Trzymałam jego ciepłą dłoń i wpatrywałam się w swoje stopy.
Szliśmy powoli brzegiem morza, a ja rozmyślałam. On powoli szedł tuż
obok mnie, ale nie naciskał. Chyba chciał, żebym była gotowa, ale ja nie byłam
pewna, czy do tego typu rzeczy można się w ogóle przygotować. Miałam nadzieję,
że tak, bo czas powoli nam się kończył.
- Okej, to co chciałeś mi powiedzieć? – Oblizałam usta i odwróciłam się
w jego stronę tym samym przerywając nasz stosunkowo krótki spacer.
Odchrząknął, a ja wytarłam spocone dłonie o swoje krótkie, dżinsowe
spodenki. Zdjęłam okulary i zaczepiłam je o szlufkę, wpatrując się uważnie w
jego niezaprzeczalnie przystojną twarz.
- Wiem, że nie znamy się od dziecka, ale ja tak właśnie się czuję. –
Pogładził mnie zimną dłonią po rozgrzanym policzku, a ja zmrużyłam oczy, czując
przyjemne dreszcze rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa. – Dzisiaj bawiłem się
cudownie i chciałbym czuć się tak każdego dnia. – Pokręcił głową roztrzepując
włosy. Zagryzłam wargę i odgarnęłam w twarzy kilka niesfornych kosmyków włosów.
– Nie jestem dobry w układaniu przemówień – westchnął z delikatnym uśmiechem, a
ja pokiwałam głową rozbawiona.
- Zauważyłam – szepnęłam i dyskretnie rozejrzałam się dookoła.
- Przejdę do konkretów – podążył za moim spojrzeniem, które jednak po
chwili skierował na mnie. – Chcesz zostać moją dziewczyną?
- Już myślałam, że tego nie wydusisz! – Wyrzuciłam ręce w powietrze. –
No pewnie, że tak! – Przytuliłam go mocno, a on nachylił się i zupełnie bez
ostrzeżenia wpił się w moje usta.
Na początku znieruchomiałam nie wiedząc co się dzieje, ale już po chwili
stanęłam na palcach i splotłam dłonie na jego karku zamykając oczy. On objął
mnie w pasie, a ja poczułam jak się uśmiecha. Miałam ochotę prychnąć pod nosem,
ale byłam zbyt pochłonięta pocałunkiem. Rozchyliłam wargi, a jego język
natychmiast spotkał się z moim. Westchnęłam cicho z rozkoszy, gdy pieścił moje
podniebienie, wywołując przyjemne mrowienie w moim podbrzuszu.
Nie żeby to był mój pierwszy pocałunek. Co to, to nie. Miałam za sobą
dziesiątki pocałunków, część z nich nawet z zupełnie przypadkowymi chłopakami
poznanymi na dyskotekach. Jednak ten był zdecydowanie najbardziej namiętny.
Delikatnie, aczkolwiek stanowczo, wyplątałam się z jego objęć i
odchrząknęłam, spuszczając głowę by ukryć uśmiech.
- A więc… - zaczął Harry, który był chyba równie zadowolony co ja.
- Wracamy? – Dokończyłam za niego.
- Tak, możemy – przytaknął ujmując moją dłoń i splatając swoje palce z
moimi. – Chociaż ja bym mógł tutaj zostać – oblizał sugestywnie usta, a ja aż
zachłysnęłam się powietrzem z oburzenia. – Żartuję przecież. – Pokręcił głową.
Wcale na to nie wyglądało, ale nic nie powiedziałam. Podążyłam za nim w
stronę naszych menadżerów, nadal uśmiechając się pod nosem.
- Co się tak szczerzysz, hmm? – Zagadnęła mnie Ann, kiedy już
rozsiedliśmy się wygodnie na piasku obok jej leżaka.
- Jezu, to już w tym kraju nie wolno być szczęśliwym?! – Pokręciłam
głową, udając oburzenie.
- A więc ci się podobało – Styles spojrzał na mnie z tryumfalnym
uśmiechem, a ja schowałam twarz w dłoniach załamując się całkowicie. –
Wiedziałem, od początku to wiedziałem.
