Nie wiedziałam, nie
wiedziałam przedrzeźniałam ją w myślach, jednak skrycie
wiedziałam, że to trochę nieodpowiednie. Nic
kurwa nie wiedziałaś! Miałam ochotę wrzeszczeć ile sił w płucach, byle
tylko przemówić jej do rozsądku.
Jednak moja mama była nieugięta. Był dla niej ideałem i nawet to, że
przechodziła przez ten trudny okres po jego odejściu razem ze mną, wspierała
mnie jak mogła (jednak nie tak mocno jak tata, to tak żebyście wiedzieli) to
teraz udawała głupią i próbowała mi wmówić, że ona o niczym nie wiedziała. Nie
wiedziała, że tak bardzo cierpiałam po jego odejściu, że wylądowałam w klinice,
bo nie chciałam jeść i miałam bulimię, ale skąd ona mogła to wiedzieć? Uh!
Byłam tak bardzo wściekła!
- Czy ty sama siebie słyszysz kobieto?! – Wrzasnęłam potrząsając nią za
ramiona. – Wiesz, co ty do mnie mówisz?!
- Przestań Candice – powiedziała tym swoim surowym, rodzicielskim tonem.
Jaka szkoda, że nie robił on na mnie żadnego wrażenia. Uzyskała tylko
tyle, że wpadłam w furię i miałam ochotę walnąć jej nierozumnym łbem o ścianę i
wbić do niego, że jej idealny Louis, tak samo jak każdy człowiek, ma zalety ale
i wady. Tych drugich moja matka najwyraźniej nie chciała widzieć, jaki pech…
Jednak dzisiejszego dnia postawiłam sobie za cel uświadomienie jej o tym
i nie zamierzałam rezygnować tylko dlatego, że moja własna matka udawała
przede mną skończoną idiotkę i kłamała
mi prosto w żywe oczy, przez co miałam ogromną chęć na rozszarpanie jej na
kawałki.
No dobra, może jestem trochę zbyt impulsywna i zdecydowanie za
agresywna, kiedy wpadam w szał, ale już nic na to nie poradzę. Już dla mnie za
późno na ratunek.
- Nic nie zdziałasz, jeśli będziesz kłamała! Sama mnie zawiozłaś do tej
pieprzonej kliniki, a teraz mi wmawiasz, że niby o niczym nie wiedziałaś?!
- Nie przeklinaj! – Wydarła się i
już chciała wymierzyć mi policzek, jednak złapałam jej rękę zanim dotknęła
mojej twarzy i ścisnęłam mocno. – Puść mnie, Candice! Bo zawołam ojca!
Puściłam jej rękę.
No, więc już wiecie, po kim odziedziczyłam swój wybuchowy charakter?
Moja matka momentami bywała jeszcze gorsza niż ja. Obie zawsze wybuchałyśmy
kłócąc się między sobą, dlatego na szczęście nikt inny nigdy nie cierpiał.
Okej, mama uderzyła mnie może dwa, czy trzy razy, ale to tylko dlatego, że
zawsze jej oddawałam. Cierp ciało, co się chciało. W końcu, nie kto inny jak
właśnie ona zapisała mnie na sztuki walki.
- A jak myślisz, gdzie on teraz jest?! Stoi pod drzwiami i podsłuchuje
tak samo jak reszta, która jest zdecydowanie zbyt wścibska! Tata jest po mojej
stronie, on też to zauważył! – Wskazałam na drewniane drzwi sypialni. –
Zachowujesz się, jakby on nie miał żadnych wad! Jesteś obrzydliwie stronnicza,
a przecież to ja jestem twoją córką, zapomniałaś?!
- Oh proszę cię, nie zrobił niczego złego!
- Wyjechał! – Ryknęłam.
- Miał do tego prawo! Chciałaś go siłą tutaj zatrzymać?! Miał szansę, to
wyjechał!
- Nie wiem co za tuman namówił go do tego X Faktora, ale popełnił
głupstwo! Gdyby nie on, Louis nigdy nie wpadłby na ten pomysł i opuścił by mnie
tak z dnia na dzień! Co więcej, żylibyśmy sobie długo i szczęśliwie, a ja nie
musiałabym robić tej jebanej kariery!
- Ja go do tego namówiłam, jasne?! – Krzyknęła patrząc na mnie z wyraźną
satysfakcją.
- I po chuja to zrobiłaś?! Jesteś teraz zadowolona?! Nie dość, że
straciłaś jego to jeszcze i mnie!
Oh, ona chyba nie wie, co zrobiła wyznając mi to. W życiu nie byłam
bardziej rozwścieczona.
