niedziela, 25 sierpnia 2013

Chapter 6

- Czego chcesz? – Zapytałam, krzyżując ręce na piersiach i stanęłam w przejściu, blokując chłopakowi wejście do mieszkania. – I czego nie zrozumiałeś w zdaniu „to było nasze ostatnie spotkanie”?
Zielone oczy Harry’ego pociemniały nienaturalnie, ale ja tylko zacisnęłam usta pokazując mu, że jego humorki nie robią już na mnie wrażenia. Za dużo czasu spędziłam oszukiwana przez niego i raniona jego cholernymi zmianami nastrojów, żeby teraz znowu dać się w to wciągnąć. Nie, to już była przeszłość i nie chciałam do niej wracać.
- Christine, myślę, że nasza rozmowa jednak…
- Już dawno się skończyła – przerwałam chłopakowi zdecydowanym tonem. – Podobnie jak wszystkie uczucia pomiędzy nami. Dorośnij Harry i pogódź się z tym, że dużo przeszłam i już nie jestem tą samą naiwną dziewczynką co kiedyś.
Słyszałam, jak wszyscy stojący za mną wstrzymują oddechy. Wiedziałam, że nie spodziewali się po mnie takiej stanowczości. Tak… Ja też chyba się  tego nie spodziewałam.
Ale miałam już dość Harry’ego i tego, jak emocjonalnie reagowałam na jego obecność. Byłam zbyt sentymentalna i sama za bardzo przejmowałam się tym, co kiedyś było między nami. Poza tym, nadal miałam do niego żal o to, jak zachowywał się w stosunku do mnie, kiedy myślałam, że między nami może coś być. I o to, że nie było go, kiedy mój tata zmarł, a ja tak bardzo go potrzebowałam.
- Candy, nic nie rozumiesz, pomiędzy mną i Nate nic nie ma!
Uniosłam brwi, niemal niezauważalnie rozchylając wargi. Nie mogłam uwierzyć, że powiedział coś takiego. To było zupełnie absurdalne i nie rozumiałam, jaki był sens tego, że mi to powiedział.
Owszem, zrobiło to na mnie wrażenie i tylko utwierdziło w przekonaniu, że Harry Styles był chamem nie liczącym się z cudzymi uczuciami. I tak… W moim sercu skakał mały, tryumfujący Diabełek, który cieszył się, że Hazz nie traktował tej dziewczyny tak poważnie jak mnie. Szybko go jednak uciszyłam, bo wiedziałam, że to cholernie złe.
Ja. Mam. Zayna. Nic innego się nie liczy. Zayn. Zayn jest najważniejszy.
Odetchnęłam głęboko i przymknęłam na chwilę oczy.
- Harry – zaczęłam łagodnie. Wyczułam napięcie panujące za moimi plecami i wiedziałam, że Zayn jest bardzo zdenerwowany. – Harry, nie wiem, komu i co starasz się uświadomić. Ale wiedz, że po tym co mi, nam – poprawiłam się, pokazując ręką za swoje ramię – powiedziałeś, już nigdy nie spojrzę na ciebie jak na mojego Harry’ego. – Przełknęłam ślinę, widząc w oczach chłopaka, jak bardzo zabolały go moje słowa. – Bo mój Harry już dla mnie nie istnieje. Zniknął, kiedy postanowił potraktować mnie jak najgorszą szmatę i zostawić bez słowa wyjaśnienia.
Ktoś cicho westchnął, ale nie odwróciłam się, aby sprawdzić kto.
- Myślę, że powinieneś już iść, Harry – odezwał się Louis, a ja podświadomie wyczułam, jak trudno było mu to powiedzieć. Jezu, oni tak dawno się nie widzieli… - Tak będzie lepiej dla nas wszystkich – dodał i podszedł do mnie.
- Lou, pro…
- Nie, Harry – Louis pokręcił głową, przymykając oczy, jakby sam widok Hazzy niemiłosiernie go bolał. Zmarszczyłam brwi i położyłam mu dłoń na ramieniu, a kąciki jego ust nieznacznie się uniosły. – Nie mamy już sobie nic do powiedzenia, Harry.
Zamknęłam drzwi, nie czekając na wyjaśnienia ze strony swojego byłego chłopaka i odwróciłam się do reszty. Milczałam, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
- To co, gramy w Monopoly? – Wydusiła z siebie Iris, a ja zachichotałam cicho.
*
- Nie! Liam, oszukiwał! – Krzyknęłam udając oburzenie, a potem wybuchnęłam śmiechem.
Chłopak spojrzał na mnie z wyrzutem i rzucił we mnie nadgryzionym chipsem. Jęknęłam z obrzydzenia i odrzuciłam chrupka z powrotem do bruneta, mimo wszystko ciesząc się, że wreszcie nasze życie wraca do normy.
Rozejrzałam się po salonie z szerokim uśmiechem.
Niall i Iris tańczyli i wydurniali się na kanapie śpiewając piosenki, które leciały z radia, w którym głośność podkręcona była na full. Wymieniali się przy tym opróżnioną do połowy butelką ajerkoniaku domowej roboty. Moja przyjaciółka wydawała się być szczęśliwa jak nigdy dotąd. Jej policzki były zarumienione z emocji, a oczy błyszczały. Nialler wcale nie był gorszy. Co chwilę szczerzył zęby i szeptał do ucha Iris.
Perrie jak zwykle siedziała obrażona w kącie i pisała esemesy, co odrobinę popsuło mój humor, ale nic nie powiedziałam. Nie chciałam wyjść na złą przyjaciółkę, o co blondynka na pewno by mnie zaraz oskarżyła.
Ja, Danielle i Liam oraz Louis graliśmy właśnie w Monopoly, a towarzystwa dotrzymywały nam trzy butelki wódki. Tak, każdy z nas miał własną, a Liam jak zwykle nie pił. Wracając do gry, ja, jak zwykle przegrywałam ale dla mnie nie miało to większego znaczenia, bo świetnie bawiłam się w towarzystwie przyjaciół.
Zayn powoli przysypiał z głową na moich udach. Przeczesałam palcami jego gęste włosy, a na jego ustach pojawił się delikatny, leniwy uśmiech. Wyglądał tak słodko, że nawet nie miałam serca go obudzić, żeby poszedł spać do sypialni.
- W sumie, zawsze wiedziałem, że Liam to mistrz w monopolowych oszustwach – mruknął Lou, pokazując palcem na przyjaciela i upił kolejny łyk ze stojącej obok niego butelki.
Danielle starała się przybrać poważny wyraz twarzy i pokiwała gorliwie głową. Oblizała usta i rzuciła kostką. Zmrużyła oczy, podobnie jak ja, starając się dostrzec liczbę wyrzuconych oczek, ale ani jej, ani mi, nie wychodziło to zbyt dobrze, mimo że obie niemal w tym samym czasie pochyliłyśmy się do przodu w stronę planszy. Ułożyłam usta w dziubek i skrzywiłam się, opierając plecy o kanapę.
- Dobra, zarządzam koniec gry – powiedziałam, podnosząc ręce na wysokość klatki piersiowej.
- Co?! – Wykrzyknął oburzony Lou, ale ja tylko wywróciłam oczami.
- LouLou, schlaliśmy się jak dzikie krowy – wytłumaczyłam spokojnie.
- A nie świnie? – Zapytał Liam, unosząc brwi.
Skrzywiłam się, bo w obecnym stanie krowy i świnie były dla mnie jednym i tym samym, a Liam burzył mój światopogląd.
- Stary, co za różnica? – burknął Zayn, wyraźnie niezadowolony z naszej głośnej wymiany zdań. – I to ląduje na talerzu, i to ląduje na talerzu, serio, co za różnica?
Pogłaskałam mulata po lekko zarośniętym policzku i cmoknęłam go szybko w usta, aby poprawić mu nastrój. Podziałało, bo zaraz uśmiechnął się i ponownie zamknął oczy starając się zasnąć.
- Zachowujecie się wszyscy jak napalone nastolatki – usłyszałam i podniosłam wzrok marszcząc brwi.
Perrie stała koło telewizora mocno ściskając w dłoni telefon i krzywiła się, mierząc nas zniesmaczonym spojrzeniem. Nie do końca wiedziałam o co jej chodzi, ale bardzo chciałam się dowiedzieć.
- Nie rozumiem – mruknęła Danielle. – Po co w takim razie tu siedzisz? – Dodała, a w jej głosie pobrzmiewała nuta irytacji. Całkiem duża nuta. – Ostatnio zachowujesz się, jakby nie interesowało cię nic oprócz twojej własnej osoby, wiesz? Może czasem pomyślałabyś też o nas, bo wiesz, jeszcze niedawno nazywałaś nas swoimi przyjaciółmi.
Zayn powoli otworzył oczy i podniósł się, po czym usiadł obok mnie uważnie lustrując wzrokiem swoją byłą dziewczynę.
- Och, daj spokój, Danielle – prychnęła Pezz. – Nie mów o mnie tak źle, dopóki nie spojrzysz na siebie. Ile jeszcze zamierzasz wszystkich oszukiwać? I kiedy zamierzałaś im powiedzieć, że mieszkasz u tylko dlatego, że twoi rodzice wyrzucili cię z domu, bo nie lubią twojego chłopaka?
Otworzyłam szeroko oczy, zupełnie nie wiedząc co się dzieje. Mój Boże, to  był najgorszy wieczór mojego życia…
*
Skrzywiłam się, zakrywając ręką oczy i jęknęłam cicho, czując jak ból rozsadza moją głowę. Zdecydowanie nie powinnam wczoraj tyle pić. A tyle razy już postanawiałam, że koniec z alkoholem i co? Jak zwykle gówno z tego wszystkiego wyszło.
Westchnęłam, leniwie otwierając oczy i najciszej jak umiałam wstałam z łóżka, aby nie obudzić Zayna. Wiedziałam, że poranne pobudki nie są jego mocną stroną, więc za wszelką cenę starałam się tego unikać, bo potem przez cały dzień był drażliwy jak baba w ciąży.
Krzywiąc się od zimnej podłogi przeszłam przez zagracony śmieciami i ludźmi salon i skierowałam się w stronę tak samo brudnej kuchni. Wyciągnęłam z lodówki karton soku pomarańczowego, bynajmniej nie w celu wypicia go. Przyłożyłam sobie napój do czoła i z cichym westchnieniem oparłam się plecami o blat. Zignorowałam ból, który temu towarzyszył i przymknęłam oczy, chroniąc je przed zdradzieckimi promieniami słońca wpadającymi przez odsłonięte i uchylone okno.
- Brak tabletek, co? – Wychrypiał Niall, wyczołgując się spod stołu.
Skinęłam jedynie głową nie mając nawet siły na otwarcie ust. Szurając nogami przedostałam się do stołu i rzuciłam się na krzesło, po czym oparłam głowę o chłodny blat stołu. Zastanawiałam się jak Niall dał radę tu spać, skoro temperatura w kuchni nie przekraczała chyba zera. Było tutaj tak zimno, że nawet moje dżinsy i bluza, w których spałam nie pomagały. Miałam wrażenie, że zaraz zamarznę.
- Zamknij okno – wyszeptałam, walcząc z ogarniającymi mnie powoli mdłościami.
Mój wymęczony po wczorajszej nocy żołądek urządzał sobie prawdziwą imprezę w moim brzuchu. Starałam się to ignorować, ale naprawdę marnie mi szło, bo pulsowanie w głowie nie ustawało, cała się trzęsłam z zimna, a w dodatku czułam, jak wszystko przelewa mi się w żołądku. W dodatku chciało mi się siku, a nie miałam siły, żeby wstać od stołu i pójść do łazienki, która i tak pewnie była zajęta przez któregoś ze śpiących tam imprezowiczów, którzy wczoraj wypluwali sobie wnętrzności do mojego kibla i wanny.
- Mój Boże, wyglądacie jak zombie – powiedział przesadnie głośno Liam, a ja warknęłam cicho jakieś mało oryginalne przekleństwo.
- Zamknij się, kurwa – syknął Niall, najwyraźniej równie wymęczony co ja.
Naprawdę nie miałam dzisiaj siły na jakiekolwiek sprzeczki, a już na pewno na takie wyszukane tortury, jakie postanowił mi zafundować Liam.
Tak, Liam postanowił doszczętnie nas dobić. Włączył bowiem radio, z którego leciały jakieś obrzydliwe techno piosenki i zaczął podśpiewywać pod nosem, tłukąc szafkami „w poszukiwaniu talerzy i szklanek, bo chce wam zrobić pyyyszne śniadanko”. Czułam jak mój żołądek na przemian ściska się i rozluźnia.

