- Musicie sobie kupić mieszkanie,
Cands – powiedziała stanowczo Ann, a ja złączyłam usta w wąską linię i wbiłam
wzrok w swoje kolana.
Wiedziałam, że w końcu ten temat
wypłynie. W końcu, nie bez powodu poruszyła go, gdy ostatnio nas odwiedziła
- Ann ja… - potarłam twarz dłonią,
starając się jakoś skupić. – Nie mogę teraz o tym myśleć. Nasze relacje są teraz bardzo napięte i nie mam...
Kobieta przerwała mi, posyłając w
moim kierunku ostre spojrzenie. Zamilkłam, ale skrzywiłam się, okazując swoje
niezadowolenie.
- Nie obchodzi mnie to, Christine –
pokręciła głową. – W umowie nic nie było o tym, że macie się dogadywać. Ważne,
żebyście dobrze odgrywali swoją rolę przed światem.
Podsunęła mi pod nos plik spiętych
zszywaczem kartek. Zerknęłam na nie, a potem jeszcze raz na swoją menadżerkę.
Ruchem głowy zachęciła mnie, abym wzięła je do ręki.
Przymknęłam oczy i wyrównałam
oddech. Przysunęłam bliżej siebie dokumenty i pobieżnie je przejrzałam. Jak się
okazało, była to umowa na kupno mieszkania na obrzeżach Londynu. Zmrużyłam
oczy, ale sięgnęłam po długopis. Nawet nie przeglądając tego, co tam napisali,
złożyłam podpis w wyznaczonym miejscu i zwróciłam dokumenty mojej menadżerce.
Kobieta posłała mi karcące
spojrzenie i uniosła brwi. Wzruszyłam ramionami i wbiłam wzrok w widok za
oknem. Ann westchnęła, ale zignorowałam to. Ostatnio naprawdę ciężko nam się
było dogadać i bardzo mnie to martwiło.
- Słuchaj skarbie, w tym biznesie
nie ma miejsca na wrażliwość, czułość, emocje – wymieniała na palcach. – A ty?
Ty jesteś ich uosobieniem.
Spięłam się, zaciskając dłonie w
pięści. Wiedziałam do czego prowadzi ta rozmowa i ani trochę mi się to nie
podobało.
- Candy, kiedyś musisz wybrać,
rodzina albo kariera. Może jeszcze nie dzisiaj, może nie jutro, czy za dwa tygodnie.
Ale kiedyś na pewno – spojrzała mi prosto w oczy. – Show biznes jest bezlitosny
i wiedziałaś o tym, kiedy podpisywałyśmy umowę, pamiętasz?
Wstałam z fotela i najzwyczajniej w
świecie wyszłam z gabinetu. Wiedziałam, że kiedyś wybór stanie się koniecznością.
Miałam jednak nadzieję, że będę w stanie odwlec go w czasie jak najbardziej.
Jak na razie, zbliżał się on nieubłaganie, ale ja nie byłam gotowa. Zupełnie…
*
Siedziałam właśnie w swoim nowym
mieszkaniu w Londynie. Znaczy, nie tylko moim – Harry też miał w nim mieszkać,
ale czy tak będzie, to nie wiem, bo przez ostatnie dwie noce nie zagościł z
naszym łóżku. Nie wiem też czy się z tego cieszył, czy nie, bo od dnia w którym
bardzo namiętnie się kochaliśmy stał się jakiś taki… dziwny.
Niby traktuje mnie tak samo, ale
inaczej. Nie potrafię tego dokładnie wytłumaczyć.
Przede mną pojawił się znikąd kubek
z parującą herbatą. Uśmiechnęłam się przyjaźnie w stronę chłopaka i czekałam aż
usiądzie w fotelu naprzeciwko mnie. Kiedy już to zrobił, rozstawił szeroko nogi
i oparł łokcie na kolanach, po czym złączył dłonie.
Tak, wreszcie postanowiłam bardzo
poważnie z nim porozmawiać. Po prawie dwóch tygodniach, ale przecież czas
akurat nie jest teraz najważniejszy. A przynajmniej według mnie.
- Candy, ja… - zaczął w tym samym
momencie, w którym ja powiedziałam „Hazz, chyba…”. Zagryzłam wargę, aby powstrzymać cisnący mi
się na usta uśmiech i poczułam metaliczny smak krwi w ustach. – To może zacznij
– zaproponował, a ja nieśmiało skinęłam głową.
