wtorek, 7 maja 2013

Chapter 11


Jego  zachowanie naprawdę mocno mnie raniło. Nie wiedziałam czemu, bo, prawdę mówiąc, po prostu mi na nim zależało. Traktowałam go jak najlepszego przyjaciela, starałam się właśnie w taki sposób o nim myśleć. Oczywiście, czasami miałam wrażenie, że jest kimś więcej – kimś szczególnym i w takich momentach zdarzało mi się nawet pomyśleć, że może, tylko odrobinę, jestem w nim zakochana.
Jednak, w takich właśnie momentach zwątpienia, mogłam na niego liczyć, że znowu skieruje moje myślenie na właściwy tor. Dlatego tak go cieniłam.
Zachowywał się wtedy jak totalny dupek – nic innego nie przychodziło mi do głowy (mówiono, że mam zdecydowanie ograniczyć ilość przekleństw wychodzących z moich ust). Jego sarkazm osiągał granice szczytu, podobnie jak ironia i złośliwość. Nie powstrzymywał się od cynicznych i raniących uwag. W skrócie – starał się mnie zranić.
Drzwi od mieszkania otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a ja momentalnie otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Nie, nie spałam. Rozmyślałam. Oczywiście, najwięcej czasu zabierało mi analizowanie zachowania Hazzy, co doprowadziło mnie do wściekłości. Miałam wrażenie, że chyba już nigdy nie zrozumiem tego chłopaka.
Kiedy wstałam i podeszłam do drzwi sypialni usłyszałam z korytarza cichy, dziewczęcy chichot. Zadrżałam z zimna, czując na nagiej skórze brzucha chłodny powiew powietrza, kiedy uchyliłam drzwi, aby lepiej przyjrzeć się sytuacji. Zmarszczyłam brwi, a brzuch zacisnął mi się ze zdenerwowania. Poczułam drobne ukłucie w piersi, kiedy śmiech ustał, a na jego miejscu pojawił się głośny, jednoznaczny jęk. Okej, może to ukłucie nie było aż takie drobne jak myślałam.
Dwie postaci stały niedaleko wejścia do sypialni. Widziałam, jak Hazz przypiera do ściany jakąś dziewczynę, a ona, oplatając nogami jego biodra, mocno go całuje. Już dawno nie widziałam między dwojgiem ludzi takiego dzikiego, niemal zwierzęcego pożądania. Jego duże dłonie ścisnęły jej pośladki, a korytarz wypełnił się gardłowym jękiem. Nie mogłam określić, z czyjego gardła on pochodził.
Spojrzałam na siebie, kiedy tak stałam żałośnie w uchylonych drzwiach do sypialni, przyglądając się temu wszystkiemu. Obściskująca się dwójka nawet nie zwróciła na mnie uwagi, mimo że naprawdę się nie ukrywałam. Mocno zagryzłam wnętrze policzka, aby się nie rozpłakać i zarzuciłam na siebie ciemnozielony, jedwabny szlafrok, należący do Harry’ego. Kupił go stosunkowo niedawno, ale materiał już zdążył przesiąknąć jego przyjemnym, męskim zapachem, który nie miał nic wspólnego z potem. Przekroczyłam próg, stając oko w oko ze Stylesem i wysoką blondynką o dużych, ponętnych ustach i arystokratycznych rysach twarzy.  
No tak – Taylor Swift.
Wyglądała troszkę jak zbuntowana księżniczka-dziwka. W obcisłej, czarnej sukience z gorsetem, z którego wylewały jej się, nawet niemałe, piersi, włosach związanych w koka (teraz trochę roztrzepanego) oraz wysokich szpilkach sprawiała wrażenie jakby chciała uwieźć każdego chłopaka w okolicy. No cóż koleżanko, nie ten adres.
Ale naprawdę mogłam się tego spodziewać. Od kilku dni w internecie pojawiały się przeróżne informacje na ich temat. Widziałam też zdjęcia, od których w dole mojego brzucha powstało uczucie zaciskanego supła. Znacie je? Ja aż za dobrze. Z bólem oglądałam zdjęcia, na których spoglądali na siebie, niby ukradkiem, albo wchodzili za ręce do restauracji. Wyglądał tak niesamowicie seksownie, ubrany w czarne, obcisłe rurki i ciemną koszulkę. No, dla mnie się raczej tak nie stroił, co zauważyłam z pewnym przekąsem.
