- Chcę usłyszeć, że to powiedziałeś.
Plułam sobie w twarz, że mój głos tak mocno drżał. Zupełnie jakbym miała się zaraz rozpłakać, co nie do końca mijało się z prawdą, bo czułam łzy zbierające się znowu w kącikach oczu.
Nie lubiłam płakać przy ludziach, ale odkąd odzyskałam Lou i poznałam jego nowych przyjaciół robiłam to coraz częściej. Nienawidziłam tego uczucia słabości, które pojawiało się, gdy ktoś widział moje łzy, lub zapuchniętą od płaczu twarz i zaczerwienione oczy. Tak, nie wyglądałam zbyt perfekcyjnie w takich sytuacjach.
- Cands… - zaczął, ale przerwałam mu, wiedząc, że prędko się do tego nie przyzna. No cóż, ja poznałam już odpowiedź w jego oczach.
- Po prostu to powiedz – wzruszyłam ramionami. – Doskonale znam odpowiedź, ale chcę to usłyszeć od ciebie. Wiedzieć, że jesteś dokładnie takim skurwysynem jakim się wydajesz – spojrzałam mu w oczy i wiedziałam, że go to uraziło.
Ale akurat teraz nie robiło to na mnie wrażenia. Zbyt dużo razy mnie zranił w ciągu ostatniego miesiąca, abym miała jakieś wyrzuty sumienia w tym momencie. Styles, oprócz Louisa i mojej zdradzieckiej matki, był osobą, która zraniła mnie naprawdę bardzo boleśnie w bardzo krótkim czasie. A dobrze przy tym wiedzieć, że jestem osobą odporną na ból.
- Okej, powiedziałem to, jesteś zadowolona! – Wykrzyknął, wstając na równe nogi, a jego oczy wyrażały tylko i wyłącznie wściekłość. I on jest jeszcze na mnie zły? O, to już przegięcie, jak dla mnie. – Mam nadzieję, bo właśnie zachowałaś się jak pieprzona, zazdrosna suka! – Syknął, a ja poczułam się, jakby uderzył mnie w twarz.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni. Po chwili usłyszałam głośny trzask drzwi. Wpatrywałam się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał Harry. Nie chciałam wierzyć w to, że nazwał mnie pieprzoną suką. Wolałam mieć w pamięci obraz jego olśniewającego uśmiechu i momentów, w których mnie pociesza, niż tą chorą furię w jego oczach i te chwile, kiedy na mnie wrzeszczy.
Przełknęłam łzy, które spłynęły mi po policzkach. Nie wierzyłam…

20.10.2012r, Londyn
Kochany Lou!
Drugi miesiąc.
Drugi miesiąc bólu. Drugi miesiąc rozpaczy. Drugi miesiąc niewiedzy. Drugi miesiąc zagubienia. Drugi miesiąc oczekiwania
W skrócie – drugi miesiąc zupełnej depresji.
Nie pisałam wcześniej – to prawda. Ale nie miałam kiedy, bo odkąd ostatnio wróciłam do cięcia się i picia nikt nie chce zostawić mnie samej choćby na minutę.
Już nawet nie chcę wiedzieć co z nim się dzieje. Bo, znając życie, zupełnie nie obchodzą go moje uczucia, skoro przez tyle czasu nie dał żadnego znaku życia.
Żałuję. Cholernie żałuję, że wtedy przyprowadziłam tę sukę do swojego mieszkania i pozwoliłam się im zobaczyć. Teraz chodzą o nich jakieś plotki, że znowu się spotykają. Ale ja w to nie wierzę… a może po prostu nie chcę wierzyć?
Ale są też plusy, bo wspierasz mnie jak nigdy. Sądzę, że zabiłbyś go, gdyby tylko znowu pojawił się w drzwiach. Jeszcze nigdy tak bardzo nie ceniłam sobie ciebie i Zayna. Tak, o dziwo Zayn jest cholernie dobrym przyjacielem. I mimo tego co przeczytał poprzednio, wierzy że kocham Hazzę. Bo właśnie o to w tym wszystkim chodzi – niepotrzebnie go pokochałam.
I Perrie też jest kochana. Bo, chociaż niedawno ona i Zayn się rozstali, bardzo mi pomaga. Czasem siadamy sobie przed telewizorem i jemy popcorn oglądając smutne filmy i płacząc. Wiesz, że ona też kiedyś pisała pamiętnik? Dałam jej do przeczytania wszystkie listy, bo sądzę, że ona zasługuje na prawdę. Bardzo mi pomaga i rozumie całą tą chorą sytuację.
