sobota, 16 marca 2013

Chapter 6


  Leżałam skulona na kanapie, przykryta grubym, wełnianym kocem i oglądałam jakąś bajkę animowaną, na której w gruncie rzeczy wcale się nie skupiałam. To chyba było Tom & Jerry, ale nie miałam pewności. Nigdy nie lubiłam bajek dla dzieci, a już w szczególności tych animowanych.
  W dłoni trzymałam kubek gorącego kakao, a na stoliku obok mnie leżała otwarta czekolada, która niestety już się kończyła.
  - Hej, co jest? – Obok mnie usiadła Ann, która przyjechała do nas, żeby poinformować mnie o jakimś wywiadzie, którego mam udzielić dla radia. Chyba dla BBC. – Oh, no tak. – Walnęła się otwartą dłonią w czoło. – To dzisiaj. – Pokiwała ze zrozumieniem głową, a ja uśmiechnęłam się smutno i wysmarkałam się hałaśliwie. – A gdzie chłopcy? – Zapytała rozglądając się dookoła.
  - Wygoniłam ich do Iris. Chciała przyjść, ale jakoś mnie miałam ochoty.
  Przeraził mnie własny głos. Brzmiał jakbym od dobrych kilku dni nic nie mówiła. Miałam straszliwą chrypę, ale na szczęście z gardłem było wszystko w porządku, bo nie bolało. Podejrzewałam, że całonocne płakanie miało jakiś wpływ na brzmienie mojego głosu i raczej nie był on pozytywny. Ale to tylko przypuszczenia…
  - Trzymasz się jakoś, prawda? – Skinęłam głową i wzięłam do ręki tą resztkę czekolady która została.
  - Wybacz, ale nie podzielę się z tobą – powiedziałam wpychając ja do ust – to ostatni kawałek, a wiesz jak uwielbiam słodycze.
  - Nie ma sprawy. – Kobieta wzruszyła ramionami. – Mam własną. – Uśmiechnęła się kpiąco wyjmując ze swojej wielkiej torby dwie czekolady i delicje malinowe.
  Spojrzałam na nie łakomie i niemal bezwiednie oblizałam usta. Delicje były moją siłą napędową. I cola. Tak, uwielbiałam ten niezdrowy napój bogów. Niestety byłam na niego uczulona. Znaczy, nie na samą colę, ale na jakiś jej składnik, którego nazwy nigdy nie potrafiłam zapamiętać.
  Menadżerka podeszła do telewizora i wyjęła z torebki jakieś tajemnicze pudełko, którego zastosowania nie potrafiłam zrozumieć. Na chwile przesunęła się i zasłoniła mi obraz, ale po chwili na ekranie pojawił się tytuł „Igrzyska Śmierci”. Uśmiechnęłam się szeroko i sięgnęłam po pilota. Wcisnęłam przycisk i film się rozpoczął.
  Ann zaległa na kanapie obok mnie, gasząc uprzednio światło i dźgnęła mnie palcem w bok.
  - Ej! – Pisnęłam z oburzeniem.
  - Nie smuć się dzisiaj Christie, nareszcie jest chociaż minimalna szansa, a przecież nie chcesz jej zaprzepaścić, co nie?
  - Problem w tym, że nie wiem również, czy chcę ją wykorzystać.
~*~
  - Heeeeeeeeeeeej! – Przeciągnął Zayn wpadając do salonu i siadając na moich nogach. Krzyknęłam z oburzenia automatycznie podkulając je do siebie. – Sorki – powiedział od niechcenia. – Mamy z Liamem do ciebie pytanie – zaczął wydymając usta.
  Spoważniałam automatycznie patrząc pytająco na Stylesa, ale on pogwizdywał cicho rozglądając się dookoła. Wywróciłam oczami i spojrzałam na Daddy’ego. Ten z kolei siedział na fotelu naprzeciwko mnie z miną przysłowiowego „zbitego pieska”, co niemożliwie mnie rozczulało i sprawiało, że moje serce magicznie miękło. Ponownie przeniosłam wzrok na Malika dając mu znak machnięciem ręki, aby kontynuował. On jednak spojrzał na Liama. Uczyniłam to samo splatając ręce.