Nie mam pojęcia, skąd nagle pojawił
się ten dystans między nami. Miałam wrażenie, że muszę uważać na słowa, bo
powiedzenie czegoś głupiego mogłoby spowodować, że zacznie się ze mnie śmiać. A
przecież nie jest miło, kiedy ktoś, kto jest dla ciebie ważny się z ciebie
śmieje, prawda?
- Chyba powinniśmy sobie coś
wyjaśnić, Hazz – szepnęłam wpatrując się w ciemny napój, który trzymałam w
dłoniach. – Nie wiem co się z tobą stało po tamtej nocy, ale bardzo chciałabym
wiedzieć – podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy, starając się coś z nich
wyczytać. Niestety były dla mnie równie nieprzeniknione, jak przez ostatnie dwa
tygodnie.
Chłopak zamyślił się, a ja nie
spuszczałam wzroku z jego skupionej twarzy. Zmarszczył brwi i nos, zmrużył
oczy, po czym westchnął i odchylając się do tyłu potarł dłońmi twarz.
- Przepraszam, Christie – powiedział
i wstał. Zaczął krążyć po pokoju, a ja ponownie skupiłam całą swoją uwagę na
kubku z herbatą. – Chciałbym ci to wyjaśnić, ale… - zawahał się. Potem zaczął
wyrzucać z siebie nieskładne zdania z prędkością karabinu maszynowego, a ja
musiałam się porządnie skoncentrować, żeby cokolwiek zrozumieć. – Widzisz…
Tamta noc była bardzo ważna. Było wprost cudownie, ale nie mogłem się pozbyć
wrażenia, że trochę się pospieszyliśmy, że ty wcale tego nie chciałaś. Nie
myśl, że nie zauważyłem, że to był twój pierwszy raz – spojrzał na mnie
przelotnie, a ja spłonęłam rumieńcem. – Zauważyłem. Potem nie spałem prawie
całą noc, widziałem, że ty też. Ale nic nie mówiłem, nie chciałem, żebyś
poczuła się, jakbym na ciebie naciskał. Potem w ogóle o tym nie wspominałaś, a
ja zupełnie nie wiedziałem co myśleć. No bo, dla mnie to naprawdę dużo znaczyło
i po prostu zastanawiałem się, czy dla ciebie też – zakończył, a potem
odetchnął głęboko i spojrzał mi w oczy.
Siedziałam z lekko rozchylonymi
ustami, zupełnie nie wiedząc jak zareagować.
Jezu! Jaką ja byłam idiotką, że
tamtej nocy nic nie powiedziałam! Poza tym, że nie wiedziałam nic o tym, że
zauważył, że byłam dziewicą. Było mi tak strasznie wstyd, że mogłam w ogóle
pomyśleć, że mu się nie podobało i dlatego nic nie mówił.
Odstawiłam kubek na stolik i
podeszłam do chłopaka. Spojrzał na mnie zdziwiony, a ja po prostu go
przytuliłam i westchnęłam cicho, wdychając jego znajomy zapach. Tak mi tego
brakowało. Tego poczucia bezpieczeństwa jakie mi dawał samą swoją obecnością. Uśmiechnęłam
się nieznacznie w jego tors.
- Mogę teraz ja coś ci powiedzieć?
Odchyliłam się do tyłu, spoglądając
na jego zarumienioną twarz. Zdziwiłam się, widząc świecące się, zielone oczy.
To znaczy, zawsze wiedziałam, że są zielone, ale nigdy jeszcze nie widziałam w
nich tyle radości i strachu jednocześnie. Skinęłam głową, zachęcając chłopaka
do mówienia, a on wziął głęboki wdech i odsunął się ode mnie o dwa kroki.
- Cands, ja chyba…
Drzwi mieszkania otworzyły się z
hukiem i po całym mieszkaniu rozniósł się radosny śmiech chłopaków. Westchnęłam
i wywróciłam oczami.
Nie mieszkali tutaj, ale wiedziałam,
że będą bardzo częstymi gośćmi.
- Później dokończymy – pokręciłam
głową i uśmiechnęłam się do wyraźnie przygnębionego Stylesa. Pokiwał głową, a
ja stanęłam na palcach i szybko musnęłam jego usta, a jego twarz natychmiast
się rozpogodziła. – Chcecie coś do picia? – Zapytałam, zanim chłopaki zdążyli
chociażby zdjąć buty.