- Zaraz rzygnę – jęknęłam, pochylając się i przyciągając sobie pod nos leżący na podłodze garnek. 

środa, 7 sierpnia 2013

Chapter 5

Byłam spóźniona i to było jedyne o czym myślałam, kiedy dłuższa wskazówka złotego zegarka na moim prawym nadgarstku w nienaturalnie szybkim tempie zbliżała się do dwunastki.
- Szybciej, Haimitch, szybciej – mruczałam do siebie pod nosem, jak na złamanie karku pędząc ulicami Londynu, które jak na złość zapchane były dzisiaj setkami turystów i fanów, którzy co rusz prosili mnie o autograf lub wspólne zdjęcie. W tej chwili przeklinałam siebie za wyznawanie głupie zasady „fani są najważniejsi”.
Dopadłam do oszklonych drzwi niewielkiej kawiarenki i zatrzymałam się gwałtownie. Odetchnęłam i poprawiłam włosy, przeglądając się w ekranie komórki. Oblizałam spierzchnięte, od silnego wiatru, usta i pchnęłam drzwi, otwierając je na całą szerokość. Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam, że Harry siedzi w najdalszym i najbardziej zacienionym kącie pomieszczenia.
Lubiłam tą kawiarenkę. Jej przyjemny wystrój zawsze wprawiał mnie w dobry nastrój. Ściany w kolorze kawy z mlekiem uspokajały mnie, podobnie jak lekko przytłumione światło wydobywające się ze staromodnych żyrandoli. Generalnie atmosfera tego miejsca była niezwykle przyjemna.
Kiedy podeszłam do stolika Hazz akurat mieszał swoją kawę i w pierwszej chwili nawet mnie nie zauważył. Kiedy jednak wymruczałam ciche „hej” w jego stronę poderwał się ze swojego fotela i mocno mnie przytulił.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz – odetchnął.
Pospiesznie wyswobodziłam się z jego uścisku, czując gorąco rozlewające się po całym moim ciele i usiadłam na fotelu ustawionym dokładnie naprzeciwko miejsca, które zajął Styles. Po chwili Harry usiadł na swoim miejscu i wbił wzrok w swoją filiżankę z kawą. Ujęłam w dłonie serwetkę, która byłam ułożona na stoliku i zaczęłam ją na przemian składać i rozkładać. Po upływie kilku minut milczenia westchnęłam z lekkim rozdrażnieniem i odkładając serwetkę usiadłam wygodniej w fotelu.
- O czym chciałeś porozmawiać, Harry? – Zapytałam.
Chłopak milczał jeszcze prze chwilę, aż w końcu upił kilka łyków ze swojej filiżanki i oblizał usta. Na moich ramionach pojawiła się gęsia skóra, kiedy zobaczyłam ten znajomy gest i mimowolnie przygryzłam dolną wargę.
- Chodzi o to, że chciałem cię naprawdę bardo przeprosić za to, że wtedy tak bez słowa cię zostawiłem. I za moje zachowanie przez te kilka tygodni wcze…
- Dosyć – przerwałam mu, marszcząc brwi. – Wiesz, co o tym sądzę, Harry. Nie chcę twoich przeprosin.
Oczy kędzierzawego rozbłysły na moment czymś na kształt złości lub irytacji, ale zignorowałam to. Byłam już przyzwyczajona do jego wybuchów i dziwnych humorków, ale myślałam, że skoro „chciał to wszystko naprawić”, to chociaż coś z tym zrobił.
- Candice… Myślę, że powinnaś jeszcze raz to przemyśleć – powiedział przełykając ślinę, a jego głos drżał. Nie wiedziałam z jakiego powodu i jakoś nie chciałam się dowiadywać. – Ja naprawdę nie czuję nic do Natalie, uwierz mi i… Chciałbym, żeby wszystko było tak jak dawniej.
Czułam, że moja twarz płonie i to wcale nie z zakłopotania. Rozchyliłam lekko usta, będąc w zupełnym szoku i nie mogąc uwierzyć, że Harry naprawdę myślał, że mogłabym do niego wrócić.
To nie tak, że nie pamiętałam już tych wszystkich miłych, namiętnych chwil, które razem spędziliśmy. To nie tak, że nie chciałam do nich wrócić… Chodziło bardziej o to, że w mojej pamięci były też chwile cierpienia, kiedy Harry wychodził z domu na kilka dni, włóczył się po klubach, uprawiał seks z przypadkowymi dziewczynami i nawet nie raczył napisać esemesa, że wszystko u niego w porządku. Bałam się, że kiedy do siebie wrócimy i wszystko już będzie w porządku, że kiedy będę już wreszcie szczęśliwa… Te chwile niepewności znowu wrócą.
Kiedy już zebrałam się, żeby mu odpowiedzieć, mój telefon, który do tej pory bezczynnie leżał sobie na stoliku, zaczął uporczywie wibrować, a na ekranie pojawił się duży napis „Zayn!! :*** :> Malik”. Drgnęłam zaskoczona, a Harry posłał mi zdziwione spojrzenie. Pospiesznie przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam komórkę do ucha.
- Tak? – Przełknęłam ślinę i oblizałam spierzchnięte wargi.
- Kochanie, gdzie jesteś? – Usłyszałam, a moje mięśnie natychmiast się spięły. –Chciałem wyjść dzisiaj z chłopakami, a nie wzięłaś kluczy, więc bym ci je podrzucił.
I co teraz, Haimitch? Powiesz prawdę, czy skłamiesz?
Zacisnęłam mocniej zęby pragnąc jedynie, aby rosnące we mnie poczucie winy już się ulotniło. Moje serce zabiło nienaturalnie szybko, kiedy zdałam sobie sprawę, że rozważałam powrót do Harry’ego, będąc w szczęśliwym związku z Zaynem.
Nie wierzyłam w to, co właśnie działo się w mojej głowie.
- Ja… - odchrząknęłam cicho i odetchnęłam. – Zayn, ja niedługo będę w domu, dobrze? O której chciałeś wyjść?
Spojrzałam niepewnie na Harry’ego, który zacisnął usta w wąską linię i odwrócił twarz w stronę okna, zamykając oczy.
- No nie wiem, dasz radę w dwadzieścia minut?
Mruknęłam cicho w odpowiedzi i jak zwykle rozłączyłam się bez pożegnania. Schowałam telefon do kieszeni ciemnozielonego płaszczyka i wstałam z miękkiego fotela. Harry bez zastanowienia zrobił to samo i zdjął z oparcia fotela swoją szarą, cienką bluzę. Rzucił na stolik kilka banknotów, nawet nie patrząc na ich nominały i wyszedł z kawiarni nawet na mnie nie czekając. Pospieszyłam za nim i zmarszczyłam brwi, widząc, ze stoi przed wejściem wyrazie na mnie czekając.
- Odprowadzisz mnie? – Zapytałam cicho, a on tylko skinął głową, wzdychając ciężko. – A powiesz mi przy okazji, dlaczego nie wróciłeś wtedy do domu? – Zaryzykowałam, uśmiechając się zachęcająco.
Widziałam, że ten temat nie jest dla Hazzy łatwy. Ale bardzo chciałam poznać odpowiedź na to pytanie, bo męczyło mnie to przez rok. I liczyłam się z tym, że najprawdopodobniej odpowiedź mnie nie uszczęśliwi. Przez tak długi okres czasu zdążyłam już przywyknąć do tej myśli.
- Nie.
Momentalnie moja mina zrzedła. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Sądziłam, ze jeśli Harry okazuje chęć odbudowania naszej relacji, to przynajmniej nastąpi teraz między nami faza „zero sekretów, zero kłamstw”. Najwyraźniej jak zwykle się pomyliłam.
- Okej – pokiwałam tylko głową, wzruszając ramionami.
Miałam nadzieję, że przez ten gest pokażę, że wcale nie zależy mi na odpowiedzi, mimo że tak naprawdę było wręcz przeciwnie.
Do końca drogi do mojego domu żadne z nas nie powiedziało już ani jednego słowa. Chyba nawet mnie to cieszyło, bo nie miałam ochoty na jedną z tych niezobowiązujących pogawędek na temat pogody lub obecnej sytuacji politycznej.
Stanęłam pod wejściem do budynku, odwracając się tyłem do drzwi i odchrząknęłam.
- Cieszę się, że się spotkaliśmy, Harry – powiedziałam. – I mam nadzieję, że teraz już będziesz w stanie ułożyć sobie beztroskie życie ze swoją dziewczyną – uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ale…
- Nie, Harry – pokręciłam głową, przerywając mu. – To było nasze ostatnie spotkanie, które definitywnie zakończyło nasz związek, rozumiesz?
*
Odetchnęłam głęboko, starając się uspokoić. Starałam sobie wmówić, że to nic takiego, że absolutnie nie zmieni to naszych relacji, ale nie umiałam.
- Okej, skarbie – mruknął Zayn, głaszcząc mój policzek. – Po prostu to z siebie wyrzuć, obiecałem, że nie będę zły, tak?
Pokiwałam głową, zaciskając swoje drżące dłonie w pięści. To jednak nic nie dawało, bo nadal cała się trzęsłam, mimo milionom zabiegów odprężających, jakie zrobiłam zanim mój chłopak wrócił do domu.
- Jeśli kupiłaś nową parę butów, to miej świadomość, że nie mamy już gdzie ich trzymać, więc…
- Spotkałam się dzisiaj z Harry’m – wyrzuciłam z siebie.
Wyraz twarzy chłopaka momentalnie się zmienił. Jego oczy delikatnie pociemniały, ale wiedziałam, że nie jest zły. Raczej zraniony i zaniepokojony, co zabolało też mnie i to całkiem mocno.
Zayn oblizał wargi i przeczesał włosy palcami, delikatnie pociągając za ich końce. Obserwowałam go, starając się wmówić sobie, że dobrze zrobiłam mówiąc mu o tym. Ale miałam świadomość tego, że widząc go zranionego, ranię też siebie i to dużo mocniej, niż gdybym mu o tym nie powiedziała.
- Ale nie masz się o co martwić – dodałam pospiesznie, poniekąd też po to, aby uspokoić samą siebie. – Powiedziałam mu, że to nasze ostatnie spotkanie i żeby ułożył sobie wreszcie życie ze swoją dziewczyną i…
- Spokojnie, kochanie – mruknął chłopak, przerywając mi. – Powiedz mi tylko jedno… Kochasz go?
- Co? – Uniosłam brwi, lekko zaskoczona. – Nie, oczywiście, że nie.
Twarz chłopaka momentalnie pojaśniała, a jego idealne wargi ułożyły się w kształt uśmiechu. Odetchnęłam z ulgą, kiedy pochylił się i pocałował mnie szybko.
- Ufam ci, okej? – Wyszeptał.
Zagryzłam wargę i uśmiechnęłam się delikatnie. Szybko ściągnęłam z siebie koszulkę i mocno przywarłam do ust swojego chłopaka.
*
- Serio?! – Wykrzyknął Louis z wyraźną pretensją w głosie i wyrzucił ręce w górę. Pokręciłam głową z politowaniem i rzuciłam w szatyna garścią popcornu. – No co? Znowu oszukiwał!
Wywróciłam oczami i zachichotałam cicho. Chłopcy potrafili być czasem tacy zabawni. Perrie tylko prychnęła głośno i nałożyła na swoje paznokcie kolejną warstwę odżywki. Spojrzałam na dziewczynę, ale ona tylko zmierzyła spojrzeniem moje nieuczesane włosy i odwróciła wzrok. Spojrzałam porozumiewawczo na Danielle, która pokiwała głową i skrzywiła się prawie niezauważalnie.
Wszyscy zwrócili uwagę na to, że ostatnio z Perrie działo się coś bardzo niedobrego. Owszem, dziewczyna przychodziła na wszystkie nasze umówione spotkania, ale zazwyczaj miała przy tym tak obrażoną minę, że prawie zawsze odchodziła mi ochota na jakiekolwiek wygłupy.
Od kiedy tylko poznałam chłopaków, Dan i Pezz wydawało mi się, że mogę być przy nich całkowicie naturalna i z niczym się nie krepować. Mogłam przy nich chodzić nieumalowana i z potarganymi włosami, a oni mimo tego nigdy mnie nie oceniali, ani nie patrzyli na mnie krzywo.
Perrie ostatnio jednak sprawiała, że powoli zaczynałam w to wątpić.
- No błagam cię, Louis – prychnął Liam. – Po prostu nie umiesz w to grać – zachichotał.
Uniosłam brwi i zaśmiałam się głośno, a Iris i Danielle niemal natychmiast  do mnie dołączyły. Nie mogłam uwierzyć, że gra „My Little Pony” może wzbudzić w chłopakach takie emocje. Kupiłyśmy ją dzisiaj z Iris, aby wybić chłopcom z głowy granie dzisiaj na konsoli. Niestety nasz plan nie zadziałał, ale chyba nie byłam jakoś szczególnie rozczarowana.
- Zayn, skarbie – zagruchałam. – Mam nadzieję, że to wygrasz, bo jak nie, to jesteś baba i tyle.
- Ej! – Oburzył się Louis.
Wywróciłam oczami rozmyślając nad tym, jaki to mój przyjaciel zrobił się ostatnio delikatny i wrażliwy.
- No błagam, Lou, zachow… - zaczęłam, ale przerwał mi dźwięk dzwonka do drzwi.
Uniosłam brwi, podnosząc się z kanapy i posłałam przyjaciołom pytające spojrzenie. Liam tylko pokręcił głową, wzruszając ramionami, a ja zrozumiałam, że najwyraźniej gość był nieproszony.
Westchnęłam rozdrażniona, bo ostatnio ilekroć spotykałam się z kimkolwiek zawsze pojawiła się jakaś irytująca osoba, która postanowiła to spotkanie zrujnować. Pech chciał, że zazwyczaj tą osobą był Styles, którego nie chciałam teraz widzieć.
Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam drzwi w swoją stronę. Kiedy tylko ujrzałam zielone oczy i ciemne loki naszego nieproszonego gościa, mimowolnie jęknęłam z rozpaczy. Za mną momentalnie zjawili się wszyscy zebrani w salonie (oprócz Perrie, oczywiście, bo ona jak zwykle miała to wszystko w dupie), posyłając chłopakowi mało przyjazne spojrzenia.

