środa, 30 stycznia 2013

Chapter 1


Och, Ian, gdybyś ty tylko wiedział, jak bardzo ona na ciebie nie zasługuje, westchnęłam, skrycie wierząc, że aktor usłyszy moje mentalne wołanie i przystanie flirtować z dziewczyną swojego brata. Według mnie to od razu było oczywiste, że Elena po odejściu Stefana zacznie przystawiać się do jego brata.

Okej, może odrobina wyjaśnienia.

Właśnie nadrabiałam „Pamiętniki Wampirów” i byłam mniej więcej w połowie trzeciego sezonu. Damon właśnie całował Elenę, a ja pragnęłam być na jej miejscu. Prawdopodobnie jak większość fanek serialu. Nie żebym była jakoś chora, że pragnę czegoś, co nieosiągalne. Co to, to nie. Po prostu uważałam, że pomarzyć wolno każdemu.

- Kocham, kocham, kocham! – wykrzyknęła Iris, wyrzucając ręce w powietrze i z głośnym westchnieniem zadowolenia położyła się na łóżko.

Mała anegdotka. Iris Black była moja bardzo dobra koleżanka i równocześnie sąsiadka. Zawsze, jak przyjeżdżałam do Holmes Chapel, urządzałyśmy sobie babskie wieczory filmowe z romansidłami, popcornem i colą. Ewentualnie dodatkowo dużą pizzą z podwójnym serem.

- Iris, daj spokój. On tylko… O, mamusiu – jęknęłam głośno i mimowolnie oblizałam usta. – Kiedy on się zrobił taki seksowny?

- Zgaduję… - dziewczyna uniosła długi, szczupły palec i postukała się w prawą skroń. – Pewnie kiedy pocałował Elenę, głupolu – uderzyła mnie poduszką.

- Hej!

Zaśmiałam się głośno i oddałam jej jaśkiem z motywem brytyjskiej flagi. No i, jak to u nas często bywa, rozpoczęła się zażarta wojna na poduszki.

Biegałyśmy po całym domu, rzucając się latającymi dookoła piórami i robiąc głupie miny do robionych w między czasie zdjęć. Oczywiście darłyśmy się też wniebogłosy udając, że śpiewamy. Żadna z nas nie miała anielskiego głosu, więc raczej brzmiałyśmy jak wilkołaki wyjące do księżyca.

Nie wiem więc, jakim cudem przedarł się przez to dźwięk dzwonka do drzwi. Wiem za to, jak bardzo zaskoczona była mina chłopaka od pizzy, gdy ujrzał mnie pokrytą pierzem z poduszki oraz z rozczochranymi włosami i dezodorantem w ręku (to był taki prowizoryczny mikrofon).

- Hej, ile płacimy?

Witając się z zaskoczonym dostawcą, starałam się usilnie opanować wybuch śmiechu.

Szatyn przyjrzał mi się przekrzywiając głową i otworzył usta, żeby coś powiedzieć. Po chwili jednak je zamknął i zamyślił się.

Wskazał na mnie palcem i oblizał usta.

- Jesteś Christie Haimitch, zgadza się? Ta dziewczyna z YouTuba? – zapytał, a ja uśmiechnęłam się delikatnie i skinęłam głową.

- Fan? – Upewniłam się, odbierając od niego gorące od spodu pudełko.

Przekazałam je rozradowanej Iris, która zaniosła nasz posiłek do kuchni, nucąc głośno „Girl On Fire” Alicii Keys. To piosenka, która leciała w radiu, kiedy po raz pierwszy ze sobą rozmawiałyśmy. Do dziś była naszą ulubioną.

- Tak jakby – wzruszył ramionami. – Uważam, że masz świetny głos, a moja siostra pisze opowiadanie z tobą i Justinem Bieberem w rolach głównych – podrapał się w kark.