Liam jest najcudowniejszy. Od początku wierzył w to wszystko i teraz naprawdę mnie wspiera. Danielle tak samo, chociaż ona wiecznie krzyczy, że mam się ogarnąć, bo przystojni chłopcy czekają na takie dziewczyny jak ja. Ale ja nie chcę nikogo innego. Liczy się jedynie ten cholerny dupek, który tak bardzo mnie zranił.
Zraniona, ale wciąż kochająca – C.C.H.

wtorek, 7 maja 2013

Chapter 11


Jego  zachowanie naprawdę mocno mnie raniło. Nie wiedziałam czemu, bo, prawdę mówiąc, po prostu mi na nim zależało. Traktowałam go jak najlepszego przyjaciela, starałam się właśnie w taki sposób o nim myśleć. Oczywiście, czasami miałam wrażenie, że jest kimś więcej – kimś szczególnym i w takich momentach zdarzało mi się nawet pomyśleć, że może, tylko odrobinę, jestem w nim zakochana.
Jednak, w takich właśnie momentach zwątpienia, mogłam na niego liczyć, że znowu skieruje moje myślenie na właściwy tor. Dlatego tak go cieniłam.
Zachowywał się wtedy jak totalny dupek – nic innego nie przychodziło mi do głowy (mówiono, że mam zdecydowanie ograniczyć ilość przekleństw wychodzących z moich ust). Jego sarkazm osiągał granice szczytu, podobnie jak ironia i złośliwość. Nie powstrzymywał się od cynicznych i raniących uwag. W skrócie – starał się mnie zranić.
Drzwi od mieszkania otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a ja momentalnie otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Nie, nie spałam. Rozmyślałam. Oczywiście, najwięcej czasu zabierało mi analizowanie zachowania Hazzy, co doprowadziło mnie do wściekłości. Miałam wrażenie, że chyba już nigdy nie zrozumiem tego chłopaka.
Kiedy wstałam i podeszłam do drzwi sypialni usłyszałam z korytarza cichy, dziewczęcy chichot. Zadrżałam z zimna, czując na nagiej skórze brzucha chłodny powiew powietrza, kiedy uchyliłam drzwi, aby lepiej przyjrzeć się sytuacji. Zmarszczyłam brwi, a brzuch zacisnął mi się ze zdenerwowania. Poczułam drobne ukłucie w piersi, kiedy śmiech ustał, a na jego miejscu pojawił się głośny, jednoznaczny jęk. Okej, może to ukłucie nie było aż takie drobne jak myślałam.
Dwie postaci stały niedaleko wejścia do sypialni. Widziałam, jak Hazz przypiera do ściany jakąś dziewczynę, a ona, oplatając nogami jego biodra, mocno go całuje. Już dawno nie widziałam między dwojgiem ludzi takiego dzikiego, niemal zwierzęcego pożądania. Jego duże dłonie ścisnęły jej pośladki, a korytarz wypełnił się gardłowym jękiem. Nie mogłam określić, z czyjego gardła on pochodził.
Spojrzałam na siebie, kiedy tak stałam żałośnie w uchylonych drzwiach do sypialni, przyglądając się temu wszystkiemu. Obściskująca się dwójka nawet nie zwróciła na mnie uwagi, mimo że naprawdę się nie ukrywałam. Mocno zagryzłam wnętrze policzka, aby się nie rozpłakać i zarzuciłam na siebie ciemnozielony, jedwabny szlafrok, należący do Harry’ego. Kupił go stosunkowo niedawno, ale materiał już zdążył przesiąknąć jego przyjemnym, męskim zapachem, który nie miał nic wspólnego z potem. Przekroczyłam próg, stając oko w oko ze Stylesem i wysoką blondynką o dużych, ponętnych ustach i arystokratycznych rysach twarzy.  
No tak – Taylor Swift.
Wyglądała troszkę jak zbuntowana księżniczka-dziwka. W obcisłej, czarnej sukience z gorsetem, z którego wylewały jej się, nawet niemałe, piersi, włosach związanych w koka (teraz trochę roztrzepanego) oraz wysokich szpilkach sprawiała wrażenie jakby chciała uwieźć każdego chłopaka w okolicy. No cóż koleżanko, nie ten adres.