  - Okej. Jesteśmy w twoim domu, co oznacza, że to ty decydujesz – rozpoczął swoją przemowę, a ja wypięłam dumnie pierś, nieznacznie się uśmiechając. Kiedy Niall spojrzał na mnie z lekkim zwątpieniem westchnęłam i ponownie pozwoliłam Liamowi przemówić. – Hmm.. Wiesz, że Zayn ma dziewczynę, prawda? – Zapytał, a ja skinęłam głową usiłując przypomnieć sobie jej imię.
  - Peggy, tak?
  - Perrie – poprawił mnie Malik zaciskając usta i okazuję mi tym samym swoje niezadowolenie.
  Machnęłam ręką wywracając oczami. Nie bardzo przejmowałam się swoją show biznesową konkurencją. Wiedziałam, że kiedyś moja kariera się skończy, ale nie próbowałam tego na siłę powstrzymywać.
  Okej, no może trochę tak.
  - Wiesz pewnie również, że ja rozstałem się jakiś czas temu z Danielle, ale teraz staramy się to odbudować? – Zagryzł wargę unosząc brwi.
  - Danielle? Danielle Peazer?! – Natychmiast się ożywiłam, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. – Jestem jej ogromną fanką – podskoczyłam radośnie w miejscu. – Fantastycznie tańczy i jest prześliczna. Zaprosisz ją? Proszę! – złożyłam ręce jak do modlitwy. – Plis, Liam – klękłam przed nim, a on natychmiast podkulił pod siebie nogi patrząc na mnie jak na psychopatkę.
  - My właśnie w tej sprawie – interweniował Zayn odciągając mnie od lekko przerażonego Payna. – Chcieliśmy się zapytać, czy możemy je tu zaprosić.
  - Danielle Peazer przyjedzie do mojego domu! – Zaczęłam skakać jak głupia po pokoju, a chłopcy odsuwali się ode mnie za każdym razem, gdy się do nich zbliżyłam. – O mój Boże, Danielle Peazer będzie spała w moim domu! – Wrzasnęłam i opadłam na kanapę. – Trzeba tu trochę ogarnąć – westchnęłam.
  Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam urażony wzrok Zayna. Posłałam mu całuska uśmiechając się szeroko, ale chłopak tylko wywrócił oczami unosząc jeden kącik ust. Och, jak ja nie cierpiałam kiedy ludzie tak robili! Posłałam mu złowrogie spojrzenie, jakby to była jego wina.
  - Kto zrobi obiad? – Odezwał się Niall ni z gruszki, ni z pietruszki. Spojrzałam na niego zaskoczona. – No co, głodny jestem – westchnął teatralnie.
  Roześmiałam się cicho zasłaniając buzię dłońmi. Horan jest niezwykle wrażliwą osobą, nie bardzo chciałam go urazić śmiejąc się z jego bezdennego żołądka. 
  - Ja zrobię, jak tylko moja piękna dziewczyna się ze mną wreszcie przywita – zapewnił go Styles siadając na oparciu sofy zaraz obok mojej głowy.
  - Och nie, Harry! –Przyłożyłam ręce do piesi patrząc na niego ze smutną miną. – Zdradzasz mnie? – Wyszeptałam łamiącym się głosem.
  Liam i Niall wybuchnęli śmiechem, a Zayn ukrył twarz w poduszce, byśmy tylko nie zobaczyli jego szerokiego uśmiechu. Loczek natychmiast do mnie doskoczył i usiadł na moich biodrach.  Jego szczupłe, zimne palce znalazły się pod moją cienką podkoszulką i zaczęły mnie łaskotać. Pisnęłam głośno i zaczęłam się wyrywać krztusząc się ze śmiechu.