- Uważam, że to całkiem urocze – zaśmiałam się wyjmując z torebki portfel. Wyjęłam trzydzieści dolarów i wręczyłam chłopakowi. – Reszty nie trzeba i pozdrów siostrę – pomachałam mu.

Kiedy byłam w połowie drogi do kuchni ponownie rozbrzmiał dzwonek. Zmarszczyłam brwi i otworzyłam drzwi. Na progu stał, cały czerwony, chłopak od pizzy.

- Słuchaj, czy mógłbym… No, wiesz… Bo siostra tak na słowo, to… - jąkał się, patrząc na swoje buty.

Zagryzłam wargę powstrzymując śmiech i skinęłam głową. Znalazłam czystą kartkę i długopis i naskrobałam swój podpis.

- Jak ona ma na imię?

- May – wydukał z trudem, a ja dopisałam jeszcze pozdrowienia i postawiłam niewielkie serduszko na koniec. – Dzięki – uśmiechnął się do mnie.

- Nie ma sprawy – skinęłam głową i poszłam do kuchni jeść.

~*~

- Hej, Christie!

Odwróciłam wzrok od patelni i spojrzałam na dziewczynę, która siedziała na blacie machając nogami. Uniosłam brwi i zamieszałam cebulę na patelni. Potem, nieco niezgrabnie, wbiłam pięć jajek i posoliłam.

- Może pójdziemy dzisiaj na zakupy?

Odgarnęła na lewe ramie swoje długie blond włosy i spojrzała na mnie zaciekawiona.

Wiedziałam, że już wczoraj chciała mi to zaproponować, jednak byłam wykończona po wielogodzinnej podróży, a, gdy już doprowadziłam się do stanu używalności, sklepy dawno zamknęli.

- Ale najpierw – wskazałam na nią drewnianą łyżką, którą mieszałam nasza jajecznicę – zjemy śniadanie, bo umieram z głodu.

- Umowa stoi – potargała moje, i tak skołtunione, włosy i zeskoczyła z blatu. – Daj to, dokończę.  Idź się troszeczkę ogarnij.

Pokiwałam głową i szybko przemknęłam do sypialni. Z nierozpakowanej walizki wyjęłam jasnoróżowe dżinsy, niebieski sweterek i czystą bieliznę. Poszłam do łazienki, gdzie rozczesałam włosy, umyłam zęby i ubrałam się, poganiana przez Iris. Pokręciłam głową, widząc śniadanie udekorowane szczypiorkiem i wywróciłam oczami.

Dziewczyna miała dar projektowania, ale zawsze jakoś się tego wypierała. Uważała, że to po prostu zajęcie na deszczowe wieczory i nie zamierzała podejmować żadnych kursów w tym kierunku.

Zjadłyśmy najszybciej jak się dało i posprzątałyśmy dom, po wczorajszym piżama party. Założyłam jeszcze niebieskie szpilki i wzięłam swoją brązową torebkę, do której zapakowałam telefon, portfel i paczkę chusteczek. Uśmiechnęłam się do blondynki zachęcająco, a ona pospiesznie wsunęła stopy w czarne, krótkie conversy. Wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do mojego nowego auta – czerwonego BMW, z którego byłam niebywale dumna.

- Co najpierw? – Zapytałam odpalając silnik. – Jedzenie, czy nowe ubrania?

- Zdecydowanie ubrania – powiedziała, gdy przewidując jej odpowiedź wyjechałam na drogę prowadzącą do centrum handlowego.

~*~

Pakowałam walizkę. Po raz kolejny. Właściwie, niedawno ją rozpakowałam – przedwczoraj. Zdążyłam ponownie zżyć się ze starym życiem i moim pokojem w domu rodziców w Holmes Chapel.

Na mój gust, zdecydowanie za dużo podróżowałam. Wcale nie chciałam rozwijać kariery, ani mieć masy fanów. Rozdawanie autografów było nie dla mnie, a tłumy piszczących na mój widok ludzi przerażały mnie jak nic innego. Ale moim marzeniem było śpiewać dla większej publiczności niż mama i tata, ewentualnie jeszcze ciocia Margaret, kiedy ma wolne i przyjeżdża do Holmes Chapel.