Ale naprawdę mogłam się tego spodziewać. Od kilku dni w internecie pojawiały się przeróżne informacje na ich temat. Widziałam też zdjęcia, od których w dole mojego brzucha powstało uczucie zaciskanego supła. Znacie je? Ja aż za dobrze. Z bólem oglądałam zdjęcia, na których spoglądali na siebie, niby ukradkiem, albo wchodzili za ręce do restauracji. Wyglądał tak niesamowicie seksownie, ubrany w czarne, obcisłe rurki i ciemną koszulkę. No, dla mnie się raczej tak nie stroił, co zauważyłam z pewnym przekąsem.
Ta cała „Haylor”, naprawdę działała mi na nerwy. I podobno „Carry”, definitywnie się już skończyło. Ani Anna-Line, ani Paul, o dziwo, nie komentowali zaistniałej sytuacji uważając, że sami powinniśmy sobie z tym poradzić.
- Nie chcę cię już widzieć i wiedz, że dla mnie mógłbyś nie istnieć – powiedziałam stanowczym tonem, spoglądając Hazzie w oczy. – Wyjdź z tego mieszkania i nigdy więcej tu nie wracaj – dodałam. – A ty, mała dziwko, lepiej zniknij mi z oczu, zanim wezmę łyżkę i wydłubię ci nią oczy – warknęłam w stronę niewzruszonej blondynki.
- Za kogo ty się uważasz? – prychnęła pogardliwie, spoglądając prosto w moje zapuchnięte od płaczu oczy. – Twoja kariera jest już skończona, Christine i nawet ten twój żałosny fake z Harry’m by jej nie uratował. Równie dobrze to ty możesz się wynieść z tego mieszkania i wrócić do tego swojego obrzydliwego Doncaster.
Przechyliłam głowę na lewą stronę, a włosy musnęły zarumienione ze złości policzki. Nienawidziłam, kiedy jakaś żałosna podróbka dziwki starała się udawać inteligentniejszą niż była w rzeczywistości. W jej wykonaniu było to o tyle zabawniejsze, że opierała się przy tym o umięśnione ramię Stylesa, który, wyglądając na mocno zażenowanego i wkurzonego jednocześnie, drapał się po nosie, marszcząc go.
- Uważaj, skarbie – uśmiechnęłam się delikatnie – bo ten kociak – wskazałam ruchem głowy na zdziwionego Harry’ego – lubi grać nieczysto. I może was łączyć mniej niż ci się faktycznie wydaje – szepnęłam, nachylając się lekko w jej stronę. – Nie obchodzi mnie, że przerwałam wam tą imitację gry wstępnej, masz się stąd wynosić – syknęłam do kędzierzawego, który stanął bez ruchu jak sparaliżowany.
Zdawałam sobie sprawę, że kiedy moja złość opadnie, będę bardzo żałowała tego co zrobiłam. Wolałam go mieć blisko siebie nieosiągalnego, niż nie mieć wcale, ale akurat nie myślałam zbyt trzeźwo.
Podeszłam do ciężkiego, drewnianego biurka stojącego tuż pod niedużym oknem, przysłoniętym firanką i usiadłam w miękkim fotelu. Zapaliłam niedużą, biurową lampkę i wyjęłam z szuflady długopis i niechlujnie wydartą z zeszytu kartkę. Zamierzałam napisać piosenkę, aby chociaż po części oczyścić się z nadmiaru złych emocji buzujących w mojej głowie.
Nie było mi to jednak dane, co wcale mnie nie zdziwiło. Byłabym naprawdę zaskoczona, gdyby Styles nie przyszedł powydzierać się na mnie za to, że przerwałam mu w „najlepszym momencie”.
- Przestań zachowywać się jak rozkapryszona dziewczynka! – warknął, stając w drzwiach, po dobrych dwudziestu minutach. Zignorowałam go, wiedząc, że kłótnia nic nie pomoże, a może nawet pogorszyć naszą sytuację. Milczałam, w skupieniu pisząc na papierze kolejne słowa piosenki.
You can destroy this feeling.
But after all this time,
I can still fall in love with you...
(Możesz zniszczyć to uczucie.
Ale po tak długim czasie,
Ja wciąż mogę się w tobie zakochać.)