  Zamknęłam oczy starając się wyrównać oddech, a kiedy je otworzyłam przybrałam najbardziej uroczy wyraz twarzy na jaki było mnie stać. Zamrugałam zalotnie i podparłam się na łokciach zbliżając swoją twarz do twarzy Stylesa, który patrzył na mnie zdezorientowany. Przynajmniej przestał się na mnie wyżywać.
  Reszta natychmiast się ulotniła, ale ich śmiechy nadal dobiegały do moich uszu.
  - Harry – wyszeptałam zmysłowo delikatnie wsuwając mu dłoń pod bluzkę i rysując przeróżne kształty na jego nagiej klatce piersiowej.
  - Candy – przełknął ciężko ślinę nie spuszczając wzroku z moich ust. Zwalczyłam odruch uśmiechnięcia się, ale oblizałam usta i przygryzłam je, co rusz spoglądając w jego zielone, kocie oczy. – Pocałuj mnie – powiedział stanowczo i podniósł wzrok. – Teraz – dodał, kiedy zauważył moje wahanie.
  Zamrugałam, kiedy po chwili poczułam jego gorące usta na swoich. Zamknęłam oczy wplatając  palce w jego gęste włosy. Opadłam na poduszki ciągnąc go za sobą.
  Każdy skrawek mojego ciała płonął, kiedy jego ręce go dotykały, a były wszędzie. Nie wiem gdzie znalazła się jego koszulka, kiedy ją z niego ściągnęłam.
  Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo potrzebowałam bliskości drugiej osoby. Nawet nie chodziło o to, że był to Harry, mógł to być ktokolwiek, byle był mężczyzną. Sądzę, że zareagowałabym tak samo na Liama, Zayna czy kogokolwiek innego.
  Już dawno nie byłam tak podniecona. W ogóle nie pamiętam, abym była blisko z jakimś mężczyzną, od kiedy rozpoczęłam karierę. Ann surowo mi tego zabraniała.
  Kiedy już dobierałam się do rozporka Stylesa ktoś głośno i znacząco odchrząknął.
  Chłopak natychmiast się ode mnie oderwał rozglądając dookoła. Oboje mieliśmy przyśpieszone oddechy, a nasze policzki pokryte były rumieńcem. Przyłożyłam dłonie do twarzy i starałam się uspokoić oddech. Boże, co się ze mną działo?
  W progu salonu stała osoba, której chyba najmniej bym się spodziewała. Tym bardziej, że z tego co wiem unikała wszelkich interakcji ze mną.
  - Louis? – Zapytał Harry wstając na równe nogi.
  - To chyba twoje Harreh – powiedział szatyn rzucając w Hazzę jego niebieską bluzką.
~*~
  - Właściwie, to kiedy usłyszałem o tym waszym związku, to pomyślałem „to na pewno fake, nie mogę mieć aż takiego pecha” – podrapał się nerwowo po karku. Zawsze tak robił, kiedy był skrępowany. Miło wiedzieć, że nie zmienił się aż tak bardzo. Posłał mi przepraszające spojrzenie, ale ja odwróciłam wzrok. – Ale po tym co zobaczyłem dzisiaj w salonie…
  Moje policzki pokryły się rumieńcem, a Harry usilnie starał się ukryć uśmiech cisnący mu się na usta. Uderzyłam go lekko w ramię, a chłopak spojrzał na mnie z wyrzutem.
  - No i co się szczerzysz? Ciesz się, że to nie byli moi rodzice – szepnęłam, kiedy Lou kontynuował swój wywód.
  - Jeszcze nigdy nie świętowaliśmy osobno – zwrócił się do chłopaków, a ja zamarłam. – Postanowiłem więc przyjechać, żebyśmy mogli… - wstałam po cichu i wycierając spływające po twarzy łzy wyszłam z salonu i zaszyłam się w kuchni.
  Słyszałam, jak chłopcy radośnie rozmawiają, omawiając dzisiejsze wyjście do klubu w celu oblania tego radosnego święta.