Ta cała „Haylor”, naprawdę działała mi na nerwy. I podobno „Carry”, definitywnie się już skończyło. Ani Anna-Line, ani Paul, o dziwo, nie komentowali zaistniałej sytuacji uważając, że sami powinniśmy sobie z tym poradzić.
- Nie chcę cię już widzieć i wiedz, że dla mnie mógłbyś nie istnieć – powiedziałam stanowczym tonem, spoglądając Hazzie w oczy. – Wyjdź z tego mieszkania i nigdy więcej tu nie wracaj – dodałam. – A ty, mała dziwko, lepiej zniknij mi z oczu, zanim wezmę łyżkę i wydłubię ci nią oczy – warknęłam w stronę niewzruszonej blondynki.
- Za kogo ty się uważasz? – prychnęła pogardliwie, spoglądając prosto w moje zapuchnięte od płaczu oczy. – Twoja kariera jest już skończona, Christine i nawet ten twój żałosny fake z Harry’m by jej nie uratował. Równie dobrze to ty możesz się wynieść z tego mieszkania i wrócić do tego swojego obrzydliwego Doncaster.
Przechyliłam głowę na lewą stronę, a włosy musnęły zarumienione ze złości policzki. Nienawidziłam, kiedy jakaś żałosna podróbka dziwki starała się udawać inteligentniejszą niż była w rzeczywistości. W jej wykonaniu było to o tyle zabawniejsze, że opierała się przy tym o umięśnione ramię Stylesa, który, wyglądając na mocno zażenowanego i wkurzonego jednocześnie, drapał się po nosie, marszcząc go.
- Uważaj, skarbie – uśmiechnęłam się delikatnie – bo ten kociak – wskazałam ruchem głowy na zdziwionego Harry’ego – lubi grać nieczysto. I może was łączyć mniej niż ci się faktycznie wydaje – szepnęłam, nachylając się lekko w jej stronę. – Nie obchodzi mnie, że przerwałam wam tą imitację gry wstępnej, masz się stąd wynosić – syknęłam do kędzierzawego, który stanął bez ruchu jak sparaliżowany.
Zdawałam sobie sprawę, że kiedy moja złość opadnie, będę bardzo żałowała tego co zrobiłam. Wolałam go mieć blisko siebie nieosiągalnego, niż nie mieć wcale, ale akurat nie myślałam zbyt trzeźwo.
Podeszłam do ciężkiego, drewnianego biurka stojącego tuż pod niedużym oknem, przysłoniętym firanką i usiadłam w miękkim fotelu. Zapaliłam niedużą, biurową lampkę i wyjęłam z szuflady długopis i niechlujnie wydartą z zeszytu kartkę. Zamierzałam napisać piosenkę, aby chociaż po części oczyścić się z nadmiaru złych emocji buzujących w mojej głowie.
Nie było mi to jednak dane, co wcale mnie nie zdziwiło. Byłabym naprawdę zaskoczona, gdyby Styles nie przyszedł powydzierać się na mnie za to, że przerwałam mu w „najlepszym momencie”.
- Przestań zachowywać się jak rozkapryszona dziewczynka! – warknął, stając w drzwiach, po dobrych dwudziestu minutach. Zignorowałam go, wiedząc, że kłótnia nic nie pomoże, a może nawet pogorszyć naszą sytuację. Milczałam, w skupieniu pisząc na papierze kolejne słowa piosenki.
You can destroy this feeling.
But after all this time,
I can still fall in love with you...
(Możesz zniszczyć to uczucie.
Ale po tak długim czasie,
Ja wciąż mogę się w tobie zakochać.)
Po moim policzku spłynęła łza, ale szybko otarłam ją rękawem szlafroka, wdychając przy tym niezwykle przyjemny zapach, należący jedynie do Hazzy. Jego słowa raniły mnie jak sztylety, bo akurat teraz w niczym nie zawiniłam.
- Mówię do ciebie kurwa, więc masz na mnie patrzeć – syknął podchodząc do mnie i boleśnie łapiąc za nadgarstek. Jęknęłam cicho, ale nie starałam się wyrywać, aby go nie rozzłościć. Nie wiedziałam co się dzieje teraz w głowie tego chłopaka, ale miałam przeczucie, że nie jest to nic dobrego. – Nie wiem, jaki jest twój problem Candice, ale masz go rozwiązać, zanim porządnie się zdenerwuję. Nie chcesz widzieć mnie rozgniewanego, naprawdę nie chcesz.