Po moim policzku spłynęła łza, ale szybko otarłam ją rękawem szlafroka, wdychając przy tym niezwykle przyjemny zapach, należący jedynie do Hazzy. Jego słowa raniły mnie jak sztylety, bo akurat teraz w niczym nie zawiniłam.
- Mówię do ciebie kurwa, więc masz na mnie patrzeć – syknął podchodząc do mnie i boleśnie łapiąc za nadgarstek. Jęknęłam cicho, ale nie starałam się wyrywać, aby go nie rozzłościć. Nie wiedziałam co się dzieje teraz w głowie tego chłopaka, ale miałam przeczucie, że nie jest to nic dobrego. – Nie wiem, jaki jest twój problem Candice, ale masz go rozwiązać, zanim porządnie się zdenerwuję. Nie chcesz widzieć mnie rozgniewanego, naprawdę nie chcesz.
Wiedziałam już, co było nie tak i dlaczego jego oczy tak cholernie błyszczały. Nie dość, że z jego ust bardo cuchnęło wódką, to jeszcze wydobywała się z nich prawie niezauważalna woń narkotyków. Miałam z nimi do czynienia nie raz, nie dwa i nie siedem, dlatego wiedziałam, że Styles najprawdopodobniej większości z tego co się stało, nie będzie po prostu pamiętał.
Westchnęłam cicho, naprawdę zirytowana, ale pozostałam obojętna na ból, który mi sprawiał, tak boleśnie ściskając moją rękę.
- Przepraszam, Harreh – szepnęłam. – Masz rację, nie powinnam tego robić.
Jego uścisk znacznie osłabł, ale nie zabrałam ręki, wiedząc, że to jeszcze nie jest odpowiedni moment. Spojrzenie kędzierzawego złagodniało a ja nie spuszczałam wzroku z jego twarzy.
- Okej – powiedział. – Następnym razem po prostu siedź cicho w pokoju – poinstruował mnie, a ja potulnie skinęłam głową, w duchu śmiejąc się jak opętana. Jeśli sądził, że zrobię to o co mnie prosił i będę grzecznie patrzeć jak uprawia seks z inną dziewczyną, to bardzo, bardzo się mylił. Umarłabym z rozpaczy, widząc jak jakaś inna laska doprowadza go do rozkoszy. – A teraz zgaś to pieprzone światło i chodź do łóżka.
Odwrócił się i w jednej sekundzie pozbył się prawie wszystkich ubrań, zostając jedynie w czarnych, obcisłych bokserkach. Westchnęłam z zachwytu, widząc jak jego mięśnie napinają się, kiedy odsuwał kołdrę, aby się pod nią wsunąć. Zarumieniłam się, kiedy uśmiechnął się zadziornie i zgasiłam światło.
Zrzuciłam z siebie jego szlafrok, zostając w samej bieliźnie i, nieco skrępowana, położyłam się do łóżka. Jego silne ręce natychmiast objęły mnie w talii, a suche usta musnęły delikatną, czułą skórę na szyi. Spięłam się, a mój oddech przyspieszył. Harry zaśmiał się cicho, a jego klatka piersiowa zadrżała.
- Dobranoc, skarbie.
~W tym fragmencie występują sceny +16. Czytasz tylko i wyłącznie na swoją odpowiedzialność.~
Kiedy się obudziłam Hazz jeszcze spał. Jego usta było rozchylone, a wydobywające się z nich ciche pochrapywanie zmiękczało moje serce do konsystencji roztopionego masła.
Delikatnie wysunęłam się z jego objęć i, narzucając na siebie koszulkę wyciągniętą z szafy, poszłam do kuchni zaparzyć kawę. Związałam włosy w niechlujnego koka i wcisnęłam odpowiedni przycisk na ekspresie. Bolała mnie głowa. Zgadywałam, że był to efekt nieprzespanej nocy, podczas której starałam się uspokoić drżące pod jego dotykiem ciało.
Oparłam się o blat wdychając cicho. Pokręciłam głową, starając się odsunąć od siebie nieprzyjemne myśli i nalałam do kubka kofeinowego raju.
Czyjeś silne ręce złapały mnie za biodra, po czym chłodne usta musnęły mój odsłonięty kark. Okej, nie były to „czyjeś” ręce, a ręce Harry’ego. W miejscu, które delikatnie muskał ustami pojawiła się gęsia skórka co, a jakże, wywołało jego cichy chichot.