Droga z Doncaster jednak nie jest łatwa, dlatego starzy przyjaciele bardzo rzadko nas odwiedzali. Nie mówiąc już o pozostawionej tam rodzinie, którą tata nigdy nie miał dobrego kontaktu.

Rodzice często kłócili się ze swoimi krewnymi i nie miało znaczenia czy to ich dziadkowie, rodzice, czy kuzyni. Doprowadzało mnie to do szału, ale co ja mogłam zrobić skoro takie spory toczyły się w mojej rodzinie od pokoleń? Tata namiętnie kłócił się ze swoją teściową, aż w końcu ta sprzysięgła resztę rodziny od strony mamy i już nigdy się u nas nie pojawili, mimo że mieszkaliśmy jakieś dwie przecznice od nich. Rodzice ojca nie pozostawali nam dłużni i obrazili się na moją mamę, ciągnąc za sobą wszelkich kuzynów swojego syna i urywając kontakt. Jedynie ciocia Maggi zachowała odrobinę zdrowego rozsądku i zakopała topór wojenny z moją rodzicielką.

- Hej, skarbie. – Mama usiadła na łóżku tuż obok mojej walizki. – Jak się trzymasz?

- Wszystko dobrze. Daję radę. – Uśmiechnęłam się do niej szeroko, chociaż zupełnie nieszczerze i zapięłam kosmetyczkę. – Wiesz, LA czeka na nową gwiazdę, te sprawy… – Pomachałam rękami tak, jak to robiła Ann, moja menadżerka.

- Tylko dlaczego tą gwiazdą musi być moja mała córeczka, hm?

Delikatne ramiona mamy przygarnęły mnie do jej ciała, a ja wtuliłam się w nie, jak za starych czasów. Jak zwykle pachniała wanilią i babeczkami. Te zapachy przypominały mi dzieciństwo i gotowanie wspólnie z rodzicami.

Pogładziłam rodzicielkę po plecach czując, jak jej drżący, urywany oddech muska moją szyję. Potem skapnęło na nią kilka ciepłych łez, a moim ciałem mimowolnie wstrząsnęły spazmy gwałtownego szlochu.

- Jeszcze nigdy nie przyjechałaś do nas na tak krótko. Bardzo za tobę tęsknimy, Candy…

- Ja za wami też, mamusiu – wyszeptałam i wytarłam nos chusteczką, odsuwając się od kobiety. – Ale wiesz, że dzięki temu może wreszcie staniemy na nogi i nie będziesz musiała pracować. Otworzysz własną piekarnię, tak jak zawsze marzyłaś – pocieszyłam ją.

- Akurat teraz moim marzeniem jest odzyskać moją małą córeczkę i mieć ją zawsze przy sobie – powiedziała patrząc na mnie ze smutnym uśmiechem i pomogła mi się pakować. – Tata bardzo cię przeprasza, że się z tobą nie pożegna.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem.

- Wiesz, że ma dużo pracy w szpitalu, skarbie. Wezwali go na operację, jakiś chłopak miał wypadek kiedy wracał do domu z lotniska. Ojciec mówi, że to jakaś szycha i dostanie za to grubą forsę – przy dwóch ostatnich słowach mama poruszyła palcami imitując cudzysłów i trąciła mnie biodrem. – To nic poważnego, ale nie wiedzieć czemu chłopak chciał, żeby to był akurat twój tata – zmarszczyła brwi.

- Nie ma sprawy… Tylko – zawahałam się i odchrząknęłam – ucałuj go ode mnie, dobrze?

Postawiłam zapiętą walizkę na ziemi i oblizałam spierzchnięte od płaczu usta.

- Dobrze – skinęła głową.

