niedziela, 25 sierpnia 2013

Chapter 6

- Czego chcesz? – Zapytałam, krzyżując ręce na piersiach i stanęłam w przejściu, blokując chłopakowi wejście do mieszkania. – I czego nie zrozumiałeś w zdaniu „to było nasze ostatnie spotkanie”?
Zielone oczy Harry’ego pociemniały nienaturalnie, ale ja tylko zacisnęłam usta pokazując mu, że jego humorki nie robią już na mnie wrażenia. Za dużo czasu spędziłam oszukiwana przez niego i raniona jego cholernymi zmianami nastrojów, żeby teraz znowu dać się w to wciągnąć. Nie, to już była przeszłość i nie chciałam do niej wracać.
- Christine, myślę, że nasza rozmowa jednak…
- Już dawno się skończyła – przerwałam chłopakowi zdecydowanym tonem. – Podobnie jak wszystkie uczucia pomiędzy nami. Dorośnij Harry i pogódź się z tym, że dużo przeszłam i już nie jestem tą samą naiwną dziewczynką co kiedyś.
Słyszałam, jak wszyscy stojący za mną wstrzymują oddechy. Wiedziałam, że nie spodziewali się po mnie takiej stanowczości. Tak… Ja też chyba się  tego nie spodziewałam.
Ale miałam już dość Harry’ego i tego, jak emocjonalnie reagowałam na jego obecność. Byłam zbyt sentymentalna i sama za bardzo przejmowałam się tym, co kiedyś było między nami. Poza tym, nadal miałam do niego żal o to, jak zachowywał się w stosunku do mnie, kiedy myślałam, że między nami może coś być. I o to, że nie było go, kiedy mój tata zmarł, a ja tak bardzo go potrzebowałam.
- Candy, nic nie rozumiesz, pomiędzy mną i Nate nic nie ma!
Uniosłam brwi, niemal niezauważalnie rozchylając wargi. Nie mogłam uwierzyć, że powiedział coś takiego. To było zupełnie absurdalne i nie rozumiałam, jaki był sens tego, że mi to powiedział.
Owszem, zrobiło to na mnie wrażenie i tylko utwierdziło w przekonaniu, że Harry Styles był chamem nie liczącym się z cudzymi uczuciami. I tak… W moim sercu skakał mały, tryumfujący Diabełek, który cieszył się, że Hazz nie traktował tej dziewczyny tak poważnie jak mnie. Szybko go jednak uciszyłam, bo wiedziałam, że to cholernie złe.
Ja. Mam. Zayna. Nic innego się nie liczy. Zayn. Zayn jest najważniejszy.
Odetchnęłam głęboko i przymknęłam na chwilę oczy.
- Harry – zaczęłam łagodnie. Wyczułam napięcie panujące za moimi plecami i wiedziałam, że Zayn jest bardzo zdenerwowany. – Harry, nie wiem, komu i co starasz się uświadomić. Ale wiedz, że po tym co mi, nam – poprawiłam się, pokazując ręką za swoje ramię – powiedziałeś, już nigdy nie spojrzę na ciebie jak na mojego Harry’ego. – Przełknęłam ślinę, widząc w oczach chłopaka, jak bardzo zabolały go moje słowa. – Bo mój Harry już dla mnie nie istnieje. Zniknął, kiedy postanowił potraktować mnie jak najgorszą szmatę i zostawić bez słowa wyjaśnienia.
Ktoś cicho westchnął, ale nie odwróciłam się, aby sprawdzić kto.
- Myślę, że powinieneś już iść, Harry – odezwał się Louis, a ja podświadomie wyczułam, jak trudno było mu to powiedzieć. Jezu, oni tak dawno się nie widzieli… - Tak będzie lepiej dla nas wszystkich – dodał i podszedł do mnie.