- I jedzenie! – Wykrzyknął Niall,
wpadając do kuchni z szerokim uśmiechem
- Właśnie – mruknęłam, kiwając
głową. – I jedzenie. Ciasteczka mogą być? – Uśmiechnęłam się, wskazując na
stojący na stole talerz.
*
Stałam na środku salonu nie mogąc
zrobić nawet najdrobniejszego ruchu. Moje oczy były szeroko otwarte, łzy
ściekały mi po policzkach. Z trudem łapałam powietrze.
Na kanapie siedział Zayn. Miał
nieprzeniknioną minę i wpatrywał się we mnie z wyraźnym zaciekawieniem. Obok
niego stało ogromne, czerwone pudełko, wypełnione po brzegi papierami. Niektóre
z nich walały się na szklanym stoliku i podłodze.
Zakryłam usta dłonią, nie wiedząc do
końca co to oznacza. Jednak nasuwał mi się tylko jeden wniosek – Zayn
przeczytał wszystkie moje listy do Louisa.
- To jak, Christine? Powiesz mi, co
to wszystko ma znaczyć?
Doncaster, 27.08.2010
Kochany L!
Dzisiaj
po raz pierwszy sama zadałam sobie ból. Doszłam do wniosku, że on jest dużo
lepszy niż ten psychiczny. Przynajmniej go zagłusza…
Ale
Ty tego nie rozumiesz. I nigdy Ci się to nie uda. Bo Ty mas teraz swoich
niepowtarzalnych przyjaciół, sławę i fanów. Już nie istnieje dla Ciebie ktoś
taki jak Christine Candice Haimitch. Bo teraz jesteś WIELKĄ PIEPRZONĄ GWIAZDĄ
POP!
Doncaster, 19.03.2011
Kochany L!
Przeprowadzamy
się. Nie wiem czy się cieszyć, czy nie, ale rodzice mówią, że tak będzie dla
mnie lepiej. Nie wiem co się teraz stanie. Podobno w Holmes Chapel nie ma
żadnych klubów, blisko mojego domu. Jak ja przeżyję tyle bez alkoholu?
Mam
nadzieję, że dam radę. Twoja mama bardzo mnie wspiera. Jej też brakuje syna.
Holmes Chapel, 4.04.2011
Kochany L!
Iris
jest naprawdę cudowna, ale nie wie co to znaczy stracić najważniejszą osobę w
swoim życiu. Nie rozumie, dlaczego się tnę i dlaczego proszę ją, aby podkradała
alkohol z barku swoich rodziców. Moi już zamykają go na klucz.
Są
strasznymi egoistami. Gdybyś tu był, na pewno byś mnie poparł. Ale w sumie,
gdybyś tu był, nie musiałabym tego robić. Dlaczego Cię tu nie ma?!
Holmes Chapel, 10.05.2011
Kochany L!
Dostałam
niepowtarzalną szansę, ale muszę z tym wszystkim skończyć. Myślisz, że dam
radę? Iris mówi, że na pewno, ale ja nie jestem pewna. Strasznie się boję,
LouLou. Tak potwornie się boję…
Los Angeles, 30.06.12
Kochany L!
Jutro spotykam się na plaży z Harry’m.
To tam oficjalnie staniemy się parą. Mam co do tego wszystkiego mieszane
uczucia. Wiem, że on nie może Wam nic powiedzieć, bo stalibyśmy się mniej
wiarygodni w udawaniu tego całego związku. Mam cichą nadzieję, że sam się
dowiesz… oraz, że nas zrozumiesz.
Przed oczami przelatywały mi
najgorsze listy. Te, w których obrażałam Lou, w których mówiłam o swoich
uczuciach, w których mówiłam o swoich problemach… W których mówiłam o tym, że
ja i Harry nie jesteśmy tak naprawdę parą.
- Ja… - powiedziałam cicho, a mój
głos brzmiał jak pocieranie łyżką o tarkę. – Zayn, ja wszystko mogę wytłumaczyć
– szepnęłam.
- W to nie wątpię – pokręcił głową.
– Może na początek – podniósł kilka kartek z pudełka i pobieżnie je
przekartkował. Miałam ochotę odgryźć mu rękę za to, że w ogóle ich dotyka, ale
pewnie pogorszyło by to moją, i tak beznadziejną, sytuację. – Co to w ogóle
jest? – wrzucił listy z powrotem do pudełka.