Nigdy nie wiedziałam, w jaki sposób mój przyjaciel wpadł na ten żałosny
pomysł z X Faktorem. Powiedział mi tylko, że namówiła go do tego ważna dla
niego osoba. Sądziłam, że może to jego mama, albo Lottie, która tak uważnie
śledziła każdą edycję i bardzo się ekscytowała, za każdym razem gdy wygrał jej
ulubieniec. Lubiłam ją. Była taka mała, ale miała w sobie tyle życia i
niespożytej energii. Jednak Jey zaprzeczała. Mówiła, że na początku nawet mu to
odradzała, bała się, tak samo jak ja. Kiedy jednak pojechał tam i startował,
wszystkie trzy siedziałyśmy razem przed telewizorem u nas w domu i
przezywałyśmy wszystkie te emocje razem z nim. A kiedy Jey do niego jechała ja
szłam do Lottie i płakałam, a ona tak dzielnie i uparcie mnie wspierała, mimo
że sama jeszcze nie wiedziała do końca co myśleć o tym wszystkim, nie wiedziała
czemu tak rozpaczam.
Ale nigdy nie podejrzewałabym o to swojej mamy. Wiedziałam, że była
bardzo ważna dla Louisa, zawsze mógł się jej wyżalić, liczyć na nią, ale to… Że
to ona go do tego namówiła.
- Może nie powinnam ci tego teraz mówić, ale… - zawahała się, uważnie
patrząc mi w oczy.
- Gadaj! I tak już nie będę bardziej wściekła niż jestem – prychnęłam
rozkładając ręce.
- Jestem z niego cholernie dumna, że odniósł taki sukces, wiesz? Że ma
fanki na całym świecie, że prawie każda nastolatka chciałaby być jego
dziewczyną – mówiła, a ja coraz głębiej wbijałam sobie paznokcie we wnętrze
dłoni zaciskając pięści. – Ty jeszcze nic nie osiągnęłaś, dopiero zaczynasz,
mimo że starasz się tak bardzo już od roku.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić?! – Wykrzyknęłam. – Nie wiesz, jak trudno
się utrzymać, kiedy masz tak mało wsparcia! Nie mam prawie nikogo, kto
dopingowałby mnie w tym co robię! On miał wszystko, czego ja pragnęłam, kiedy
zaczynałam! Przyjaciół, rodzinę, głos i chęci, motywację! A ja?! Miałam Iris,
która dopiero zaczynała mnie poznawać i tatę! Ty tylko cały czas rozpaczałaś,
jak to ci źle, że mnie nie masz! Ale to była tylko twoja wina! Gdyby nie to, że
wyjechał nigdy nie wpadłabym na pomysł, żeby śpiewać! Jesteś taką egoistką! –
Pokręciłam głową. – Chciałam ci przemówić do rozsądku, pokazać, że on nie jest
doskonały, ale teraz… Poddaję się – powiedziałam. – Jeszcze dzisiaj wracam do
Holmes Chapel – dodałam wychodząc.
Pod drzwiami nie zastałam nikogo, jednak w domu panowała niezmącona
cisza, więc nie wątpiłam w to, że podsłuchiwali. Zresztą, teraz nie robiło mi
to większej różnicy, byłam tak nabuzowana adrenaliną, że wszystko było mi
obojętne.
~*~
- Przemyśl to, aniołku.
- Już postanowiłam tato. Zresztą, sam słyszałeś co mi powiedziała. To
dla mnie za dużo. – Pokręciłam głową. – Poza tym, z tym miastem wiąże się za
dużo wspomnień, a wspomnienia bolą. – Wzruszyłam ramionami. – Przynajmniej na
tym etapie rozpaczy. – Uśmiechnęłam się smutno. – Nie martw się, tatusiu. –
Przytuliłam go. – Wiesz, że będę tu przyjeżdżać.
- Mam nadzieję, że Harry mimo wszystko będzie o ciebie dbał. – Spojrzał
na chłopaka jednym ze swoich groźnych spojrzeń.
- Będę, panie H, obiecuję. – Kędzierzawy przyłożył rękę do serca, a ja
dałam mu lekkiego kuksańca. – Ał! A to za co? – Oburzył się i spojrzał na mnie
z wyrzutem.
Zignorowałam go jednak i ponownie zwróciłam się do taty: - Nie bądź dla
niej zbyt ostry, zasłużyła, ale to nadal moja mama. – Westchnęłam i oblizałam
usta. – Kocham cię, tatku. – Uścisnęłam go po raz ostatni. – Dbaj o siebie i
nie przepracowuj się.