Wiedziałam już, co było nie tak i dlaczego jego oczy tak cholernie błyszczały. Nie dość, że z jego ust bardo cuchnęło wódką, to jeszcze wydobywała się z nich prawie niezauważalna woń narkotyków. Miałam z nimi do czynienia nie raz, nie dwa i nie siedem, dlatego wiedziałam, że Styles najprawdopodobniej większości z tego co się stało, nie będzie po prostu pamiętał.
Westchnęłam cicho, naprawdę zirytowana, ale pozostałam obojętna na ból, który mi sprawiał, tak boleśnie ściskając moją rękę.
- Przepraszam, Harreh – szepnęłam. – Masz rację, nie powinnam tego robić.
Jego uścisk znacznie osłabł, ale nie zabrałam ręki, wiedząc, że to jeszcze nie jest odpowiedni moment. Spojrzenie kędzierzawego złagodniało a ja nie spuszczałam wzroku z jego twarzy.
- Okej – powiedział. – Następnym razem po prostu siedź cicho w pokoju – poinstruował mnie, a ja potulnie skinęłam głową, w duchu śmiejąc się jak opętana. Jeśli sądził, że zrobię to o co mnie prosił i będę grzecznie patrzeć jak uprawia seks z inną dziewczyną, to bardzo, bardzo się mylił. Umarłabym z rozpaczy, widząc jak jakaś inna laska doprowadza go do rozkoszy. – A teraz zgaś to pieprzone światło i chodź do łóżka.
Odwrócił się i w jednej sekundzie pozbył się prawie wszystkich ubrań, zostając jedynie w czarnych, obcisłych bokserkach. Westchnęłam z zachwytu, widząc jak jego mięśnie napinają się, kiedy odsuwał kołdrę, aby się pod nią wsunąć. Zarumieniłam się, kiedy uśmiechnął się zadziornie i zgasiłam światło.
Zrzuciłam z siebie jego szlafrok, zostając w samej bieliźnie i, nieco skrępowana, położyłam się do łóżka. Jego silne ręce natychmiast objęły mnie w talii, a suche usta musnęły delikatną, czułą skórę na szyi. Spięłam się, a mój oddech przyspieszył. Harry zaśmiał się cicho, a jego klatka piersiowa zadrżała.
- Dobranoc, skarbie.
~W tym fragmencie występują sceny +16. Czytasz tylko i wyłącznie na swoją odpowiedzialność.~
Kiedy się obudziłam Hazz jeszcze spał. Jego usta było rozchylone, a wydobywające się z nich ciche pochrapywanie zmiękczało moje serce do konsystencji roztopionego masła.
Delikatnie wysunęłam się z jego objęć i, narzucając na siebie koszulkę wyciągniętą z szafy, poszłam do kuchni zaparzyć kawę. Związałam włosy w niechlujnego koka i wcisnęłam odpowiedni przycisk na ekspresie. Bolała mnie głowa. Zgadywałam, że był to efekt nieprzespanej nocy, podczas której starałam się uspokoić drżące pod jego dotykiem ciało.
Oparłam się o blat wdychając cicho. Pokręciłam głową, starając się odsunąć od siebie nieprzyjemne myśli i nalałam do kubka kofeinowego raju.
Czyjeś silne ręce złapały mnie za biodra, po czym chłodne usta musnęły mój odsłonięty kark. Okej, nie były to „czyjeś” ręce, a ręce Harry’ego. W miejscu, które delikatnie muskał ustami pojawiła się gęsia skórka co, a jakże, wywołało jego cichy chichot.
Wiedziałam, że już z samego rana zdążył zapalić. Czułam to i, prawdę mówiąc, byłam mocno zaniepokojona. Mógł sobie być skończonym skurwysynem, powodując siniaki na moich nadgarstkach, gdy coś mu się nie podobało, ale i tak bardzo mi na nim nie zależało.
- Nie wiem, kogo próbujesz oszukać, mówiąc, że cię nie pociągam, kochanie – szepnął mi czule do ucha, przygryzając na krótką chwilę zagłębienie między moją szyją a ramieniem. Mój oddech stał się płytki, nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. A milczenie w tej chwili było chyba najgorszym co mogłam zrobić. – Powiesz mi? – w jego głosie dało się wyczuć zniecierpliwienie.
- Ja… Nie wiem – przełknęłam ślinę.