Kobiecy instynkt podpowiadał mi, że chyba lepiej by było, gdybym tym razem nie otwierała drzwi. 

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Chapter 4

Natalie POV
Krzyczałam razem z innymi fanami niemal przez cały koncert. Czułam, że moje gardło jest już porządnie zdarte, ale nie przejmowałam się tym. Byłam w stanie się poświecić, bo w końcu, Harry zabrał mnie na cudowny koncert mojej idolki.
Migoczące światła nad sceną zgasły i zapaliły się zwykłe, białe lampy. Całą salę wypełnił gwar rozmów, a ja zagryzłam niepewnie wargę zastanawiając się, którym wyjściem wyszli Danielle i Harry. Rozejrzałam się dookoła i poszukałam wyjścia z literą M, bo pod tym właśnie wyjściem miał czekać na mnie Hazz, gdybym się zgubiła po koncercie. Kiedy je znalazłam z szerokim uśmiechem skierowałam się w przeciwną stronę niż reszta tłumu.
Kiedy znalazłam się na korytarzu niemal natychmiast ujrzałam swojego chłopaka stojącego w towarzystwie zakłopotanej Dan i zszokowanej Candice, oraz Zayna Malika, który obejmował swoją dziewczynę. Otworzyłam szeroko oczy na widok blondynki, a na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Nie mogłam uwierzyć, że miałam okazję zobaczyć ją na żywo po koncercie! To było jak spełnienie moich najskrytszych pragnień!
- Candice? – Wydukałam z trudem, bo w moim gardle pojawiła się wielka gula. – Jezu! Jestem twoją wielką fanką! – Pisnęłam. Rzuciłam się w stronę Harry’ego, przytulając go mocno. – Jej, skarbie, jesteś najcudowniejszym chłopakiem na świecie! – Stanęłam na palcach i wpiłam się w jego usta.
Ku mojemu zdziwieniu jednak, chłopak nie oddał pocałunku i odepchnął mnie od siebie delikatnie. Pokryłam się rumieńcem zażenowania i stanęłam tuż obok niego, chowając twarz za kurtyną rozpuszczonych blond włosów.
Zerknęłam na Candice, której usta zaciśnięte były w wąską linię, a oczy były rozszerzone i błyszczące, jakby wypełnione łzami. Miała minę, jakby ktoś bardzo ją zranił, co lekko mnie zdziwiło. To znaczy, wiedziałam, że Harry był jej chłopakiem ponad rok temu, jednak sądziłam, że nic już pomiędzy nimi nie ma.
- Miło mi cię poznać, jestem Candy – powiedziała, uśmiechając się delikatnie i wyciągnęła w moją stronę dłoń na powitanie.
- Natalie – odpowiedziałam pospiesznie, ściskając jej idealnie gładką, wypielęgnowaną dłoń i natychmiast zawstydziłam się, widząc pozdrapywany lakier na swoich paznokciach. – Naprawdę jestem twoją wielką fanką i tak strasznie się cie…
- Nate – przerwał mi Hazz, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem. – Sądzę, że powinniśmy już iść. Mamy zarezerwowany stolik w restauracji na dziewiątą, a już za dwadzieścia ósma.
- Tak, Cands i Zayn też się chyba zbierają, prawda? – Przytaknęła Dan, a Candy uśmiechnęła się do mnie smutno i pokiwała głową.
- Hmm.. Okej – wzruszyłam ramionami nico zawiedziona, ale posłusznie podążyłam za Harry’m w stronę wyjścia, machając jeszcze do pozostałych na pożegnanie.
*
Westchnęłam zrezygnowana i spojrzałam z wyrzutem na Harry’ego, który grzebał widelcem w swoim lasagne i w ogóle nie interesował się tym co do niego mówię.
- Słuchasz mnie w ogóle? – Jęknęłam zrezygnowana, odkładając widelec na zapełniony do połowy talerz. – Bo mi się wydaje, że nie.
- Tak, no pewnie – odetchnęłam i uśmiechnęłam się delikatnie. – Chociaż uważam, że ostatnią piosenkę zaśpiewała nieładnie.
Zmarszczyłam brwi, a po chwili uniosłam je wysoko. O czym on w ogóle mówił?! Zacisnęłam zęby, a w moich oczach pojawiły się łzy. Nienawidziłam, kiedy Styles miał te swoje „gorsze dni”, jak je nazywał, i miał w dupie kompletnie cały świat. Irytowało mnie to.
- Miło, że mnie słuchasz, Styles! – Warknęłam, gwałtownie wstając od stołu. – Skoro ty masz mieć mnie w dupie cały wieczór, to ja podziękuję, za tę kolację!
Candy POV
Rzuciłam się na łóżko i westchnęłam najgłośniej i najciężej jak umiałam. Czarnowłosy wdrapał się obok mnie i ciasno zawinął w ten skrawek kołdry, którego nie przygniatałam. Już po chwili słyszałam cichutkie chrapanie, które powodowało, że na mojej twarzy pojawił się delikatny, czuły uśmiech. Przymknęłam powieki i wtuliłam się w puszysty koc leżący obok mnie.
Już przysypiałam, kiedy dobiegło mnie ciche, jakby nieśmiałe, pukanie do drzwi. Zmarszczyłam brwi i podniosłam się z łóżka. Przez całe moje ciało przeszły ciarki, kiedy moje bose stopy dotknęły zimnej podłogi. Pokręciłam głową i przeczesałam włosy palcami, po czym powoli przeszłam do drzwi.
Przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi. Kiedy zobaczyłam kto za nimi stoi, moje oczy powiększyły się chyba dziesięciokrotnie. Nie mogłam w to uwierzyć.
- Co ty tutaj robisz? – Zapytałam cicho, wiedząc, że Zayn nawet gdy śpi jest bardzo czujny. – Po co tu przylazłeś?
- Candy, chciałem cię tak bardzo, bardzo przeprosić – jęknął, a ja zacisnęłam mocno zęby, bo wcale nie zrobił tego szeptem.
Popchnęłam go trochę do tyłu i wyszłam na korytarz, zamykając za sobą drzwi najciszej jak umiałam. Harry był najwyraźniej bardzo zdziwiony, bo patrzył na mnie z wyraźnie zdezorientowanym wyrazem twarzy. Ale ja po prostu nie chciałam, żeby Zayn niepotrzebnie się denerwował.
- Harry, myślałam, że już wszystko między nami jest jasne. Kocham Zayna, ty kochasz swoją dziewczynę, jakkolwiek ona ma na imię – powiedziałam i potarłam dłońmi skronie. Głowa zaczynała mi pulsować, bo była już prawie druga w nocy, a ja byłam na nogach już od ponad dwudziestu godzin. Potrzebowałam odpoczynku. – Nie potrzebuję twoich przeprosin. Potrzebuję, żebyś raz na zawsze zniknął z mojego życia i przestał się w nie wtrącać, tak?
Kędzierzawy jęknął, opierając się plecami o ścianę i przymknął oczy. Wyraźnie nad czymś rozmyślał, ale ja nie miałam dzisiaj do tego głowy. Musiałam pilnie odpocząć, albo zaraz usnęłabym na środku holu, a podłoga nie należała do najwygodniejszych.
- Candy, ja wiem, że…
- Nie, Hazz – przerwałam mu. – Nie chcę tego słuchać.
- Ale ja chcę tylko porozmawiać – jęknął żałośnie.
Byłam padnięta, więc decyzja została podjęta w jednej sekundzie. Chciałam tylko iść już spać.
- Spotkamy się jutro, to porozmawiamy. O siedemnastej, w tej restauracji koło butiku, w którym zazwyczaj kupuję ubrania – machnęłam ręką. – Poczekam najwyżej pięć minut, potem idę do domu i możesz pomarzyć o trzeciej szansie.
Popatrzyłam na chłopaka. W jego zielonych, rozszerzonych ze zdziwienia oczach tańczyły wesoła iskierki, a uśmiech, który starał się powstrzymać, rozjaśniał jego twarz. Miło było widzieć go takiego szczęśliwego, a jeszcze milej, kiedy wiedziałam, że to ja jestem tego powodem.
Skarciłam się w myślach i chwyciłam za klamkę.
- Dobranoc, Harry – dodałam i weszłam z powrotem do mieszkania.
*
- Nie wierzę, że to zrobiłaś, Cands.
Perrie pokręciła głową z niedowierzaniem, a potem przeczesała palcami swoje perfekcyjnie ułożone włosy, targając je lekko. Danielle pokręciła głową z niedowierzaniem i prychnęła lekko pod nosem. Obie wydawały się bardzo przejęte moją spontaniczną decyzją. Jedynie Iris siedziała, wpatrując się we mnie z zaciekawieniem. Miała malutką zmarszczkę pomiędzy oczami co świadczyło o tym, że bardzo głęboko się nad czymś zastanawia.
- Szczerze? – Zapytałam. – Ja też nie – dodałam, nie czekając na ich odpowiedź. – Nie wiem, byłam zmęczona i chciałam już po prostu się od niego uwolnić. Nie myślałam trzeźwo, byłam na nogach od ponad dwudziestu godzin.
Perrie uniosła brwi, a ja pochyliłam się i schowałam głowę między kolanami. Robiłam to, aby się odstresować, ale chyba niewiele to pomogło. Ręce nadal trzęsły mi się, jakbym miała jakąś dziwną i tajemniczą chorobę. Nie chciałam widzieć oskarżycielskich spojrzeń dziewczyn, szczególnie, że planowałam nie mówić o niczym Zaynowi. Oczami wyobraźni już widziałam jego zawiedzioną minę. Nie, nie chciałam tego.
- A ja uważam, że dobrze zrobiłaś – powiedziała Iris, na co Pezz wybuchła niekontrolowanym śmiechem.
Podniosłam się i spojrzałam zaciekawiona na czerwonowłosą.
Wiedziałam, że dziewczyny nie darzą się jakąś wielką sympatią, ale… Umm. Iris jednak nie wyglądała na urażoną, przez co odetchnęłam z ulgą. Tego jeszcze tylko brakowało, żeby moje przyjaciółki się pokłóciły.
- Dlaczego? – Zapytała Dan, posyłając Perrie karcące spojrzenie, do którego dyskretnie się przyłączyłam. Nie chciałam, żeby blondynka wszczynała niepotrzebne kłótnie.
- Dzięki temu wszystko sobie wyjaśnicie, Candy. Uważam, że oboje zasługujecie na chwilę rozmowy ze sobą i sporą dawkę wyjaśnień. Bo z tego co pamiętam, Harry wyjechał zupełnie bez słowa, tak? Chyba powinnaś znać powód, dla którego już nie wrócił.
Skinęłam głową wiedząc, że to co mówi jest logiczne. Sama na początku tak sądziłam, jednak kiedy popatrzyłam na Zayna, jak słodko śpi, wtulony w moją poduszkę i owinięty w całą kołdrę z potarganymi włosami, wszystkie logiczne argumenty, które przygotowałam prysły niczym bańka mydlana. Nawet nie wiedziałam dlaczego…
- To absurdalne! – Prychnęła Pezz.
Uniosłam brwi z rozbawieniem. Blondynka zachowywała się jak mała dziewczynka, która zaprzecza komuś, tylko dlatego, że nie lubi tej osoby. Ja zachowywałam się tak w przedszkolu. Nie podobało mi się jej zachowanie ani trochę i przy najbliższej okazji zamierzałam jej to powiedzieć.
- A ja uważam, że to całkiem logiczne – mruknęła Danielle, wyjmując z miski paprykowego chipsa i pomachała nim w kierunku Perrie żywo gestykulując. – Myślę, że powinni ze sobą porozmawiać, chociażby po to, żeby oficjalnie zakończyć swój związek, a tym samym pewien etap w życiu.
- Whoa! Jakie to głębokie – Zachichotała Perrie bez jakiegokolwiek poruszenia.
Zacisnęłam zęby czując, że jeszcze jeden taki komentarz, a szlag mnie trafi. Edwards była dzisiaj naprawdę nie do zniesienia, a jej głupie komentarze wyprowadzały z równowagi nie tylko mnie.
- Pezz, chyba potrzebujesz ochłonąć. Może wyjdziesz na chwilę na balkon? – Zasugerowałam chłodno. – Albo pójdziesz zrobić gorącej czekolady?
Blondynka oblizała usta i z obrażoną miną wyszła z salonu na balkon, gdzie natychmiast wyciągnęła z kieszeni obcisłych rurek papierosa i zaciągnęła się nim mocno, opierając o barierkę. Pokręciłam głową i skrzywiłam się lekko. Nienawidziłam takich sytuacji.
- W gruncie rzeczy, chyba dobrze zrobiłaś, że postanowiłaś się z nim spotkać  - podsumowała Iris. – Tylko ja nadal uważam, że Zayn powinien wiedzieć. Od kiedy jesteście razem, ani razu go nie okłamałaś. Tym razem, chyba też zasługuje naprawdę.
Pokiwałam głową i westchnęłam. Uśmiechnęłam się, dając dziewczyną do zrozumienia, że przykre tematy zakończone i czas na prawdziwy babski wieczór. Taki z filmami, popcornem, lodami i malowaniem paznokci z zamkniętymi oczami.
- Okej, to co? Szkoła uczuć czy Prawo ciążenia?