- Jasne. – Poklepałam go pocieszająco po ramieniu i szepnęłam
konspiracyjnie do przyglądającego się nam ciekawsko Paula: - Mama zawsze mi
powtarzała, że jak rozmawiasz z czubkiem, to zgadzaj się z nim, cokolwiek nie
powie.
- Ej! – Oburzył się Harry. – Nie jestem czubkiem!
- Oczywiście, że nie jesteś słońce. – Pogłaskałam go po policzku.
- Christine, powinnaś się już zbierać – Anna-Line zerknęła za zegarek w
telefonie i postukała w ekran pokazując mi godzinę. – Za dwie godziny masz
sesję dla Victoria Secret.
- Podwiozę cię! – Wykrzyknął Harry zrywając się na równe nogi, a ja
drgnęłam przestraszona. – No co? – Zapytał widząc nasze zdziwione spojrzenia. –
Powiedziałem chłopakom, że będę wieczorem. – Wywrócił oczami zrezygnowany.
- To wiele wyjaśnia. – Jego menadżer pokiwał głową, jakby właśnie
rozwiązał wielką zagadkę.
- Tak właściwie, to nic nie wyjaśnia – poinformowałam ich. – Ale nie
chcę się spóźnić, więc nie będę drążyć tematu. Styles, jedziemy –
zakomenderowałam podnosząc się i biorąc do ręki swoją torbę plażową.
- Powinnaś mi wymyślić jakąś słodką ksywkę – powiedział, kiedy wsiadaliśmy
do jego czarnego audi.
- Nie, nie powinnam.
- Owszem, powinnaś – spierał się ze mną, a moje ciśnienie niebezpiecznie
się podnosiło.
- Czy twoje nazwisko nie jest samo w sobie słodką ksywką? - Podpuściłam
go zapinając pasy.
- Jest, ale i tak powinnaś coś dla mnie wymyślić.
~*~
- Where my bitches?! – Usłyszałam głośny wrzask i zamarłam z
ręką tuż przy klamce. Rozchyliłam delikatnie wargi i zamrugałam kilkakrotnie.
Oblizałam wargi i z uśmiechem otworzyłam drzwi.
- I’m home! – Wrzasnęłam i zaśmiałam się, widząc Harry’ego
stojącego w holu w samych bokserkach z bardzo, ale to bardzo zagubioną miną,
wpatrującego się we mnie w szoku.
- Okeej, to było dziwne… – Jakiś blondynek wychylił głowę z kuchni, a ja
pomachałam mu koniuszkami palców unosząc brwi i momentalnie poważniejąc.
- Harry kochanie, wyjaśnij mi proszę, czemu w moim domu jest pełno
ludzi? Bo chyba zapomniałam… – Podeszłam do chłopaka i założyłam dłonie na
piersi.
- Znam ten ton. - Z salonu wyszedł mój tata z kubkiem kawy w ręku i
poklepał Stylesa po ramieniu. – Strzeż się synu, bo on nie wróży nic dobrego.
- Tatuś! – Zawołałam uradowana i uśmiechnęłam się szeroko. Przytuliłam
mocno mężczyznę, a on tylko pocałował mnie w policzek. – Kiedy wróciłeś?
- Wczoraj wieczorem. Mama powiedziała mi, że jedziesz na weekend do
Iris, dlatego postanowiłem zrobić ci niespodziankę.
- I zrobiłeś! Tak się cieszę, że przyjechałeś – ponownie go uściskałam.
- A ty jak się czujesz? – Odwróciłam się i przyłożyłam dłoń do czoła
kędzierzawego, chcąc sprawdzić, czy nie ma gorączki.
Okej, może zacznę od początku.
Kiedy w gazetach zaczęło huczeć od informacji o moim nowych chłopaku,
moi rodzice postanowili przebadać grunt. Zaprosili więc nas na tydzień do
naszego domu w Doncaster. Wzbraniałam się przed tym jak mogłam, jednak od
nieuniknionego nie uciekniesz. Tak więc trzy dni po naszym oficjalnym zejściu
się wsiedliśmy w samolot i przylecieliśmy.