- Lou, pro…
- Nie, Harry – Louis pokręcił głową, przymykając oczy, jakby sam widok Hazzy niemiłosiernie go bolał. Zmarszczyłam brwi i położyłam mu dłoń na ramieniu, a kąciki jego ust nieznacznie się uniosły. – Nie mamy już sobie nic do powiedzenia, Harry.
Zamknęłam drzwi, nie czekając na wyjaśnienia ze strony swojego byłego chłopaka i odwróciłam się do reszty. Milczałam, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
- To co, gramy w Monopoly? – Wydusiła z siebie Iris, a ja zachichotałam cicho.
*
- Nie! Liam, oszukiwał! – Krzyknęłam udając oburzenie, a potem wybuchnęłam śmiechem.
Chłopak spojrzał na mnie z wyrzutem i rzucił we mnie nadgryzionym chipsem. Jęknęłam z obrzydzenia i odrzuciłam chrupka z powrotem do bruneta, mimo wszystko ciesząc się, że wreszcie nasze życie wraca do normy.
Rozejrzałam się po salonie z szerokim uśmiechem.
Niall i Iris tańczyli i wydurniali się na kanapie śpiewając piosenki, które leciały z radia, w którym głośność podkręcona była na full. Wymieniali się przy tym opróżnioną do połowy butelką ajerkoniaku domowej roboty. Moja przyjaciółka wydawała się być szczęśliwa jak nigdy dotąd. Jej policzki były zarumienione z emocji, a oczy błyszczały. Nialler wcale nie był gorszy. Co chwilę szczerzył zęby i szeptał do ucha Iris.
Perrie jak zwykle siedziała obrażona w kącie i pisała esemesy, co odrobinę popsuło mój humor, ale nic nie powiedziałam. Nie chciałam wyjść na złą przyjaciółkę, o co blondynka na pewno by mnie zaraz oskarżyła.
Ja, Danielle i Liam oraz Louis graliśmy właśnie w Monopoly, a towarzystwa dotrzymywały nam trzy butelki wódki. Tak, każdy z nas miał własną, a Liam jak zwykle nie pił. Wracając do gry, ja, jak zwykle przegrywałam ale dla mnie nie miało to większego znaczenia, bo świetnie bawiłam się w towarzystwie przyjaciół.
Zayn powoli przysypiał z głową na moich udach. Przeczesałam palcami jego gęste włosy, a na jego ustach pojawił się delikatny, leniwy uśmiech. Wyglądał tak słodko, że nawet nie miałam serca go obudzić, żeby poszedł spać do sypialni.
- W sumie, zawsze wiedziałem, że Liam to mistrz w monopolowych oszustwach – mruknął Lou, pokazując palcem na przyjaciela i upił kolejny łyk ze stojącej obok niego butelki.
Danielle starała się przybrać poważny wyraz twarzy i pokiwała gorliwie głową. Oblizała usta i rzuciła kostką. Zmrużyła oczy, podobnie jak ja, starając się dostrzec liczbę wyrzuconych oczek, ale ani jej, ani mi, nie wychodziło to zbyt dobrze, mimo że obie niemal w tym samym czasie pochyliłyśmy się do przodu w stronę planszy. Ułożyłam usta w dziubek i skrzywiłam się, opierając plecy o kanapę.
- Dobra, zarządzam koniec gry – powiedziałam, podnosząc ręce na wysokość klatki piersiowej.
- Co?! – Wykrzyknął oburzony Lou, ale ja tylko wywróciłam oczami.
- LouLou, schlaliśmy się jak dzikie krowy – wytłumaczyłam spokojnie.
- A nie świnie? – Zapytał Liam, unosząc brwi.
Skrzywiłam się, bo w obecnym stanie krowy i świnie były dla mnie jednym i tym samym, a Liam burzył mój światopogląd.
- Stary, co za różnica? – burknął Zayn, wyraźnie niezadowolony z naszej głośnej wymiany zdań. – I to ląduje na talerzu, i to ląduje na talerzu, serio, co za różnica?