- Och, ale to bardzo proste pytanie. Boisz się, że cię zostawię, mimo że nawet nie jesteśmy razem – mówił, a mi po plechach przebiegły ciarki, bo to co mówił było całkowitą prawdą. – Starasz się tego nie okazywać, ale ja wiem, że się o mnie martwisz, kiedy nie wracam tutaj na noc i czujesz się zagubiona, kiedy cię nie dotykam.
- Hazz – jęknęłam cicho, kiedy jego dłoń wsunęła się w moje majtki.
Chłopak stanowczym gestem odwrócił mnie w swoją stronę, a ja ze zdziwieniem zauważyłam, że jego oczy są całkowicie przytomne. Po prostu miał na sobie wczorajszą koszulkę i to spowodowało moje mylne wnioski. Wpił się ustami w moje, a ja nawet nie próbowałam się opierać.
- Jesteś mokra – zauważył z rozbawieniem, a ja nie zaprzeczałam. Jego zwinne palce zbytnio mnie dekoncentrowały. – Nic dzisiaj nie paliłem – wyszeptał, a jego ręka pieszcząca mnie znieruchomiała. A więc zauważył, że się zorientowałam. – Jestem jak najbardziej przytomny i nawet nie wiesz, co chciałbym teraz z tobą zrobić na tym blacie – szepnął prosto w moje usta, ale jego oczy wpatrywały się w moje. Zarumieniłam się i oblizałam dolną wargę. – Nigdy więcej nie pozwól mi tak bardzo się od ciebie odsuwać. Kiedy mnie nie dotykasz szaleję, a bardo nie lubię tego uczucia.
Pocałował mnie. Mocno, namiętnie. Jego język niemal natychmiast znalazł wspólny rytm z moim, a palec, który się we mnie poruszał przyspieszył, powodując, że z mojego gardła wydobywały się chrapliwe jęki rozkoszy.
- Hazz, naprawdę nie chcę, żebyś całował tą sukę – szepnęłam stanowczo, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. – To irytujące, że ona może dotykać cię tam gdzie ja.
- Hm? - Pewnie wsunęłam dłoń w jego bokserki korzystając z jego zaskoczenia tym co powiedziałam. – Och, mocniej – jęknął, gdy zaczęłam pocierać palcami jego twarde przyrodzenie. Przymknął oczy, odchylając głowę do tyłu, ale nie przestał się we mnie poruszać, mimo że czułam jak drżą mu dłonie. Zwiększyłam nacisk, starając się dać mu jak najwięcej przyjemności.
- O mój Boże, Cands – wychrypiał, a jego członek pulsował mi w dłoni. Całowałam jego ramię, gdy stał tam przede mną, zupełnie bezbronny, podatny na każdy mój dotyk. – Tak skarbie, właśnie tak.
Położył wolną dłoń na moim karku, przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej. Zacisnęłam mocno oczy, kiedy wsunął we mnie drugi palec. Przez chwilę stracił rytm, którym się we mnie poruszał, ale szybko go odnalazł, potęgując moją rozkosz.
- Obiecuję, że już nigdy nie pozwolę jej się dotknąć, tylko błagam… mocniej – jęknął głośno.
Wykonałam polecenie, stanowczo poruszając dłonią w górę i w dół wzdłuż jego członka. Harry zagryzł wargę, odchylając głowę do tyłu, a na moją dłoń wytrysnęła gwałtownie biała, lepka sperma.
- Fuck, fuck, fuck – jęknął, wypychając biodra w moją stronę i wpił się w moje usta.
Kciukiem zataczał kółka na mojej łechtaczce, a ja drżałam, kiedy zlizywałam jego spermę ze swojej dłoni, patrząc mu prowokacyjnie w oczy. To co widziałam było jak za mgłą, wszystko przysłaniała mi fala pożądania, jaka mnie wypełniała.
Harry ukląkł i zsunął ze mnie majtki. Jego głowa znajdowała się idealnie na wysokości mojej kobiecości, ale on nie patrzył w tamtą stronę. Jego wzrok spotkał się z moim, ale ja byłam za bardzo podniecona, żeby zawracać sobie uwagę tym, że po raz pierwszy zobaczy mnie zupełnie obnażoną. Seks absolutnie się nie liczył – był środek nocy i nawet nie bardzo obchodziło nas to, żeby się sobie przyglądać.
Ale kiedy spuścił wzrok i oblizał wargi, aby zacząć mnie zaspokajać…
W całej kuchni rozległ się głośny dźwięk dzwonka do drzwi.
- To jakiś żart? – Zapytał Harry podnosząc się na równe nogi. 