Okazało się, że tata musiał pojechać do Londynu, bo miał jakąś niezwykle
ważną operację do przeprowadzenia i nie mógł przyjechać. Za to mama była moim
nowym chłopakiem zachwycona, co dodatkowo potęgował fakt, że Styles umiał
gotować. Kiedy więc test został zdany zostawiłam go sam na sam z moją mamą i
pojechałam na weekend odwiedzić Iris, za którą niemożliwie się stęskniłam.
A potem wracam, zmachana po podróży i zastaję to…
- Już mi lepiej, gorączka przeszła wczoraj – powiedział. – Właściwie,
sam nie wiem jak to się stało, że jest tak pełno ludzi. Wstaję rano i widzę to…
- wskazał ręką w stronę kuchni.
Obejrzałam się i zamarłam. Czwórka nierozgarniętych, nie do końca
ubranych chłopaków kłóci się przy stole o ostatni kawałek mandarynki. A wśród
tej czwórki jest on.
Momentalnie brakuje mi
tlenu, nogi się pode mną uginają. Przed upadkiem ratują mnie tylko silne ręce
Harry’ego, które przytrzymują mnie w talii. Obraz zupełnie mi się rozmazuje i
nie wiem gdzie jest góra, a gdzie dół. Myśli kotłują mi się w głowie, nie wiem
co się dzieje.
Słyszę krzyk. Ktoś z
przerażeniem wykrzykuje moje imię, a ja nie potrafię odpowiedzieć, bo gardło
jakby zupełnie mi wyschło. Ale kto krzyczy? To chyba tata… a może mama? Słyszę
Stylesa? Chyba tak… Już sama nie wiem. Wszystko zupełnie mi się miesza.
~*~
Przecierając oczy poczułam coś zimnego i wilgotnego na swoim czole.
Przeniosłam tam rękę i wyczułam zdrętwiałymi palcami ręcznik. Zamrugałam
siadając i rozejrzałam się dookoła. Odłożyłam okład na szafkę nocną, do miski,
którą ktoś tam postawił.
Byłam w swoim pokoju, przebrana w piżamę. Uśmiechnęłam się widząc, że
ktoś do połowy zasłonił roletę, aby słońce nie raziło mnie w oczy gdy wstanę.
Odgarnęłam kołdrę i postawiłam nogi na chłodnej podłodze. Niemal
natychmiast chłód przeniknął wszystkie moje kości, a na ramionach pojawiła się
gęsia skórka. Chwyciłam brązowy, luźny sweter wiszący na fotelu i zarzuciłam go
na siebie. Przeczesałam włosy dłońmi wychodząc z pokoju i ziewnęłam szeroko.
Spojrzałam na zegarek wiszący w przedpokoju i w tym momencie poczułam
zapach jajecznicy. Uśmiechnęłam się na myśl o śniadaniu i jakby troszeczkę się
ożywiłam.
Skierowałam się do kuchni, skąd wydobywał się przyjemny zapach i
ujrzałam swoją mamę stojącą przy kuchni. Talerze i sztućce już były rozstawione
na stole, ale nie mogłam pojąc dlaczego przyszykowanych jest aż osiem miejsc.
Zmarszczyłam brwi i przekrzywiłam głowę. Postanowiłam jednak nie zaprzątać
sobie tym myśli i ucałowałam policzek rodzicielki na powitanie.
- Hej skarbie, jak się czujesz? – Zapytała.
- Bardzo dobrze, ale dlaczego ty robisz śniadanie? Myślałam, że to już
tradycja, że to Harry dla nas gotuje – zaśmiałam się siadając na swoim miejscu
u szczytu stołu.
Kobieta tylko wywróciła oczami na nałożyła mi na talerz porcję
śniadania. Ja natomiast nalałam sobie soku pomarańczowego z dzbanka i czekałam
aż mama się do mnie dosiądzie. Kiedy już to zrobiła kontynuowałyśmy rozmowę.