  Oparłam dłonie o szafki kuchenne stając tyłem do wyjścia. Ciężko oddychałam, a po moich zaczerwienionych policzkach spływały łzy. Starałam się w miarę równomiernie oddychać, żeby chłopcy nie usłyszeli, że płaczę. Zaczęły by się niewygodne pytania, a ja nie bardzo chciałam się zwierzać obcym ludziom.
  - Hej, Candy! Może… - zaczął ktoś wchodząc do kuchni, ale urwał, kiedy tylko odwróciłam się w jego stronę.
  Niall, no tak. Kto inny wchodziłby bez potrzeby do kuchni?
  - Co się stało? – Podszedł do mnie.
  Odwróciłam twarz w stronę okna i wytarłam mokre policzki. Wysiliłam się na uśmiech i spojrzałam znowu na blondyna.
  - Nic Niall, nic się nie stało – powiedziałam i wyszłam.
  No bo co miałabym im powiedzieć? Że w dniu, w którym oni świętują, ja urządzam sobie osobistą żałobę? Nie, dzięki. Odpowiadanie na niewygodne pytania nie jest moją specjalnością.
  Niezauważona przemknęłam do swojego pokoju, który najprawdopodobniej po przyjeździe Louisa, będę dzieliła ze Stylesem. Pech, bo jak dotąd było to jedyne pomieszczenie w tym domu, do którego chłopcy mieli stanowczy zakaz wstępu, szczególnie dzisiaj.
  Zamknęłam drzwi na klucz i położyłam się na łóżku. Zakryłam twarz poduszką i wrzasnęłam głośno z wściekłości oraz rozpaczy licząc na to, że nikt poza mną tego nie słyszał.
  Nienawidziłam Lou za to, że mnie zostawił, ale jednocześnie kochałam go za te wszystkie wspaniałe chwile, które razem spędziliśmy. Miałam świadomość, że jego obecność w tym domu jest równoznaczna z wiecznie napiętą atmosferą. Zakiełkowała we mnie  nadzieja, że może on i Harry się pogodzą i nikt nic nie zauważy. Wiedziałam jednak (z pierwszej ręki), że raczej Styles prędko mu nie wybaczy… Ale nadzieję zawsze można mieć.
  Westchnęłam głośno i przekręciłam się na brzuch, który w tym momencie głośno zaburczał.
  Zaklęłam cicho wypominając sobie głupotę. Bo kto normalny pożywia się tylko słodyczami? Tylko Candice Christine Haimitch. Brawa dla niej!
  - Dziękuję, nie trzeba – mruknęłam do niewidocznej publiczności i wstałam z łóżka z zamiarem udania się do kuchni.
  Wyszłam cicho z pokoju i zeszłam na dół. Przystanęłam jednak na ostatnim schodku słysząc rozmowę chłopców i znieruchomiałam przyciśnięta do ściany.
  - Louis, o co ci chodzi? Co nam szkodzi ją zaprosić? – Oburzył się Zayn…
  Zmarszczyłam brwi i przysunęłam się o pół kroku w stronę wejścia.
  - To miał być męski wieczór, nie wiem czy wiecie, ale ona nie jest facetem. Wiedziałbym o tym.
  Nie wiem czemu przejęłam się jego słowami. Rozumiałam, że chłopcy mieli go spędzić sami, ale bez przesady. Nie musiał wyrażać swojej niechęci do mnie w tak ostentacyjny sposób.
  - To moja dziewczyna Louis i zaproszę ją, czy chcesz czy nie – burknął Harry niezbyt przyjemnym głosem.
  O, jak miło…
  - Ja tam tez nie miałbym nic przeciwko jej obecności, ale… Harry ona dzisiaj płakała w kuchni.
  Cholerny Niall! Że też nie mógł trzymać języka za zębami.
  - Co?! – Krzyknął Lou wyraźnie przejęty, a ja aż się wzdrygnęłam.
  - Czemu? Wypytałeś ją co się stało? Odpowiedziała ci? Jak to płakała? Czemu nie powiedziałeś nam wcześniej? – Przekrzykiwali się z Harry’m, a ja westchnęłam uśmiechając się delikatnie.