17 komentarzy:

  1. ŁOOO! TYLE JESTEM W STANIE NAPISAĆ! :D
    Hmmm, w Twoim opowiadaniu Taylor nie jest pozytywną osobą, ale, cóż, muszę przyznać, że bardzo mi się spodobała ta scena z nią, hahah. A dokładniej jej efekt. Zazdrosna Candy, wkurwiony Harry... I TEN PORANEK! ♥
    WSZYSTKO NIESAMOWITE! ♥
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział i życzę oczywiście weny! :)
    P.S. Zaskoczyłaś mnie! Listu nie ma! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma, to prawda ;p
      Ale głupio by było, gdybym dała list w takim momencie, nie? :D Napisałabym:
      Kochany L!
      Właśnie zrobiłam Hazzie laskę, a on miał się zabrać za lizanie mnie, ale ktoś zadzwonił do drzwi. Ciekawe kto kto, prawda?
      Haha, ale to by było dobre...

      Usuń
    2. Hahhhahaah.... i nagle Louis znajduje te listy... -.-

      Usuń
    3. Zgadzam się, na pewno by jej odpisał :D
      Coś w stylu:
      Kochana Cands...
      Opowiedz mi słowo w słowo, jak głośno jęczał nasz Harry, kiedy jego sperma znalazła się na tobie.

      Omg. Jestem taka zboczona *.*

      Usuń
    4. Nie martw się. Jestem bardziej.
      Według mnie odpisałby coś takiego:
      Kochana Cands....
      Przyślij jeszcze jeden list, bo własnie mam orgazm :3
      .
      Dobra bez przesady... bo znowu nie zasnę :P

      Usuń
    5. Hahaha :D Albo:
      Kochana Cands....
      Następnym razem przyślij też zdjęcia albo film. Sądzę, że orgazm jaki dostałem czytając opisy byłby bardziej efektowny, gdybym miał jakąś wizualizację.

      Jezu, serio mamy coś z głowami, droga Agato <3

      Usuń
    6. E tam. :)
      zboczone myśli to moja specjalność.<3
      Dzisiaj przyśniło mi się gdy Lou pisze taki list:
      Kochana Cands....
      Przyjdźcie jutro z Hazz na małe co nie co :3

      Usuń
  2. Ekhem, ekhem...
    Jeśli jeszcze raz zadzwonisz do drzwi nie proszony nieznany mi bliżej osobniku, to
    wydłubię Ci oczy!
    Jak można przerywać taki moment?
    No ja się pytam!
    Nie spodziewałam sie iż rozdział pojawi się tak szybko...
    jhcgzhsfdbvahksdfj.
    Zajekurwabiscie!
    Zaskakujesz!
    Nie wiem co tu napisać.
    To jeden z najkrótszych komentarzy w moim życiu.
    Jesteś wspaniała*.*
    Kocham<333333333

    http://youaremydefinitionofhappinesss.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem... Zawsze przerywają w najmniej odpowiednim momencie :D

      Usuń
  3. Hah, brak mi epitetów... Zgadzam się z Francescą! Słowo w słowo! Booooosko!
    Czekam na nexxxxxt! xx

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest wspaniałe ! ;)
    @JustNikaPlease

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale że rozdział czy nasza rozmowa? xd

      Usuń
    2. Haha :D Pewnie i to, i to ;)

      Usuń
    3. 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69 69
      69 69 69 69 69 69 69

      Usuń
  5. Genialny rozdzial<3 Tylko czemu ktos musial im przeszkodzic? Czekam na kolejny:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Postanowiłam spróbować swoich sił w pisaniu, mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie ;d
    Zadajcie sobie pytanie- co byście zrobili, gdybyście nagle dowiedzieli się, że umieracie? Że wasze dni są policzone? Że od teraz ciąży nad wami przerażająca świadomość tego, że nieuchronnie zbliżacie się ku końcowi. Zapewne większość z was załamałaby ta wiadomość. Ale ona była inna. Chciała wycisnąć z życia jak najwięcej, niczego nie żałować, cieszyć się każdą chwilą. Póki jeszcze mogła.
    Nazywa się Catalonia, a jej czas dobiega końca.
    50 postanowień na 5 lat życia, młoda, pełana energii dziewczyna i pięciu zgubionych chłopców.
    www.i-wont-let-you-go.blogspot.com nowe opowiadanie o one direction. ZAPRASZAM SERDECZNIE!

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahahah świetny rozdział...ale..czy musiałaś przerwać w takim momencie? ;-; Mam nadzieję, że szybko dodasz następny :))

    OdpowiedzUsuń