- Niezłego nam stracha wczoraj napędziłaś, kiedy tak zemdlałaś. Tata
myślał, że miałaś atak astmy. – Położyła swoją ciepłą dłoń na mojej, a ja posłałam
jej ostrzegawcze spojrzenie.
- Mamo! – Skarciłam ją. – Wiesz, że nie lubię o tym rozmawiać! To czysty
przypadek, że mi wtedy przeszło! – Zakończyłam rozmowę. – Smacznego – dodałam
jeszcze i zabrałam się za śniadanie.
Akurat wtedy do kuchni wszedł tata, jeszcze lekko zaspany i nieogolony.
Potarł poszarzałą twarz dłonią i uśmiechnął się na widok jajecznicy. Nałożył
sobie na talerz i usiadł naprzeciwko swojej żony.
- Jak samopoczucie, moje drogie panie? – Zagadnął.
- Dobrze, tatusiu. – Posłałam mu szeroki uśmiech.
- Cieszę się aniołku. – Pogłaskał mnie po policzku, a ja zrobiłam
oburzoną minę małej dziewczynki.
- Tato!
- Przepraszam, przepraszam. – Wzniósł oczy do nieba. – Po prostu dawno
się nie widzieliśmy, a ja bardzo się za tobą stęskniłem.
- Ja też. – Spuściłam wzrok na talerz oblewając się rumieńcem.
- Hej, hej! – Skarciła nas mama. – Jak pies je, to nie szczeka, bo…
- Bo nie może? – Zapytał ktoś w progu, a ja momentalnie ścisnęłam
mocniej widelec.
To zawsze była nasza zabawa w dzieciństwie. Przedrzeźnialiśmy moją mamę,
której ulubionym powiedzeniem było „Jak pies je to nie szczeka, bo mu miska
ucieka! Więc zamknąć jadaczki, wy moje urwisy!”. Uwielbiała tak mówić,
szczególnie gdy przyszła do nas jej przyjaciółka Jey ze swoim synem, a jednocześnie
moim najlepszym przyjacielem. My za to kochaliśmy ja przedrzeźniać.
- Witaj, skarbie! – Zawołała kobieta radośnie. – Jak ci się spało? Nikt
nic nie ruszał w twoim pokoju, odkąd wyjechałeś. Nawet Candy tam nie wchodziła.
Tak… Możecie się śmiać, ale miał u nas nawet swój pokój. Tak często
zostawał u nas na noc, że mojej mamie znudziło się wieczne ścielenie mu łóżka w
pokoju gościnnym i po prostu przerobiła go na pokój dla niego. Oczywiście,
pozostało u nas jeszcze pięć innych, które wykorzystywaliśmy kiedy, na
przykład, przyjechała ciocia Maggi.
- Świetnie ciociu, dziękuję – powiedział i usiadł obok niej nawet na
mnie nie patrząc.
Mama niemal natychmiast poderwała się z krzesła i z szerokim uśmiechem
nałożyła mu solidną porcję śniadania na talerz. Kątem oka obserwowałam jak
niemal służalczym gestem nalewa mu sok do szklanki. Odwróciłam wzrok i
skończyłam jedzenie, czując gorące łzy zbierające mi się w kącikach oczu.
- Pójdę do siebie – wyszeptałam przez ściśnięte gardło i omal nie
przewracając krzesła pobiegłam do swojego pokoju tłumiąc szloch.
Oczywiście, to nie byłoby moje życie gdybym w przedpokoju nie minęła się
ze zszokowanym Niallem, który próbował złapać mnie za nadgarstek i torturami
wyciągnąć ze mnie informacje. Ale ja, geniusz intryg, wymknęłam się mu
korzystając ze swoich chudych rąk i wieloletnich lekcji baletu oraz sztuk
walki. W skrócie, zrobiłam zgrabny piruet i wykręciłam mu nadgarstek wyrywając
przy tym swój. Biegnąc na górę po schodach słyszałam jeszcze jego ciche jęki i
ciut głośniejsze przekleństwa.