- Jasne aniołku, oczywiście. – Uśmiechnął się czule w moją stronę. –
Trzymaj się synu, dbaj o nią. – Poklepał Stylesa po ramieniu. – No, chyba
musicie już iść. – Wskazał ręką na zniecierpliwionego Liama siedzącego za
kierownicą busa i stukającego palcem wskazującym w zegarek.
- Tak, chyba musimy. Będę tęsknić – powiedziałam i otworzyłam drzwi tylne
drzwi. – Chodź Styles, chłopaki nie będą wiecznie na ciebie czekać. –
Poklepałam miejsce obok siebie.
- Do zobaczenia, panie H – mruknął chłopak i usadowił się obok mnie.
- Do zobaczenia, Harry – powiedział tata z dobrotliwym uśmiechem i
pomachał nam.
- Tak właściwie, to czemu Lou nie jedzie z nami? – Zapytał Zayn
rozkładając się na tylnym siedzeniu jak król i kładąc głowę na moich kolanach.
– Myślałem, że ty i on jesteście nierozłączni – zwrócił się do Harry’ego.
- Nie chciał – powiedział tylko chłopak odwracając wzrok, ale
zauważyłam, że zacisnął mocno szczękę.
Wyjęłam telefon z kieszeni kurtki i wystukałam do niego krótkiego smsa.
Nie chciałam mówić tego na głos, skoro nie przyznał się chłopakom jak było
naprawdę.
„Dobra Styles, gadaj co się
stało. Oboje wiemy, że to nieprawda. Dlaczego im nie powiedziałeś, że się
pokłóciliście? I to jeszcze w dodatku o mnie, do kurwy nędzy!”
- Nie przeklinaj – skarcił mnie odczytując wiadomość, a Niall spojrzał
na niego jak na idiotę.
W sumie, nie dziwię się. Ja nic nie mówię, a ten odstawia jakieś sceny.
Okej, może powiem wam jak to naprawdę było z Louisem.
W dzień mojej kłótni z mamą zaczęłam się pakować. W trakcie tej
czynności bardzo rzewnie sobie płakałam, rozpaczając nad moim losem i tym, jak
bardzo zraniła mnie moja własna rodzicielka, której tak bezgranicznie ufałam.
Kiedy zapinałam walizkę do mojego pokoju jak burza wpadł Harry i poinformował
mnie, że jedzie ze mną, podobnie jak reszta chłopaków. Na te słowa jeszcze
bardziej się rozpłakałam, bo jakoś nie bardzo uśmiechało mi się radosne
podróżowanie z jedną z osób, której tak straszliwie nie chciałam widzieć. Jako
że jestem z natury szczerą osobą, poinformowałam o tym Stylesa. Ten coś tam
chwilę gadał od rzeczy i powiedział, że Lou chyba z nami nie jedzie. Jak to ja
dociekałam dlaczego, no bo w końcu są najlepszymi przyjaciółmi forever i w ogóle.
Wtedy Harry troszeczkę się speszył i opowiedział mi, że on i Louis
pokłócili się o naszą przyjaźń. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, bo
przecież ja i Tomlinson nie jesteśmy już raczej przyjaciółmi. (Tak właściwie, to ja nie jestem jego
przyjaciółką. Znaczy, on zawsze będzie moim przyjacielem, ale… Oh, wiecie o co
chodzi, nie?) A potem Styles wytłumaczył mi, że chodziło mu o to, że LouLou
tak nagle mnie zostawił, a ja się przez to rozchorowałam i mogłam umrzeć (w czasie tej kłótni chyba któryś się
popłakał, ale nie zrozumiałam do końca który). Louis na niego nawrzeszczał,
co, wiem z doświadczenia, rzadko mu się zdarzało, a potem powiedział, że on
nigdzie nie jedzie, bo dla niego jest to równie bolesne co dla mnie. W to
ostatnie jakoś trudno mi było uwierzyć, ale nie kwestionowałam prawdziwości
słów Harolda.
„Bo dla mnie to trudne. Zawsze
ufałem Louisowi nie mogę zrozumieć dlaczego zataił przede mną coś takiego.
Zostawił cię i zranił, wybacz, ale nie wiem czy jestem w stanie mu to
wybaczyć.”
Westchnęłam i spojrzałam mu w oczy. Lekko lśniły od łez, dlatego, nie
zważając na głośne protesty Malika, który chyba właśnie usypiał, wdrapałam się
na kolana Stylesa i mocno go przytuliłam.