18.09.2013r, Londyn
Harry…
Nie mogę pisać do Louisa. Nie wiem czemu, ale coś wewnętrznie mnie blokuje, kiedy chcę napisać jego imię pośrodku kartki i poświecić mu kolejny list. Dlatego piszę do Ciebie. Bo nie ma Ciebie obok. Bo wiem, że nigdy tego nie przeczytasz. Bo wiem, że nawet jeśli to się stanie, nie będziesz mnie oceniał…
Nie umiem już tego robić, wiesz? Mam na myśli, przelewanie uczuć na papier i wyżalanie się. Teraz jest mi dużo trudniej… Ale postaram się, bo właśnie tego potrzebuję.
Kocham Zayna. Tylko czasami zastanawiam się, czy w ten właściwy sposób, którego on ode mnie oczekuje i którym on, najwyraźniej mnie darzy. Uwielbiam patrzeć w jego roześmiane brązowe oczy. Obserwować kiedy śpi, wtulony w moją poduszkę, a jego wargi są delikatnie rozchylone.
Może dlatego, że jest zupełnym przeciwieństwem Ciebie? Pozwala mi na chwilę oderwać się od bolesnych wspomnień.
I nie wiem co robić, bo kocham go i nie chcę okłamywać. A wiem, że jeśli się z Tobą spotkam, będę zmuszona to zrobić, bo on by nie zrozumiał. Albo co gorsza, zrozumiałby to opacznie i wszystko by się pochrzaniło (uch, wiesz jak nienawidzę tego słowa!). Nie mam pojęcia co teraz.
Chciałabym, żeby ktoś sensownie mi doradził…
Twoja na zawsze - C.C.H.

PS: Przepraszam, to z przyzwyczajenia. Nie odbieraj tego zbyt osobiście.