Pogłaskałam mulata po lekko zarośniętym policzku i cmoknęłam go szybko w usta, aby poprawić mu nastrój. Podziałało, bo zaraz uśmiechnął się i ponownie zamknął oczy starając się zasnąć.
- Zachowujecie się wszyscy jak napalone nastolatki – usłyszałam i podniosłam wzrok marszcząc brwi.
Perrie stała koło telewizora mocno ściskając w dłoni telefon i krzywiła się, mierząc nas zniesmaczonym spojrzeniem. Nie do końca wiedziałam o co jej chodzi, ale bardzo chciałam się dowiedzieć.
- Nie rozumiem – mruknęła Danielle. – Po co w takim razie tu siedzisz? – Dodała, a w jej głosie pobrzmiewała nuta irytacji. Całkiem duża nuta. – Ostatnio zachowujesz się, jakby nie interesowało cię nic oprócz twojej własnej osoby, wiesz? Może czasem pomyślałabyś też o nas, bo wiesz, jeszcze niedawno nazywałaś nas swoimi przyjaciółmi.
Zayn powoli otworzył oczy i podniósł się, po czym usiadł obok mnie uważnie lustrując wzrokiem swoją byłą dziewczynę.
- Och, daj spokój, Danielle – prychnęła Pezz. – Nie mów o mnie tak źle, dopóki nie spojrzysz na siebie. Ile jeszcze zamierzasz wszystkich oszukiwać? I kiedy zamierzałaś im powiedzieć, że mieszkasz u tylko dlatego, że twoi rodzice wyrzucili cię z domu, bo nie lubią twojego chłopaka?
Otworzyłam szeroko oczy, zupełnie nie wiedząc co się dzieje. Mój Boże, to  był najgorszy wieczór mojego życia…
*
Skrzywiłam się, zakrywając ręką oczy i jęknęłam cicho, czując jak ból rozsadza moją głowę. Zdecydowanie nie powinnam wczoraj tyle pić. A tyle razy już postanawiałam, że koniec z alkoholem i co? Jak zwykle gówno z tego wszystkiego wyszło.
Westchnęłam, leniwie otwierając oczy i najciszej jak umiałam wstałam z łóżka, aby nie obudzić Zayna. Wiedziałam, że poranne pobudki nie są jego mocną stroną, więc za wszelką cenę starałam się tego unikać, bo potem przez cały dzień był drażliwy jak baba w ciąży.
Krzywiąc się od zimnej podłogi przeszłam przez zagracony śmieciami i ludźmi salon i skierowałam się w stronę tak samo brudnej kuchni. Wyciągnęłam z lodówki karton soku pomarańczowego, bynajmniej nie w celu wypicia go. Przyłożyłam sobie napój do czoła i z cichym westchnieniem oparłam się plecami o blat. Zignorowałam ból, który temu towarzyszył i przymknęłam oczy, chroniąc je przed zdradzieckimi promieniami słońca wpadającymi przez odsłonięte i uchylone okno.
- Brak tabletek, co? – Wychrypiał Niall, wyczołgując się spod stołu.
Skinęłam jedynie głową nie mając nawet siły na otwarcie ust. Szurając nogami przedostałam się do stołu i rzuciłam się na krzesło, po czym oparłam głowę o chłodny blat stołu. Zastanawiałam się jak Niall dał radę tu spać, skoro temperatura w kuchni nie przekraczała chyba zera. Było tutaj tak zimno, że nawet moje dżinsy i bluza, w których spałam nie pomagały. Miałam wrażenie, że zaraz zamarznę.
- Zamknij okno – wyszeptałam, walcząc z ogarniającymi mnie powoli mdłościami.
Mój wymęczony po wczorajszej nocy żołądek urządzał sobie prawdziwą imprezę w moim brzuchu. Starałam się to ignorować, ale naprawdę marnie mi szło, bo pulsowanie w głowie nie ustawało, cała się trzęsłam z zimna, a w dodatku czułam, jak wszystko przelewa mi się w żołądku. W dodatku chciało mi się siku, a nie miałam siły, żeby wstać od stołu i pójść do łazienki, która i tak pewnie była zajęta przez któregoś ze śpiących tam imprezowiczów, którzy wczoraj wypluwali sobie wnętrzności do mojego kibla i wanny.