- Dajcie spokój, wytrzymacie bez obściskiwania się te kilka godzin
podróży – westchnął Niall.
- Spokojnie, chwilę się pomiziają i odpuszczą. – Liam spojrzał na niego
i wcisnął mu do rąk kanapkę owiniętą w papier śniadaniowy. – A teraz jedz, bo
nie będziemy się po drodze zatrzymywać.
- Dzięki, Daddy. – Horanowi rozbłysły oczy, a ja nie mogłam wyjść z
podziwu, że można tak łatwo uszczęśliwić człowieka.
- Nie ma sprawy. – Liam uśmiechnął się delikatnie i powrócił do uporczywego
wpatrywania się w drogę przed nami.
Ja w tym czasie głaskałam Harry’ego po włoskach, bo po tym jak wtulił
twarz w moją szyję jego oddech stopniowo się uspokajał. Chyba nasz malutki
Harry zasypiał. Uśmiechnęłam się delikatnie i zjechałam ręką na jego kark,
który delikatnie muskałam opuszkami palców.
- Ładnie razem wyglądacie – powiedział Li mniej więcej w połowie drogi,
kiedy wszyscy oprócz naszej dwójki już smacznie spali. – Ty jesteś taka
malutka, drobna i krucha, a on… - Zawahał się chwilę.
- A on wręcz przeciwnie? – Zapytałam unosząc brwi, a chłopak kiwnął
głową. – Tak, już to gdzieś słyszałam – powiedziałam wspominając słowa mamy, kiedy
zobaczyła nas razem po raz pierwszy.
- I on chyba naprawdę cię kocha, wiesz?
Przekrzywiłam głowę zaciekawiona. Nie zauważyłam żeby Harry traktował
mnie inaczej niż przyjaciółkę, gdy byliśmy sami.
- Serio? – Udawałam zachwyconą.
- Kiedy cię widzi natychmiast jego oczy zaczynają błyszczeć. Tak samo,
kiedy rozmawiacie przez telefon, albo smsujecie. Bardzo łatwo to zauważyć.
Liam był naprawdę spostrzegawczy. Spuściłam głowę i zerknęłam na
śpiącego Stylesa. Czy to możliwe, żeby naprawdę był we mnie zakochany?
~*~
- Hej, pobudka… – Potrząsnęłam lekko chłopakiem, ale nie przyniosło to
zamierzonego efektu. Nachyliłam się więc i delikatnie musnęłam jego usta. Tym
razem efekt był natychmiastowy. Przyciągnął mnie do siebie i oddał pocałunek z
pełnym zaangażowaniem. Odsunęłam się od niego. – Dojechaliśmy – powiedziałam z
kpiącym uśmiechem. – Miło, że się obudziłeś. – Poklepałam go po ramieniu
obserwując jego zagubiony wyraz twarzy i nieprzytomne spojrzenie.
W czasie kiedy ja namiętnie obściskiwałam się z Harry’m Liam zdążył już
obudzić resztę podróżników. Stali teraz przed moim starym-nowym domem w Holmes
Chapel i cicho coś między sobą szeptali. Nie wnikałam co, tylko po prostu
wyjęłam swoją walizkę i brzęcząc kluczami skierowałam się do drzwi.
Otworzyłam je i uśmiechnęłam się,
wdychając lekko zatęchły zapach. Pachniało tu… domem. W dalszym ciągu można
było poczuć perfumy mamy i wodę po goleniu taty. Odstawiłam bagaż koło komody w
przedpokoju, a klucze rzuciłam do stojącej na niej miski, w której zawsze
trzymaliśmy różne duperele. Skierowałam się w głąb domu, a potem do swojego
pokoju, w którym uchyliłam okno.
Rodzice nic stąd nie zabierali. Wszystkie rzeczy, które kupiliśmy po
przeprowadzce, wszystkie pamiątki i zdjęcia zostały tutaj, kiedy przenosili się
znowu do Doncaster. Jakby czuli, że tu wrócę.
Zeszłam na dół, gdzie chłopcy lekko niecierpliwie czekali w przedpokoju.
- Na górze są pokoje gościnne, wybierzcie sobie – pokierowałam ich, a
oni stękając i przeklinając poszli na górę ciągnąc za sobą swoje bagaże. – Ale
może najpierw coś zjecie? – Dodałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi.
Wzruszyłam więc ramionami i korzystając z telefonu stacjonarnego, który
stał w kuchni zamówiłam trzy duże pizze. Potem zadzwoniłam do Iris i
przekrzykując jej głośne piski zaprosiłam ją do siebie.