Wiedziałam, że już z samego rana zdążył zapalić. Czułam to i, prawdę mówiąc, byłam mocno zaniepokojona. Mógł sobie być skończonym skurwysynem, powodując siniaki na moich nadgarstkach, gdy coś mu się nie podobało, ale i tak bardzo mi na nim nie zależało.
- Nie wiem, kogo próbujesz oszukać, mówiąc, że cię nie pociągam, kochanie – szepnął mi czule do ucha, przygryzając na krótką chwilę zagłębienie między moją szyją a ramieniem. Mój oddech stał się płytki, nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. A milczenie w tej chwili było chyba najgorszym co mogłam zrobić. – Powiesz mi? – w jego głosie dało się wyczuć zniecierpliwienie.
- Ja… Nie wiem – przełknęłam ślinę.
- Och, ale to bardzo proste pytanie. Boisz się, że cię zostawię, mimo że nawet nie jesteśmy razem – mówił, a mi po plechach przebiegły ciarki, bo to co mówił było całkowitą prawdą. – Starasz się tego nie okazywać, ale ja wiem, że się o mnie martwisz, kiedy nie wracam tutaj na noc i czujesz się zagubiona, kiedy cię nie dotykam.
- Hazz – jęknęłam cicho, kiedy jego dłoń wsunęła się w moje majtki.
Chłopak stanowczym gestem odwrócił mnie w swoją stronę, a ja ze zdziwieniem zauważyłam, że jego oczy są całkowicie przytomne. Po prostu miał na sobie wczorajszą koszulkę i to spowodowało moje mylne wnioski. Wpił się ustami w moje, a ja nawet nie próbowałam się opierać.
- Jesteś mokra – zauważył z rozbawieniem, a ja nie zaprzeczałam. Jego zwinne palce zbytnio mnie dekoncentrowały. – Nic dzisiaj nie paliłem – wyszeptał, a jego ręka pieszcząca mnie znieruchomiała. A więc zauważył, że się zorientowałam. – Jestem jak najbardziej przytomny i nawet nie wiesz, co chciałbym teraz z tobą zrobić na tym blacie – szepnął prosto w moje usta, ale jego oczy wpatrywały się w moje. Zarumieniłam się i oblizałam dolną wargę. – Nigdy więcej nie pozwól mi tak bardzo się od ciebie odsuwać. Kiedy mnie nie dotykasz szaleję, a bardo nie lubię tego uczucia.
Pocałował mnie. Mocno, namiętnie. Jego język niemal natychmiast znalazł wspólny rytm z moim, a palec, który się we mnie poruszał przyspieszył, powodując, że z mojego gardła wydobywały się chrapliwe jęki rozkoszy.
- Hazz, naprawdę nie chcę, żebyś całował tą sukę – szepnęłam stanowczo, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. – To irytujące, że ona może dotykać cię tam gdzie ja.
- Hm? - Pewnie wsunęłam dłoń w jego bokserki korzystając z jego zaskoczenia tym co powiedziałam. – Och, mocniej – jęknął, gdy zaczęłam pocierać palcami jego twarde przyrodzenie. Przymknął oczy, odchylając głowę do tyłu, ale nie przestał się we mnie poruszać, mimo że czułam jak drżą mu dłonie. Zwiększyłam nacisk, starając się dać mu jak najwięcej przyjemności.
- O mój Boże, Cands – wychrypiał, a jego członek pulsował mi w dłoni. Całowałam jego ramię, gdy stał tam przede mną, zupełnie bezbronny, podatny na każdy mój dotyk. – Tak skarbie, właśnie tak.
Położył wolną dłoń na moim karku, przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej. Zacisnęłam mocno oczy, kiedy wsunął we mnie drugi palec. Przez chwilę stracił rytm, którym się we mnie poruszał, ale szybko go odnalazł, potęgując moją rozkosz.
- Obiecuję, że już nigdy nie pozwolę jej się dotknąć, tylko błagam… mocniej – jęknął głośno.
Wykonałam polecenie, stanowczo poruszając dłonią w górę i w dół wzdłuż jego członka. Harry zagryzł wargę, odchylając głowę do tyłu, a na moją dłoń wytrysnęła gwałtownie biała, lepka sperma.
- Fuck, fuck, fuck – jęknął, wypychając biodra w moją stronę i wpił się w moje usta.