piątek, 7 czerwca 2013

Chapter 3

Candy POV
Obciągnęłam krótką srebrną sukienkę, w którą ubrali mnie styliści, a potem upewniłam się, że mikrofon nie psuje fryzury, z którą fryzjerzy męczyli się prawie dwie godziny. Był to lekko rozwalony koczek na czubku głowy, z którego wystawały pojedyncze kosmyki włosów. Spojrzałam w lustro i odetchnęłam powoli, aby się uspokoić. Sukienka, w którą musiałam się wcisnąć podkreślała moje piersi i, co najdziwniejsze, wyszczuplała mnie. Nie byłam pewna jak to będzie, kiedy stanę w świetle reflektorów, ale teraz wyglądałam naprawdę dobrze. Spojrzałam w dół i zagryzłam wargę. Tak, byłam pewna, że moje brudne trampki wzbudzą niemałą sensację.
Popatrzyłam na swoje dłonie, które trzęsły mi się ze zdenerwowania i znowu, nie wiedzieć czemu, dopadł mnie nagły atak paniki.
Może chodziło o to, że był to pierwszy koncert, na który przyszli rodzice i siostry Zayna (które, o dziwo, były moimi wielkimi fankami). A może powodem mojego zdenerwowania był ten idiotyczny esemes, który dostałam wczoraj od Harry’ego.
Przełknęłam ślinę i otworzyłam drzwi do garderoby. Wyszłam na korytarz i zaraz podszedł do mnie Louis, uśmiechając się do mnie delikatnie. Miałam nadzieję, że Zayn poszedł już na widownię, bo naprawdę nie chciałam, aby oglądał mnie w takim stanie. Byłam pewna, moje oczy wyglądają jakbym się czegoś nawdychała.
- Ej, spokojnie – powiedział Lou i potarł moje odsłonięte ramię.
W tej chwili cieszyłam się, że sukienka nie miała ramiączek i w ogóle była taka skąpa, bo w moim zwykłym sweterku i dżinsach chyba bym się ugotowała. Czułam się, jakby ktoś wylał na mnie wiadro wrzącej wody.
- Wszystko będzie dobrze, nie masz się czym stresować. Mam tutaj twoją komórkę, w razie czego mu odpiszę. Zayn powiedział, że gdyby coś poszło nie tak w czasie koncertu, to odwróci uwagę swoich rodziców. Nie masz się czym martwić.
Skinęłam głową, znowu rozpoczynając swoje uspokajające wdechy, które jakoś nigdy nie działały, a nawet wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej mnie denerwowały. Podeszła do mnie ta podejrzanie wyglądająca dziewczyna z rudymi włosami, która zajmowała się organizacją wszystkiego i podobno to ogarniała. Machnęła ręką, że już mogę wychodzić. Louis uśmiechnął się i głośno cmoknął mój policzek. Wywróciłam oczami i odetchnęłam głęboko.
3! 2! 1!
This is time for Candy!
Głośne odliczanie dobiegło mnie nawet tutaj, za kulisami. Podobnie jak krzyki i piski tłumu zebranego na arenie. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wybiegłam na scenę prosto w tłum tancerzy, którzy udawali gości na imprezie, tańczących jakiś skomplikowany układ, którego nie zapamiętałabym nawet za milion lat.
Kiedy skończyłam śpiewać jeden z szybszych kawałków roześmiałam się i pokazałam publiczności język. Ogarnęła mnie taka ulga, że się nie pomyliłam, że miałam ochotę wybuchnąć płaczem ze szczęścia.
- Tak, to była nowa piosenka z płyty, której tytułu nikt jeszcze nie wymyślił. – Głośny śmiech i mój delikatny uśmiech. – Mam nadzieję, że dobrze się bawicie, bo to dopiero początek i jak już wspominałam… Będziemy się świetnie bawić!
*
- O! Mój! Boże!
Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam dwie, niewielkich rozmiarów nastolatki, które wpatrywały się we mnie z uwielbieniem. Zmarszczyłam brwi i przyjrzałam się im uważnie. Ich skóra była ciemna, a włosy intensywnie czarne. I nagle uświadomiłam sobie, kim są.
- Waliya i Saafa? – Zapytałam, wskazując na palcem, którą z nich miałam na myśli.
Starsza z dziewczyn zaśmiała się i pokręciła głową.
- Odwrotnie, ja jestem Waliya, a ta mała to Saafa, ale imiona dobrze zgadłaś
Uśmiechnęłam się delikatnie i podeszłam do nich, po czym przytuliłam obie delikatnie. Nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego to robię, ale chyba po prostu liczyłam na to, że powiedzą mamie Zayna, jaka to jestem przemiła i nie będę musiała z nią rozmawiać. Cholernie się tego bałam.
- Jestem Candice, ale możecie mi mówić Candy – przedstawiłam się.
- Myślę, że one już to wiedzą.
Drgnęłam, na dźwięk głosu Zayna za mną i spojrzałam na niego z lekką naganą. Chłopak tylko wywrócił oczami i przytulił mnie, a potem pocałował mnie w policzek. Dziewczynki jak na zawołanie zrobiły ciche „oooo!” i uśmiechnęły się rozmarzeniem w naszą stronę.
- Jesteście tacy uroczy – powiedziała Saafa, a ja momentalnie się zarumieniłam.
- To prawda, tworzycie piękną parę.
Otworzyłam szeroko oczy, kiedy za siostrami Zayna stanęła ich mama, uśmiechając się do mnie.
Była piękną kobietą, zazdrościłam jej urody. Miała długie włosy w kolorze ciemnego brązu, a jej duże oczy były tylko o dwa odcienie jaśniejsze niż włosy. Jej uśmiech był idealnie symetryczny, czego zazdrościłam jej w szczególności, bo kiedy ja się uśmiechałam, lewy kącik ust podnosił mi się wyżej niż prawy.
Mama mojego chłopaka przypatrywała mi się z ciekawością. Zauważyłam, że jej policzki pokrywa delikatny rumieniec, więc albo była zła, albo czuła się tak samo zakłopotana jak ja.
- Dziękujemy. – Dygnęłam lekko i wyswobodziłam się z objęć Zayna. Podeszłam do kobiety i wyciągnęłam w jej stronę rękę. – Candice Haimitch, miło mi panią poznać.
Kobieta zignorowała moją rękę i przytuliła mnie tak mocno, że miałam wrażenie, że moje żebra za chwilę nie wytrzymają i pękną. Kiedy już mnie puściła, uśmiechnęłam się w jej stronę i odetchnęłam.
- Nie mów do mnie pani, wystarczy Patricia – powiedziała, odsuwając się ode mnie. – Ale doceniam to, że zaczęłaś od pani – dodała, mrugając do mnie. – Zayn ciągle o tobie mówi, kiedy do mnie dzwoni, więc…
- Mamo! – Syknął czarnowłosy łapiąc mnie w pasie i przyciągając do siebie. – Troszeczkę mnie jednak zawstydzasz – sapnął.
Ja i mama Zayna spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo i zachichotałyśmy, a po chwili dołączyły do nas Waliya i Saafa. Tak, Zayn był bardzo uroczy kiedy się złości, wyglądał wtedy jak mały chłopczyk.
- Okej, ja się przebiorę i możemy iść. Chcecie do nas wpaść na kawę? – Zwróciłam się do Patricii oraz jej córek.
- Pewnie, z wielką chęcią.
*
Danielle POV
Wpatrywałam się w chłopaka ze zmarszczonymi brwiami i zaciskałam mocno usta. Nie miałam zielonego pojęcia, co on sobie wyobraża, ale troszeczkę już naginał moją cierpliwość do jego osoby. Przeniosłam wzrok na uśmiechniętą blondynkę obok niego i westchnęłam. Słowa nie mogły wyrazić tego, jak bardzo było mi jej szkoda.
- Gdyby nie to, że wyraźnie zabroniłyśmy mu tu przychodzić, to pomyślałabym, że to Harry i Natalie – powiedziała Iris, a ja spojrzałam na nią, unosząc wysoko brwi.
Ta dziewczyna czasami zachowywała się, jakby nie miała mózgu.
- Serio, Iris? Serio? – Prychnęła Perrie, a ja posłałam jej ostrzegawcze spojrzenie.
Wiedziałam, że Pezz nie darzyła przyjaciółki Candy jakąś ogromną sympatią, ale nie musiała tego okazywać w tak…  widoczny sposób. Tym bardziej w takiej sytuacji.
Candice mówiła o tym wieczorze już od dobrych kilku tygodni. Był on dla niej bardzo ważny, bo na koncert przyszli rodzice Zayna i jego młodsze siostry. Co do dwóch ostatnich nie było problemu, bo Cands była ich idolką, jednak blondynka potwornie stresowała się poznaniem mamy swojego obecnego chłopaka. Ja oczywiście wiedziałam, że wszystko wyjdzie perfekcyjnie…
Dopóki nie zobaczyłam Stylesa ze swoja blond dziewczynką dokładnie dwa rzędy przed nami, dosłownie przed samą sceną. A nie miałam żadnego planu awaryjnego w razie takiej akcji.
- Trzeba coś zrobić, Cands nie może go zobaczyć. Są jeszcze dwie minuty do ostatniej piosenki – powiedziałam stanowczo. – Gdzie jest Liam, kiedy go potrzebuję? – Syknęłam, rozglądając się dookoła.
Oblizałam usta wzdychając i ruszyłam przez tłum, dokładnie w kierunku bruneta. Klepnęłam go w ramię, a chłopak odwrócił się w moją stronę lekko zdezorientowany i widocznie zirytowany. Jego oczy otworzyły się szeroko, kiedy mnie zauważył, a ja dodatkowo skrzyżowałam ręce na piersiach, przybierając srogi wyraz twarzy.
- Co ty tu robisz, Styles? Chyba wyraźnie zabroniłam ci przychodzenia tutaj. Nie rozumiesz po angielsku?
Chłopak przeczesał palcami swoje bujne loki i zacisnął usta w wąską linię. Odwrócił się i mruknął coś swojej dziewczynie na ucho, a ona zachichotała i spojrzała na mnie. Była naprawdę śliczna, szczególnie kiedy się uśmiechała. Blondynka pomachała do mnie i uśmiechnęła się delikatnie. Styles musnął jej policzek i pociągnął mnie za rękę w stronę korytarza.
- Okej, zabroniłaś. Ale Natalie jest jej wielką fanką, jasne? Zabrałem ją na koncert w ramach naszej miesięcznicy.
Uniosłam brwi pokazując mu, że jego wersja wydarzeń jakoś do mnie nie przemawia. Okej, wydawała się prawdopodobna, ale… Zabieranie swojej obecnej dziewczyny na koncert swojej byłej dziewczyny? Serio?
- Styles, nie urodziłam się wczoraj – pokręciłam głową z rozbawieniem.
- Ale taka prawda! Gdybym mógł, trzymałabym się od niej z daleka – powiedział, a w jego oczach pojawiły się te charakterystyczne iskierki, które obecne były tylko wtedy, kiedy kłamał.
Prychnęłam i odrzuciłam włosy za ramię. Zacisnęłam usta najmocniej jak umiałam i starałam się naśladować moją mamę. Kiedy zrobiłam coś złego zazwyczaj przebierała wyraz twarzy podobny do bardzo się na tobie zawiodłam, córeczko. Chyba podziałało, bo kędzierzawy zaczął się nerwowo kręcić w miejscu, a jego wzrok był jeszcze bardziej rozbiegany niż jakby się czegoś naćpał.
- No dobra, przestań już – skarcił mnie. – Kocham ją i chciałbym być jak najbliżej niej, ale… Ona mnie nienawidzi.
- Tak, to prawda – skinęłam głową. – Jest szczęśliwa z Zaynem, Hazz. Nie psuj tego i… idź stąd. Powiedz Natalie, że źle się czujesz, czy coś.
Przerwałam, kiedy zauważyłam, jak zielonooki wpatruje się w coś ponad moim ramieniem. Zmarszczyłam brwi i już miałam go skarcić za niesłuchanie mnie, kiedy rozpoznałam jego obecny wyraz twarzy.
O nie… Tylko nie to.
- Harry? Co ty tutaj robisz?
Jęknęłam w duchu i odwróciłam się w kierunku dziewczyny.
Oczy Candy były szeroko otwarte, a w ich kącikach błyszczały łzy. Stojący za nią i obejmujący ją w pasie Zayn wyglądał, jakby zaraz miał rozedrzeć swojego byłego przyjaciela na strzępy, zresztą – nie dziwiłam mu się. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, a oczy dosłownie ciskały pioruny. Patricia, Waliya i Saafa były po prostu zaniepokojone, a pani Malik dodatkowo jeszcze bardzo zniesmaczona, jakby wąchała coś bardzo śmierdzącego.
Blondynka cała się trzęsła i była nienaturalnie blada. Malik ściskał jej rękę, a dłoń, którą trzymał na jej biodrze była mocno zaciśnięta. Dziewczynie jednak najwyraźniej to wcale nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. Była tak blada jakby zaraz miała zemdleć.
- Candy – Zaczął Styles, ale dziewczyna przerwała mu stanowczym ruchem ręki. – Proszę cię…
- Nie – powiedziała, unosząc głowę i prostując się, ukazując, że jego obecność w tym miejscu nie robi na nim żadnego wrażenia. Ale ja wiedziałam, że jest inaczej, zbyt dobrze ją znałam. – Nie wiem, po co tu przyszedłeś, ale masz jak najszybciej stąd wyjść, zanim zawołam ochronę.