Ledwo zdążyłam dojść do przedpokoju, a ona już pukała do drzwi. No tak,
wspominałam, że mieszka jedynie dwa domu dalej? Podejrzewam, że nie.
Otwierając drzwi już spodziewałam się tego, co tam zastanę. Black stała
w progu na boso i w samej piżamie (biała bluzka na ramiączka i krótkie spodenki
w kratkę) oraz krótkim, jasnym szlafroku, który jej kupiłam, kiedy po moim
pierwszym wyjeździe odwiedziła nas w takim samym stroju jak dzisiaj.
Uśmiechnęłam się szeroko na jej widok i wyściskałam mocno. Co z tego, że
widziałyśmy się w weekend?
- Wejdź, nie jest najcieplej, a ty mi się zaraz rozchorujesz. – Niemal
siłą wciągnęłam ją do środka, a ona na szczęście się nie opierała… aż tak
bardzo.
- To gdzie oni są?
Blondynka niecierpliwie przeskakiwała z nogi na nogę rozglądając się
dookoła wzrokiem szaleńca. Mocno uderzyłam ją z otwartej dłoni w twarz, żeby
trochę oprzytomniała. Spojrzała na mnie z nie mniejszym entuzjazmem niż
wcześniej, jakby to co zrobiłam przed chwilą w ogóle jej nie obeszło.
- Ogarnij się! – Powiedziałam głośno i stanowczo, ale uśmiech nie
schodził mi z twarzy. – Są na górze, muszą się doprowadzić do porządku. W
końcu, to banda dzikich zwierząt. – Wywróciłam oczami.
- Nie przesadzaj. – Poczułam, jak ktoś (Styles) obejmuje mnie w talii. –
Nie jesteśmy aż tak dzicy – wytłumaczył
się z uśmiechem. – Harry Styles – przedstawił się z olśniewającym uśmiechem, wyciągając
dłoń w stronę Iris, która o mało nie zemdlała z wrażenia.
- No przecież wiem – wyszeptała słabo obserwując go wielkimi oczami. W
ostatniej chwili wyciągnęłam w jej stronę ręce powstrzymując jej nieprzytomne
ciało od upadku.
Czyli jednak zemdlała.
Westchnęłam ciężko patrząc oskarżycielsko na zszokowanego Harry’ego.
- No i co żeś zrobił? – Skarciłam go.
- Ale ja nie chciałem – jęknął patrząc na mnie oczami szczeniaczka.
Doncaster, 13.07.12
Kochany L!
Ona?!
Już kompletnie nic z tego nie rozumiem… Żeby nie posłuchać własnej matki i tak bezgranicznie zaufać mojej?! Oszalałeś, to chyba jedyne wytłumaczenie.
A teraz… Wierzyć Ci, czy nie, kiedy mówisz, że cała ta sytuacja rani Cię w takim samym stopniu jak mnie? Bo jakoś trudno mi to przyjąć do wiadomości. W końcu, zachowujesz się, jakby nasza wieloletnia przyjaźń nic dla Ciebie nie znaczyła. Nie chcesz z nami jechać do Holmes Chapel, mimo że wszyscy Twoi przyjaciele trzymają moją stronę i jadą.
Chyba im zaufam, wydają się w porządku. Jak sądzisz?
Nie mam za dużo czasu, dochodzi już czwarta, a ja chcę się jeszcze pożegnać z tatą. Trudno mi go tutaj zostawić. Jestem ciekawa, czy zejdziesz na dół się ze mną pożegnać. Wiem, że z chłopakami już się pożegnałeś, słyszałam przez ścianę.
Tęsknię za Tobą, wiesz? Ale nie mogę uwierzyć, że…
Już mnie wołają…
C.C.H
Rozdział cudowny i interesujący. Ta kłótnia z mamą dodała lekkiego pazura temu opowiadaniu. Ogólnie Harry jest taki słodki <3 Czekam na ciąg dalszy ;)
OdpowiedzUsuńhttp://po-obu-stronach-lustra-1d.blogspot.com/
http://pain-and-love-1d.blogspot.com/
Tak mi szkoda Candice. Rozdział jest oczywiście wspaniały i bardzo fajnie opisałaś tą kłótnię z mamą. Szkoda, że jest tak ślepa i nie widzi wad Louisa. A co do Harry'ego to jest taki słodki. Mam nadzieję, że pomiędzy tą dwójką będzie coś więcej :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
PS. Jak będziesz miała czas to wpadnij do mnie na http://stole-my-heart-opowiadanieo1d.blogspot.com/