Kciukiem zataczał kółka na mojej łechtaczce, a ja drżałam, kiedy zlizywałam jego spermę ze swojej dłoni, patrząc mu prowokacyjnie w oczy. To co widziałam było jak za mgłą, wszystko przysłaniała mi fala pożądania, jaka mnie wypełniała.
Harry ukląkł i zsunął ze mnie majtki. Jego głowa znajdowała się idealnie na wysokości mojej kobiecości, ale on nie patrzył w tamtą stronę. Jego wzrok spotkał się z moim, ale ja byłam za bardzo podniecona, żeby zawracać sobie uwagę tym, że po raz pierwszy zobaczy mnie zupełnie obnażoną. Seks absolutnie się nie liczył – był środek nocy i nawet nie bardzo obchodziło nas to, żeby się sobie przyglądać.
Ale kiedy spuścił wzrok i oblizał wargi, aby zacząć mnie zaspokajać…
W całej kuchni rozległ się głośny dźwięk dzwonka do drzwi.
- To jakiś żart? – Zapytał Harry podnosząc się na równe nogi. 

poniedziałek, 6 maja 2013

Chapter 10


Siedziałam na wysokim krześle, które przypominało wyglądem takie, na których siedzą często gitarzyści, i lekko mrużyłam oczy, ponieważ oślepiające światła reflektorów padały wprost na moją twarz. Odzwyczaiłam się już od tego uczucia. Było mi niemiłosiernie gorąco; miałam na sobie tonę makijażu oraz sprane, ciemne dżinsy i karmelowy  sweter. Moje ciemne, długie włosy zostały spięte w niechlujnego koka (Stylistka męczyła się z nim prawie dwie godziny, więc… Ekhem…) a kilka kosmyków, szczególnie z przodu, opadało mi na twarz.
Nie widziałam dokładnie całej sali, w której miałam śpiewać, jednak zdawałam sobie sprawę, że pierwszy raz od kilku miesięcy, na mój koncert przyszedł prawdziwy tłum. Ann, tuż przed moim wyjściem na scenę, powiadomiła mnie, że wystawili na dwór specjalne telebimy dla tych, którzy nie mogli wejść do środka. Byłam naprawdę zdziwiona, bo nigdy jakoś nie miałam tłumów wielbicieli.
Najwyraźniej fake zrobił swoje…
- Okej, jesteście gotowi? – Zawołałam do mikrofonu.
Najwyraźniej publiczność była gotowa, bo moje pytanie spotkało się z niesamowicie głośnym piskiem nastolatek (Miałam nadzieję, że również nastolatków.), który prawie rozsadził mi bębenki.
Oblizałam usta, gdy piosenka się rozpoczęła i zaczęłam śpiewać.
Piosenka, którą dla mnie napisano, z moją drobną pomocą, była naprawdę piękna. Oddawała wszystkie moje uczucia względem Harry’ego, Louisa i wszystkich innych, których zraniłam przez całe moje życie.
Are you hiding from me
Somewhere in the crowd.
And I can't help but notice,
That You're heart is broken
Cause…
Po moim policzku spłynęła łza, na którą nie powinnam sobie pozwolić. Wiedziałam, że później Anna-Line mnie za to zabije, ale teraz liczyło się dla mnie to, aby odzyskać Harry’ego. Mojego Harry’ego - nie tego, który pojawia się w naszym mieszkaniu tylko po to, aby paparazzi zrobili mu zdjęcie albo, który na pokaz przychodzi na moje koncerty. Nie chciałam jego dłoni, która gładzi moje plecy, bo jego rodzice patrzą; nie chciałam jego pocałunków na moich ustach, skoro były tam tylko dlatego, że siedzieliśmy akurat na plaży.
Brakowało mi naszego siedzenia na kanapie i nic nie robienia. To jednak nie wróci tak szybko, jakbym chciała (O ile w ogóle wróci…), ponieważ i on, i ja zaczęliśmy właśnie trasy koncertowe. A ja musiałam dokończyć nagrywanie płyty, której premiera niestety została przełożona, bo podobno „miałam ciężkie zapalenie strun głosowych i nie mogłam śpiewać”. Tak, Ann zna się na swojej robocie.
*
- Zayn, błagam cię, zniszczysz wszystko – wyszeptałam przykładając lód do jego opuchniętego policzka.