- Candice? – Odwróciłam głowę w stronę wejścia na korytarz i z moich ust wyrwał się cichy jęk. Błagam, niech to się nie dzieje naprawdę. – Jezu, jestem twoją wielką fanką! – Pisnęła blondynka. – Jej, skarbie, jesteś najcudowniejszym chłopakiem na świecie! – Dodała i niemalże przylgnęła do Harry’ego całując go namiętnie. 

sobota, 1 czerwca 2013

Chapter 2

Perrie POV
Siedziałam obok Danielle i wpatrywałam się zmrużonymi oczami w ekran laptopa mojej przyjaciółki. Właśnie byłam na wstępnym etapie, w którym Internet to cudowna rzecz, bo można w niej znaleźć dosłownie wszystko.
- To ona? – Upewniła się ciemnowłosa, a ja niepewnie skinęłam głową.
- Wydaje mi się, że tak.
Obie nadal wpatrywałyśmy się uparcie w ekran, na którym wyświetlało nam się zdjęcie nowej dziewczyny Harry’ego z jej profesjonalnej sesji zdjęciowej. Jedno trzeba było dziewczynie przyznać – była prześliczna. Miała pełne, różowe usta oraz zgrabny, niewielki nos. I, mimo że jej brązowe oczy były wąskie, były one wprost proporcjonalne do rozmiarów jej twarzy i nic jej nie ujmowały.
- Zobacz, co tutaj jest napisane…
Danielle przewinęła stronę w dół, a ja zaczęłam czytać.
Już wiemy, kim jest najnowsza zdobycz Harry’ego Stylesa! To osiemnastoletnia Natalie Morre, modelka oraz jego tekściarka. Para jest ze sobą dopiero od kilku tygodni, ale przyjaciele dziewczyny mówią, że Natalie nigdy wcześniej nie była tak szczęśliwa.
Mamy nadzieję, że Harry nie popełni tego samego błędu co ze swoimi poprzednimi dziewczynami Taylor Swift i Candice Haimitch.
Uniosłam brwi i zachichotałam cicho, a Danielle zakryła usta dłońmi, aby się nie roześmiać. Właściwie, nie wiem co było takiego śmiesznego w tym artykule. Jednak szkoda mi było trochę tej dziewczyny. I ja, i Danielle, i nawet Iris, która nie była jakoś szczególnie inteligentna (i sama dobrze o tym wiedziała), wiedziałyśmy, że Styles wcale jej nie kocha.
- Jak bardzo Cands się wścieknie jak to zobaczy? W skali od dziesięć do dziesięć?
Popatrzyłam na Dan i uniosłam brwi, dając jej do zrozumienia, że odpowiedź jest jednoznaczna.
- Dałabym dwanaście i pół – mruknęłam. – Ale znając życie Louis ją uspokoi. – Wzruszyłam ramionami wywracając oczami. – Wiesz, te tajemnicze więzi z dzieciństwa – zamachałam rękoma niczym czarodziej i uśmiechnęłam się delikatnie.
Relacja pomiędzy Lou a Candice była tak czysta i piękna, że po części im jej zazdrościłam. Byli perfekcyjnymi i przyjaciółmi i w gazetach często o tym pisali. Okazywali sobie czułość przytulając się i trzymając za ręce, ale, o dziwo, nikt nigdy nie podejrzewałby ich o romans. Na sam ich widok, gdy byli razem, było oczywiste, że są tylko przyjaciółmi.
- Jeśli już mówimy o więziach – zaczęła Dan, a ja momentalnie jęknęłam cicho, wiedząc, do czego to prowadzi. – Nie Pezz, nie wymigasz się tym razem.
Brunetka pogroziła mi palcem, a ja zachichotałam wywracając oczami. Wiedziałam, że tak czy siak będziemy musiały o tym porozmawiać, a odkładałam to już wystarczająco długo.
- Już wszystko w porządku. – Spuściłam wzrok, wpatrując się w swoje splecione na kolanach dłonie. – Myślę, że się z tym pogodziłam, a przynajmniej w większej części.
- Perrie…
- Nie, Danielle – pokręciłam głową. – Naprawdę nie potrzebuję słów pocieszenia. Cieszę się szczęściem Candy i ulżyło mi bardzo, kiedy okazało się, że ona i Zayn nie są parą, która liże się co trzy sekundy.
Popatrzyłam na swoją przyjaciółkę, a ona pokiwała głową ze zrozumieniem. Oczywiście, ja i tak zdawałam sobie sprawę, że nie rozumie, ale nie chciałam jej ranić mówiąc to.
- Iris miała pogadać o tym z Candy.
Uniosłam brwi, nie widząc w tym żadnego sensu. Rozmawiałam z nią o całej tej sytuacji jeszcze zanim zaczęła chodzić z Zaynem, a tuż po tym, jak uświadomiła sobie, że coś do niego czuje. Powiedziała wtedy, że szczerość to podstawa przyjaźni i nie chciała mnie oszukiwać, ani niczego przede mną ukrywać. Bardzo to w niej ceniłam.
Odkąd powiedziała nam wszystkim, że jej związek z Harry’m przez większość czas był zwykłym fakiem, wszyscy traktowaliśmy ją z pewną rezerwą. Może nie było to do końca zamierzone działanie, ale jednak i widziałam, że bardzo z tego powodu cierpiała.
- Nie sądzę, żeby była taka potrzeba – powiedziałam tylko.
- Jak uważasz – westchnęła Dan i pokręciła głową.
*
Candy POV
Zakryłam usta dłonią, ukrywając ziewnięcie i mocniej wtuliłam się w ramię Zayna. Uderzyłam go lekko w udo, dając mu znać, aby przestał się tak wiercić, a on mruknął coś pod nosem i wrócił do komentowania filmu.
Wywróciłam oczami i posłałam Iris wymowne spojrzenie. Dziewczyna zachichotała, biorąc z miski całą garść popcornu i wepchnęła ją sobie na raz do ust. Skrzywiłam się, ale nic nie powiedziałam, bo wiedziałam, że jeśli o Iris chodzi, to już nic jej nie zmieni.
Przeniosłam wzrok na ekran telewizora i jęknęłam w duchu. Szczerze nienawidziłam filmów tego typu (pistolety, gangi tudzież brutalne wyścigi samochodowe) i miałam wrażenie, że raczej z wzajemnością. Skąd to podejrzenie? Otóż dziwnym „zbieżkiem okolicznym” za każdym razem, kiedy oglądamy filmy, które wybierają chłopcy, czas dłuży mi się jak na skazaniu.
W takich oto momentach bardzo tęskniłam za Harry’m, który gustował zazwyczaj w komediach romantycznych.
Zerknęłam na Iris, która z entuzjazmem dopingowała jednego z bokserów na ringu, a jej policzki były mocno zarumienione od nadmiaru emocji. Co się stało z tą dziewczyną, która oglądała ze mną Pamiętniki Wampirów i wzdychała do Iana Somerhaldera? Zgadywałam, że została zagrzebana głęboko pod powierzchnią Ziemi wraz z poznaniem One Direction.
- Zayn – jęknęłam cicho, a mój głos zabrzmiał tak, jakbym usypiała na stojąco. Byłam blisko, więc nikt nie powinien się dziwić. – Wyłączmy to, plis.
Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się słodko. Popchnął mnie tak, że moja głowa znalazła się na jego kolanach i nachylił się do dołu. Musnął lekko mój policzek i zaczął monotonnie głaskać moje włosy, przez co zrobiłam się niemożliwie śpiąca, mimo że jeszcze minutę temu nie sądziłam, że to jest możliwe.
- Ej!
Dosłownie w momencie, w którym zamknęłam oczy i zaczęłam przysypiać, na mojej twarzy, z ogromną siłą, wylądowała poduszka. Syknęłam cicho, podnosząc się gwałtownie i spojrzałam na Louisa z niemym wyrzutem.
Kochałam go i traktowałam jak rodzonego brata (którego, na szczęście, nigdy nie dane mi było mieć), jednak niektóre z jego zachowań były po prostu irytujące. Inaczej nie można ich było nazwać.
Szatyn zachichotał, a ja wywróciłam oczami, przecierając twarz dłonią.
Sięgnęłam w stronę swojego telefon, kiedy zawibrował bezgłośnie i odblokowałam ekran. Marszczyłam brwi widząc nadawcę, a moje ręce zaczęły drżeć niepokojąco mocno. Byłam pewna, że jestem blada i zauważyłam niespokojny wzrok wszystkich na sobie. Wzięłam głęboki wdech i kliknęłam otwórz.
To jak Skarbie, nasze dzisiejsze spotkanie nadal aktualne? Kocham, Hazz xx
Otworzyłam szeroko oczy i ponownie zmarszczyłam brwi.
- Co się stało? – Zapytał Liam, a ja tylko rozchyliłam usta nic nie mówiąc. – Candy? Wszystko w porządku?
Rzuciłam telefon do Louisa, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie i wtuliłam twarz w czarną koszulkę Zayna, starając się powstrzymać napływające do oczu łzy. Zdezorientowany chłopak objął mnie ramieniem i musnął ustami czubek mojej głowy.
Kiedy Lou przeczytał na głos treść esemesa wszyscy momentalnie spoważnieli. Poczułam, jak ręce Zayna zaciskają się mocniej na moim ramieniu, ale szczerze mówiąc nie przeszkadzało mi to, a nawet wręcz przeciwnie – napełniało mnie to poczuciem bezpieczeństwa.
Nie wiedziałam co mam myśleć. Kiedy wyobraziłam sobie, że Harry mógłby dotykać, przytulać czy całować kogokolwiek innego niż ja, żołądek wiązał mi się w supeł i nieprzyjemnie zaciskał, powodując, że aż mnie mdliło. Szczególnie, że w mojej wyobraźni jego wybranka jest seksowną, czarnowłosą, wysoką pięknością o nienagannych manierach, cudownym poczuciu humoru i idealnych rysach twarzy, której cera nie ma nawet jednej skazy, nawet bez makijażu.
- Nie wiem co teraz – szepnęłam, wzruszając ramionami. – Odpisać mu, że się pomylił, czy to zostawić?
Liam zacisnął szczękę tak mocno, że miałam wrażenie, że każda kość w jego twarzy zaraz pęknie od siły nacisku.
- Ja bym mu odpisał coś bardzo w twoim stylu. Wiesz, ironiczno-sarkastyczna odpowiedź, która sprawi, że Styles będzie bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo…
- Louis, załapaliśmy – przerwałam szatynowi z lekkim uśmiechem.
- Bardzo mocno zakłopotany – zakończył, machając telefonem przed moim nosem, a ja wyrwałam mu go z ręki.
Iris rzuciła we mnie ziarenkiem popcornu, posyłając mi porozumiewawcze spojrzenie. To znaczy, tak sądzę, bo nie zrozumiałam przekazu. Dziewczyna westchnęła ciężko, przeczesując włosy palcami i zaczęła tłumaczyć mi coś na migi. Nie żeby to nie było w jej stylu, ale zwróciła na siebie uwagę wszystkich zebranych, na czym chyba nie bardzo jej zależało.
- Okej, to co mam mu napisać? – Westchnęłam, machając na Iris ręką w geście mówiącym później mi wytłumaczysz czemu zachowywałaś się jak psychopata, dla którego zabrakło leków uspokajających.
– Może coś w stylu „wybacz Skarbie, ale sądzę, że twoje fanki nie maja ochoty oglądać, jak walę twoją piękną buźką o chodnik przez najbliższe dwie godziny”?
Iris zachichotała cicho,  a zabrzmiało to tak przerażająco, że po moich plecach przeszły ciarki. Zayn popatrzył na mnie ze strachem i nachylił się do mojego ucha.
- Jesteś pewna, że wszystko z nią w porządku?
Niepewnie pokiwałam głową, ale zachowanie Iris było dzisiaj trzy razy bardziej przerażające niż normalnie. I zdecydowanie mnie to niepokoiło. Niall pokręcił głową, odkładając miskę z popcornem na stolik.
- Iris – przemówił oficjalnie, łapiąc dziewczynę za rękę – znowu stałaś pod mieszkaniem wdychając spaliny, prawda?
Zakryłam usta, powstrzymując śmiech i ukryłam twarz w koszulce Zayna, który z kolei wtulił się we mnie. Uwielbiałam moich przyjaciół za to, że tak skutecznie potrafią poprawić mi humor nawet w najbardziej dołującej sytuacji.
- Nie!
Dziewczyna wydęła dolną wargę niczym mała dziewczynka i odwróciła się plecami do blondyna, który podniósł ręce na wysokość klatki piersiowej w geście kapitulacji. Byłam zdania, że ta dwójka idealnie do siebie pasowała. Ale oczywiście w takich sprawach nikt mnie nie słucha, bo co ja mogę wiedzieć?
- Okej, pisać? – Przerwałam im tę dziecinną konwersację.
- Daj mi to. – Louis wyrwał mi komórkę z dłoni, a ja wydałam z siebie ciche „hej!” patrząc na niego z lekkim oburzeniem. – Cicho – syknął. – Nie, Harry – mówił na głos, stukając szybko w ekran – nasze spotkanie przestało być aktualne już rok temu. Xx, Candice – zakończył i oddał mi telefon. – Jestem geniuszem zemsty.
Szatyn rozsiadł się na kanapie, a ja uśmiechnęłam się delikatnie. Odsunęłam się od swojego chłopaka i mocno przytuliłam Louisa.

wtorek, 28 maja 2013

Przemawiam.