- Mój Boże, wyglądacie jak zombie – powiedział przesadnie głośno Liam, a ja warknęłam cicho jakieś mało oryginalne przekleństwo.
- Zamknij się, kurwa – syknął Niall, najwyraźniej równie wymęczony co ja.
Naprawdę nie miałam dzisiaj siły na jakiekolwiek sprzeczki, a już na pewno na takie wyszukane tortury, jakie postanowił mi zafundować Liam.
Tak, Liam postanowił doszczętnie nas dobić. Włączył bowiem radio, z którego leciały jakieś obrzydliwe techno piosenki i zaczął podśpiewywać pod nosem, tłukąc szafkami „w poszukiwaniu talerzy i szklanek, bo chce wam zrobić pyyyszne śniadanko”. Czułam jak mój żołądek na przemian ściska się i rozluźnia.

- Zaraz rzygnę – jęknęłam, pochylając się i przyciągając sobie pod nos leżący na podłodze garnek. 

środa, 7 sierpnia 2013

Chapter 5

Byłam spóźniona i to było jedyne o czym myślałam, kiedy dłuższa wskazówka złotego zegarka na moim prawym nadgarstku w nienaturalnie szybkim tempie zbliżała się do dwunastki.
- Szybciej, Haimitch, szybciej – mruczałam do siebie pod nosem, jak na złamanie karku pędząc ulicami Londynu, które jak na złość zapchane były dzisiaj setkami turystów i fanów, którzy co rusz prosili mnie o autograf lub wspólne zdjęcie. W tej chwili przeklinałam siebie za wyznawanie głupie zasady „fani są najważniejsi”.
Dopadłam do oszklonych drzwi niewielkiej kawiarenki i zatrzymałam się gwałtownie. Odetchnęłam i poprawiłam włosy, przeglądając się w ekranie komórki. Oblizałam spierzchnięte, od silnego wiatru, usta i pchnęłam drzwi, otwierając je na całą szerokość. Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam, że Harry siedzi w najdalszym i najbardziej zacienionym kącie pomieszczenia.
Lubiłam tą kawiarenkę. Jej przyjemny wystrój zawsze wprawiał mnie w dobry nastrój. Ściany w kolorze kawy z mlekiem uspokajały mnie, podobnie jak lekko przytłumione światło wydobywające się ze staromodnych żyrandoli. Generalnie atmosfera tego miejsca była niezwykle przyjemna.
Kiedy podeszłam do stolika Hazz akurat mieszał swoją kawę i w pierwszej chwili nawet mnie nie zauważył. Kiedy jednak wymruczałam ciche „hej” w jego stronę poderwał się ze swojego fotela i mocno mnie przytulił.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz – odetchnął.
Pospiesznie wyswobodziłam się z jego uścisku, czując gorąco rozlewające się po całym moim ciele i usiadłam na fotelu ustawionym dokładnie naprzeciwko miejsca, które zajął Styles. Po chwili Harry usiadł na swoim miejscu i wbił wzrok w swoją filiżankę z kawą. Ujęłam w dłonie serwetkę, która byłam ułożona na stoliku i zaczęłam ją na przemian składać i rozkładać. Po upływie kilku minut milczenia westchnęłam z lekkim rozdrażnieniem i odkładając serwetkę usiadłam wygodniej w fotelu.
- O czym chciałeś porozmawiać, Harry? – Zapytałam.
Chłopak milczał jeszcze prze chwilę, aż w końcu upił kilka łyków ze swojej filiżanki i oblizał usta. Na moich ramionach pojawiła się gęsia skóra, kiedy zobaczyłam ten znajomy gest i mimowolnie przygryzłam dolną wargę.