Przełknęłam ślinę i przetarłam mokre
od łez policzki. Pociągnęłam nosem i mocniej naciągnęłam na dłonie rękawy
swetra.
- To coś w rodzaju mojego
pamiętnika. Tylko że ja zwierzam się Lou. Wiesz, kiedyś był moim przyjacielem
i…
- Zrozumiałem – warknął nawet na
mnie nie patrząc. – Naprawdę cię lubiłem, Candy. Perrie uważała, że jesteś
bardzo szczerą – zerknął na mnie przelotnie, przeglądając kolejne strony –
uczynną i miłą osobą. Prawdę mówiąc, ja też tak sądziłem. Ale potem znalazłem
to. I zwątpiłem we wszystko co wiem o ludziach. „Nie wierzę w miłość. Ona nie
istnieje. Jest tylko ból i cierpienie. Nawet przyjaźń wydaje mi się w tej chwili czymś ulotnym i całkowicie odległym” –
przeczytał. – Niezłe.
- To nie tak Zayn, byliśmy
całkowicie szcze…
- Szczerzy? – Uniósł brwi, a potem
roześmiał się ironicznie. – Nie wątpię – położył nogi na stoliku. –
Skłamaliście nam w żywe oczy, Christine. Mówiliście o tym, jak bardzo się
kochacie, że znacie się już od paru lat i byliście naprawdę dobrymi
przyjaciółmi, a tu co? Dowiaduje się, że poznaliście się całkiem niedawno.
Po moich policzkach spłynęło jeszcze
więcej łez. Nie miałam pojęcia co powiedzieć, jak się bronić. Owszem, to co
powiedział mulat było prawdą, ale miałam wrażenie, że przed tym jak
uprawialiśmy z Hazzą seks coś w naszych relacjach stało się… prawdziwsze. Że to
nie były tylko sztuczne pocałunki.
Usłyszałam trzask otwieranych
zamykanych drzwi i otarłam policzki z łez, co i tak nic nie dało.
W salonie pojawił się Styles. Miał
nieciekawą minę, ale nie wydawał się jakoś bardzo przygnębiony. Kiedy zobaczył
cały bałagan, Zayna, który uśmiechał się do mnie sarkastycznie i moją zapłakaną
twarz – całkowicie zdębiał.
- Co się stało? – Zapytał i musnął
od niechcenia mój policzek. Natychmiast odsunęłam się od niego na kilka kroków
i odwróciłam wzrok. – Candy?
- Nie musisz udawać, że się nią
przejmujesz stary – mruknął Malik. – Doskonale wiem, że wasz związek to fake,
mnie nie oszukasz.
- Co?!
- Twoja ukochana – Zayn podkreślił
ostatni wyraz – prowadziła coś w rodzaju pamiętnika. Wszystko w nim opisała –
wzruszył ramionami, a z moich ust wydostał się głośny szloch, który od
dłuższego czasu próbowałam zdusić, zakrywając usta dłonią.
- Przepraszam, Harry – wyszlochałam
patrząc na chłopaka. – To nie miało tak być, nikt miał się o tym nie
dowiedzieć.
Kędzierzawy tylko skinął głową, po
czym zdecydowanym krokiem podszedł to swojego przyjaciela. Ten wstał i posłał
mi ironiczny uśmieszek. Mina Stylesa pozostała jednak nieprzenikniona, a po
chwili uniósł zaciśniętą pięść i z całej siły uderzył nią Malika w twarz.
Otworzyła szeroko usta i cofnęłam się o krok do tyłu, nie mogąc uwierzyć w to
co zobaczyłam i usłyszałam. Zayn przeklął głośno i skulił się, łapiąc za zraniony policzek.
- Nie wiesz wszystkiego, Malik –
syknął Harry. – I nigdy więcej nie dotykaj rzeczy mojej dziewczyny, jasne?
Odwrócił się w moją stronę i
zlustrował mnie wzrokiem. Jego oczy były zupełnie puste. Nic nie mogłam z nich
wyczytać. Po chwili zacisnął usta w wąska linię i wybiegł z domu trzaskając
drzwiami. Zagryzłam wargę i spojrzałam na Zayna, który siedział skulony na
podłodze i trzymał się za rozcięty policzek, po którym ściekała cienka strużka
krwi.