Przepraszam, ale nie wiem kiedy dodam następny rozdział. Postaram się jak najszybciej.
Aktualnie mam bardzo napiętą sytuację w domu i w szkole, więc nie bardzo mam nastrój na pisanie, naprawdę Was za to przepraszam.
xoxo

sobota, 25 maja 2013

Chapter 1

Przekręciłam się na drugi bok i wtuliłam twarz w poduszkę. Światło słoneczne wpadało przez okno nieprzyjemnie przenikając przez moje powieki i drażniąc moje wrażliwe oczy. Niefajne uczucie, zdecydowanie nie polecam.
Jęknęłam cicho i otworzyłam oczy, przeciągając się. Usiadłam i przeczesałam palcami skołtunione włosy. Pokręciłam głową, starając się wyzbyć resztek zaspania, jednak niewiele to dało.  Salonu dochodziły mnie głośne rozmowy i dźwięki włączonego telewizora, więc zakładałam, że chłopcy zostali wczoraj na noc. Nie, żebym im to proponowała.
Ziewnęłam, wchodząc do salonu i rzuciłam się na kanapę pomiędzy Louisem a Eleanor. Nie zrozumcie mnie źle, kochałam ich jako parę i gdybym była jedną z napalonych fanek One Direction (które nadal wierzyły, że zespół powstanie z popiołów), na pewno  byłabym Elouanor Shipper. Zresztą, byłam nią bez względu na wszystko inne.
- Co tam, moja mała marcheweczko?
Louis potargał mi włosy, sprawiając, że na mojej głowie była jeszcze większa szopa niż wcześniej. Uderzyłam go lekko w ramię, a chłopak wywrócił oczami i mruknął ciche „Ał!”, udając, że cokolwiek go to zabolało.
- Daj żyć, Tomlinson – Jęknęłam cicho, zamykając ponownie oczy. – Czemu nikt mi nie zasłonił rolet, kiedy poszłam spać?
- Może dlatego, że sama mogłaś to zrobić? – Prychnęła Iris, a ja posłałam jej mrożące krew w żyłach spojrzenie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i przerzuciła swoje ciemnoczerwone włosy na lewe ramię. Tak, stwierdziła, że tak jest modnie i oryginalnie. Zresztą, jedno jej trzeba było przyznać – wyglądała naprawdę pięknie w tym kolorze i wyróżniała się z tłumu.
- Zresztą, nie wpuszczasz do swojej sypialni nikogo poza mną, Lou i Zaynem, więc…
- Tak, bo ty nie mogłaś tego zrobić – ponownie ziewnęłam. – Bo przecież nie śpimy w jednym łóżku.
- Tak, właściwie, to… - dziewczyna zarumieniła się, spuszczając wzrok. Uniosłam brwi, zauważając, że w salonie nagle zapadła cisza. – Później ci powiem – mrugnęła do mnie, a Danielle jęknęła niezadowolona. – Okej, wam też – zachichotała, gdy El posłała jej porozumiewawcze spojrzenie.
Liam pokręcił głową, ponownie włączając dźwięk w telewizorze i mruknął coś pod nosem. Ja tylko uśmiechnęłam się delikatnie i wstałam z kanapy. Nikomu nic nie mówiąc, podreptałam do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz, bo niemalże mieszkając z ósemką innych osób nie da się zachować całkowitej prywatności, uwierzcie. Szczególnie, kiedy łazienkę dzieli się z gościem, który wrzeszczy na cały głos „KTÓRA Z WAS MA OKRES?! MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE TY, ELEANOR!”, kiedy tylko zobaczy podpaskę w koszu na śmieci.
Wzięłam szybki prysznic i owinęłam się ręcznikiem. Wtarłam kokosowy balsam w całe ciało i rozczesałam mokre włosy. Osuszyłam je delikatnie ręcznikiem i umyłam zęby. Cichaczem przeszłam z łazienki do sypialni i ubrałam się w luźne, szare dresy Zayna oraz swoją białą koszulkę z napisem „Zayn Malik is my Super-Hero”. Potargałam trochę włosy palcami i wróciłam do salonu.
Chłopcy, jak wcześniej, siedzieli na kanapie obżerając się chipsami, a dziewczyny udając zainteresowane siedziały na fotelach obok nich. Usiadłam obok Perrie i Iris, które żywo rozmawiały o najnowszych trendach w modzie. Wywróciłam oczami, kiedy usłyszałam ot jak się sprzeczają o to, czy koturny są wygodniejsze od szpilek. Dla mnie odpowiedź była oczywista – o niebo wygodniejsze.
- Hej, kochanie – powiedział Zayn nie odwracając wzroku od telewizora.
Uniosłam brwi i rozchyliłam usta, ale zrezygnowałam z jakichkolwiek sarkastycznych uwag. Nie miałam już do tego siły. Dla całej czwórki jakaś gala bokserska była ważniejsza od nas.
- Hej – mruknęłam tylko. – Dziewczyny, idziemy na zakupy? – Zapytałam. Uwielbiałam zakupy z nimi, zawsze bezbłędnie mi doradzały. – Muszę sobie kupić sukienkę, bo za tydzień jest przyjęcie Poli.
- Zupełnie zapomniałam! – Eleanor zakryła usta dłońmi, a ja zachichotałam, bo wyglądała na zupełnie przerażoną. – Trzeba im coś kupić, nie? – wydęła usta, zastanawiając się przez chwilę. – Myślisz, że bardzo się skompromituję, kiedy kupię im sukienkę dla małej?
Spojrzałam na brunetkę jakby miała pięć głów. Czy ona oszalała? Nie miałam zielonego pojęcia, co oprócz ubranek można kupić niemowlakowi. A już szczególnie niemowlakowi, który miał zapewnione wszystkie zabawki, o których nawet nie zdąży pomyśleć, że chciałby je mieć.
- Ona ma tylko dwa tygodnie, Elle – zachichotała Danielle. – Podejrzewam, że wszyscy kupią jej sukienki.
Ja, Perrie i Iris zgodnie pokiwałyśmy głowami, a Eleanor prychnęła zarzucając włosami. Czasami wydawałoby się, że to ona jest z nas najmłodsza, ponieważ zachowywała się momentami jak mała dziewczynka. Ale nie dziwiłam jej się – przy takim chłopaku jak Louis trzeba mieć pewien dystans do świata.
- Zayn – zagruchałam cicho, siadając chłopakowi na kolanach i obejmując go czule w pasie. Mulat spojrzał na mnie zdziwiony i uniósł brwi. – Wiesz, że…
- Nie dam ci swojego samochodu, Cands – powiedział stanowczo, a ja zrobiłam smutną minkę małej dziewczynki. – I nie patrz tak na mnie – zakrył oczy dłońmi.
- Ale, skarbie – jęknęłam cicho. – Wiesz, że nic się nie stanie, bo będę o niego dbała. Obiecuję, że nawet go nie zarysuję, no prooooszę.
- Zgoda, ale dzisiaj śpimy razem – wskazał na mnie palcem, a ja ochoczo pokiwałam głową, zeskakując z kolan chłopaka. – A tak w ogóle, to gdzie jest Niall? – zapytał rozglądając się dookoła.
- Śpi jeszcze. Nie ma nawet południa, nie oczekujmy od niego zbyt wiele – powiedział Liam zerkając na zegarek.
- Nieważne – machnęłam ręką. – Zbierajcie swoje seksi dupki, bo nam sklepy pozamykają.
*
Iris POV
Byłam wykończona. Dosłownie mówiąc. Ledwo chodziłam, a ramiona paliły mnie żywym ogniem od dźwigania tych wszystkich toreb z ubraniami. W tej chwili myślałam jedynie o tym, aby dotrzeć do samochodu, który Candy pożyczyła od Zayna i zamknąć oczy, odpoczywając.
- A ty co taka cicha, Black? – Zagadnęła mnie Perrie, siadając obok mnie na kanapie.
Właśnie siedziałyśmy w przymierzalni jakiegoś niebotycznie drogiego sklepu i czekałyśmy aż Danielle i Cands przebiorą się w sukienki. Nie żeby nie kupiły wcześniej piętnastu innych.
- Jestem wykończona – potarłam dłońmi oczy. – A ty? Też dzisiaj jakoś nie buchasz entuzjazmem – popatrzyłam na blondynkę unosząc brwi, ale ona tylko wzruszyła ramionami.
Szturchnęłam ją lekko w ramię, a dziewczyna zachichotała cicho.
- Muszę ci coś powiedzieć – szepnęła.
Zerknęła nerwowo na przymierzalnię, w której siedziała Candy. Zmarszczyłam brwi i skinęłam głową, zachęcając ją do mówienia. Pezz nigdy nie miała przed nikim żadnych sekretów, więc musiało to być coś naprawdę poważnego.
- Widziałam dzisiaj Harry’ego – wypaliła.
Otworzyłam szeroko oczy, a moje usta mimowolnie się rozchyliły. Owszem, ja, Danielle i Pezz widywałyśmy się czasami ze Stylesem (w tajemnicy przed Candy, naturalnie) żeby zdać mu relacje z tego co tam u Cands, ale jeszcze nigdy nie odbywało się to w Londynie. Zawsze uważałyśmy, aby nasza przyjaciółka przypadkiem na niego nie wpadła, bo zrobiłaby mu z życia piekło. Z tego co wiedziałam, on też starał się uważać, chodząc po Londynie… raz na miesiąc.
- Jeszcze raz. Masz na myśli, że pokazali go na którymś telewizorze, tak? – Upewniłam się, bo nie chciałam ochoty uwierzyć w to, że Styles może gdzieś tu być.
- Mam na myśli, że był w tym centrum handlowym z jakąś dziewczyną. Blondynka, niewysoka, a przynajmniej nie przy nim, wiesz on jest… Łuuu – pokazała ręką w górę. – A my wszyscy jesteśmy… Łuuu - pokazała ręką w dół, robiąc przy tym smutną minę.
Pokręciłam głową, nie mogąc w to uwierzyć.
- I dodam, że to zdecydowanie nie była Taylor.
Przymknęłam oczy, odchylając głowę do tyłu. Nie, nie i nie. Styles nie byłby tak głupi, żeby pojawić się w Londynie z nową panną w sobotnie popołudnie. Nie byłby, prawda?
- Hej, laski! – Candy otworzyła szeroko drzwi do przebieralni, a ja momentalnie otworzyłam oczy i popatrzyłam na nią.
Wyglądała prześlicznie w jasnoróżowej sukience. Kreacja miała obcisły gorset i rozkloszowany dół z półprzezroczystego tiulu. Byłam pewna, że ja nigdy nie wyglądałabym w niej tak… bajkowo.