- Chodzi o to, że chciałem cię naprawdę bardo przeprosić za to, że wtedy tak bez słowa cię zostawiłem. I za moje zachowanie przez te kilka tygodni wcze…
- Dosyć – przerwałam mu, marszcząc brwi. – Wiesz, co o tym sądzę, Harry. Nie chcę twoich przeprosin.
Oczy kędzierzawego rozbłysły na moment czymś na kształt złości lub irytacji, ale zignorowałam to. Byłam już przyzwyczajona do jego wybuchów i dziwnych humorków, ale myślałam, że skoro „chciał to wszystko naprawić”, to chociaż coś z tym zrobił.
- Candice… Myślę, że powinnaś jeszcze raz to przemyśleć – powiedział przełykając ślinę, a jego głos drżał. Nie wiedziałam z jakiego powodu i jakoś nie chciałam się dowiadywać. – Ja naprawdę nie czuję nic do Natalie, uwierz mi i… Chciałbym, żeby wszystko było tak jak dawniej.
Czułam, że moja twarz płonie i to wcale nie z zakłopotania. Rozchyliłam lekko usta, będąc w zupełnym szoku i nie mogąc uwierzyć, że Harry naprawdę myślał, że mogłabym do niego wrócić.
To nie tak, że nie pamiętałam już tych wszystkich miłych, namiętnych chwil, które razem spędziliśmy. To nie tak, że nie chciałam do nich wrócić… Chodziło bardziej o to, że w mojej pamięci były też chwile cierpienia, kiedy Harry wychodził z domu na kilka dni, włóczył się po klubach, uprawiał seks z przypadkowymi dziewczynami i nawet nie raczył napisać esemesa, że wszystko u niego w porządku. Bałam się, że kiedy do siebie wrócimy i wszystko już będzie w porządku, że kiedy będę już wreszcie szczęśliwa… Te chwile niepewności znowu wrócą.
Kiedy już zebrałam się, żeby mu odpowiedzieć, mój telefon, który do tej pory bezczynnie leżał sobie na stoliku, zaczął uporczywie wibrować, a na ekranie pojawił się duży napis „Zayn!! :*** :> Malik”. Drgnęłam zaskoczona, a Harry posłał mi zdziwione spojrzenie. Pospiesznie przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam komórkę do ucha.
- Tak? – Przełknęłam ślinę i oblizałam spierzchnięte wargi.
- Kochanie, gdzie jesteś? – Usłyszałam, a moje mięśnie natychmiast się spięły. –Chciałem wyjść dzisiaj z chłopakami, a nie wzięłaś kluczy, więc bym ci je podrzucił.
I co teraz, Haimitch? Powiesz prawdę, czy skłamiesz?
Zacisnęłam mocniej zęby pragnąc jedynie, aby rosnące we mnie poczucie winy już się ulotniło. Moje serce zabiło nienaturalnie szybko, kiedy zdałam sobie sprawę, że rozważałam powrót do Harry’ego, będąc w szczęśliwym związku z Zaynem.
Nie wierzyłam w to, co właśnie działo się w mojej głowie.
- Ja… - odchrząknęłam cicho i odetchnęłam. – Zayn, ja niedługo będę w domu, dobrze? O której chciałeś wyjść?
Spojrzałam niepewnie na Harry’ego, który zacisnął usta w wąską linię i odwrócił twarz w stronę okna, zamykając oczy.
- No nie wiem, dasz radę w dwadzieścia minut?
Mruknęłam cicho w odpowiedzi i jak zwykle rozłączyłam się bez pożegnania. Schowałam telefon do kieszeni ciemnozielonego płaszczyka i wstałam z miękkiego fotela. Harry bez zastanowienia zrobił to samo i zdjął z oparcia fotela swoją szarą, cienką bluzę. Rzucił na stolik kilka banknotów, nawet nie patrząc na ich nominały i wyszedł z kawiarni nawet na mnie nie czekając. Pospieszyłam za nim i zmarszczyłam brwi, widząc, ze stoi przed wejściem wyrazie na mnie czekając.