Naturalnie, jak to bywa w nudnych
romansidłach, zamknęłam się w pokoju i cicho płakałam w poduszkę przytulając
przy tym ulubionego misia. Tyle że niestety mój misio pachniał jego perfumami i
absolutnie nie przynosił mi ulgi w cierpieniu.
Sięgnęłam po czystą kartkę papieru i długopis i trzęsącymi się dłońmi
napisałam:
Doncaster, 10.07.12
Kochany
L!
Jesteś tutaj i zadajesz mi
ból… Dlaczego tu jesteś?!
Przerwałam. Łkając głośno i plamiąc przy tym kartkę oraz rozmazując tusz
sprawiając, że wszystko co napisałam po prostu się rozmazywało.
Schowałam twarz w poduszkę i krzyknęłam głośno z rozpaczy. To było dla
mnie zdecydowanie za trudne.
Przyznaję, kiedy go nie było codziennie rano budziłam się z nadzieją, że
mój kochany LouLou zaraz wparuje do mojego pokoju w swojej piżamie w renifery i
zacznie głośno śpiewać piosenki o miłości, a potem położy się obok mnie i
przytuli mnie z całych sił i powie, że tak mocno się za mną stęsknił. Wtedy ja
głośno się zaśmieję i powiem, że przecież był w pokoju obok i mógł do mnie
przyjść. On uśmiechnie się tak specyficznie, jak to tylko on potrafi i powie,
że nie wypada przeszkadzać damą podczas snu, bo to przynosi koszmary. Potem
wspólnie zejdziemy na śniadanie przygotowane przez mamę – gofry z bitą śmietaną
i czekoladą.
Marzyłam, że będzie jak dawniej.
A teraz on tu jest. Tutaj, w moim domu. I nawet spał w swoim pokoju,
który przecież był przez ścianę z moim.
Tak strasznie bolało mnie to, że przy śniadaniu nawet nie spojrzał w
moją stronę, nie posłał ani jednego uśmiechu, nie wypowiedział żadnego słowa.
Czy problemem jest powiedzieć krótkie „dzień dobry”? Oh, co tam „dzień dobry”!
Nie powiedział nawet zwykłego „nie chcę cię więcej widzieć, spierdalaj z mojego
życia”…
Ktoś usiadł obok mnie i przytulił mnie mocno. Poczułam znajome perfumy
taty i wtuliłam się w jego ciepłe ciało.
- Już cichutko aniołku, wszystko się ułoży – wyszeptał i pocałował mnie
w czubek głowy.
- Już nic nie będzie tak jak dawniej. Tatusiu, ja cierpię –
zaszlochałam. – Tak bardzo cierpię… i tak samo cierpiałam gdy odszedł, dlaczego
on wtedy odszedł?!
Mężczyzna posadził mnie sobie na kolanach. Zaczął kołysać tak jak dawniej,
gdy byłam małą dziewczynką i miałam koszmary, a on przychodził do mnie w środku
nocy i usypiał.
Oczywiście, tylko wtedy gdy LouLou nie nocował u nas. Wtedy do Lou
przychodził, przytulał mnie mocno i zaczynał nucić kołysanki, aż w końcu
zasypiałam. A on zostawał ze mną do rana…
- Nie wiem aniołku, nie jestem wstanie ci tego powiedzieć. – Gładził
mnie po włosach opierając brodę na czubku mojej głowy. A ja wtulałam się w
niego drżąc, sama nawet nie wiem dlaczego. – Ale teraz wrócił, Candy. Teraz
wszystko się ułoży.
- Wcale nie. – Pokręciłam głową z przekonaniem. – On już nie jest tylko
mój, już nie chce mojej przyjaźni. Widziałeś co dzisiaj zrobił!
Po policzkach spływał mi potok łez, których nawet nie potrafiłam
powstrzymać. Nie płakałam od jego wyjazdu. Kiedyś musiałam się pozbyć
hektolitrów łez, które się we mnie nagromadziły.