Skinęłam głową, uśmiechając się do przyjaciółki, a ta okręciła się radośnie wokół własnej osi i z powrotem wróciła do swojego boksu. O chwili wyszła do nas Dan, niosąc w rękach swoją sukienkę i usiadła obok nas.
- Co jest? Nie wyglądacie na zbyt szczęśliwe – odgarnęła za ucho swoje ciemnoblond włosy i przyjrzała się nam uważnie.
- Alarm H, alarm H – syknęła cicho Perrie, a ja momentalnie spojrzałam w stronę wejścia do sklepu.
Styles stał przy jednym z wieszaków blisko witryn, a obok niego kręciła się radośnie blondynka z burzą loków na głowie. Była filigranowa, wyglądała jak porcelanowa laleczka z lekko zarumienionymi policzkami, dużymi oczami, małym, zgrabnym noskiem i niewielkim wzrostem.
- Zgadnijcie, kogo mi ona przypomina? – Wyszeptałam.
- Czyżby Candice? – Danielle uniosła brwi, patrząc na parę z lekkim zwątpieniem. – Nie macie przypadkiem takiego wrażenia, że on próbuje sobie znaleźć jej wierną kopię?
- Nie macie przypadkiem wrażenia, że trzeba go stąd zabrać, zanim Cands go zobaczy? – Przekrzywiłam głowę. – Pezz, zajmij się tym. Powiem, że poszłaś do toalety – popchnęłam blondynkę w stronę wyjścia ze sklepu, gdzie kręcił się Ten-Idiota-Styles i odwróciłam się w stronę Dan. – Jezu, dlaczego on tutaj jest? Mówiłam mu, że w weekendy zawsze chodzimy z Candice na zakupy – przeczesałam włosy palcami, rozsiadając się wygodniej na kanapie.
- A ja uważam, że o to mu właśnie chodzi – Danielle wbiła wzrok w drzwi do przebieralni, w której blondynka właśnie przebierała się w kolejną sukienkę. – Wydaje mi się, że on właśnie chce na nią wpaść.
Zmarszczyłam brwi, niepewna co to miało oznaczać. Owszem, Styles czasami powtarzał, że chciałby spotkać się z Candy. Jednak zawsze wybijałyśmy mu ten pomysł z głowy. On doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ona zmieszałaby go z błotem w tej samej sekundzie, w której by go ujrzała.
Candy wyszła z przymierzalni i okręciła się dookoła własnej osi z delikatnym uśmiechem. Jej długie blond włosy zawirowały wokół jej głowy, przez co wyglądały jak aureola. Od zawsze zazdrościłam swojej przyjaciółce urody i nie ważne, czy miała ciemne, czy jasne włosy. Zawsze wyglądała olśniewająco.
- Nie – powiedziałyśmy z Danielle prawie równocześnie.
- Odstaje ci na tyłku – dodała brunetka wskazując na blondynkę palcem. – I spłaszcza ci cycki.
Pokiwałam głową i zerknęłam w stronę wejścia, kiedy dziewczyna zniknęła znowu w przebieralni. Pezz żarliwie kłóciła się z Harry’m, który aż poczerwieniał z wściekłości. Nerwowo poprawiał ręką włosy, a drugą obejmował w pasie swoją towarzyszkę, która wodziła zdezorientowanym wzrokiem między Perrie a Stylesem. Nie wyglądało to za ciekawie.
- Mamy co najwyżej trzy minuty, zanim Cands się przebierze. A to była już ostatnia sukienka – szepnęłam do Dan.
*
Candy POV
Zmarszczyłam brwi, dotykając drzwiczek opuszkami palców. Od kilku minut moje przyjaciółki prowadziły żarliwą dyskusję i wcale nie robiły tego tak cicho, jak im się prawdopodobnie wydawało.
Chwyciłam za wieszak jednej z sukienek, które przymierzałam (i jedynej, która spodobała się dziewczynom) i wyszłam z przebieralni. Danielle i Iris pochylały się do siebie i żywo o czymś dyskutowały. Najprawdopodobniej nawet mnie nie zauważyły co było mi na rękę, bo przez chwilę mogłam podsłuchać o czym rozmawiają.
Nie to, że nie ufam moim przyjaciółkom, czy coś.
- To się nie może stać, nie możemy do tego dop…
- Myślisz, że nie wiem, Iris? Rozszarpałaby go na kawałki!
Danielle była wyraźnie poruszona, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło, bo była ona osobą, która starała się wszystko robić na spokojnie.
- No tak, ale… - Black spojrzała w moją stronę i otworzyła szeroko oczy, widząc mnie stojącą z założonymi rękami. – Candy!
- Candy? – Powtórzyła za nią Dan i spojrzała na mnie z przerażeniem. – Candy!
- Tak właśnie mam na imię – skinęłam głową. – I teraz idę zapłacić za tą kieckę, po czym wyjaśnicie mi, o czym rozmawiałyście.
Odwróciłam się w stronę kas i odrobinę zła na swoje przyjaciółki ruszyłam w tamtą stronę. Kasjer, przystojny blondyn o nieziemskich brązowych oczach, puścił mi oczko, gdy do niego podeszłam i uśmiechnął się delikatnie w moją stronę. Zapakował sukienkę do niewielkiej, papierowej torby i wręczył mi ją, muskając przy tym moją dłoń. Pozostałam niewzruszona, chociaż na moich ustach błąkał się uśmiech. Zapłaciłam i wyszłam ze sklepu licząc na to, że Danielle i Iris zrobią to samo.
Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na dziewczyny.
- Okej, albo mówicie mi o co chodzi, albo wracacie na pieszo.
- Chodzi o to, że… Emm – Dan spuściła głowę, nerwowo przeczesując palcami swoje włosy.
- Harry gdzieś tu jest – wypaliła Iris, a Danielle spojrzała na nią zaskoczona.
Otworzyłam szeroko oczy, a moje usta rozchyliły się jakby same z siebie. To… No cóż, tego się nie spodziewałam. Nie widziałam się z nim od prawie roku i, prawdę mówiąc, nie miałam ochoty tego dzisiaj robić.
Po chwili zacisnęłam mocno szczękę i zazgrzytałam zębami z wściekłości, a moje oczy wypełniły się niechcianymi łzami. Zacisnęłam powieki i odetchnęłam głęboko. Po chwili otworzyłam oczy i spojrzałam na dziewczyny.
- Idziemy do auta i wracamy do domu – powiedziałam stanowczo i ruszyłam w stronę wyjścia z centrum handlowego.
- Ale Perrie…
- Więcej do niej zadzwońcie – przerwałam Iris, i w tej samej chwili tego pożałowałam. Byłam wściekła, to prawda, ale nie powinnam wyżywać się na przyjaciołach. – Przepraszam – westchnęłam.
- Nie ma sprawy – dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i wyciągnęła telefon z kieszeni. – Zadzwonię do Pezz, poczekajcie przy aucie, okej?
Skinęłam głową i wzięłam Danielle pod ramię. Brunetka wyszczerzyła zęby w uśmiechu, ale widziałam, że się martwi.
- Wszystko w porządku – uspokoiłam ją.
*
- Hej, kochanie.
Chłopak czule musnął moje usta, a ja mimowolnie przymknęłam powieki, przywierając do niego mocniej. Zayn uśmiechnął się przez pocałunek i objął mnie w pasie. Wtuliłam się w niego, muskając ustami jego wrażliwą szyję, a on zamruczał cicho, wprost do mojego ucha.
- Jak było na zakupach? – Zapytał.
Wziął w ręce wszystkie moje torby z ubraniami i zaniósł je do sypialni, a ja poszłam za nim mimowolnie krzywiąc się, gdy zdałam sobie sprawę z tego, jak blisko mnie znajdował się mój ex chłopak. Rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszce. Chłopak usiadł obok mnie i wsunął rękę pod moją bluzkę. Zaczął delikatnie gładzi mnie po plecach, a ja uśmiechnęłam się, czując jak wszystkie moje mięśnie rozluźniają się pod jego dotykiem.
- Co tam się stało, skarbie? – Wyszeptał mi do ucha, a ja zadrżałam, czując jego przyjemnie ciepły oddech na swojej skórze.
- Długa historia.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i pokręciłam głową, dając mu znać, że to nic takiego. Chłopak uniósł brwi i przechylił lekko głowę, a jego gest mówił „Serio? Jakoś mi się nie wydaje, a pamiętaj, że ja nadal jestem twoim chłopakiem.” Westchnęłam i wywróciłam oczami. Był mistrzem w komunikacji niewerbalnej.
Wzięłam głęboki wdech.
- Dziewczyny mówią, że widziały go, kiedy byłyśmy na zakupach a ja się wkurzyłam, bo naprawdę nie jestem jeszcze gotowa na konfrontację z nim i nie wiem co mam teraz robić, bo nie chcę się zamykać w domu tylko po to aby go unikać – wyrzuciłam z siebie, a Zayn skinął powoli głową.
Widziałam jak jego mięśnie napinają się, kiedy przetworzył wszystkie informacje i uświadomił sobie, kogo miałam na myśli. Jego oczy odrobinę pociemniały, a ja przysunęłam się do niego i położyłam mu dłoń na policzku. Przymknął powieki, kiedy zaczęłam uspokajająco głaskać jego skórę kciukiem. Nie wiem czemu zawsze go to uspokajało.
- Ale wszystko w porządku, prawda? – Spojrzał na mnie badawczo, a na jego ustach pojawił się zadziorny uśmieszek. – Nie zabiłaś nikogo, kiedy o tym usłyszałaś?
- Oczywiście, że nie – zachichotałam, ale po chwili spoważniałam. – No, może poza kilkoma ochroniarzami, którzy chcieli mnie powstrzymać przed zamordowaniem Iris, nic wielkiego – machnęłam ręką.
- Moja dziewczynka – musnął moje usta i wstał. – Nie wiem czy wiesz, ale jesteśmy sami w domu – puścił mi oczko.
Spojrzałam na niego z rozbawieniem i prychnęłam pod nosem.
- Nawet o tym nie myśl – wskazałam na niego palcem i wyszłam z sypialni. – Oglądamy dzisiaj „Last Song” i nawet nie waż się mi sprzeciwiać – zawołałam z salonu.