- Odprowadzisz mnie? – Zapytałam cicho, a on tylko skinął głową, wzdychając ciężko. – A powiesz mi przy okazji, dlaczego nie wróciłeś wtedy do domu? – Zaryzykowałam, uśmiechając się zachęcająco.
Widziałam, że ten temat nie jest dla Hazzy łatwy. Ale bardzo chciałam poznać odpowiedź na to pytanie, bo męczyło mnie to przez rok. I liczyłam się z tym, że najprawdopodobniej odpowiedź mnie nie uszczęśliwi. Przez tak długi okres czasu zdążyłam już przywyknąć do tej myśli.
- Nie.
Momentalnie moja mina zrzedła. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Sądziłam, ze jeśli Harry okazuje chęć odbudowania naszej relacji, to przynajmniej nastąpi teraz między nami faza „zero sekretów, zero kłamstw”. Najwyraźniej jak zwykle się pomyliłam.
- Okej – pokiwałam tylko głową, wzruszając ramionami.
Miałam nadzieję, że przez ten gest pokażę, że wcale nie zależy mi na odpowiedzi, mimo że tak naprawdę było wręcz przeciwnie.
Do końca drogi do mojego domu żadne z nas nie powiedziało już ani jednego słowa. Chyba nawet mnie to cieszyło, bo nie miałam ochoty na jedną z tych niezobowiązujących pogawędek na temat pogody lub obecnej sytuacji politycznej.
Stanęłam pod wejściem do budynku, odwracając się tyłem do drzwi i odchrząknęłam.
- Cieszę się, że się spotkaliśmy, Harry – powiedziałam. – I mam nadzieję, że teraz już będziesz w stanie ułożyć sobie beztroskie życie ze swoją dziewczyną – uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ale…
- Nie, Harry – pokręciłam głową, przerywając mu. – To było nasze ostatnie spotkanie, które definitywnie zakończyło nasz związek, rozumiesz?
*
Odetchnęłam głęboko, starając się uspokoić. Starałam sobie wmówić, że to nic takiego, że absolutnie nie zmieni to naszych relacji, ale nie umiałam.
- Okej, skarbie – mruknął Zayn, głaszcząc mój policzek. – Po prostu to z siebie wyrzuć, obiecałem, że nie będę zły, tak?
Pokiwałam głową, zaciskając swoje drżące dłonie w pięści. To jednak nic nie dawało, bo nadal cała się trzęsłam, mimo milionom zabiegów odprężających, jakie zrobiłam zanim mój chłopak wrócił do domu.
- Jeśli kupiłaś nową parę butów, to miej świadomość, że nie mamy już gdzie ich trzymać, więc…
- Spotkałam się dzisiaj z Harry’m – wyrzuciłam z siebie.
Wyraz twarzy chłopaka momentalnie się zmienił. Jego oczy delikatnie pociemniały, ale wiedziałam, że nie jest zły. Raczej zraniony i zaniepokojony, co zabolało też mnie i to całkiem mocno.
Zayn oblizał wargi i przeczesał włosy palcami, delikatnie pociągając za ich końce. Obserwowałam go, starając się wmówić sobie, że dobrze zrobiłam mówiąc mu o tym. Ale miałam świadomość tego, że widząc go zranionego, ranię też siebie i to dużo mocniej, niż gdybym mu o tym nie powiedziała.
- Ale nie masz się o co martwić – dodałam pospiesznie, poniekąd też po to, aby uspokoić samą siebie. – Powiedziałam mu, że to nasze ostatnie spotkanie i żeby ułożył sobie wreszcie życie ze swoją dziewczyną i…
- Spokojnie, kochanie – mruknął chłopak, przerywając mi. – Powiedz mi tylko jedno… Kochasz go?
- Co? – Uniosłam brwi, lekko zaskoczona. – Nie, oczywiście, że nie.