Chłopak spojrzał na mnie uważnie. Dostrzegłam cień zrozumienia w jego brązowych oczach, ale było w nich także zaciekawienie. Wiedziałam, że przekonanie go, aby siedział cicho będzie mnie kosztowało dużo wysiłku, a nie wiedziałam nawet, czy mogę liczyć na pomoc Hazzy. Bo jak człowiek, który wyparował może mi w czymkolwiek pomóc?
Właśnie…
- Dlaczego to robisz?
- Co robię? – Zmarszczyłam brwi, przemywając rozcięcie wodą utlenioną, a potem naklejając na nie plaster z Supermanem.
- Pomagasz mi. Nakleiłaś mi właśnie plaster z Supermanem – wskazał na swój policzek, a ja otarłam łzy, nadal cieknące mi po policzkach i usiadłam przy stole, upijając łyk gorącej herbaty z kubka. – Przeczytałem twój prawie-pamiętnik, a ty zamiast polecieć za swoim prawie-chłopakiem mi pomagasz, mimo że nie jestem nawet twoim prawie-przyjacielem.
- Nadużywasz prawie – zbyłam go, wbijając wzrok w mahoniowy blat stołu.
Nie było na nim nawet jednej plamki, mimo że mój współlokator nie jest czyścioszkiem. Nie dziwiło mnie to jednak, bo nazwanie Liama pedantem byłoby drobnym niedomówieniem. Zresztą, ja sama też nie należałam do brudasów, a kurz w szafie był dla mnie jak apokalipsa – nie do przeżycia.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Bo nie znam odpowiedzi, jasne?! – spojrzałam na chłopaka z furią. – Nie wiem, czemu to robię! Może po to, żeby upewnić się, że cały świat nie znajdzie się w posiadaniu mojego pamiętnika? A może po to, żeby mieć pewność, że nie zwalisz całej winy za ten bajzel w pokoju, na mnie?! A może po prostu cię nienawidzę i mam ochotę dosypać ci do herbaty cyjanku!
Zerwałam się na równe nogi i mrucząc pod nosem przekleństwa przeszłam do salonu, żeby posprzątać papiery walające się po prawie całym pokoju. Część z nich okazała się zakrwawiona, ale większość po prostu pognieciona.
- Nie powiem im, okej? Wierzę, że ty i Styles naprawdę coś do siebie czujecie i kiedy już to wszystko ogarniecie, sami przyznacie się, że to był fake.
- W dupie mam w co ty wierzysz! On mi nigdy nie wybaczy, jasne? Nie po tym wszystkim – pokręciłam głową machając ręką w stronę stosu kartek na stole. – Nie znał ten strony mnie.
- Ludzie ukrywają różne rzeczy…
*
O dziwo, Zayn nie powiedział nikomu o tym co przeczytał. Z tego co wiedziałam, ukrywał to nawet przed Perrie, która okazała się naprawdę przemiłą dziewczyną, mimo że miała drobne sprzeczki z tonikiem do demakijażu…
Wracając do pierwotnego tematu – nie sądzę, żeby ktokolwiek oprócz Liama podejrzewał, że między mną i Harry’m powstał ogromny mur nie do przeskoczenia. Payne zerkał na nas w najmniej odpowiednich momentach, na przykład, kiedy Harry otwiera oczy całując mnie, albo kiedy krzywi się, gdy go dotykam. Tak, to trochę niezręczna sytuacja, ale jak do tej pory, nikt niczego nie komentował.
- To był naprawdę dobry koncert, Candy – powiedziała Ann, kiedy już zeszłam ze sceny.
Uniosłam brwi i pokiwałam głową, siląc się na uśmiech. Serio?, chciałam powiedzieć, A ja sądzę, że trochę inaczej go oceniasz i oberwie mi się, gdy tylko zostaniemy same.
Bo dwa razy potknęłam się na scenie w czasie układu, spadłam ze schodów, prawie zwymiotowałam na jedną z tancerek i totalnie rozpłakałam się pod koniec „Reasons”. Ann miała powody, aby być na mnie wściekła, jednak starałam się tego nie okazywać.
- Byłaś cudowna, kochanie – powiedział Harry głosem wypranym z uczuć i musnął mój policzek.