- Aniołku, musisz nauczyć się nim dzielić. – Tata uśmiechnął się, wyraźnie
rozbawiony. – Troszeczkę się pozmieniało córeczko, ale to nie znaczy, że to co
było kiedyś już nie wróci – pogłaskał mnie po policzku. Zresztą, ty też już nie
jesteś tylko jego, prawda? – Zauważył unosząc brwi.
- Oh, to tylko gra tatku, na pewno zauważyłeś. – Spuściłam głowę.
- Owszem, ale chciałem żebyś sama mi o tym powiedziała. Ufam ci, moja
maleńka. Wiem, że zawsze podejmujesz słuszne decyzje. – Uścisnął mnie po raz
ostatni. – Masz gościa – dodał i wyszedł z mojego pokoju.
Spojrzałam w stronę drzwi i pociągnęłam żałośnie nosem. O futrynę
nonszalancko opierał się Styles. Na jego ustach igrał się kpiący uśmieszek,
jednak wzrok miał zatroskany i nawet gdyby był najlepszym aktorem nie potrafił
by tego przede mną ukryć. Wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi i przekręcił
kluczyk. Nie wiem czemu, ale to był jego nawyk.
- Nie wiem co się stało, ale Niall powiedział mi, że płakałaś – usiadł
na łóżku i odgarnął mi potargane włosy z twarzy – oraz, że boleśnie wykręciłaś
mu nadgarstek, jednak nie chcę cię dołować i nie powiem, jak bardzo potem
płakał.
- Potem go przeproszę. – Sięgnęłam po chusteczki i wysmarkałam nos.
- Okej, o co chodzi? – Zapytał. – Wyglądasz jakbyś wypłakała morze łez.
- Było blisko – szepnęłam. – Ale to nic takiego, już mi przeszło. Po
prostu ja i mama mamy odmienny stosunek do pewnych spraw. Jeszcze się o to nie
pokłóciłyśmy, ale pewnie niedługo do tego dojdzie. – Wzruszyłam ramionami.
- Zawsze masz mnie po swojej stronie. Wiesz o tym, prawda? – Upewnił się
przytulając mnie lekko, jakby bał się, że mnie uszkodzi.
- Obawiam się, że tym razem jednak nie – szepnęłam.
Doncaster, 10.07.12
Kochany L!
Jesteś tutaj i zadajesz mi ból… Dlaczego tu jesteś?!
Oh, tak strasznie mnie rani Twoja obecność. Może nie tyle Twoja obecność, co brak Ciebie w moim życiu. Bo właściwie, mimo że jesteś tak blisko, to czuję jakby wcale Cię nie było. Ignorujesz mnie, chociaż z moją mamą rozmawiasz jakbyś nigdy nas nie zostawił. A przecież zostawiłeś! Opuściłeś nas zupełnie bez słowa! Opuściłeś mnie, jakbym nic dla Ciebie nie znaczyła…
Czy ona tego nie widzi? Nie widzi, jak wiele szkód wyrządziłeś w naszym życiu? jak wiele niedokończonych spraw zostawiłeś, odchodząc bez żadnego pożegnania? Jak bardzo skrzywdziłeś jej jedyną córkę? Zachowuje się jakby była ślepa na otoczenie, a chyba nawet tata zauważył, że coś jest nie w porządku. Kiedy wszedłeś dzisiaj do kuchni zamilkł i już nie powiedział ani słowa dopóki nie wyszłam. I chyba nawet potem nie rozmawialiście, mylę się?
Już nie wiem co mam robić. Mama widzi w Tobie ideał, a ja nie wiem jak mam jej pokazać, że nim nie jesteś, skoro nawet Twoje odejście jej tego nie uświadomiło. Nie wiem co jest z nią nie tak bo nawet ja, która tak bardzo Cię kochałam (w końcu, tylko Ty go końca akceptowałeś moje dziwactwa) zobaczyłam rysę w twojej idealnej duszy.
Chyba jednak nie jesteś doskonały... szkoda tylko, że uświadomienie sobie tego tak wiele mnie kosztowało.
I mimo tego wszystkiego, na zawsze Twoja – C.C.H.