Wzięłam ją za rękę i razem poszłyśmy do drzwi. Kółka od mojego bagażu ślizgały się po wypolerowanych na błysk panelach powodując nieprzyjemny dźwięk. Przy drzwiach ostatni raz uściskałam mamę i wyszłam na zewnątrz.

- Skarbie – zatrzymała mnie jeszcze łapiąc za nadgarstek. – Jak już będziesz za dwa tygodnie wracać, to nie kupuj biletu do Holmes Chapel – uśmiechnęła się smutno – za tydzień wracamy z tatą do Doncaster i chcielibyśmy, żebyś pojechała tam z nami…



Holmes Chapel, 15.06.2012r
Kochany L!
Kiedy moje życie już do końca straciło sens? Na to pytanie nie potrafię sobie odpowiedzieć. Rodzice chcą wracać do domu, do Doncaster. Ale wiesz, to nie jest takie całkiem proste. Tu, w Holmes Chapel, jest moje życie. Od dwóch lat to mój dom, gdzie nic nie przypomina mi o Tobie.
Iris mnie pociesza mówiąc, że przecież moje życie nie może się tak do końca rozsypać. Dzisiaj zaskoczyła mnie swoją błyskotliwością, bo powiedziała, że i tak prawie nie ma mnie w domu. Czy mogę ją uważać za swoją przyjaciółkę? Tylko ona tak ciepło mnie wita, gdy wracam po wielu tygodniach nieobecności.
Wiesz, nareszcie zdałam sobie sprawę, że życie gwiazdy jest zupełnie inne niż mi się wydawało.
Czy naprawdę tak dobrze dogadujesz się z chłopakami, jak wszystkim się wydaje? Czy w tym całym zamieszaniu pozostałeś jeszcze sobą? Mi się to ledwo udaje, a Ty zawsze byłeś taki wrażliwy… Czy czasem jeszcze o mnie myślisz? Czy jesteś teraz szczęśliwy?
Właśnie siedzę na lotnisku i czekam na samolot. Mam nadzieję, że kiedyś odzwyczaję się od traktowania tego jako coś normalnego. Wiesz przecież, że nienawidzę samolotów.
Twoja na zawsze – C.C.H.

niedziela, 27 stycznia 2013

"It's still a little hard to say what's going on"


Doncaster, 23.07.2010 r.
Kochany L!
To mój pierwszy list do Ciebie… Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co robić, co tu napisać. Może zacznę od początku.
Tak bardzo się cieszę widząc, jaki jesteś z nimi szczęśliwy. Może to głupie, nieco masochistyczne, bo w końcu, jakby nie patrzeć, sprawiłeś mi ból. Odszedłeś.
Wczoraj do Ciebie zadzwoniłam, bo Twoja mama mówiła, że o mnie pytałeś. To dziwne, że nie odebrałeś żadnego z moich 238 połączeń. Przemknęło mi przez myśl, że może pytałeś z czystej grzeczności, bo już nic Cię nie obchodzę. A może po prostu Jey skłamała…
To dobrze, że znalazłeś sobie tam nowych przyjaciół. Wiem, że nikt nie będzie wstanie zrozumieć Cię, ani pokochać, tak jak ja, ale to dobrze. Jesteś moim przyjacielem, prawda? Nie sądzę, żebym była w stanie to wszystko zapomnieć, tak szybko jak Ty. Bo zapomniałeś, prawda? To chyba jedyne logiczne wytłumaczenie Twojego zachowania.
Wiesz, że oglądałam wszystkie Twoje występy? Cieszyłam się razem z Tobą i płakałam razem z Tobą. Ale skąd możesz to wiedzieć? Przecież już Cię z nami nie ma. Zupełnie jakbyś umarł. Tak po prostu, z dnia na dzień. Wiem, że to egoistyczne, jednak chyba lepiej, żebyś już umarł. Tak, to oglądam Cię z nimi i płaczę. Bo wiem, że już nigdy nie będziesz mój
Tylko Twoja – C.C.H.