Miał zmierzwione włosy, a jego zielona koszulka była zupełnie pognieciona. Miałam przeczucie, że w czasie występu wymknął się z areny i poszedł do jakiegoś nocnego klubu się zabawić. I wiedziałam, że nie mogę wykluczyć takiej ewentualności, bo naprawdę nie miałam nad nim żadnej kontroli.
- Dziękuję – szepnęłam tylko spuszczając wzrok.
Kiedy go podniosłam zauważyłam, że Liam uważnie się nam przygląda, a jego szczęka jest mocno zaciśnięta. Uśmiechnęłam się do niego niepewnie, ale spojrzał w inną stronę, jakby szukając kogoś w tłumie.
I jak na zawołanie koło mnie zjawiła się Danielle i cmoknęła mnie głośno w policzek. Zaśmiałam się z jej zdziwionej miny, kiedy zauważyła obok mnie Stylesa. Tak, Harry rzadko podchodził do mnie po koncertach. Zazwyczaj mruczał coś o zmęczeniu, albo bólu głowy i zamykał się w garderobie lub wracał taksówką do hotelu.
- Hazz, jestem już zmęczona. Wracamy do domu? – Zapytałam nawet nie patrząc na chłopaka.
Podbiegła do nas jakaś dziewczyna, na oko dwudziesto-dwudziestodwuletnia, i zaczęła pospiesznie odpinać ode mnie wszystkie kable od mikrofonu. Skinęłam jej głową, a ona odeszła, kuląc się pod badawczym spojrzeniem Harry’ego, który uważnie lustrował jej sylwetkę.
Louis spojrzał na niego zdziwiony, ale ja nauczyłam się to ignorować. Przez trzy tygodnie idzie się przyzwyczaić do takiego zachowania. Tommo podszedł do mnie z wielką torbą, do której zapewne, jak zwykle, zdążył już spakować moje rzeczy, a ja uśmiechnęłam się do niego szeroko. Szatyn ucałował mnie w policzek, pożegnał się z Hazzą jakimś męskim uściskiem ręki, a potem zebrał wszystkich do wyjścia.
Kiedy zostaliśmy już tylko ja i Harry nie bardzo wiedziałam jak mam się zachować. Oblizałam więc usta i bez słowa ruszyłam w stronę metalowych drzwi prowadzących na tyły budynku, gdzie czekał już na mnie czarny samochód z przyciemnionymi szybami, który kupiłam tydzień temu, żeby mieć chociaż trochę prywatności.
- Christine, zaczekaj – powiedział Styles, kiedy otwierałam drzwi od strony kierowcy.
Moje serce załomotało jak nigdy wcześniej i czułam jak cała krew odpływa mi z twarzy. Znieruchomiałam, czekając na jakikolwiek ruch ze strony mojego niby-chłopaka. Jego wyraz twarzy był nieprzenikniony, przez co moje myśli atakowały mnie jak szalone. Miałam nadzieję, że może przeprosi mnie, albo powie coś miłego.
Ale jak zwykle za dużo myślałam…
- Nie wracam z tobą, jadę do klubu, nie czekaj na mnie.
Rozchyliłam usta, nie bardzo wiedząc co mu odpowiedzieć.
- O której wrócisz? – zapytałam tylko, czując jak mój głos drży z nadmiaru emocji.
- Nie mam pojęcia, wyluzuj – sarknął, poprawiając loki.
Przyglądał mi się uważnie, kiedy oblizywałam usta i przez chwilę znowu miałam nadzieję, że przeprosi. Jednak nie zrobił tego.
- Uważaj na siebie, Hazz.
- Jak zawsze – zawołał, przywołując taksówkę.

19.08.2012, Nowy Jork
Nie będę się zbytnio rozczulać, Lou. Miałam przestać do ciebie pisać, ale pan Jestem-Wielką-Gwiazdą-Składajcie-Mi-Pokłony doprowadza mnie do furii i łez jednocześnie.
Tak, kocham go! I w dupie mam te jego tanie dziwki!
Nie wiem, co w nim jest takiego, że bez jego śmiechu to mieszkanie wydaje się takie… zimne. Nie pasuję tutaj, kiedy on mnie nie przytula.
Chciałabym, żebyś z nim porozmawiał, ale jak zwykle wiem, że tego nie przeczytasz. Chyba, że pan Przeczytałem-Pamiętnik-Candy-Ale-Jestem-Teraz-Fajny zdecyduje, że jednak ujawni światu wszystkie listy do ciebie.
Nie wiem co robić – C.C.H.