Twarz chłopaka momentalnie pojaśniała, a jego idealne wargi ułożyły się w kształt uśmiechu. Odetchnęłam z ulgą, kiedy pochylił się i pocałował mnie szybko.
- Ufam ci, okej? – Wyszeptał.
Zagryzłam wargę i uśmiechnęłam się delikatnie. Szybko ściągnęłam z siebie koszulkę i mocno przywarłam do ust swojego chłopaka.
*
- Serio?! – Wykrzyknął Louis z wyraźną pretensją w głosie i wyrzucił ręce w górę. Pokręciłam głową z politowaniem i rzuciłam w szatyna garścią popcornu. – No co? Znowu oszukiwał!
Wywróciłam oczami i zachichotałam cicho. Chłopcy potrafili być czasem tacy zabawni. Perrie tylko prychnęła głośno i nałożyła na swoje paznokcie kolejną warstwę odżywki. Spojrzałam na dziewczynę, ale ona tylko zmierzyła spojrzeniem moje nieuczesane włosy i odwróciła wzrok. Spojrzałam porozumiewawczo na Danielle, która pokiwała głową i skrzywiła się prawie niezauważalnie.
Wszyscy zwrócili uwagę na to, że ostatnio z Perrie działo się coś bardzo niedobrego. Owszem, dziewczyna przychodziła na wszystkie nasze umówione spotkania, ale zazwyczaj miała przy tym tak obrażoną minę, że prawie zawsze odchodziła mi ochota na jakiekolwiek wygłupy.
Od kiedy tylko poznałam chłopaków, Dan i Pezz wydawało mi się, że mogę być przy nich całkowicie naturalna i z niczym się nie krepować. Mogłam przy nich chodzić nieumalowana i z potarganymi włosami, a oni mimo tego nigdy mnie nie oceniali, ani nie patrzyli na mnie krzywo.
Perrie ostatnio jednak sprawiała, że powoli zaczynałam w to wątpić.
- No błagam cię, Louis – prychnął Liam. – Po prostu nie umiesz w to grać – zachichotał.
Uniosłam brwi i zaśmiałam się głośno, a Iris i Danielle niemal natychmiast  do mnie dołączyły. Nie mogłam uwierzyć, że gra „My Little Pony” może wzbudzić w chłopakach takie emocje. Kupiłyśmy ją dzisiaj z Iris, aby wybić chłopcom z głowy granie dzisiaj na konsoli. Niestety nasz plan nie zadziałał, ale chyba nie byłam jakoś szczególnie rozczarowana.
- Zayn, skarbie – zagruchałam. – Mam nadzieję, że to wygrasz, bo jak nie, to jesteś baba i tyle.
- Ej! – Oburzył się Louis.
Wywróciłam oczami rozmyślając nad tym, jaki to mój przyjaciel zrobił się ostatnio delikatny i wrażliwy.
- No błagam, Lou, zachow… - zaczęłam, ale przerwał mi dźwięk dzwonka do drzwi.
Uniosłam brwi, podnosząc się z kanapy i posłałam przyjaciołom pytające spojrzenie. Liam tylko pokręcił głową, wzruszając ramionami, a ja zrozumiałam, że najwyraźniej gość był nieproszony.
Westchnęłam rozdrażniona, bo ostatnio ilekroć spotykałam się z kimkolwiek zawsze pojawiła się jakaś irytująca osoba, która postanowiła to spotkanie zrujnować. Pech chciał, że zazwyczaj tą osobą był Styles, którego nie chciałam teraz widzieć.
Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam drzwi w swoją stronę. Kiedy tylko ujrzałam zielone oczy i ciemne loki naszego nieproszonego gościa, mimowolnie jęknęłam z rozpaczy. Za mną momentalnie zjawili się wszyscy zebrani w salonie (oprócz Perrie, oczywiście, bo ona jak zwykle miała to wszystko w dupie), posyłając chłopakowi mało przyjazne spojrzenia.

Kobiecy instynkt podpowiadał mi, że chyba lepiej by było, gdybym tym razem nie otwierała drzwi.