  To miłe, że się tak przejmowali.
  - Co tu się dzieje i czemu krzyczycie na Nialla? – Wkroczyłam do kuchni marszcząc brwi i udając, że wcale nie podsłuchiwałam jej rozmowy.
  Liam spojrzał na mnie unosząc brwi, ale nic nie powiedział.
  - Czemu płakałaś? – Zapytał Styles podchodząc do mnie i spoglądając prosto w moje (zapewne czerwone i spuchnięte) oczy.
  - Niall! – Powiedziałam odwracając się do blondyna z oburzeniem. – Powiedziałeś im?!
  - Dobrze zrobił – powiedział Liam. – Powiesz nam?
  - Nie – sarknęłam i podeszłam do lodówki.
  Pod czujnym spojrzeniem chłopaków wyjęłam z niej jakiś jogurt i otworzyłam go. Wyrzuciłam wieczko do kosza i obrzucając Horana nieprzyjemnym spojrzeniem poszłam do salonu. Włączyłam telewizor i przełączyłam na jakąś komedię romantyczną. Nie lubiłam ich, ale dzisiaj przechodziłam kryzys emocjonalny. Zresztą, jak każdego dziesiątego lipca.
  - Myślałem, że jesteśmy twoimi przyjaciółmi – powiedział Zayn siadając obok mnie, po prawej stronie. Po lewej za to usiadł Harry patrząc na mnie zranionym wzrokiem małego kotka. – Ale mogłem się mylić.
  - I się myliłeś – warknęłam odwracając wzrok od swojego chłopaka. – Znamy się kilka dni, nie można się zaprzyjaźnić w tak krótkim czasie – prychnęłam wbijając wzrok w telewizor.
  - No tak, ale sądziliśmy, że chociaż się do siebie zbliżyliśmy… - mruknął Niall.
  - Gdyby tak było nie powiedziałbyś im, że płakałam.
  - To był mój obowiązek… - szepnął.
  - Jaki obowiązek? – Wstałam gwałtownie. – Oni nie są moimi rodzicami, żeby wiedzieć o mnie wszystko, jasne? Zresztą, nawet moja matka nie wie o mnie za wiele, więc nie chrzań mi o jakiś pieprzonych obowiązkach!
  - Candy – powiedział łagodnie Harry dotykając mojej ręki i wstał. – Już dobrze – przygarnął mnie do siebie, a ja wtuliłam się w jego umięśnione ciało. – Nic złego nie zrobił. Dobrze, że to zrobił, dzięki temu mogę cię przytulić – uśmiechnął się do mnie.
  - Dziękuję, że jesteś Harry… 


Holmes Chapel, 23.07.12
Kochany L!
  No cóż, Lou… Nie wiem co mam Ci dzisiaj powiedzieć.
  Dwudziesty trzeci lipca  to najgorszy dzień w moim życiu. Zdecydowanie.
  Chłopcy nic nie rozumieją. Zresztą, to pewnie przez to, że nic im nie powiedziałam. Ale nie zamierzam tego robić. Dla nich to święto, bawią się wtedy, a ja? Ryczę, oglądam marne romansidła, zajadam się słodyczami i zużywam miliony chusteczek.
  Nie wiem co jeszcze.
Twoja na zawsze – C.C.H.

1 komentarz:

  1. hej (;
    jak tak dodajesz rozdział i oprócz tego list nie wiem co skomentować :p w każdym razie chciałam cie napisać, że naprawdę uwielbiam twojego bloga. Jest genialny. Ten wątek Candy i Harry jest boski, ogółem to mam nadzieję, że oni będą razem już do końca.
    Co do Lou to on jest świnią, okropną i samolubną. Gdyby wiedział co teraz czuje Candice...
    Jejku ja chcę już następny rozdział!!

    + chciałabym cię zaprosić do siebie na 5 rozdział:
    http://a-little-of-the-good-life.blogspot.com/
    Pozdrawiam (;
    <3

    OdpowiedzUsuń